Terapeuta 1 rzekł, że ciężko jest mi pomóc, bo jestem za mądra. Terapeutka miała przynajmniej plan: 2-3 sesje i potem podzieli się swoimi spostrzeżeniami. Jako osoba, która nie umie się bronić i myśli, ze zasługuje na złe traktowanie, ignorowałam znaki ostzregawcze. Np. wiele razy zwracala mi uwagę, że jest we mnie dużo gniewu. Na 3 sesji uczzepiła się tego, że nie mam kontaktu z bratem. W niedzielę przed Halloween napisałam mu, że bardzo źle się czuję i że główny czynnik ryzyka samobójstwem to poprzednie próby. On na to: mam nadzieję, że poczujesz się lepiej i zaraz wysłał swoje zdjęcie w przebraniu. Brat wie, że ma ciężką depresję, poprzednie próby, zero wsparcia i wie, że po jednej z prób rozpoczął 2,5 miesięczną kampanię przemocy wobec mnie, wiadomo, jaki miał cel. Wszystko to wiedziała terapeutka, a jednak obwiniała mnie o zerwanie kontaktu, 'bo przecież pani brat chciał dobrze.' I nie chciała zmienić tematu. Potem zaczęła mnie besztać za to, że byłam niezadowolona, bo teraupeta czasami musi powiedzieć pacjetowi coś niemiłego. I jeszcze odmówiła mi swoich spostrzeżeń i zakończyła sesję 7 min wcześniej.