Witam szanownych użytkowników!
Na wstępie powiem, że nie będę tu pisał o sobie, a o swojej przyjaciółce... Nazwijmy ją A.
Otóż od kilku lat przyjaźnię się z A., która, jak się dowiedziałem ostatnio, ma kilku wymyślonych przyjaciół. Tj. o jednym dowiedziałem się prawie dwa lata temu - było to tak, że ja jej powiedziałem swoją "tajemnicę", a potem A. uznała, że nie może mi pozostać dłużna i powie mi swoją, powiedziała więc, że ma wymyślonego przyjaciela - że miała go w dzieciństwie, a niedawno on wrócił ponieważ ona gdzieś w internecie znalazła poradnik jak zrobić sobie "tulpę" (nie będę tu wchodził w tłumaczenie co to jest, Google służą) i jak zaczęła nad tym pracować, to właśnie on się stał tą "tulpą". Popytałem trochę o niego, powiedziała że rozmawia z nim kiedy ma jakiś problem etc. - stwierdziłem, nic wielkiego. Niektórzy gadają sami ze sobą, to ona może z wymyślonym przyjacielem. Problem zaczął się kiedy się w niej zakochałem, a ona mi powiedziała, że to nie tak, że jej się nie podobam, ale nie może ze mną być, zatem zacząłem dociekać... Okazało się, że przyjaciel jest w istocie chłopakiem, i że całe to zjawisko idzie o wiele dalej, niż sądziłem. Ona nie postrzega go jako wymyślonego przyjaciela, tylko jako byt, który w jej głowie uzyskał samoświadomość, w sensie to już nie jest dla niej wymyślona relacja, tylko relacja prawdziwa - z chłopakiem, który miał pech "urodzić się" w jej głowie i nie ma własnego ciała, ale w jej oczach ma samoświadomość, osobowość, własne uczucia. Moim zdaniem idzie to w stronę jakichś zaburzeń urojeniowych, ale nie mnie to oceniać - A. w życiu sobie radzi, co prawda przez długi czas byłem jedynym jej bliskim przyjacielem, a na dodatek ta przyjaźń miała swoje wzloty i upadki przez to, że próbowałem jakoś na nią wpłynąć żeby zaczęła brać mnie pod uwagę w sprawach romantycznych (na ten czas odpuściłem to sobie, chociaż ona nadal jest jedyną osobą, w której się zakochałem i uważam ją za najlepszego przyjaciela; kwestia dopasowania osobowości, moralności, gustów, zainteresowań). Nie jestem pewien jak wyglądają inne przyjaźnie, ale jestem w 90% pewien, że tylko mi opowiedziała o "przyjacielu", a biorąc pod uwagę jak ważną rolę on odgrywa w jej życiu to chyba dość ważne w szczerej, bliskiej przyjaźni.
Tak jak wspomniałem, ostatnio dowiedziałem się, że wymyślonych przyjaciół jest teraz kilku. Podejrzewam, że powstali ostatnimi czasy. Pies, facet "który dużo nie mówi" i kobieta, która jej nie lubi, ale z tego jak ją opisała obrazuje to, czym ona chyba chciałaby być. Przy okazji fakt, że kobieta jej nie lubi wg. niej tłumaczy, że ona wcale nie stworzyła sobie tego chłopaka, żeby był jej chłopakiem, tylko on się zakochał tak sam w siebie zyskując samoświadomość (kiedyś to zasugerowałem kiedy oznajmiła mi, że chłopak powiedział, że był w niej zakochany odkąd go stworzyła - powiedziałem, że to brzmi jakby stworzyła go, żeby ją kochał). Z mojego punktu widzenia to przynajmniej kobieta jest mechanizmem, żeby wyprzeć jakoś ten pomysł z tworzeniem sobie chłopaka, bo ona często wspomina o tym, że to nie jest tak, że stworzyła go bo jest samotna czy coś i że to wyszło przypadkiem że są "razem".
Jeśli chodzi o jakieś tło: A. ma 23 lata, tak jak mówiłem dobrze sobie radzi w życiu - ma znajomych, chociaż nie są to bliscy przyjaciele, ma pracę, studiuje, różne hobby... Życie rodzinne pozostawia natomiast wiele do życzenia; o ile z rodzeństwem wydaje się mieć dobre stosunki, rodzice to twardy orzech do zgryzienia. Ojca nie miałem okazji poznać - zostawił rodzinę lata temu, ponoć był kwintesencją "śmiecia ludzkiego", kiedyś powiedziała, że martwi się o swoje przyrodnie siostry, bo "ojciec zachowywał się ślisko ze swoją pierwszą córką" (czyt. nią). Matkę trudno ocenić - zadbała o swoje dzieci jak tylko mogła, po tym jak ojciec ją zostawił, ale absolutnie nie ma szacunku do córki. Kiedy ja nocowałem u nich kilka dni, oskarżała córkę, że się "szmaci" mimo że spaliśmy w oddzielnych pokojach i w ogóle. A. twierdzi, że matka zawsze faworyzowała braci, zgadując że to dlatego że ojciec interesował się bardziej córką niż synami.
Co ja sam mogę powiedzieć o A. - ma STRASZNIE niską samoocenę - robi naprawdę dużo fajnych rzeczy, ma godne pozazdroszczenia umiejętności, wygląda dobrze, a jednak często widać, że uważa, że powinna robić więcej i lepiej, musi się przekonywać, że "radzi sobie przeciętnie" (jak dla mnie jest powyżej przeciętnej w wielu obszarach życia), a swój wygląd podsumowuje krótkim "brzydula".
Poza tym ma problem z budowaniem bliskich relacji - łatwo rezygnuje, ze mnie też by już dawno zrezygnowała gdyby nie to, że sam wyciągam do niej rękę. Gdybym nie wykazywał inicjatywy, nasza znajomość skończyłaby się w momencie, kiedy dała mi kosza i powiedziała, że musimy zrobić sobie "przerwę" - to ja po paru miesiącach przeprosiłem za wszystko co zrobiłem i zapytałem, czy wystarczy już tej przerwy, a ona szybko przyjęła przeprosiny. Ona często powtarza, że jestem świetnym kumplem, nie tylko mnie ale i wspólnym znajomym, nawet temu swojemu "chłopakowi" powiedziała, że jestem jej najlepszym przyjacielem, ale i tak jestem w 99% pewien, że nie odnowiłaby kontaktu, gdybym ja tego nie zrobił. Ona po prostu nie potrzebuje przyjaciół, bo ma tego swojego chłopaka.
No i ostatnia rzecz - ona nie lubi introspekcji. Jak ma myśleć albo rozmawiać o czymś, co jest dla niej "niewygodne", zmienia temat, stara się o tym nie myśleć, etc. a ja uważam, że to nie jest dobre, bo z własnego doświadczenia wiem, że dopóki nie dojdziesz z rzeczami, które są dla ciebie "niewygodne", do ładu, to jednak jakieś nieprzyjemne poczucie z tyłu głowy zostaje i lepiej się czujesz, jak już dojdziesz do tego skąd ono wynika i jak rozwiązać problem...
No to teraz koniec mojego wywodu i pora na to, po co tu przyszedłem:
Jak powinienem się zachowywać w takiej sytuacji? Zależy mi na niej, nawet jako "tylko " przyjaciółce, nie dogaduję się z nikim innym tak dobrze. To naprawdę wspaniała osoba. Ale fakt, że "przyjaciele" się namnożyli trochę mnie martwi, na dodatek ten motyw z jedną, która jej nie lubi i tłumaczeniem sobie, że to nie tak, że stworzyła sobie chłopaka do kochania. Martwię się, że to wypieranie problemów będzie szło dalej, albo co. Sugerowałem kiedyś terapeutę, ale A. stwierdziła, że nie chce do niego iść bo każe jej "zabić" jej chłopaka. Potem tłumaczyła się jeszcze brakiem kasy i że na NFZ się długo czeka.
Przyjąłem taką "taktykę", że traktuję tych przyjaciół jak prawdziwe osoby - wspieram ją i nie daję po sobie poznać, że oceniam, bo w końcu jestem jedną z nielicznych osób, z którymi może na ten temat porozmawiać. Tylko teraz się zastanawiam, czy jej problemy rozwiążą się same, czy może będzie w to popadać głębiej...?