Forum: Psychiatria - grupa dla rodziny i pacjenta
Temat: bardzo toksyczna matka (143)
- https://www.psychiatria.pl/forum/bardzo-toksyczna-matka/watek/505681/9.html#p1122856https://www.psychiatria.pl/forum/bardzo-toksyczna-matka/watek/505681/1.html bardzo toksyczna matka
Witajcie, przeczytałam wszytkiego historie i z jednej strony serce pęka ze spotkało Was coś podobnego a z drugiej zatlila się we mnie iskierka nadzieje ze nie jestem sama z takim problemem na świecie; ( dzisiaj szczególny dzień Wigilia ale właśnie dzisiaj we mnie coś pękło. .. i dłużej nie dam rady; ( może zacznę od początku ponad 2 lata temu poznałam mojego obecnego partnera który jest 8 lat straszy ode mnie ja mam 26 lat. Na początku wszystko było ok dostałam akceptację mojej mamy i myślałam że wszystko ułoży się. Po pół roku spotkania postnanowlislismy ze zamieszkały razem u mnie czyli z moja matka. Jako że ja mieszkam w dużym mieście a on 30km dalej było to sensowne rozwiązanie. Po przeprowadzce moja mama niby ciocia dobra rada dalej próbowała układać nam całe życie nie było mowy o żadnym kompromisu każda decyzję musiała zaakceptować. Raz nawet się na mnie smiertelnie obraziła ze przeniosłam szafkę bez ustalenia tego z nią. Ale ja nadal ślepo zapatrzona w moją matkę. Mój partner na początku bardzo się zaprzyjaznil z mama chociaż ostrzegalam go ze ona jest mistrzynią w udawanie pani idealnej. Po jakimś czasie sytuacja w domu stała się tak napięta ze ja byłam klebkiem nerwów. Mama co chwile prowokowala awantury cały czas coś się jej nie podobało. Albo była umierająca co oczywiście było moja wina albo chodziła obrazona nie wiadomo o co. Kiedy pytałam się co się dzieje słyszałam tylko odpowiedź gowno! po pół roku tych scen postanowiliśmy przesuwać się do domu partnera w którym mieszka tez jego mama. No i wtedy zaczął się ten cyrk który trwa do dnia dzisiejszego. Moja matka urządza regularne awantury ze wybrałam sobie najgorszego faceta na świecie nie będę przytaczać słów których używa bo aż wstyd; ( ze poszłam na wieś do obcej baby a ja zostawiłam sama z dużym domem ze jestem zmija nie mam serca. Ze powinnam utrzymywać dom ze ona beze mnie nie żyje. Chce kontrolować całe moje życie. Ma problem nawet z tym ze tam dokładam się do rachunków a ona ma tu sama za wszystko płacić. Notorycznie gdy przyjezdzalam te same scenariusze. Albo wcale nie odbierała ode mnie telefonów a ja odchodzę od zmysłów ze coś się jej stalo; ( cały czas żyje w poczuciu winy.... nie umiem sobie z tym poradzić. Mój partner zupełnie się odciął nie przyjeżdża ze mną co daje jej kolejna pozywke żeby się na mnie wyżywac ze jest taki siaki.... straszy mnie teraz ze ona dopiero mi pokaże ze wszystkim powie jaka jestem wyrosną córka ze zniszczy mnie i mojego partnera. A ja głupia zrezygnowałam ze świąt z moim partnerem i jego matka która by mi nieba uchylila żeby z nią siedziec; ( bo niw chcialam zeby siedziala sama w taki dzien.....dzisiaj przeszła sama siebie tak mi naublizala ze chyba coś we mnie pękło. Jest wigilia a ja siedzę zapłakana i kompletnie nie umiem sobie poradzić. ....
Żeby było mało pół roku temu przypadkiem dowiedziałam się że tak naprawdę nie jest moja matka bo jestem adoptowana.... a ja nadal się martwię o nią i łudźę się nadzieja ze uda nam się stworzyć normalna relacje. Wiem ze bardzo chaotycznie to napisałam ale emocje wzięły górę.....
Czy mam szansę na normalne życie? - https://www.psychiatria.pl/forum/bardzo-toksyczna-matka/watek/505681/9.html#p1139753https://www.psychiatria.pl/forum/bardzo-toksyczna-matka/watek/505681/1.html bardzo toksyczna matka
Ja odpowiem mam 37 lat mieszkam z matka, nie mam zadnych znajomych bo matka jest na pierwszym miejscu, nigdzie nie wychodze, musze sie tlumaczyc z kazdej minuty poza domem,jak ide do sklepu i wracam troche dluzej to rozlicza mnie z kazdej minuty gdzie bylam. jestem samotna matka tez w sumie dzieki niej bo cale zycie wmawiala mi ze chlopy sa glupie i to zbedny balast i jak sie jest bizneswoman to zadne chlopy nie sa potrzebne, mezow maja tylko glupie baby co sobie w zyciu same nie potrafia poradzic0,tu chyba mowi o sobie bo byla cale zycie na utrzymaniu meza.jak urodzilam dziecko a ojciec dziecka byl z drugiego konca kraju to powiedziala ze sie wnuczki nie tknie jesli z nim wyjade. nie chce jej znac. bo rozlaka bedzie dla niej zbyt straszna wiec nie chce sie przyzwyczajac.wiec wyjechacl corka nie zna ojca.mama jest szczesliwa.kiedy zostalam bez pracy kazala mi zalozyc dzialanosc gospodarcza- zalozylam, kazala mi wynajac drogi lokal wizac sie umowa na rok, zrobilam to, teraz kiedy nic nie zarabiam bo pomysl na profil dzialanosci tez byl jej - ona mowi mi rob co chesz to twoje zycie. cale zycie twierdzi ze dzieci sa po to by utrzymywac rodzicow mieszka w duzym domu nie stac nas na jego utzrymanie, to zslaniajac sie moja corka mowi ze corka tak kocha ten dom ze dla niej tzreba go zatrzymac,. kiedy mowie ze wyjade do anglii do pracy mowi ze pojedzie ze mna!!! kiedy otwieram laptop stoi za mna z tylu i patrzey co robie, kiedy dzwoni o mnie siostra kaze konczyc bo za dlugo rozmawiaml, niegdy nie mialam kolezanek nawet jako dziekco bo czulam to jako zdrade wobec matki, teraz widze ze zrobila mi z zycia pieklo. to sa toksyczne matki.czuje ze nie zyje swoim zyciem tylko jej spelniam jej zachicianki jej zyczenia, nie potrafie sama podjac zadnej decyzji nawet takiej czy kupic buty biale czy niebieskie, dlatego ze pytajac ja o zdanie szukam akcpetacji, bo w glebi duszy czuje ze nie jest ze mnie zadowlona, ciagle i ciagle slysze jeszcze ze sie do nieczgo nie nadaje, jak mowie ze skoro sie nie nadaje to zamknea te dzialanosc gospodarcza to obraca wszystko w zart i mowi ze ona nigdy tak nie mowila..nawet kiedy ide po corke do szkoly idzie ze mna. mowi mi kiiedy mam isc spac.kiedy mam dac dziecku jesc, jak nie robie tego w tej chwili kiedy ona chce to mowi mi ze jestem nieodpowiedzialna matka, czesto slysze ze do niczego sie nie nadaje, od malego slyszalam ze inni ludzie maja mnie w dupie i ze jestem tumanica. mojego ojca cale zycie miala za nic tez go ponizalai poniza nadal choc ciezko pracowal na nas.ciagle mowi z jakiej to ona rodziny nie jest hrabiowskiej, a ojca rodzina to patologia. co jest nieprawda.ona jest patologia. ale najgorszy szantaz to piecie,teraz juz jej zdrowie nie pozwala ale pila bardzo duzo zeby mnie szantazowac, ze kiedy odejde to nie bedzie jej mial kto ratowac nie bedzie miala powodu by sie powstzrymywac przed piciem. kiedy tylko wyjezdzlam na studia i dzwonilam do domu powiedziec ze juz dojechalam na drugi koniec kraju to zawsze byla pijana i belkotala do sluchawki wiec ja myslalm tylko ze musze te syudia jak najszybciej skonczyc zeby byc z nia i jej pilnowac.wypomina mi ze łożyła na moje studia, a to ojciec pracowal.kiedys.powiedziala mi ze pije bo ma raka i wtedy ja mniej boli. ja myslalam ze umiera miala wtedy 15 lat, a ten rak to byl kit zeby pić.oczywiscie zadnego raka nie miala ale ja naprawde myslalm ze moja matka umiera.dodatkowo cale zycie slyszalam ze jej matka odwazyla sie wyjsc za maz dopiero jak jej matka umarla, i itak cale zycie tego kroku zalowala, w domysle poki ona zyje ja nawet pomyslec nie moge o zwiazku. moj ojciec sie juz poddal. aja w moijej glowie cos sie zaczyna budzic. ale poddaje sie jej dla swietego spokoju choc zaczynam jej nienawidzic.caly czas mysle co ona zrobi beze mnie przciez musze pracowac dla niej musze ja utzrymac jej dom, a ja...ona mnie tresuje od kiedy pamietam, mialam moze 4,5 lat kiedy bawilam sie z kolega ktory mieszkal w tym samym domu, wtedy matka mowila0ona ma cie w dupie on ma cie w dupie tylko ja cie kocham .i ja to slysze do dzis. ze wszyscy maja nie w dupie ale teraz kiedy brak pieniedzy zaczyna zagladac nam w oczy widze ze myslal tylko i wylacznie o swoim wygodnym zyciu kosztem mojego zycia.mam 37 lat i niewiele czasu.
- https://www.psychiatria.pl/forum/bardzo-toksyczna-matka/watek/505681/9.html#p1139757https://www.psychiatria.pl/forum/bardzo-toksyczna-matka/watek/505681/1.html bardzo toksyczna matka
dopisze jeszcze ze najnowszy pomysl mojej matki jest zebym to ja wyjechala za granice i przysylala jej poieniadze a ona zostanie z moja corka i bedzie ja wychowywacm bo ja tam zmarnuje swoje dziecko bo jestem zla matka. teraz widze z e mnie nie kocha ze sluze jej do zpaeniwnia wygodnego zycia kocha tylko siebie.dziewczyno uciekaj ciesz sie ze masz mezczyzne ktory cie kocha uciekaj, o zostaniesz na zawsze.
- https://www.psychiatria.pl/forum/bardzo-toksyczna-matka/watek/505681/9.html#p1142955https://www.psychiatria.pl/forum/bardzo-toksyczna-matka/watek/505681/1.html bardzo toksyczna matka
Przeczytałam wszystkie historie i stwierdziłam, że dodam swoją, choć pewnie będzie baaaardzo długa.
Może zacznę od początku. Uważam, że ten wstęp jest ważny aby zrozumieć moją sytuację. Moja mama miała ciężkie dzieciństwo - babcia była rozwiedziona, całymi dniami jej nie było, pracowała od świtu do nocy. Moją mamę i jej rodzeństwo wychowywała prababcia z pradziadkiem, z tego co wiem prababcia była bardzo dobrym człowiekiem ale wymagającym - od małego trzeba było zajmować się obowiązkami, być schludnym, chodzić w niedzielę, koniecznie o 7 rano do kościoła. Moja babcia jedynie przychodziła wieczorem z pracy i robiła "sąd ostateczny" danego dnia - wypytywała się prababci co rodzeństwo przeskrobało i co się działo przez cały dzień. Siostra mojej mamy (starsza) zawsze była traktowana ulgowo, moja mama czuła się strasznie niesprawiedliwie traktowana. Kiedyś opowiadała mi, że posprzątała cały pokój (mieszkały razem w 1), poukładała jej rzeczy (moja mama jest pedantką a jej siostra strasznym bałaganiarzem) i uprzedziła ją, że kogoś zaprosi - to ta specjalnie zrobiła straszny "burdel" w pokoju i nawet jej stronę porozwalała. Mama mówiła mi również, że zabierała jej rzeczy, jadła przydzielone dla niej jedzenie czy słodycze a później zwalała na nią, nawet zabierała jej koleżanki. W sumie najbardziej przykro mi było jak opowiedziała mi sytuacje o tym, że przez całą wiosnę zbierała różne rzeczy i robiła sobie domek na drzewie i wtedy kiedy on miał być prawie gotowy - został całkiem zmieciony z powierzchni ziemi przez jej siostrę, która go odkryła i po prostu chciała jej zrobić na złość.
Jeśli chodzi o moją babcię to z tego co mi opowiadała wyszła za mąż za mojego dziadka z namowy prababci, później okazało się, że dziadek jest typowym sadystą - znęcał się nad nią, kiedyś nawet chciał porwać moją mamę, bo stwierdził, że jest do niego bardziej podobna (wtedy chodziło o wygląd, a teraz jest i z charakterem haha), jak moja babcia się spieszyła i nie domyła 1 łyżeczki, to wyrzucił tą łyżeczkę przez okno. Myślę, że to miało wielki wpływ na moją mamę.
Jeśli o nią chodzi natomiast, zawsze chciała iść na studia, ale babcia zdecydowała że jej siostra pójdzie. Moja mama poszła do technikum dla dorosłych w wieku 15 lat i jednocześnie zaczęła pracować w zakładzie fryzjerskim mojej babci. Babcia chciała żeby ona go przejęła (moja mama oczywiście nie chciała) ale w tym czasie była posłuszna i pomagała jej ze wszystkim. Czasem jak o czymś mi opowiada z tamtego okresu to mówi, że babcia jej nigdy nie pozwalała kupić sobie skórzanej kurtki a ona tak bardzo chciała, nigdy nie dawała jej pieniędzy za pracę u niej.
Moja mama wyszła za mojego tatę po tym jak znali się chyba rok, mój tata był zabawnym człowiekiem, każdy go lubił ale jak przyszło co do czego okazało się... że ma skłonności do znęcania się tak jak mój dziadek i do alkoholu... Z tego co moja mama mi opowiadała nawet jak ja "byłam jeszcze w brzuchu" potrafił już ją bić. Moja babcia kupiła im całe mieszkanie wraz z meblami i wszystkim dosłownie ulicę od siebie. Mój tata namówił moją mamę (jak miałam 3 lata) żeby sprzedać to mieszkanie, pomieszkać z jego ojcem (który też był rozwiedziony), a później się wybudować (później uciekł z tymi pieniędzmi "w Polskę"). Mieszkanie z moim dziadkiem od strony ojca wspominam mimo wszystko dobrze bo czułam że mnie kocha, ale również lubił sobie "wypić" - co źle wpływało na mojego ojca. Mój ojciec nadużywał coraz więcej alkoholu, zaczął nie wracać do domu, obiecywał mi coś po czym nie wracał. W tygodniu chodziłam do przedszkola a w weekendy zawsze jeździłyśmy do babci. Pamiętam, że moja mama w tym okresie bardzo mnie chroniła, żebym widziała jak najmniej i cieszyła się swoim dzieciństwem. Dbała o mnie i w sumie uważała mnie za jedyną podporę, która trzyma ją przy życiu. Wiele razy składała pozwy o rozwód, później wycofywała je, bo ojciec ją urobił... Ja byłam malutkim dzieckiem a ona później nie chciała mi opowiadać więc nie wiem wielu rzeczy. Pamiętam tylko 2 - jedną jak zawsze obiecywał mi coś, to np. w dniu jego rzekomego przyjazdu siedziałam jak pies pod drzwiami i myślałam że każde kroki na klatce to są jego (on oczywiście nie przyjeżdżał). Moja mama próbowała mnie wtedy czymś zająć ale zwykle nie pomagało. Kolejna sytuacja to jedna jedyna kiedy widziałam jak mój ojciec się nad nią znęca. Bawiłam się u siebie w pokoju a oni zaczęli się kłócić (moja mama zawsze spokojnie do niego mówiła a on wpadał w szał), nagle usłyszałam ciszę. Poleciałam do kuchni gdzie byli i zobaczyłam moją mamę opierającą się o parapet przy oknie i mojego ojca który był odwrócony ode mnie plecami i ją dusił... Podbiegłam wtedy i z całej siły zaczęłam go uderzać swoimi piąstkami i krzyczeć żeby puścił mamę. Jakoś chyba dzięki temu się opamiętał... Pamiętam również, że po tej sytuacji w nocy dostałam pierwszy raz ataku anafilaksji fizykalnej (w tym czasie lekarze myśleli że to po prostu uczulenie na coś, alergia). Pamiętam też, że jak tylko musiałam zostać z moim ojcem, nie czułam się przy nim bezpiecznie mimo że mi go brakowało i bardzo chciałam jego miłości. Tak naprawdę to zawsze czułam się za niego odpowiedzialna, żeby czegoś nie odwalił...
Później, kiedy moja mama w końcu się z nim rozwiodła (byłam wtedy w 2 klasie szkoły podstawowej), miałyśmy spokój jeśli chodzi o niego ale było nam bardzo ciężko, moja mama miała 2 prace, pamiętam że wstawałam rano do szkoły to jej już nie było, kładłam się spać to jej jeszcze nie było. Przez ten czas oddaliłyśmy się od siebie, nasze relacje sprowadziły się do tego "jak było w szkole" i czystego wypytywania o to co jadłam, czy dobrze się uczę itd. Moja mama zawsze była pedantką, w sumie mniej więcej do 13 roku życia nie wiedziałam co ze mną robi. Na przykład jak byłam w 4 klasie szkoły podstawowej zaczęła mnie wyzywać od tłuków, musiałam być jak najlepsza we wszystkim, mieć najlepsze oceny, sprawdzała mi zeszyty, jak jej się coś nie podobało to wyrywała kartki (czasem 3 razy tą samą) i musiałam przepisywać, jak znalazła u mnie na ubraniu 1 paproszek od razu byłam niechlujem. Kazała mi odkurzać jeden dywan 4 razy, ba, zbierać RĘKOMA paprochy, bo według niej wszystko robiłam niechlujnie i "na odwal się". Bardzo starałam się wszystko wykonywać tak jak ona, bo nawet jak efekt był taki sam jak jej ale tak jakby proces wykonywania tego się różnił, od razu mówiła, że na odwal się i że jestem niechlujem... Tak więc zaczęło się od takich rzeczy...
Szkoliła mnie jak mam mówić wiersze, jak śpiewać, jak się ruszać, a jak tylko wykazałam się swoją inwencją, która jej się nie spodobała, krytykowała mnie jakim debilem jestem. Mimo wszystko była dla mnie jak przyjaciółka i mogłam z nią o wszystkim porozmawiać (co później dobrze wykorzystywała). Moi przyjaciele i znajomi czuli do niej respekt i nawet się jej bali, ale wszyscy ją lubili, bo "Ojej, jaką Ty masz fajną mamę, możesz z nią o wszystkim pogadać". Mniej więcej w wieku 14 lat, zakochałam się po raz pierwszy i od tego czasu zaczęło się prawdziwe piekło. Kiedy poprosiłam raz moją mamę o radę, ta poczuła się zaproszona do mojego życia prywatnego i siedziała przy mnie i DYKTOWAŁA mi co mam pisać do swojego chłopaka. Jak czegoś nie chciałam, dostawałam "po łbie" od tyłu i mnie wyzywała. Płakałam strasznie bo on był w związku z moją matką a nie ze mną! To było chore... Oczywiście związek się skończył, wtedy bardzo chorowałam. Jednocześnie coraz trudniej było mi być "najlepszym" w szkole i odrabiać zaległości. Moja mama zaczęła mnie obwiniać za moje chorowanie, denerwowała się na mnie jak chorowałam, ale mimo wszystko zawsze o mnie dbała - dawała jedzenie, kanapki wszystko miałam "pod nos", a jak sama chciałam coś zrobić to nie, bo ja NIE UMIEM i jestem totalnym zerem. Kanapki robiła mi nawet w liceum! Ale wróćmy jeszcze do dawniejszych czasów. W gimnazjum, im byłam starsza tym więcej widziałam jej zachowań - zaczęłam mieć porównanie jak jest w moim domu, a jak w innych. Jak tylko chciałam spokojnie z nią porozmawiać i na coś zwrócić jej uwagę, od razu wybuchała złością i krzyczała, że ja jestem szczylem, że jak ja matce mogę coś mówić, bo nie znam się na życiu, nic nie potrafię itd. Wszystko również podpinała pod "bunt nastoletni". Zaczęłam nienawidzić cokolwiek robić przy niej, jak patrzy, bo zawsze jak coś robiłam nie tak jak ona chciała, to od niej dostawałam, najczęściej znienacka, np. zmywam naczynia, ona krzyczy, że niedokładnie i bum od tyłu w głowę tak że z przodu uderzyłam się o szafkę nad zlewem. Robiła mi awantury o bzdety, zgubiła coś, czyja wina? - moja. Zaczęła mnie obwiniać o wszystko, zaczęła mnie poważnie bić. Kiedyś popchnęła mnie na wieszak na ręczniki i upadając, złamałam go. To zaczęła się drzeć, że wszystko w tym domu psuję i jestem taka, siaka owaka (ten wieszak wspomina w każdej awanturze do dziś)... Kiedyś wyzywała mnie od tłuków, teraz kończy się na ***, "szmacie na którą tylko można splunąć" itd... Pamiętam jak śpiewałam w chórze w kościele i ona stojąc pokazywała mi jak mam otwierać buzię i ten strach co będzie jak tego nie zrobię. Po wyjściu z kościoła i tak mnie targała za rękę i mówiła do ucha przez zaciśnięte zęby jaka skretyniała jestem. Pamiętam jak miałam blizny na rękach od jej paznokci, które mi wbijała za każdym razem jak mnie tak ściskała. W pewnym momencie przestałam w zasadzie odczuwać ból fizyczny. Było mi wszystko jedno. Jak bym się nie starała, nie zaspokajałam swojej matki. Zawsze mogło być lepiej, albo totalnie nie zrobiłam tego co oczekiwała. Zawsze kazała mi się wszystkiego domyślać i po każdej awanturze mówiła - "Ja Ci tyle razy mówię, słuchaj matki, a wszystko będzie dobrze i nie będzie konfliktów między nami"...
Kiedyś na jej urodziny posprzątałam CAŁY DOM, zrobiłam jej obiad, dałam prezent który sama zrobiłam (nigdy nie miałam kieszonkowego), to ona nie powiedziała nawet dziękuję... I ZABRAŁA SIĘ DO SPRAWDZANIA JAK POSPRZĄTAŁAM. "O, tu niedokładnie, a tam wycierałaś?! Jak tak, jak nie!" i była kolejna awantura... Zawsze mnie sprawdzała, zawsze to był dla niej pretekst. Wchodziła do mnie do pokoju i przestawiała coś "Bo jak zwykle położyłam nie tak jak trzeba". Nie sprzeciwiałam się jej, mój pokój był jej pokojem, ona go "ustawiała". Kiedyś z czystej ciekawości specjalnie nie ruszałam 1 rzeczy, którą przestawiła "bo źle leży" i za tydzień przyszła i zrobiła to samo XD. Doszło do tego, że robiła mi awantury 3 razy dziennie. Próbowałam przed nią uciekać, zastawiać drzwi od pokoju, jak wpadała w szał to była nie do powstrzymania.
W 2 liceum przeżywałam kryzys. Moja mama przestała pracować co wiązało się z tym że była non stop w domu. Wszystko zaczęło być coraz gorsze. Nie mogłam wyrazić własnego zdania, ona układała mi czas wolny. Przy niej nawet nie można powiedzieć, że ma się czas wolny, bo zaraz wymyśli Ci pracę. Udawałam, że mam mnóstwo nauki żeby mieć chwilę wolnego w samotności. Nie pozwalała mi zamykać drzwi od swojego pokoju. Nie pozwalała mi również być samodzielną (robić sobie i jej jedzenie np.), a później wykorzystywała to w awanturach - że niby mam 2 lewe rączki i że mamusia wszystko za księżniczkę robi. Przez awantury spóźniałam się do szkoły, bo moje ubranie jej się nie podobało (zawsze szykowałam sobie dzień wcześniej wszystko), doszło do tego, że zaczęłam się jej pytać czy nie ma nic przeciwko żebym założyła to i to. Najlepsze sytuacje były jak zgadzała się dzień przed, a następnego robiła awanturę że mam założyć to i to. Dodam, że nie ubieram się np. nieprawidłowo do pogody czy jakoś wyuzdanie, nieodpowiednio.
W tej 2 liceum mojej mamie zaczęła się depresja do tego wszystkiego. Zaczęła zwalać na mnie całą odpowiedzialność za jej zadania, a ja czułam się w obowiązku żeby jej pomóc. Np. przeprowadziłyśmy się i moja mama stwierdziła, że trzeba zrobić porządek w dokumentacji. Ze swoją poradziłam sobie w 1 dzień - ona za swoją się nawet nie zabrała, a truła mi do końca wakacji po 3 liceum, że "trzeba to zrobić, musisz to zrobić, NATYCHMIAST" - jej ulubione słowo. Jak się za to zabierałam, byłam gotowa zrobić za nią wszystko, to nie, to robię nie tak, to źle, tamto źle, rozdrabnianie się z niepotrzebnymi rzeczami... I takich sytuacji jak ta było tysiące. Kiedyś nie wytrzymałam i zarzuciłam jej, że marnuje sobie życie takim zachowaniem to oczywiście wybuchła awantura, że jestem wyrodnym dzieckiem, że nie szanuję matki... A jak ona mnie wyzywała od ***, albo mi mówiła "idź pod latarnię, bo ze swoją urodą tylko tam się nadajesz, wykorzystaj ją jakoś." albo "idź do ojca pijaka, jak tak źle Ci z matką" albo coś co mnie zraniło potwornie... - "Nikt mi nie przysporzył tyle nerwów w życiu ile Ty, nawet Twój ojciec, anioł by z Tobą nie wytrzymał"....
W tym czasie zaczęła również zauważać, że zaczynam się bronić przed jej fizycznymi atakami. Wcześniej było tak, że po prostu się zasłaniałam (i jej słynne teksty "Ty tylko płakać potrafisz, tylko zasłaniać się potrafisz, zamiast przyjąć cios jak Ci się należy!"), w końcu zaczęłam ją odpychać od siebie jak do mnie leciała. To oczywiście było, że rzucam się na matkę, że jestem wyrodną córką itd. Zaczęło dochodzić do sytuacji, najczęściej w kuchni, że brała nóż i stała nade mną z nim i krzyczała, że zabije mnie, bo działa w afekcie, a później siebie z żałości.... Raz zaczęła się zachowywać tak nieracjonalnie (zawsze próbowałam przewidzieć jej ruchy), że z nerwów zaniemówiłam, a ona nadal się nade mną natrząsała i myślała, że udaję! Dopiero jak mimo bicia mnie nic nie mówiłam i dosłownie "poddałam się jej" to przestała i powiedziała "sama jesteś sobie winna". Często tego używała, tak jakby chciała się usprawiedliwić...
Pamiętam że wtedy myślałam codziennie nad tym jak ze sobą skończyć. Sąsiedzi w ogóle nie reagowali na to co się u nas dzieje, a przecież było słychać chociażby jej wrzaski. Zawsze sama krzyczała a mi zarzucała, że wszyscy sąsiedzi słyszą jak JA się drę i policja PO MNIE przyjedzie. Zawsze bardzo żałowałam, że właśnie tak się nie działo, czasami nawet chciałam żeby mnie zabiła i poszła do więzienia. Nie zależało mi na moich potrzebach, dusiłam je. Jak zaczęłam mieć problemy w szkole przestałam do niej chodzić prawie na 3 miesiące, chorowałam bez przerwy, nie widziałam sensu mojego życia. Oczywiście moja mama "ratowała mnie" z opresji i załatwiała mi zwolnienia lekarskie, później (do tej pory!) wypominając mi ten okres, jakim ja byłam niewdzięcznym dzieckiem, zamiast pomagać matce, tylko jej dodawałam!!! A ona TYLE dla mnie robi!
Jak nie chorowałam, chodziłam na całe dnie do parku, nawet w zimę i po prostu tam siedziałam, spacerowałam. Wtedy moich 2 znajomych zauważyło, że coś jest nie tak. Jeden z nich przyszedł mi dać lekcje i moja mama przestała po raz 1 zgrywać idealną mamusię - nakrzyczała na mnie przy nim o bzdet (to i tak była wersja light), on się przeraził i poszedł do pedagog i psycholog w mojej szkole. Na początku strasznie się bałam, że moja matka się o tym dowie i jak zwykle JA za to dostanę. Ale obydwie panie dały mi wielkie wsparcie i moja mama o niczym się nie dowiedziała. Namawiały mnie na niebieską kartę, uważały, że jestem dużo mądrzejsza niż wszyscy w moim wieku i od mojej mamy włącznie. Dały mi siłę żeby podnieść się z dołka i zawalczyć o swoją przyszłość. Stwierdziłam wtedy, że będę wszystko znosić w domu i skupię się na tym żeby dobrze zdać maturę. Zostawałam nawet dłużej w szkole, żeby móc się spokojnie pouczyć, bo w domu nawet tego nie mogłam robić... W ogóle dom dla mnie nie był domem, nie czułam się tam bezpiecznie. Moja mama wiele razy w samej pidżamie wywalała mnie za drzwi, mówiła "No, jak Ci tak źle, to idź, wyskocz przez balkon, TY NAWET NIE DOCENIASZ TEGO CO MASZ, dałam Ci wszystko, żebyś wyglądała dobrze, nie gorzej od koleżanek, poświęciłam się dla Ciebie, harowałam całe życie a Ty mi się tak odpłacasz?!". W wakacje pracowałam przy borówkach, poziomkach i innych tego typu rzeczach, całe pieniądze jej oddawałam. Wolałam stać 14 h w pracy niż być w domu.
Ogólnie wszelkiego rodzaju święta czy "szykowanie się gdzieś" było dla mnie koszmarem... Zawsze wszędzie się spóźniałam przez awantury, zawsze dyktowała mi co mam założyć i co zrobić. Nawet na swoją studniówkę się spóźniłam (wgl nie chciałam na nią iść ale mnie zmusiła bo jak to tak), w liceum prawie wcale nie miałam przyjaciół i totalnie odcięłam się od życia towarzyskiego, bo gdziekolwiek bym nie szła, sprawiała żebym źle się czuła z tym że gdziekolwiek wychodzę + stosy telefonów jak już gdzieś szłam.
Moja matka jest idealną manipulantką - zawsze jak rozmawia przez telefon z kimś, wykazuje się elokwencją, nawet zmienia głos. Jak mówi o mnie, chwali mnie przy znajomych, jaką ma *** córeczkę. A jak awanturuje się ze mną, to wypomina mi, że wszystko, co osiągnęłam w życiu jest dzięki NIEJ. W zeszłym roku znalazła sobie faceta. Nie dość, że mojej prywatności nie szanuje, to w zasadzie swojej własnej również. Zaczęła mi opowiadać "w swoje dobre dni" ich najbardziej pikantne chwile. Czułam się jakbym zaglądała jej w majtki. Rozumiem gdyby zwierzyła mi się z jakiegoś problemu z nim, spytała o radę. Ale zaczęła mnie zawalać wszystkim, potrafiła gadać na ten temat 2h i jak nie miałam dobrej wymówki, która sprowadzała się do jednego - muszę się uczyć - co z resztą i tak później olewała, to nie nie mogłam od niej uciec. Wymagała ode mnie, żebym cały wolny czas spędzała z nią, a jak jej zarzucałam, że np. chcę poczytać książkę to mówiła, że JESZCZE BĘDĘ MIEĆ CZAS.
Studia były dla mnie wielką nadzieją, jak udało mi się byłam naprawdę szczęśliwa. Zamieszkałam w akademiku, oczywiście moja mama musiała mi powiedzieć CO MOGĘ A CZEGO NIE MOGĘ ZABRAĆ, było masę awantur przy pakowaniu... Ale miałam już to gdzieś, niedługo miałam być wolna. Tak naprawdę nie byłam. Dzwoniła do mnie codziennie i chciała rozmawiać po 2h, robiłam jeszcze prawo jazdy w swoim rodzinnym mieście więc chcąc nie chcąc musiałam wracać co tydzień do domu. Jak wracałam, to okazywało się, że nawet nie wynosiła śmieci z domu bo czekała z tym na mnie! Nie dość, że sprzątałam u siebie to kazała mi sprzątać w domu, mimo że już tam mnie nie było. Jak byłam wykończona, kazała mi ze sobą łazić po sklepach (nienawidzę tego, od dziecka mnie ciąga, potrafi spędzić w głupim Lidlu 3h).
Będąc w akademiku ani razu nie chorowałam, wystarczyło że wróciłam do domu na święta - od razu choroba. Potrafiła mi robić awantury nawet przez telefon, moja współlokatorka słyszała jej wyzwiska i darcie się. Powiedziała mi kiedyś, że ja brzmię jak matka, a nie ona. Było mi wstyd. Moja mama wypytywała się mnie o wszystko, jak chciałam jechać do swoich znajomych do Wrocławia, mówiła mi co mam spakować, że W ŻADNYM WYPADKU nie mogę pić żadnego alkoholu, że mam wziąć takie i takie majtki. XD To już przekracza wszelkie granice. Teraz mam ferie, cały miesiąc wolnego bo udało mi się zdać wszystko w 1 terminie. Powiedziałam jej, że mam wolne tylko 2 tygodnie, żeby móc nie wracać do domu na te wcześniejsze 2 i ODPOCZĄĆ. Ona zawsze wyczuwa kiedy kłamię i zawsze chce mnie sprawdzać. Jej słynne zdanie: "Ja się brzydzę kłamstwem i krętactwem a Ty jesteś obrzydliwym kłamcą!!!!!!! Brzydzę się Tobą!" w takich sytuacjach najczęściej pluła mi w twarz. Kiedyś oznajmiła również, że nie mam już swojego imienia tylko będzie mnie nazywać szmatą, bo na to zasługuję. I wołała do mnie "Szmato, chodź do mnie natychmiast!". Zawsze musiałam rzucać wszystko co robię i być na każde jej skinienie.
Ale wracając do teraźniejszości, właśnie skończył się 2 tydzień i miałam wracać do domu, ona oczywiście już mi ułożyła "plan działania", miałam ją pouczyć niemieckiego, zrobić porządek w tych dokumentach (rzygać mi się chce na samą myśl bo tak mi to truje tyle LAT!), nauczyć obsługi komputera. Oczywiście na wszystko się zgodziłam. Dzień przed wyjazdem zrobiła mi awanturę o pracę którą znalazłam i parę innych bzdetów. Miałam już dość. Powiedziałam jej, że nie wracam już więcej do domu. Powiedziała: "ROZKAZUJĘ CI WRÓCIĆ DO DOMU, masz ostatnią szansę! Tyle razy Ci mówiłam żebyś się zmieniła, a wszystko będzie między nami dobrze, tyle razy wybaczałam, zapominałam i wracałam do porządku dziennego!"
KONIEC. Kto wracał do porządku dziennego?! Kto zabiegał o nasze relacje?! Napisałam jej smsa (bo oczywiście nie dawała mi dojść do słowa) i wyłączyłam telefon. Co ona zrobiła? Poszła do swojej jedynej koleżanki, żeby napisała do mnie na facebooku, że mam się z nią pilnie skontaktować, NAWET ZADZWONIŁA DO DZIEKANATU (kretynizm) i jakaś przypadkowa dziewczyna pukała mi do drzwi, bałam się otworzyć (bo może przyjechała?!), ale przełamałam się i dowiedziałam się że moja mama próbuje się ze mną skontaktować CAŁY DZIEŃ. Skłamałam jej, że może mam coś z telefonem i że oddzwonię. Ale nie zrobiłam tego i nie mam zamiaru. Włączyłam teraz telefon i mam od niej nagraną wiadomość na poczcie, że ma mi coś do powiedzenia i jak nie oddzwonię, to zrobi mi taką porutę jakiej mało i przyjedzie po mnie. XD Przecież jestem dorosłą osobą i nic nie może zrobić. Mam zamiar zastrzec żeby jej nie wpuszczali do akademika, pójdę do ośrodka pomocy rodzinie i wreszcie zajmę się tą sprawą. Miałam podstawy na niebieską kartę to mam i na zakaz zbliżania się. Kocham moją mamę i szanuję za wszystko CO DOBRE dla mnie zrobiła ale nasza miłość jest toksyczna i ona traktuje mnie jak śmiecia i worek treningowy. Najgorsze jest to, że nie posiadam jeszcze własnego konta bankowego i alimenty oraz stypendium są przelewane na jej konto. Mam nadzieję, że uda mi się to jakoś odkręcić. Ponadto mam na oku pracę w weekendy (której moja mama była przeciwna, w tej awanturze "bo znów będę chorować!") więc mam nadzieję, że uda mi się przetrwać ten ciężki okres i w końcu wyjdę na prostą.
Przepraszam za tą wieeelką historię życia, ale to i tak są epizody to co opowiedziałam. Mam nadzieję, że tym komentarzem kogoś może pokrzepię, docenią swoją sytuację, że nie mają aż tak źle lub po prostu będą mieć siłę do działania, bo warto walczyć o siebie i swoją przyszłość. Mam nadzieję, że wygram tą wojnę mimo że wiele walk przegrałam.Ostatnia edycja: - https://www.psychiatria.pl/forum/bardzo-toksyczna-matka/watek/505681/9.html#p1143303https://www.psychiatria.pl/forum/bardzo-toksyczna-matka/watek/505681/1.html bardzo toksyczna matka
U mnie im dalej tym mam wrażenie że gorzej..... Mimo moich starań dla niej jestem wyrodnym dzieckiem bo wyprowadziałam sie z domu i ona została sama i mam wrócić do niej i w konću POJŚC PO ROZUM DO GŁOWY. Co jest najgorsze że łapie sie na tym że ja po prostu się jej boje mimo że mam 27lat nadal sie jej boje. Co zrobi jak zareaguje...... Z jednej strony chiałabym zadzwonic i pogadac tak normalnie jak matka z córka ale z drugiej strony wiem że to tylko moje marzenia.... Bo każdy telefon kończy sie tak samo..... Po co dzwonisz, obcy sie mna opiekują nie tak Cie wychowałam, matka powinna byc z córką. Nie wiem co mogę zrobić. Ja się naprawdę staram zeby poprawić nasze kontakty tylko juz sama wątpie po co. Wczoraj np. usłyszałam że pod jej nieobecność nie posprzątałam w domu i znowu była obraza i fochy. Oczywiście rozmowa skończyła się rzuceniem słuchawką....... Nie mam siły na tą walkę. Nie potrafie się od niej odciąć, a wydaje mi sie że już żadne inne rozwiązania nie wchodzą w grę.
- https://www.psychiatria.pl/forum/bardzo-toksyczna-matka/watek/505681/9.html#p1147164https://www.psychiatria.pl/forum/bardzo-toksyczna-matka/watek/505681/1.html bardzo toksyczna matka
zazdroszcze ze nie mieszkasz z matka.ja chcialabym juz na tyle zarabiac zeby sie wyprowadzic. na dzien dzisiejszy niestety jestem na jej utrzymaniu co pogarsza moja sytuacje. ma pieniedze wiec ma przewage.tez oczywiscie wg niej zawdzieczam wszystko jej.ona placila mi za studia- placil ojciec bo ona nie pracowala,ale jak sie dowiedzialam o tyle bylo mnie j pieniedzy na zycie bo szly na moje studia.teraz jest mila bo wie ze psychicznie juz sie uwalniam potrzebuje jeszcze materialnej samodzielnosci, wiec teraz jest bardzo mila, ale mnie denerwuje tym bardziej. ojciec mieszka w swoim pokoju wychodzi kiedy ona idzie do swojego pokoju spac.nasze stosunki nigdy nie dea takie jak powinny byc. matka jest z rozbitej rodziny. wychowywala ja matka, ktora pracowala na dwoch etatach, a potem kiedy miala 15 lat zostala wyslana do szkoly z internatem .pytanie tylko dlaczego my musimy placic za bledy naszych przodkow...
- https://www.psychiatria.pl/forum/bardzo-toksyczna-matka/watek/505681/9.html#p1155611https://www.psychiatria.pl/forum/bardzo-toksyczna-matka/watek/505681/1.html bardzo toksyczna matka
hej, nie czytałem całego wątku tylko przeskakałem, ten problem to jeden i ten sam schemat tylko pod innym szyldem. Miałem kiedyś podobnie i jakkolwiek populistycznie wam to brzmi - trzeba zacząć zmianę od siebie. Wiem, że na pewno jest tu sporo osób, którym się to nie spodoba ale spójrzcie kiedyś na to "na trzeźwo" z 3 perspektywy i zobcznie jak bardzo wszyscy się skupiają zawsze na ten 1 strasznej rzeczy "gdyby nie to to wszystko było by ok" i serio w podobnych sytuacjach słuchałem czasem pół dnia jaka to zła osoba i jak przez nią wszystko... mnie to znudziło i cała ta energie chciałem użyć na zmianę. Jasne ze 1 kroki są trudne ...ale szkoda życia na to skupianie się. Do większość osób w takiej sytuacji z nerwica - polecam zabrać się za jakiś sport od razu inna energia...a jak w domu "ciężka energia" osobiście polecam odpromienniki np. creatos sam mam na stale w pokoju. I życzę nowej siły na zmiany!
- https://www.psychiatria.pl/forum/bardzo-toksyczna-matka/watek/505681/9.html#p1187536https://www.psychiatria.pl/forum/bardzo-toksyczna-matka/watek/505681/1.html bardzo toksyczna matka Gość
A co powiecie na mamuske która noworodka wczesniaka zaraz po wyjściu ze szpitala odsyła teściów?zjawia się np po to by odebrać odszkodowanie za moją złamana rękę,nawet nie zaglada do szpitala i wyjeżdża?bo mieszka w innym mieście. I tak 7 lat. Po czym mnie zabiera bo poklocila się z treściami. Pojawia się mój brat i muszę się nim zajmować. 7 latka po 12h sama z niemowlakiem. Do jedzenia dostaje resztki z ich talerzy. Jestem bitą bardzo i wyzywana
Jak ciężko choruje i mam zastrzyki to slysze-dobrze ci tak! Mam 8lat. Jak potrzebuje rajstop-to też w tym wieku słyszę 'zarób dupa! Polamala na mnie kij od drewnianej szczotki bo nie dość szybko podałam kapcie. Muszę sprzatac i zajmować się dzieckiem..ona nie robi nic w domu. Nie przesadzam. Jest zazdrosna o ojca mojego. Wyraźnie. Traktuje 10latke jak rywalke. Chodzę źle ubrana. Specjalnie mnie oszpeca i wtedy się cieszy na głos (obcina mi wlosy),chodzi po sąsiadachwili i opowiada o mnie kłamstwa i zle rzeczy (wiem bo potem oni mi to mówią i współczuja matki)
W dorosłości to samo. Fałszywa baba do mnie słodzi (jest już sama i nagle se przypomniała że jest stara)a za plecami obrania mi dupę. Znowu mi ludzie donoszą co ona wygaduje. Nie wie ile lat mają moje dzieci itd. Na prezent dla nich potrafiła przywieźć rzeczy ze śmietnika!!! Stare buty popsute zabawki i cudze książki z komunii np.Ona ma dużo kasy i jest wykształcona. Więc ma pieniądze. Nie ma uczuć wyższych. Mój brat się zabił. Nie powiadomiła mnie na czas o pogrzebie i nie byłam. Zrobiła to celowo. Jest wsciekla jak coś mi się udaje i nie kryje tego. Dobra praca-to aż krzyczała że zlosci że ja się do tego nie nadaje! Wyjazd na wakacje 'też to samo. Itd teraz mnie to bawi i lubię ja informowac o sukcesach hahahaha. Piana z pyska...
Ostatnio odcielam kontakt zupełnie. Niech zdycha w samotności. Zapracowala - https://www.psychiatria.pl/forum/bardzo-toksyczna-matka/watek/505681/9.html#p1190190https://www.psychiatria.pl/forum/bardzo-toksyczna-matka/watek/505681/1.html bardzo toksyczna matka GośćNoyi 2016-02-17 05:07:24
Przeczytałam wszystkie historie i stwierdziłam, że dodam swoją, choć pewnie będzie baaaardzo długa.
Może zacznę od początku. Uważam, że ten wstęp jest ważny aby zrozumieć moją sytuację. Moja mama miała ciężkie dzieciństwo - babcia była rozwiedziona, całymi dniami jej nie było, pracowała od świtu do nocy. Moją mamę i jej rodzeństwo wychowywała prababcia z pradziadkiem, z tego co wiem prababcia była bardzo dobrym człowiekiem ale wymagającym - od małego trzeba było zajmować się obowiązkami, być schludnym, chodzić w niedzielę, koniecznie o 7 rano do kościoła. Moja babcia jedynie przychodziła wieczorem z pracy i robiła "sąd ostateczny" danego dnia - wypytywała się prababci co rodzeństwo przeskrobało i co się działo przez cały dzień. Siostra mojej mamy (starsza) zawsze była traktowana ulgowo, moja mama czuła się strasznie niesprawiedliwie traktowana. Kiedyś opowiadała mi, że posprzątała cały pokój (mieszkały razem w 1), poukładała jej rzeczy (moja mama jest pedantką a jej siostra strasznym bałaganiarzem) i uprzedziła ją, że kogoś zaprosi - to ta specjalnie zrobiła straszny "burdel" w pokoju i nawet jej stronę porozwalała. Mama mówiła mi również, że zabierała jej rzeczy, jadła przydzielone dla niej jedzenie czy słodycze a później zwalała na nią, nawet zabierała jej koleżanki. W sumie najbardziej przykro mi było jak opowiedziała mi sytuacje o tym, że przez całą wiosnę zbierała różne rzeczy i robiła sobie domek na drzewie i wtedy kiedy on miał być prawie gotowy - został całkiem zmieciony z powierzchni ziemi przez jej siostrę, która go odkryła i po prostu chciała jej zrobić na złość.
Jeśli chodzi o moją babcię to z tego co mi opowiadała wyszła za mąż za mojego dziadka z namowy prababci, później okazało się, że dziadek jest typowym sadystą - znęcał się nad nią, kiedyś nawet chciał porwać moją mamę, bo stwierdził, że jest do niego bardziej podobna (wtedy chodziło o wygląd, a teraz jest i z charakterem haha), jak moja babcia się spieszyła i nie domyła 1 łyżeczki, to wyrzucił tą łyżeczkę przez okno. Myślę, że to miało wielki wpływ na moją mamę.
Jeśli o nią chodzi natomiast, zawsze chciała iść na studia, ale babcia zdecydowała że jej siostra pójdzie. Moja mama poszła do technikum dla dorosłych w wieku 15 lat i jednocześnie zaczęła pracować w zakładzie fryzjerskim mojej babci. Babcia chciała żeby ona go przejęła (moja mama oczywiście nie chciała) ale w tym czasie była posłuszna i pomagała jej ze wszystkim. Czasem jak o czymś mi opowiada z tamtego okresu to mówi, że babcia jej nigdy nie pozwalała kupić sobie skórzanej kurtki a ona tak bardzo chciała, nigdy nie dawała jej pieniędzy za pracę u niej.
Moja mama wyszła za mojego tatę po tym jak znali się chyba rok, mój tata był zabawnym człowiekiem, każdy go lubił ale jak przyszło co do czego okazało się... że ma skłonności do znęcania się tak jak mój dziadek i do alkoholu... Z tego co moja mama mi opowiadała nawet jak ja "byłam jeszcze w brzuchu" potrafił już ją bić. Moja babcia kupiła im całe mieszkanie wraz z meblami i wszystkim dosłownie ulicę od siebie. Mój tata namówił moją mamę (jak miałam 3 lata) żeby sprzedać to mieszkanie, pomieszkać z jego ojcem (który też był rozwiedziony), a później się wybudować (później uciekł z tymi pieniędzmi "w Polskę"). Mieszkanie z moim dziadkiem od strony ojca wspominam mimo wszystko dobrze bo czułam że mnie kocha, ale również lubił sobie "wypić" - co źle wpływało na mojego ojca. Mój ojciec nadużywał coraz więcej alkoholu, zaczął nie wracać do domu, obiecywał mi coś po czym nie wracał. W tygodniu chodziłam do przedszkola a w weekendy zawsze jeździłyśmy do babci. Pamiętam, że moja mama w tym okresie bardzo mnie chroniła, żebym widziała jak najmniej i cieszyła się swoim dzieciństwem. Dbała o mnie i w sumie uważała mnie za jedyną podporę, która trzyma ją przy życiu. Wiele razy składała pozwy o rozwód, później wycofywała je, bo ojciec ją urobił... Ja byłam malutkim dzieckiem a ona później nie chciała mi opowiadać więc nie wiem wielu rzeczy. Pamiętam tylko 2 - jedną jak zawsze obiecywał mi coś, to np. w dniu jego rzekomego przyjazdu siedziałam jak pies pod drzwiami i myślałam że każde kroki na klatce to są jego (on oczywiście nie przyjeżdżał). Moja mama próbowała mnie wtedy czymś zająć ale zwykle nie pomagało. Kolejna sytuacja to jedna jedyna kiedy widziałam jak mój ojciec się nad nią znęca. Bawiłam się u siebie w pokoju a oni zaczęli się kłócić (moja mama zawsze spokojnie do niego mówiła a on wpadał w szał), nagle usłyszałam ciszę. Poleciałam do kuchni gdzie byli i zobaczyłam moją mamę opierającą się o parapet przy oknie i mojego ojca który był odwrócony ode mnie plecami i ją dusił... Podbiegłam wtedy i z całej siły zaczęłam go uderzać swoimi piąstkami i krzyczeć żeby puścił mamę. Jakoś chyba dzięki temu się opamiętał... Pamiętam również, że po tej sytuacji w nocy dostałam pierwszy raz ataku anafilaksji fizykalnej (w tym czasie lekarze myśleli że to po prostu uczulenie na coś, alergia). Pamiętam też, że jak tylko musiałam zostać z moim ojcem, nie czułam się przy nim bezpiecznie mimo że mi go brakowało i bardzo chciałam jego miłości. Tak naprawdę to zawsze czułam się za niego odpowiedzialna, żeby czegoś nie odwalił...
Później, kiedy moja mama w końcu się z nim rozwiodła (byłam wtedy w 2 klasie szkoły podstawowej), miałyśmy spokój jeśli chodzi o niego ale było nam bardzo ciężko, moja mama miała 2 prace, pamiętam że wstawałam rano do szkoły to jej już nie było, kładłam się spać to jej jeszcze nie było. Przez ten czas oddaliłyśmy się od siebie, nasze relacje sprowadziły się do tego "jak było w szkole" i czystego wypytywania o to co jadłam, czy dobrze się uczę itd. Moja mama zawsze była pedantką, w sumie mniej więcej do 13 roku życia nie wiedziałam co ze mną robi. Na przykład jak byłam w 4 klasie szkoły podstawowej zaczęła mnie wyzywać od tłuków, musiałam być jak najlepsza we wszystkim, mieć najlepsze oceny, sprawdzała mi zeszyty, jak jej się coś nie podobało to wyrywała kartki (czasem 3 razy tą samą) i musiałam przepisywać, jak znalazła u mnie na ubraniu 1 paproszek od razu byłam niechlujem. Kazała mi odkurzać jeden dywan 4 razy, ba, zbierać RĘKOMA paprochy, bo według niej wszystko robiłam niechlujnie i "na odwal się". Bardzo starałam się wszystko wykonywać tak jak ona, bo nawet jak efekt był taki sam jak jej ale tak jakby proces wykonywania tego się różnił, od razu mówiła, że na odwal się i że jestem niechlujem... Tak więc zaczęło się od takich rzeczy...
Szkoliła mnie jak mam mówić wiersze, jak śpiewać, jak się ruszać, a jak tylko wykazałam się swoją inwencją, która jej się nie spodobała, krytykowała mnie jakim debilem jestem. Mimo wszystko była dla mnie jak przyjaciółka i mogłam z nią o wszystkim porozmawiać (co później dobrze wykorzystywała). Moi przyjaciele i znajomi czuli do niej respekt i nawet się jej bali, ale wszyscy ją lubili, bo "Ojej, jaką Ty masz fajną mamę, możesz z nią o wszystkim pogadać". Mniej więcej w wieku 14 lat, zakochałam się po raz pierwszy i od tego czasu zaczęło się prawdziwe piekło. Kiedy poprosiłam raz moją mamę o radę, ta poczuła się zaproszona do mojego życia prywatnego i siedziała przy mnie i DYKTOWAŁA mi co mam pisać do swojego chłopaka. Jak czegoś nie chciałam, dostawałam "po łbie" od tyłu i mnie wyzywała. Płakałam strasznie bo on był w związku z moją matką a nie ze mną! To było chore... Oczywiście związek się skończył, wtedy bardzo chorowałam. Jednocześnie coraz trudniej było mi być "najlepszym" w szkole i odrabiać zaległości. Moja mama zaczęła mnie obwiniać za moje chorowanie, denerwowała się na mnie jak chorowałam, ale mimo wszystko zawsze o mnie dbała - dawała jedzenie, kanapki wszystko miałam "pod nos", a jak sama chciałam coś zrobić to nie, bo ja NIE UMIEM i jestem totalnym zerem. Kanapki robiła mi nawet w liceum! Ale wróćmy jeszcze do dawniejszych czasów. W gimnazjum, im byłam starsza tym więcej widziałam jej zachowań - zaczęłam mieć porównanie jak jest w moim domu, a jak w innych. Jak tylko chciałam spokojnie z nią porozmawiać i na coś zwrócić jej uwagę, od razu wybuchała złością i krzyczała, że ja jestem szczylem, że jak ja matce mogę coś mówić, bo nie znam się na życiu, nic nie potrafię itd. Wszystko również podpinała pod "bunt nastoletni". Zaczęłam nienawidzić cokolwiek robić przy niej, jak patrzy, bo zawsze jak coś robiłam nie tak jak ona chciała, to od niej dostawałam, najczęściej znienacka, np. zmywam naczynia, ona krzyczy, że niedokładnie i bum od tyłu w głowę tak że z przodu uderzyłam się o szafkę nad zlewem. Robiła mi awantury o bzdety, zgubiła coś, czyja wina? - moja. Zaczęła mnie obwiniać o wszystko, zaczęła mnie poważnie bić. Kiedyś popchnęła mnie na wieszak na ręczniki i upadając, złamałam go. To zaczęła się drzeć, że wszystko w tym domu psuję i jestem taka, siaka owaka (ten wieszak wspomina w każdej awanturze do dziś)... Kiedyś wyzywała mnie od tłuków, teraz kończy się na ***, "szmacie na którą tylko można splunąć" itd... Pamiętam jak śpiewałam w chórze w kościele i ona stojąc pokazywała mi jak mam otwierać buzię i ten strach co będzie jak tego nie zrobię. Po wyjściu z kościoła i tak mnie targała za rękę i mówiła do ucha przez zaciśnięte zęby jaka skretyniała jestem. Pamiętam jak miałam blizny na rękach od jej paznokci, które mi wbijała za każdym razem jak mnie tak ściskała. W pewnym momencie przestałam w zasadzie odczuwać ból fizyczny. Było mi wszystko jedno. Jak bym się nie starała, nie zaspokajałam swojej matki. Zawsze mogło być lepiej, albo totalnie nie zrobiłam tego co oczekiwała. Zawsze kazała mi się wszystkiego domyślać i po każdej awanturze mówiła - "Ja Ci tyle razy mówię, słuchaj matki, a wszystko będzie dobrze i nie będzie konfliktów między nami"...
Kiedyś na jej urodziny posprzątałam CAŁY DOM, zrobiłam jej obiad, dałam prezent który sama zrobiłam (nigdy nie miałam kieszonkowego), to ona nie powiedziała nawet dziękuję... I ZABRAŁA SIĘ DO SPRAWDZANIA JAK POSPRZĄTAŁAM. "O, tu niedokładnie, a tam wycierałaś?! Jak tak, jak nie!" i była kolejna awantura... Zawsze mnie sprawdzała, zawsze to był dla niej pretekst. Wchodziła do mnie do pokoju i przestawiała coś "Bo jak zwykle położyłam nie tak jak trzeba". Nie sprzeciwiałam się jej, mój pokój był jej pokojem, ona go "ustawiała". Kiedyś z czystej ciekawości specjalnie nie ruszałam 1 rzeczy, którą przestawiła "bo źle leży" i za tydzień przyszła i zrobiła to samo XD. Doszło do tego, że robiła mi awantury 3 razy dziennie. Próbowałam przed nią uciekać, zastawiać drzwi od pokoju, jak wpadała w szał to była nie do powstrzymania.
W 2 liceum przeżywałam kryzys. Moja mama przestała pracować co wiązało się z tym że była non stop w domu. Wszystko zaczęło być coraz gorsze. Nie mogłam wyrazić własnego zdania, ona układała mi czas wolny. Przy niej nawet nie można powiedzieć, że ma się czas wolny, bo zaraz wymyśli Ci pracę. Udawałam, że mam mnóstwo nauki żeby mieć chwilę wolnego w samotności. Nie pozwalała mi zamykać drzwi od swojego pokoju. Nie pozwalała mi również być samodzielną (robić sobie i jej jedzenie np.), a później wykorzystywała to w awanturach - że niby mam 2 lewe rączki i że mamusia wszystko za księżniczkę robi. Przez awantury spóźniałam się do szkoły, bo moje ubranie jej się nie podobało (zawsze szykowałam sobie dzień wcześniej wszystko), doszło do tego, że zaczęłam się jej pytać czy nie ma nic przeciwko żebym założyła to i to. Najlepsze sytuacje były jak zgadzała się dzień przed, a następnego robiła awanturę że mam założyć to i to. Dodam, że nie ubieram się np. nieprawidłowo do pogody czy jakoś wyuzdanie, nieodpowiednio.
W tej 2 liceum mojej mamie zaczęła się depresja do tego wszystkiego. Zaczęła zwalać na mnie całą odpowiedzialność za jej zadania, a ja czułam się w obowiązku żeby jej pomóc. Np. przeprowadziłyśmy się i moja mama stwierdziła, że trzeba zrobić porządek w dokumentacji. Ze swoją poradziłam sobie w 1 dzień - ona za swoją się nawet nie zabrała, a truła mi do końca wakacji po 3 liceum, że "trzeba to zrobić, musisz to zrobić, NATYCHMIAST" - jej ulubione słowo. Jak się za to zabierałam, byłam gotowa zrobić za nią wszystko, to nie, to robię nie tak, to źle, tamto źle, rozdrabnianie się z niepotrzebnymi rzeczami... I takich sytuacji jak ta było tysiące. Kiedyś nie wytrzymałam i zarzuciłam jej, że marnuje sobie życie takim zachowaniem to oczywiście wybuchła awantura, że jestem wyrodnym dzieckiem, że nie szanuję matki... A jak ona mnie wyzywała od ***, albo mi mówiła "idź pod latarnię, bo ze swoją urodą tylko tam się nadajesz, wykorzystaj ją jakoś." albo "idź do ojca pijaka, jak tak źle Ci z matką" albo coś co mnie zraniło potwornie... - "Nikt mi nie przysporzył tyle nerwów w życiu ile Ty, nawet Twój ojciec, anioł by z Tobą nie wytrzymał"....
W tym czasie zaczęła również zauważać, że zaczynam się bronić przed jej fizycznymi atakami. Wcześniej było tak, że po prostu się zasłaniałam (i jej słynne teksty "Ty tylko płakać potrafisz, tylko zasłaniać się potrafisz, zamiast przyjąć cios jak Ci się należy!"), w końcu zaczęłam ją odpychać od siebie jak do mnie leciała. To oczywiście było, że rzucam się na matkę, że jestem wyrodną córką itd. Zaczęło dochodzić do sytuacji, najczęściej w kuchni, że brała nóż i stała nade mną z nim i krzyczała, że zabije mnie, bo działa w afekcie, a później siebie z żałości.... Raz zaczęła się zachowywać tak nieracjonalnie (zawsze próbowałam przewidzieć jej ruchy), że z nerwów zaniemówiłam, a ona nadal się nade mną natrząsała i myślała, że udaję! Dopiero jak mimo bicia mnie nic nie mówiłam i dosłownie "poddałam się jej" to przestała i powiedziała "sama jesteś sobie winna". Często tego używała, tak jakby chciała się usprawiedliwić...
Pamiętam że wtedy myślałam codziennie nad tym jak ze sobą skończyć. Sąsiedzi w ogóle nie reagowali na to co się u nas dzieje, a przecież było słychać chociażby jej wrzaski. Zawsze sama krzyczała a mi zarzucała, że wszyscy sąsiedzi słyszą jak JA się drę i policja PO MNIE przyjedzie. Zawsze bardzo żałowałam, że właśnie tak się nie działo, czasami nawet chciałam żeby mnie zabiła i poszła do więzienia. Nie zależało mi na moich potrzebach, dusiłam je. Jak zaczęłam mieć problemy w szkole przestałam do niej chodzić prawie na 3 miesiące, chorowałam bez przerwy, nie widziałam sensu mojego życia. Oczywiście moja mama "ratowała mnie" z opresji i załatwiała mi zwolnienia lekarskie, później (do tej pory!) wypominając mi ten okres, jakim ja byłam niewdzięcznym dzieckiem, zamiast pomagać matce, tylko jej dodawałam!!! A ona TYLE dla mnie robi!
Jak nie chorowałam, chodziłam na całe dnie do parku, nawet w zimę i po prostu tam siedziałam, spacerowałam. Wtedy moich 2 znajomych zauważyło, że coś jest nie tak. Jeden z nich przyszedł mi dać lekcje i moja mama przestała po raz 1 zgrywać idealną mamusię - nakrzyczała na mnie przy nim o bzdet (to i tak była wersja light), on się przeraził i poszedł do pedagog i psycholog w mojej szkole. Na początku strasznie się bałam, że moja matka się o tym dowie i jak zwykle JA za to dostanę. Ale obydwie panie dały mi wielkie wsparcie i moja mama o niczym się nie dowiedziała. Namawiały mnie na niebieską kartę, uważały, że jestem dużo mądrzejsza niż wszyscy w moim wieku i od mojej mamy włącznie. Dały mi siłę żeby podnieść się z dołka i zawalczyć o swoją przyszłość. Stwierdziłam wtedy, że będę wszystko znosić w domu i skupię się na tym żeby dobrze zdać maturę. Zostawałam nawet dłużej w szkole, żeby móc się spokojnie pouczyć, bo w domu nawet tego nie mogłam robić... W ogóle dom dla mnie nie był domem, nie czułam się tam bezpiecznie. Moja mama wiele razy w samej pidżamie wywalała mnie za drzwi, mówiła "No, jak Ci tak źle, to idź, wyskocz przez balkon, TY NAWET NIE DOCENIASZ TEGO CO MASZ, dałam Ci wszystko, żebyś wyglądała dobrze, nie gorzej od koleżanek, poświęciłam się dla Ciebie, harowałam całe życie a Ty mi się tak odpłacasz?!". W wakacje pracowałam przy borówkach, poziomkach i innych tego typu rzeczach, całe pieniądze jej oddawałam. Wolałam stać 14 h w pracy niż być w domu.
Ogólnie wszelkiego rodzaju święta czy "szykowanie się gdzieś" było dla mnie koszmarem... Zawsze wszędzie się spóźniałam przez awantury, zawsze dyktowała mi co mam założyć i co zrobić. Nawet na swoją studniówkę się spóźniłam (wgl nie chciałam na nią iść ale mnie zmusiła bo jak to tak), w liceum prawie wcale nie miałam przyjaciół i totalnie odcięłam się od życia towarzyskiego, bo gdziekolwiek bym nie szła, sprawiała żebym źle się czuła z tym że gdziekolwiek wychodzę + stosy telefonów jak już gdzieś szłam.
Moja matka jest idealną manipulantką - zawsze jak rozmawia przez telefon z kimś, wykazuje się elokwencją, nawet zmienia głos. Jak mówi o mnie, chwali mnie przy znajomych, jaką ma *** córeczkę. A jak awanturuje się ze mną, to wypomina mi, że wszystko, co osiągnęłam w życiu jest dzięki NIEJ. W zeszłym roku znalazła sobie faceta. Nie dość, że mojej prywatności nie szanuje, to w zasadzie swojej własnej również. Zaczęła mi opowiadać "w swoje dobre dni" ich najbardziej pikantne chwile. Czułam się jakbym zaglądała jej w majtki. Rozumiem gdyby zwierzyła mi się z jakiegoś problemu z nim, spytała o radę. Ale zaczęła mnie zawalać wszystkim, potrafiła gadać na ten temat 2h i jak nie miałam dobrej wymówki, która sprowadzała się do jednego - muszę się uczyć - co z resztą i tak później olewała, to nie nie mogłam od niej uciec. Wymagała ode mnie, żebym cały wolny czas spędzała z nią, a jak jej zarzucałam, że np. chcę poczytać książkę to mówiła, że JESZCZE BĘDĘ MIEĆ CZAS.
Studia były dla mnie wielką nadzieją, jak udało mi się byłam naprawdę szczęśliwa. Zamieszkałam w akademiku, oczywiście moja mama musiała mi powiedzieć CO MOGĘ A CZEGO NIE MOGĘ ZABRAĆ, było masę awantur przy pakowaniu... Ale miałam już to gdzieś, niedługo miałam być wolna. Tak naprawdę nie byłam. Dzwoniła do mnie codziennie i chciała rozmawiać po 2h, robiłam jeszcze prawo jazdy w swoim rodzinnym mieście więc chcąc nie chcąc musiałam wracać co tydzień do domu. Jak wracałam, to okazywało się, że nawet nie wynosiła śmieci z domu bo czekała z tym na mnie! Nie dość, że sprzątałam u siebie to kazała mi sprzątać w domu, mimo że już tam mnie nie było. Jak byłam wykończona, kazała mi ze sobą łazić po sklepach (nienawidzę tego, od dziecka mnie ciąga, potrafi spędzić w głupim Lidlu 3h).
Będąc w akademiku ani razu nie chorowałam, wystarczyło że wróciłam do domu na święta - od razu choroba. Potrafiła mi robić awantury nawet przez telefon, moja współlokatorka słyszała jej wyzwiska i darcie się. Powiedziała mi kiedyś, że ja brzmię jak matka, a nie ona. Było mi wstyd. Moja mama wypytywała się mnie o wszystko, jak chciałam jechać do swoich znajomych do Wrocławia, mówiła mi co mam spakować, że W ŻADNYM WYPADKU nie mogę pić żadnego alkoholu, że mam wziąć takie i takie majtki. XD To już przekracza wszelkie granice. Teraz mam ferie, cały miesiąc wolnego bo udało mi się zdać wszystko w 1 terminie. Powiedziałam jej, że mam wolne tylko 2 tygodnie, żeby móc nie wracać do domu na te wcześniejsze 2 i ODPOCZĄĆ. Ona zawsze wyczuwa kiedy kłamię i zawsze chce mnie sprawdzać. Jej słynne zdanie: "Ja się brzydzę kłamstwem i krętactwem a Ty jesteś obrzydliwym kłamcą!!!!!!! Brzydzę się Tobą!" w takich sytuacjach najczęściej pluła mi w twarz. Kiedyś oznajmiła również, że nie mam już swojego imienia tylko będzie mnie nazywać szmatą, bo na to zasługuję. I wołała do mnie "Szmato, chodź do mnie natychmiast!". Zawsze musiałam rzucać wszystko co robię i być na każde jej skinienie.
Ale wracając do teraźniejszości, właśnie skończył się 2 tydzień i miałam wracać do domu, ona oczywiście już mi ułożyła "plan działania", miałam ją pouczyć niemieckiego, zrobić porządek w tych dokumentach (rzygać mi się chce na samą myśl bo tak mi to truje tyle LAT!), nauczyć obsługi komputera. Oczywiście na wszystko się zgodziłam. Dzień przed wyjazdem zrobiła mi awanturę o pracę którą znalazłam i parę innych bzdetów. Miałam już dość. Powiedziałam jej, że nie wracam już więcej do domu. Powiedziała: "ROZKAZUJĘ CI WRÓCIĆ DO DOMU, masz ostatnią szansę! Tyle razy Ci mówiłam żebyś się zmieniła, a wszystko będzie między nami dobrze, tyle razy wybaczałam, zapominałam i wracałam do porządku dziennego!"
KONIEC. Kto wracał do porządku dziennego?! Kto zabiegał o nasze relacje?! Napisałam jej smsa (bo oczywiście nie dawała mi dojść do słowa) i wyłączyłam telefon. Co ona zrobiła? Poszła do swojej jedynej koleżanki, żeby napisała do mnie na facebooku, że mam się z nią pilnie skontaktować, NAWET ZADZWONIŁA DO DZIEKANATU (kretynizm) i jakaś przypadkowa dziewczyna pukała mi do drzwi, bałam się otworzyć (bo może przyjechała?!), ale przełamałam się i dowiedziałam się że moja mama próbuje się ze mną skontaktować CAŁY DZIEŃ. Skłamałam jej, że może mam coś z telefonem i że oddzwonię. Ale nie zrobiłam tego i nie mam zamiaru. Włączyłam teraz telefon i mam od niej nagraną wiadomość na poczcie, że ma mi coś do powiedzenia i jak nie oddzwonię, to zrobi mi taką porutę jakiej mało i przyjedzie po mnie. XD Przecież jestem dorosłą osobą i nic nie może zrobić. Mam zamiar zastrzec żeby jej nie wpuszczali do akademika, pójdę do ośrodka pomocy rodzinie i wreszcie zajmę się tą sprawą. Miałam podstawy na niebieską kartę to mam i na zakaz zbliżania się. Kocham moją mamę i szanuję za wszystko CO DOBRE dla mnie zrobiła ale nasza miłość jest toksyczna i ona traktuje mnie jak śmiecia i worek treningowy. Najgorsze jest to, że nie posiadam jeszcze własnego konta bankowego i alimenty oraz stypendium są przelewane na jej konto. Mam nadzieję, że uda mi się to jakoś odkręcić. Ponadto mam na oku pracę w weekendy (której moja mama była przeciwna, w tej awanturze "bo znów będę chorować!") więc mam nadzieję, że uda mi się przetrwać ten ciężki okres i w końcu wyjdę na prostą.
Przepraszam za tą wieeelką historię życia, ale to i tak są epizody to co opowiedziałam. Mam nadzieję, że tym komentarzem kogoś może pokrzepię, docenią swoją sytuację, że nie mają aż tak źle lub po prostu będą mieć siłę do działania, bo warto walczyć o siebie i swoją przyszłość. Mam nadzieję, że wygram tą wojnę mimo że wiele walk przegrałam.
Witaj Dziewczyno,
Czytając Twoją historię popłakałam się, tak strasznie szkoda mi Ciebie. Jesteś wspaniałą wartościową kobietą, wiele o Tobie można wyczytać "między wierszami". Jestem pewna, że w końcu uwolnisz się od tej psychopatycznej sadystki i będziesz normalnie żyć. Pamiętaj, że każdy człowiek ma prawo do spokojnego życia, do szczęścia, do bycia szanowanym przez innych, to Twoje dobra osobiste, które są chronione przez prawo.
Odezwę się jeszcze, przepraszam że tak krótko. Pozdrawiam Cie serdecznie Mała Wojowniczko i życzę byś miała wiele siły by powalczyć o siebie - https://www.psychiatria.pl/forum/bardzo-toksyczna-matka/watek/505681/9.html#p1204267https://www.psychiatria.pl/forum/bardzo-toksyczna-matka/watek/505681/1.html bardzo toksyczna matka GośćNoyi 2016-02-17 05:07:24
Przeczytałam wszystkie historie i stwierdziłam, że dodam swoją, choć pewnie będzie baaaardzo długa.
Może zacznę od początku. Uważam, że ten wstęp jest ważny aby zrozumieć moją sytuację. Moja mama miała ciężkie dzieciństwo - babcia była rozwiedziona, całymi dniami jej nie było, pracowała od świtu do nocy. Moją mamę i jej rodzeństwo wychowywała prababcia z pradziadkiem, z tego co wiem prababcia była bardzo dobrym człowiekiem ale wymagającym - od małego trzeba było zajmować się obowiązkami, być schludnym, chodzić w niedzielę, koniecznie o 7 rano do kościoła. Moja babcia jedynie przychodziła wieczorem z pracy i robiła "sąd ostateczny" danego dnia - wypytywała się prababci co rodzeństwo przeskrobało i co się działo przez cały dzień. Siostra mojej mamy (starsza) zawsze była traktowana ulgowo, moja mama czuła się strasznie niesprawiedliwie traktowana. Kiedyś opowiadała mi, że posprzątała cały pokój (mieszkały razem w 1), poukładała jej rzeczy (moja mama jest pedantką a jej siostra strasznym bałaganiarzem) i uprzedziła ją, że kogoś zaprosi - to ta specjalnie zrobiła straszny "burdel" w pokoju i nawet jej stronę porozwalała. Mama mówiła mi również, że zabierała jej rzeczy, jadła przydzielone dla niej jedzenie czy słodycze a później zwalała na nią, nawet zabierała jej koleżanki. W sumie najbardziej przykro mi było jak opowiedziała mi sytuacje o tym, że przez całą wiosnę zbierała różne rzeczy i robiła sobie domek na drzewie i wtedy kiedy on miał być prawie gotowy - został całkiem zmieciony z powierzchni ziemi przez jej siostrę, która go odkryła i po prostu chciała jej zrobić na złość.
Jeśli chodzi o moją babcię to z tego co mi opowiadała wyszła za mąż za mojego dziadka z namowy prababci, później okazało się, że dziadek jest typowym sadystą - znęcał się nad nią, kiedyś nawet chciał porwać moją mamę, bo stwierdził, że jest do niego bardziej podobna (wtedy chodziło o wygląd, a teraz jest i z charakterem haha), jak moja babcia się spieszyła i nie domyła 1 łyżeczki, to wyrzucił tą łyżeczkę przez okno. Myślę, że to miało wielki wpływ na moją mamę.
Jeśli o nią chodzi natomiast, zawsze chciała iść na studia, ale babcia zdecydowała że jej siostra pójdzie. Moja mama poszła do technikum dla dorosłych w wieku 15 lat i jednocześnie zaczęła pracować w zakładzie fryzjerskim mojej babci. Babcia chciała żeby ona go przejęła (moja mama oczywiście nie chciała) ale w tym czasie była posłuszna i pomagała jej ze wszystkim. Czasem jak o czymś mi opowiada z tamtego okresu to mówi, że babcia jej nigdy nie pozwalała kupić sobie skórzanej kurtki a ona tak bardzo chciała, nigdy nie dawała jej pieniędzy za pracę u niej.
Moja mama wyszła za mojego tatę po tym jak znali się chyba rok, mój tata był zabawnym człowiekiem, każdy go lubił ale jak przyszło co do czego okazało się... że ma skłonności do znęcania się tak jak mój dziadek i do alkoholu... Z tego co moja mama mi opowiadała nawet jak ja "byłam jeszcze w brzuchu" potrafił już ją bić. Moja babcia kupiła im całe mieszkanie wraz z meblami i wszystkim dosłownie ulicę od siebie. Mój tata namówił moją mamę (jak miałam 3 lata) żeby sprzedać to mieszkanie, pomieszkać z jego ojcem (który też był rozwiedziony), a później się wybudować (później uciekł z tymi pieniędzmi "w Polskę"). Mieszkanie z moim dziadkiem od strony ojca wspominam mimo wszystko dobrze bo czułam że mnie kocha, ale również lubił sobie "wypić" - co źle wpływało na mojego ojca. Mój ojciec nadużywał coraz więcej alkoholu, zaczął nie wracać do domu, obiecywał mi coś po czym nie wracał. W tygodniu chodziłam do przedszkola a w weekendy zawsze jeździłyśmy do babci. Pamiętam, że moja mama w tym okresie bardzo mnie chroniła, żebym widziała jak najmniej i cieszyła się swoim dzieciństwem. Dbała o mnie i w sumie uważała mnie za jedyną podporę, która trzyma ją przy życiu. Wiele razy składała pozwy o rozwód, później wycofywała je, bo ojciec ją urobił... Ja byłam malutkim dzieckiem a ona później nie chciała mi opowiadać więc nie wiem wielu rzeczy. Pamiętam tylko 2 - jedną jak zawsze obiecywał mi coś, to np. w dniu jego rzekomego przyjazdu siedziałam jak pies pod drzwiami i myślałam że każde kroki na klatce to są jego (on oczywiście nie przyjeżdżał). Moja mama próbowała mnie wtedy czymś zająć ale zwykle nie pomagało. Kolejna sytuacja to jedna jedyna kiedy widziałam jak mój ojciec się nad nią znęca. Bawiłam się u siebie w pokoju a oni zaczęli się kłócić (moja mama zawsze spokojnie do niego mówiła a on wpadał w szał), nagle usłyszałam ciszę. Poleciałam do kuchni gdzie byli i zobaczyłam moją mamę opierającą się o parapet przy oknie i mojego ojca który był odwrócony ode mnie plecami i ją dusił... Podbiegłam wtedy i z całej siły zaczęłam go uderzać swoimi piąstkami i krzyczeć żeby puścił mamę. Jakoś chyba dzięki temu się opamiętał... Pamiętam również, że po tej sytuacji w nocy dostałam pierwszy raz ataku anafilaksji fizykalnej (w tym czasie lekarze myśleli że to po prostu uczulenie na coś, alergia). Pamiętam też, że jak tylko musiałam zostać z moim ojcem, nie czułam się przy nim bezpiecznie mimo że mi go brakowało i bardzo chciałam jego miłości. Tak naprawdę to zawsze czułam się za niego odpowiedzialna, żeby czegoś nie odwalił...
Później, kiedy moja mama w końcu się z nim rozwiodła (byłam wtedy w 2 klasie szkoły podstawowej), miałyśmy spokój jeśli chodzi o niego ale było nam bardzo ciężko, moja mama miała 2 prace, pamiętam że wstawałam rano do szkoły to jej już nie było, kładłam się spać to jej jeszcze nie było. Przez ten czas oddaliłyśmy się od siebie, nasze relacje sprowadziły się do tego "jak było w szkole" i czystego wypytywania o to co jadłam, czy dobrze się uczę itd. Moja mama zawsze była pedantką, w sumie mniej więcej do 13 roku życia nie wiedziałam co ze mną robi. Na przykład jak byłam w 4 klasie szkoły podstawowej zaczęła mnie wyzywać od tłuków, musiałam być jak najlepsza we wszystkim, mieć najlepsze oceny, sprawdzała mi zeszyty, jak jej się coś nie podobało to wyrywała kartki (czasem 3 razy tą samą) i musiałam przepisywać, jak znalazła u mnie na ubraniu 1 paproszek od razu byłam niechlujem. Kazała mi odkurzać jeden dywan 4 razy, ba, zbierać RĘKOMA paprochy, bo według niej wszystko robiłam niechlujnie i "na odwal się". Bardzo starałam się wszystko wykonywać tak jak ona, bo nawet jak efekt był taki sam jak jej ale tak jakby proces wykonywania tego się różnił, od razu mówiła, że na odwal się i że jestem niechlujem... Tak więc zaczęło się od takich rzeczy...
Szkoliła mnie jak mam mówić wiersze, jak śpiewać, jak się ruszać, a jak tylko wykazałam się swoją inwencją, która jej się nie spodobała, krytykowała mnie jakim debilem jestem. Mimo wszystko była dla mnie jak przyjaciółka i mogłam z nią o wszystkim porozmawiać (co później dobrze wykorzystywała). Moi przyjaciele i znajomi czuli do niej respekt i nawet się jej bali, ale wszyscy ją lubili, bo "Ojej, jaką Ty masz fajną mamę, możesz z nią o wszystkim pogadać". Mniej więcej w wieku 14 lat, zakochałam się po raz pierwszy i od tego czasu zaczęło się prawdziwe piekło. Kiedy poprosiłam raz moją mamę o radę, ta poczuła się zaproszona do mojego życia prywatnego i siedziała przy mnie i DYKTOWAŁA mi co mam pisać do swojego chłopaka. Jak czegoś nie chciałam, dostawałam "po łbie" od tyłu i mnie wyzywała. Płakałam strasznie bo on był w związku z moją matką a nie ze mną! To było chore... Oczywiście związek się skończył, wtedy bardzo chorowałam. Jednocześnie coraz trudniej było mi być "najlepszym" w szkole i odrabiać zaległości. Moja mama zaczęła mnie obwiniać za moje chorowanie, denerwowała się na mnie jak chorowałam, ale mimo wszystko zawsze o mnie dbała - dawała jedzenie, kanapki wszystko miałam "pod nos", a jak sama chciałam coś zrobić to nie, bo ja NIE UMIEM i jestem totalnym zerem. Kanapki robiła mi nawet w liceum! Ale wróćmy jeszcze do dawniejszych czasów. W gimnazjum, im byłam starsza tym więcej widziałam jej zachowań - zaczęłam mieć porównanie jak jest w moim domu, a jak w innych. Jak tylko chciałam spokojnie z nią porozmawiać i na coś zwrócić jej uwagę, od razu wybuchała złością i krzyczała, że ja jestem szczylem, że jak ja matce mogę coś mówić, bo nie znam się na życiu, nic nie potrafię itd. Wszystko również podpinała pod "bunt nastoletni". Zaczęłam nienawidzić cokolwiek robić przy niej, jak patrzy, bo zawsze jak coś robiłam nie tak jak ona chciała, to od niej dostawałam, najczęściej znienacka, np. zmywam naczynia, ona krzyczy, że niedokładnie i bum od tyłu w głowę tak że z przodu uderzyłam się o szafkę nad zlewem. Robiła mi awantury o bzdety, zgubiła coś, czyja wina? - moja. Zaczęła mnie obwiniać o wszystko, zaczęła mnie poważnie bić. Kiedyś popchnęła mnie na wieszak na ręczniki i upadając, złamałam go. To zaczęła się drzeć, że wszystko w tym domu psuję i jestem taka, siaka owaka (ten wieszak wspomina w każdej awanturze do dziś)... Kiedyś wyzywała mnie od tłuków, teraz kończy się na ***, "szmacie na którą tylko można splunąć" itd... Pamiętam jak śpiewałam w chórze w kościele i ona stojąc pokazywała mi jak mam otwierać buzię i ten strach co będzie jak tego nie zrobię. Po wyjściu z kościoła i tak mnie targała za rękę i mówiła do ucha przez zaciśnięte zęby jaka skretyniała jestem. Pamiętam jak miałam blizny na rękach od jej paznokci, które mi wbijała za każdym razem jak mnie tak ściskała. W pewnym momencie przestałam w zasadzie odczuwać ból fizyczny. Było mi wszystko jedno. Jak bym się nie starała, nie zaspokajałam swojej matki. Zawsze mogło być lepiej, albo totalnie nie zrobiłam tego co oczekiwała. Zawsze kazała mi się wszystkiego domyślać i po każdej awanturze mówiła - "Ja Ci tyle razy mówię, słuchaj matki, a wszystko będzie dobrze i nie będzie konfliktów między nami"...
Kiedyś na jej urodziny posprzątałam CAŁY DOM, zrobiłam jej obiad, dałam prezent który sama zrobiłam (nigdy nie miałam kieszonkowego), to ona nie powiedziała nawet dziękuję... I ZABRAŁA SIĘ DO SPRAWDZANIA JAK POSPRZĄTAŁAM. "O, tu niedokładnie, a tam wycierałaś?! Jak tak, jak nie!" i była kolejna awantura... Zawsze mnie sprawdzała, zawsze to był dla niej pretekst. Wchodziła do mnie do pokoju i przestawiała coś "Bo jak zwykle położyłam nie tak jak trzeba". Nie sprzeciwiałam się jej, mój pokój był jej pokojem, ona go "ustawiała". Kiedyś z czystej ciekawości specjalnie nie ruszałam 1 rzeczy, którą przestawiła "bo źle leży" i za tydzień przyszła i zrobiła to samo XD. Doszło do tego, że robiła mi awantury 3 razy dziennie. Próbowałam przed nią uciekać, zastawiać drzwi od pokoju, jak wpadała w szał to była nie do powstrzymania.
W 2 liceum przeżywałam kryzys. Moja mama przestała pracować co wiązało się z tym że była non stop w domu. Wszystko zaczęło być coraz gorsze. Nie mogłam wyrazić własnego zdania, ona układała mi czas wolny. Przy niej nawet nie można powiedzieć, że ma się czas wolny, bo zaraz wymyśli Ci pracę. Udawałam, że mam mnóstwo nauki żeby mieć chwilę wolnego w samotności. Nie pozwalała mi zamykać drzwi od swojego pokoju. Nie pozwalała mi również być samodzielną (robić sobie i jej jedzenie np.), a później wykorzystywała to w awanturach - że niby mam 2 lewe rączki i że mamusia wszystko za księżniczkę robi. Przez awantury spóźniałam się do szkoły, bo moje ubranie jej się nie podobało (zawsze szykowałam sobie dzień wcześniej wszystko), doszło do tego, że zaczęłam się jej pytać czy nie ma nic przeciwko żebym założyła to i to. Najlepsze sytuacje były jak zgadzała się dzień przed, a następnego robiła awanturę że mam założyć to i to. Dodam, że nie ubieram się np. nieprawidłowo do pogody czy jakoś wyuzdanie, nieodpowiednio.
W tej 2 liceum mojej mamie zaczęła się depresja do tego wszystkiego. Zaczęła zwalać na mnie całą odpowiedzialność za jej zadania, a ja czułam się w obowiązku żeby jej pomóc. Np. przeprowadziłyśmy się i moja mama stwierdziła, że trzeba zrobić porządek w dokumentacji. Ze swoją poradziłam sobie w 1 dzień - ona za swoją się nawet nie zabrała, a truła mi do końca wakacji po 3 liceum, że "trzeba to zrobić, musisz to zrobić, NATYCHMIAST" - jej ulubione słowo. Jak się za to zabierałam, byłam gotowa zrobić za nią wszystko, to nie, to robię nie tak, to źle, tamto źle, rozdrabnianie się z niepotrzebnymi rzeczami... I takich sytuacji jak ta było tysiące. Kiedyś nie wytrzymałam i zarzuciłam jej, że marnuje sobie życie takim zachowaniem to oczywiście wybuchła awantura, że jestem wyrodnym dzieckiem, że nie szanuję matki... A jak ona mnie wyzywała od ***, albo mi mówiła "idź pod latarnię, bo ze swoją urodą tylko tam się nadajesz, wykorzystaj ją jakoś." albo "idź do ojca pijaka, jak tak źle Ci z matką" albo coś co mnie zraniło potwornie... - "Nikt mi nie przysporzył tyle nerwów w życiu ile Ty, nawet Twój ojciec, anioł by z Tobą nie wytrzymał"....
W tym czasie zaczęła również zauważać, że zaczynam się bronić przed jej fizycznymi atakami. Wcześniej było tak, że po prostu się zasłaniałam (i jej słynne teksty "Ty tylko płakać potrafisz, tylko zasłaniać się potrafisz, zamiast przyjąć cios jak Ci się należy!"), w końcu zaczęłam ją odpychać od siebie jak do mnie leciała. To oczywiście było, że rzucam się na matkę, że jestem wyrodną córką itd. Zaczęło dochodzić do sytuacji, najczęściej w kuchni, że brała nóż i stała nade mną z nim i krzyczała, że zabije mnie, bo działa w afekcie, a później siebie z żałości.... Raz zaczęła się zachowywać tak nieracjonalnie (zawsze próbowałam przewidzieć jej ruchy), że z nerwów zaniemówiłam, a ona nadal się nade mną natrząsała i myślała, że udaję! Dopiero jak mimo bicia mnie nic nie mówiłam i dosłownie "poddałam się jej" to przestała i powiedziała "sama jesteś sobie winna". Często tego używała, tak jakby chciała się usprawiedliwić...
Pamiętam że wtedy myślałam codziennie nad tym jak ze sobą skończyć. Sąsiedzi w ogóle nie reagowali na to co się u nas dzieje, a przecież było słychać chociażby jej wrzaski. Zawsze sama krzyczała a mi zarzucała, że wszyscy sąsiedzi słyszą jak JA się drę i policja PO MNIE przyjedzie. Zawsze bardzo żałowałam, że właśnie tak się nie działo, czasami nawet chciałam żeby mnie zabiła i poszła do więzienia. Nie zależało mi na moich potrzebach, dusiłam je. Jak zaczęłam mieć problemy w szkole przestałam do niej chodzić prawie na 3 miesiące, chorowałam bez przerwy, nie widziałam sensu mojego życia. Oczywiście moja mama "ratowała mnie" z opresji i załatwiała mi zwolnienia lekarskie, później (do tej pory!) wypominając mi ten okres, jakim ja byłam niewdzięcznym dzieckiem, zamiast pomagać matce, tylko jej dodawałam!!! A ona TYLE dla mnie robi!
Jak nie chorowałam, chodziłam na całe dnie do parku, nawet w zimę i po prostu tam siedziałam, spacerowałam. Wtedy moich 2 znajomych zauważyło, że coś jest nie tak. Jeden z nich przyszedł mi dać lekcje i moja mama przestała po raz 1 zgrywać idealną mamusię - nakrzyczała na mnie przy nim o bzdet (to i tak była wersja light), on się przeraził i poszedł do pedagog i psycholog w mojej szkole. Na początku strasznie się bałam, że moja matka się o tym dowie i jak zwykle JA za to dostanę. Ale obydwie panie dały mi wielkie wsparcie i moja mama o niczym się nie dowiedziała. Namawiały mnie na niebieską kartę, uważały, że jestem dużo mądrzejsza niż wszyscy w moim wieku i od mojej mamy włącznie. Dały mi siłę żeby podnieść się z dołka i zawalczyć o swoją przyszłość. Stwierdziłam wtedy, że będę wszystko znosić w domu i skupię się na tym żeby dobrze zdać maturę. Zostawałam nawet dłużej w szkole, żeby móc się spokojnie pouczyć, bo w domu nawet tego nie mogłam robić... W ogóle dom dla mnie nie był domem, nie czułam się tam bezpiecznie. Moja mama wiele razy w samej pidżamie wywalała mnie za drzwi, mówiła "No, jak Ci tak źle, to idź, wyskocz przez balkon, TY NAWET NIE DOCENIASZ TEGO CO MASZ, dałam Ci wszystko, żebyś wyglądała dobrze, nie gorzej od koleżanek, poświęciłam się dla Ciebie, harowałam całe życie a Ty mi się tak odpłacasz?!". W wakacje pracowałam przy borówkach, poziomkach i innych tego typu rzeczach, całe pieniądze jej oddawałam. Wolałam stać 14 h w pracy niż być w domu.
Ogólnie wszelkiego rodzaju święta czy "szykowanie się gdzieś" było dla mnie koszmarem... Zawsze wszędzie się spóźniałam przez awantury, zawsze dyktowała mi co mam założyć i co zrobić. Nawet na swoją studniówkę się spóźniłam (wgl nie chciałam na nią iść ale mnie zmusiła bo jak to tak), w liceum prawie wcale nie miałam przyjaciół i totalnie odcięłam się od życia towarzyskiego, bo gdziekolwiek bym nie szła, sprawiała żebym źle się czuła z tym że gdziekolwiek wychodzę + stosy telefonów jak już gdzieś szłam.
Moja matka jest idealną manipulantką - zawsze jak rozmawia przez telefon z kimś, wykazuje się elokwencją, nawet zmienia głos. Jak mówi o mnie, chwali mnie przy znajomych, jaką ma *** córeczkę. A jak awanturuje się ze mną, to wypomina mi, że wszystko, co osiągnęłam w życiu jest dzięki NIEJ. W zeszłym roku znalazła sobie faceta. Nie dość, że mojej prywatności nie szanuje, to w zasadzie swojej własnej również. Zaczęła mi opowiadać "w swoje dobre dni" ich najbardziej pikantne chwile. Czułam się jakbym zaglądała jej w majtki. Rozumiem gdyby zwierzyła mi się z jakiegoś problemu z nim, spytała o radę. Ale zaczęła mnie zawalać wszystkim, potrafiła gadać na ten temat 2h i jak nie miałam dobrej wymówki, która sprowadzała się do jednego - muszę się uczyć - co z resztą i tak później olewała, to nie nie mogłam od niej uciec. Wymagała ode mnie, żebym cały wolny czas spędzała z nią, a jak jej zarzucałam, że np. chcę poczytać książkę to mówiła, że JESZCZE BĘDĘ MIEĆ CZAS.
Studia były dla mnie wielką nadzieją, jak udało mi się byłam naprawdę szczęśliwa. Zamieszkałam w akademiku, oczywiście moja mama musiała mi powiedzieć CO MOGĘ A CZEGO NIE MOGĘ ZABRAĆ, było masę awantur przy pakowaniu... Ale miałam już to gdzieś, niedługo miałam być wolna. Tak naprawdę nie byłam. Dzwoniła do mnie codziennie i chciała rozmawiać po 2h, robiłam jeszcze prawo jazdy w swoim rodzinnym mieście więc chcąc nie chcąc musiałam wracać co tydzień do domu. Jak wracałam, to okazywało się, że nawet nie wynosiła śmieci z domu bo czekała z tym na mnie! Nie dość, że sprzątałam u siebie to kazała mi sprzątać w domu, mimo że już tam mnie nie było. Jak byłam wykończona, kazała mi ze sobą łazić po sklepach (nienawidzę tego, od dziecka mnie ciąga, potrafi spędzić w głupim Lidlu 3h).
Będąc w akademiku ani razu nie chorowałam, wystarczyło że wróciłam do domu na święta - od razu choroba. Potrafiła mi robić awantury nawet przez telefon, moja współlokatorka słyszała jej wyzwiska i darcie się. Powiedziała mi kiedyś, że ja brzmię jak matka, a nie ona. Było mi wstyd. Moja mama wypytywała się mnie o wszystko, jak chciałam jechać do swoich znajomych do Wrocławia, mówiła mi co mam spakować, że W ŻADNYM WYPADKU nie mogę pić żadnego alkoholu, że mam wziąć takie i takie majtki. XD To już przekracza wszelkie granice. Teraz mam ferie, cały miesiąc wolnego bo udało mi się zdać wszystko w 1 terminie. Powiedziałam jej, że mam wolne tylko 2 tygodnie, żeby móc nie wracać do domu na te wcześniejsze 2 i ODPOCZĄĆ. Ona zawsze wyczuwa kiedy kłamię i zawsze chce mnie sprawdzać. Jej słynne zdanie: "Ja się brzydzę kłamstwem i krętactwem a Ty jesteś obrzydliwym kłamcą!!!!!!! Brzydzę się Tobą!" w takich sytuacjach najczęściej pluła mi w twarz. Kiedyś oznajmiła również, że nie mam już swojego imienia tylko będzie mnie nazywać szmatą, bo na to zasługuję. I wołała do mnie "Szmato, chodź do mnie natychmiast!". Zawsze musiałam rzucać wszystko co robię i być na każde jej skinienie.
Ale wracając do teraźniejszości, właśnie skończył się 2 tydzień i miałam wracać do domu, ona oczywiście już mi ułożyła "plan działania", miałam ją pouczyć niemieckiego, zrobić porządek w tych dokumentach (rzygać mi się chce na samą myśl bo tak mi to truje tyle LAT!), nauczyć obsługi komputera. Oczywiście na wszystko się zgodziłam. Dzień przed wyjazdem zrobiła mi awanturę o pracę którą znalazłam i parę innych bzdetów. Miałam już dość. Powiedziałam jej, że nie wracam już więcej do domu. Powiedziała: "ROZKAZUJĘ CI WRÓCIĆ DO DOMU, masz ostatnią szansę! Tyle razy Ci mówiłam żebyś się zmieniła, a wszystko będzie między nami dobrze, tyle razy wybaczałam, zapominałam i wracałam do porządku dziennego!"
KONIEC. Kto wracał do porządku dziennego?! Kto zabiegał o nasze relacje?! Napisałam jej smsa (bo oczywiście nie dawała mi dojść do słowa) i wyłączyłam telefon. Co ona zrobiła? Poszła do swojej jedynej koleżanki, żeby napisała do mnie na facebooku, że mam się z nią pilnie skontaktować, NAWET ZADZWONIŁA DO DZIEKANATU (kretynizm) i jakaś przypadkowa dziewczyna pukała mi do drzwi, bałam się otworzyć (bo może przyjechała?!), ale przełamałam się i dowiedziałam się że moja mama próbuje się ze mną skontaktować CAŁY DZIEŃ. Skłamałam jej, że może mam coś z telefonem i że oddzwonię. Ale nie zrobiłam tego i nie mam zamiaru. Włączyłam teraz telefon i mam od niej nagraną wiadomość na poczcie, że ma mi coś do powiedzenia i jak nie oddzwonię, to zrobi mi taką porutę jakiej mało i przyjedzie po mnie. XD Przecież jestem dorosłą osobą i nic nie może zrobić. Mam zamiar zastrzec żeby jej nie wpuszczali do akademika, pójdę do ośrodka pomocy rodzinie i wreszcie zajmę się tą sprawą. Miałam podstawy na niebieską kartę to mam i na zakaz zbliżania się. Kocham moją mamę i szanuję za wszystko CO DOBRE dla mnie zrobiła ale nasza miłość jest toksyczna i ona traktuje mnie jak śmiecia i worek treningowy. Najgorsze jest to, że nie posiadam jeszcze własnego konta bankowego i alimenty oraz stypendium są przelewane na jej konto. Mam nadzieję, że uda mi się to jakoś odkręcić. Ponadto mam na oku pracę w weekendy (której moja mama była przeciwna, w tej awanturze "bo znów będę chorować!") więc mam nadzieję, że uda mi się przetrwać ten ciężki okres i w końcu wyjdę na prostą.
Przepraszam za tą wieeelką historię życia, ale to i tak są epizody to co opowiedziałam. Mam nadzieję, że tym komentarzem kogoś może pokrzepię, docenią swoją sytuację, że nie mają aż tak źle lub po prostu będą mieć siłę do działania, bo warto walczyć o siebie i swoją przyszłość. Mam nadzieję, że wygram tą wojnę mimo że wiele walk przegrałam. - GośćZaloguj się , aby dodać odpowiedź
- Omamy słuchowe, Schizofrenia paranoidalna
Witam. Mam 26 lat i mam omamy słuchowe, najczęściej słyszę...
Forum: Schizofrenia - Zawroty glowy
Zawroty głowy. Od 2,5 roku czuje się jak na statku. Po wykluczeniu wszystkiego...
- Depresja i leki
Czuję się źle praktycznie codziennie, niedługo mam pierwszą wizytę...
Forum: Depresja