Reklama:

Mistrz Antoni Kępiński

prof.dr hab.n.med. Zdzisław Jan Ryn

Ten tekst przeczytasz w 31 min.

Mistrz Antoni Kępiński

Pantherstock

Czytanie książek

Postać Kępińskiego zwolna przechodzi do panteonu najwybitniejszych luminarzy polskiej psychiatrii i jest utożsamiana z krakowską psychiatrią humanistyczną.

Reklama:


Nie lubił psychiatrii "delikatesowej" na jaką z natury rzeczy skazana była klinika uniwersytecka. Dlatego w przyjmowaniu chorych do kliniki od lekarzy dyżurnych wymagał jednakowego traktowania każdego, niezależnie od statusu społecznego, czy wykształcenia. Współpracowników dzielił nie według stopni naukowych i ich pozycji, ale według ich postawy i stosunku do chorych. Reagował zdecydowanie, kiedy cele naukowe zaczynały dominować nad bezpośrednim dobrem chorego. Jako nauczyciel oddziaływał poprzez przykład. Wymagając od siebie pokazywał jak winniśmy wymagać od siebie. Nie lubił zebrań administracyjnych, czas na zebrania uważał za stracony. Nie pełnił też żadnych funkcji, unikając sprawowania władzy. Kierownictwo kliniki objął na wyraźne polecenie rektora Akademii Medycznej.

Oto portret Kępińskiego, naszkicowany przez profesora Adama Szymusika, jego następcę na katedrze:
Swoim wyglądem czy zachowaniem niczym się nie wyróżniał. Tym niemniej jego wypowiedzi słuchano ze specjalną uwagą; do niego zwracano się w przypadkach trudnych lub w sytuacjach konfliktowych. A przecież on sam nie robił nic, aby się wybić - wręcz odwrotnie - jakby był zawstydzony tą sytuacją, usuwał się w cień, na pierwszy plan wysuwając innych. Zwykle był tolerancyjny dla wszystkich, pobłażliwy i wyrozumiały dla różnych słabostek. Dla niego samego kontakt z chorym stanowił przyjemność.
Prace naukową i dydaktyczną uważał bardziej za przywilej niż obowiązek. Nie znosił manipulacji, fałszywych postaw, zawsze stawał w obronie tych, którzy się skarżyli, chociaż nie zawsze mieli rację. Unikał wszelkiej ceremonialności i oficjalności. Wielokrotnie, jakby przypadkiem, pojawiał się w klinice, kiedy ktoś miał swój pierwszy dyżur [...] Miał bardzo osobisty, przyjazny stosunek do każdego, z kim się stykał, a w szczególności do swoich współpracowników. Znał ich rodziny, dzieci, interesował się ich zdrowiem i postępami w nauce [...].
Na nim nikt się nie zawiódł [...]. Był nie tylko szanowany - był po prostu kochany. Większość z nas nie wyobrażała sobie postępowania wbrew jego zdaniu .


Zdaniem Romana Leśniaka najistotniejszą cechą charakteru Kępińskiego była konsekwencja i przykład osobisty, absolutna spójność między tym co mówił i co czynił. Nie było w nim cienia zawiści czy zazdrości. Oto mozaika obserwacji i wypowiedzi, które szkicują postać Mistrza Antoniego:


Wysoki, przystojny, szczupły, uśmiechnięty... Lubił ubierać się niewyszukanie.... Unikał twardych kołnierzyków z krawatem...Fryzurę nosił krótką, gładką. Głos miał niski, spokojny. W kieszeni miał fajeczkę, starał się do niej o tytoń angielski; palił go w chwilach spokojnych, pod wpływem dobrego humoru. Lubił gromadzić świątki i rzeźby miniaturowe. Inwentarzyka dopełniała płaska, metalowa, srebrna, elegancka "prohibitka". Zabierał ją np. na obrony prac doktorskich, żeby kapką whisky w nakrętce uspokoić doktoranta ulegającego tremie i obawie. W brydżu rozgrywał świetnie, ale trudno go było namówić do gry. Również nie lubił tańczyć. Samochodu nie miał...Chodził w sandałach, jak świecki święty. Z nim trudno było - jak to się mówi - pójść na wódkę, on musiał płacić.
Pracę traktował jako lekarstwo zarówno na własne wady, jak i na smutki. Ponad miarę wymagał od siebie... Obdarzał zwierzęta człowieczą życzliwością, miłością i cierpliwością. Od najwcześniejszego dzieciństwa garnął się do zwierząt. Pomagał im jak umiał, karmił je, dawał zastrzyki choremu bydłu, leczył kotki z zapalenia płuc, uwalniał psy z uwięzi. Ostatni kot profesora, Antoś lub Dializek, towarzyszył mu w ciężkiej chorobie, nawet w okresie dializowania.

 

fot. ojoimages


Ci, którzy mieli szczęście u Kępińskiego "terminować", wiedzą dobrze, że nie traktował wszystkich jednakowo. Przeciwnie: wyróżniał i wspierał tych, którzy byli słabi; bardziej lubił tych, których inni nie lubili; kochał niekochanych. Może w tym kryła się tajemnica jego szczególnej zdolności wyzwalania w innych tego co najlepsze: odkrywania dobra w najgorszym; dostrzegania nadziei w beznadziejności i wskazywania walorów twórczych nawet w chorobie.


Koncepcja psychiatrii aksjologicznej Kępińskiego zrodziła się w naturalny sposób z wyznawanej przez niego hierarchii wartości. Praktycznym wyrazem tej hierarchii było dążenie do doskonałości, a maksymą postępowania wobec bliźniego była wiara, nadzieja i miłośćNie bez powodu sięgał Kępiński do Pisma Świętego jako Księgi Ksiąg, ale też jako do - jak czasem mawiał - najlepszego podręcznika psychiatrii. Ci, którzy go dobrze znali - napisze jeden z uczniów Kępińskiego - pamiętają, że był przepojony pierwiastkiem religijności, czyli posiadał coś w rodzaju immanentnej potrzeby wiary religijnej. Był człowiekiem głębokiej wiary, ale swe uczucia religijne traktował jako wartość prywatną i intymną.


Wobec chorych
Piątki przeznaczał na przyjmowanie chorych spoza kliniki, w większości byłych pacjentów. Przed "piwniczką Kępińskiego" w suterenach kliniki od świtu gromadziły się rzesze pacjentów. Oto relacja pacjenta:
Ten malutki pokoik w piwnicy, to okienko poniżej poziomu chodnika, tworzyło specyficzny nastrój. W fotelu siedział Docent, palce miał założone na policzek, brodę opartą na ręku, i słuchał. Słuchał, słuchał, i sam niewiele mówił. Ale to co mówiliśmy, to było pełne... szoku. Siadam przy Kępińskim i opowiadam o swoich spostrzeżeniach... W pewnym momencie pyta mnie Docent, jak wyglądają te Pańskie zjawiska na ulicach? Więc ja mówię: wysuwanie języków, złośliwe śmiechy, znaki rękami...
- I to tak wszędzie gdzie Pan chodzi?
- Wszędzie!
- Panie doktorze, niech się pan ubiera, idziemy na Rynek. Wziął mnie pod rękę, przeszliśmy miasto, okrążyliśmy Rynek. Dostrzegałem te swoje "złudzenia", może w mniejszym stopniu, może dlatego, że nadający widzieli, że nie jestem sam, a może dlatego, że uspokajała mnie obecność docenta Kępińskiego.
Psychoterapia zaczęła wyglądać coraz ciekawiej. Te nasze rozmowy, jak zauważyłem, miały zainteresowanie obustronne, i to mnie pobudzało. Kiedyś siadam przy doktorze Kępińskim, jak zawsze przyjął tą swoją pozę, i słucha, słucha, słucha, a ja czym więcej słucha, tym więcej mówię. Wreszcie już nie miałem nic więcej do powiedzenia, i widzę, że Docent śpi. Oczywiście nie miałem z tego tytułu pretensji, gdyż wiedziałem jak ten człowiek szalenie pracuje.

 

POWIĄZANE DYSKUSJE NA FORUM Z KATEGORII Inne tematy

🍁🎉 KONKURS! Jesienna chandra: jak sobie z nią radzić? Odpowiedz na pytanie i wygraj zestaw kosmetyków! 🍁🎉
Cześć Wszystkim! Mamy przyjemność ogłosić, że właśnie ruszył nasz nowy serwis: Medforum.pl! 🚀 Na tej platformie znajdziesz najbardziej aktualne informacje, artykuły i porady z zakresu farmacji, ...
Chcemy poznać Twoją opinię!
Cześć! 🌟 Chcielibyśmy jako Redakcja Serwisu poznać Twoją opinię na temat tworzonych przez nas treści: newsów, porad i artykułów pochodzących spod pióra lekarzy, a także copywriterów medycznych. ...
Edycja na portalu uciążliwa
Dzień dobry, Na tym portalu edycja jest trudna. Gdy wpisuje się jakiś temat lub wątek to łatwo go napisać. Natomiast podczas edytowania pojawiają się fragmenty kodu html. Sądzę, że to raczej proble...
Psychiatria.pl to teraz ForumPsychiatryczne.pl
Drodzy Użytkownicy! Witamy na nowej odsłonie serwisu ForumPsychiatryczne.pl, który zastępuje dawny serwis Psychiatria.pl. Zmiany w serwisie oraz na forum dotyczą całej szaty graficznej i nie...
Reklama:
Reklama: