Forum: Zaburzenia afektywne dwubiegunowe - ChAD
Temat: chory związek (12)
- https://www.psychiatria.pl/forum/chory-zwiazek/watek/1495211/1.html#p1495211https://www.psychiatria.pl/forum/chory-zwiazek/watek/1495211/1.html chory związek GośćZalogowani użytkownicy mają możliwość budowania własnego statusu na forach grupy Medforum.
Po napisaniu odpowiedniej ilości postów przy avatarze pojawi się odpowiedni status.- Początkujący/ca - mniej niż 100 postów
- Wtajemniczony/na - pomiędzy 101 a 300 postów
- Forumowicz/ka - pomiędzy 301 a 1200 postów
- Komentator/ka - pomiędzy 1201 a 3600 postów
- Lider/ka opinii - pomiędzy 3601 a 6000 postów
- VIP - więcej niż 6001 postów
witam wszystkich, czytam od kilku dni wpisy na forum i w końcu postanowiłam wygadać się tutaj bo nie mogę sobie poradzić, ze swoją sytuacją i swoim życiem.... a jestem w szoku, bo czułam, że wariuję... a teraz nareszcie czytam o tym co sama przeżyłam i przeżywam od 6 lat. Gdy przeczytałam pierwsze wypowiedzi osób mających partnerów chorujących na CHAD poczułam się jakby ktoś uderzył mnie w twarz.... a łzy nie chciały przestać płynąć...
Poznałam go prawie 7 lat temu w szkole mojej córki - nasze spojrzenia się skrzyżowały i to był koniec mojego życia. Oboje byliśmy w związkach - on miał żonę a ja wieloletniego partnera. Dzieci... życie poukładane... ale nudne. Tak się wtedy czułam - ogólnie byłam szczęśliwa ale mój związek szwankował. Jego był ponoć totalną katastrofą... ale teraz nie jestem tego już taka pewna.
Sprawy potoczyły się szybko i zaczęliśmy "romans bez zobowiązań" - było wspaniale, oboje fruwaliśmy 3 metry nad ziemią. genialny sex i mnóstwo zabawy, śmiechu i flirtu. Niesamowita energia... ale bardzo szybko zauważyłam, że wokół niego kreci się mnóstwo kobiet. No ale co w tym dziwnego - taki fajny facet, towarzyski i totalnie szalony to nic dziwnego. On zapewniał mnie, że liczę się tylko ja i że mnie kocha i nie czuł się tak z nikim nigdy wcześniej ale czułam, że cały czas kręci.... miał dwa telefony i czasem jak się zapomniał to dzwonił do mnie jako "nr prywatny" - gdy pytałam o to mówił, że załatwiał jakąś "sprawę" gdzie musiał być anonimowy i zapomniał przełączyć były setki takich drobiazgów ale jestem tolerancyjna niestety więc cóż trochę to dziwne ale co tam ludzie są różni ... a poza tym to miał być romans bez zobowiązań nie miałam więc prawa żądać od niego niczego poza dyskrecją. Nigdy nie byłam osobą podejrzliwą ani zazdrosną ale teraz nie mogłam się powstrzymać od myśli, że coś jest nie do końca tak jak to widzę. Czułam, że kręci ale mój pociąg do niego był większy niż jakikolwiek zdrowy rozsądek. To było jak narkotyk! Bałam się i czułam, że będzie źle ale nie mogłam się powstrzymać. a on traktował mnie jak 7 cud świata - dzwonił, pisał biegał... to było dziwne... ale przyjemne i nie powiem przyzwyczaiłam się do tego i podobało mi się to. no ale kłopoty w raju pojawiają się zawsze to pojawiły się szybko - nagle zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Jego żona dowiedziała się o naszym romansie. Ktoś napisał do niej sms o nas. Niby wszystko spoko ale on zaczął robić dochodzenie, ze się dowie kto i co itd. że policja wytropi ten numer nooo jazda bez trzymanki. nagle okazało się, że jakaś jego pracownica ponoć nas widziała i śledziła (siedziała w krzakach i nas obserwowała o 2 w nocy! i donosiła jego żonie! heheh tak wiem jak to brzmi ale wtedy jakoś w to wierzyłam później pojawiły się następne rzeczy smsy do żony smsy do mojego partnera itd i same teorie spiskowe! wszyscy dookoła byli źli i go wykorzystywali i oszukiwali uczuciowo finansowo zdradzali i okradali. całe życie miał pod górkę i był baaaardzo samotny - nikt go nie rozumiał (poza mną, niestety dla mnie.....) totalne szaleństwo nie wiedziałam co o tym myśleć. Był bardzo przekonujący i na wszystko miał dowody! On zaczął mieć nastroje zmienne na maksa - wszystko był super a 5 minut później zaczynał płakać, albo wściekać się totalnie (potrafił rozbić coś pięścią lub rzucić szklanką o podłogę a za 2 minuty klęczał przede mną i przepraszał i był najsłodszym facetem na ziemi). Kompletne szaleństwo czułam jak się spalam biorąc w tym udział.... to kompletnie nie byłam ja ale byłam już tak zaangażowana, że nie mogłam przestać! w między czasie niestety założyliśmy razem firmę (ja miałam pomysł i chciałam zainwestować i choć bałam się na maksa to w przypływie lekkomyślności zgodziłam się na to - żałuję tego do dziś...a on twierdzi, że ja go do wszystkiego namówiłam...) i wzięliśmy wspólnie kredyt na rozpoczęcie działalności. Próbowałam się jakoś bronić przed tym wszystkim ale jego ekstremalne huśtawki humorów doprowadzały mnie do kompletnego rozstroju. totalny roller coaster. były chwile, a nawet dni, że mnie nie dostrzegał - siedział i patrzył się tępo w ścianę albo w telefon. Nie chciał rozmawiać ani nic robić wspólnie - odcinał się totalnie ...ale gdy mówiłam, ze w takim razie idę sobie, zaczynała się jazda. Nigdy w życiu nikt tak o mnie nie zabiegał - był w stanie zrobić wszystko żeby mnie zdobyć i zatrzymać przy sobie. no i ten sex .... niesamowity, kosmiczny wręcz sex, dziki namiętny, czuły - wszystko co można sobie wymarzyć. Czułam, że wariuję przez niego. Raz byłam na szczycie żeby za chwilę spaść na ciemne dno. Namówiłam go na wizytę u psychologa - poszedł może z 4 razy i stwierdził, że mu lepiej i że jego problemy są wynikiem dzieciństwa, ojciec alkoholik, bił go i wyżywał się na rodzinie i na matce, jest DDA i że psycholog twierdzi, że żona też się nad nim znęcała i powinien jej założyć niebieską kartę.
W tym czasie nasze związki się już rozpadły co wiązało się z mnóstwem problemów i traumatycznych przeżyć dla obojga z nas a firma kulała bo nie zajmowaliśmy się niczym innym poza sobą nawzajem i naszymi dziwacznymi problemami, których przybywało z każdym wspólnym dniem! Długi, dziwni znajomi, pożyczał pieniądze i popadał w konflikty z policją, co chwilę dowiadywałam się o nowym komorniku, który zajął mu konto albo ze pobił kogoś kto według niego był mu winny pieniądze, dziwne telefony od pijanych zazwyczaj kobiet które chciały coś od niego, wyjścia w nocy żeby załatwić sprawę dla kolegi, wyłączanie telefonu ...ale zawsze szczegółowe tłumaczenie co robi gdzie po co i dla kogo. byłam przerażona ale moja czujność była uśpiona. bo przecież to nie była jego wina tylko całego świata, a on był po prostu ofiarą!!! Przecież sam z siebie mówił mi wszystko (teraz wiem, że mówił mi wszystko co trzeba i dokładnie to co chciałam usłyszeć) Moja rodzina i praca też ucierpiała na tym wszystkim bo nie byłam w stanie zajmować się niczym poza nim i jego ciągłymi problemami i pretensjami o wszystko do mnie. Zaczął mnie oskarżać o miliony spraw i przekonałam się, że jest nielojalny. Mówił za moimi plecami różne dziwne rzeczy na mój temat ale gdy próbowała to skonfrontować wypierał się wszystkiego. Kontrolował mnie i miał pretensje, że za dużo czasu spędzam z rodziną i że do nich jeżdżę a oni go nie akceptują. Twierdził, że gdy jestem u nich zapominam o nim i że to moje prawdziwe oblicze i że tak naprawdę wcale mi na nim nie zależy. A ludzie zaczęli się ode mnie odwracać twierdząc, że JA go krzywdzę.... byłam w szoku. coraz częściej po kontakcie z nim czułam się jakby przejechał mnie czołg. Zdeptana, wyczerpana, wykończona totalnie....
Ciągle twierdził, że poświęcam mu za mało czasu, ze nie zajmuję się firmą tak jak on, ze go krytykuję i mówię mu co mam robić zupełnie tak jak jego była żona (!!) zaczęłam być wrogiem numer jeden. Gdy nie mogłam już tego znieść.... znalazłam w sobie siłę i odeszłam od niego. Moja rodzina i przyjaciele z radości tańczyli kankana.... a ja wreszcie znowu poczułam spokój. Na krótko.
Popadł w depresję - poszedł do psychiatry i zaczął się leczyć. Twierdził, że to przeze mnie bo go nie wspierałam i nie wspieram i zostawiłam go w potrzebie. On sporadycznie pytał o moje sprawy - twierdził, ze jestem silną kobietą i sobie poradzę. wszystko kręciło się wokół niego i jego problemów. Minęło już kilka (a dokładnie ok 5 !) najdziwniejszych lat w moim życiu. Upadków i wzlotów, pięknych i równie szalonych planów (nigdy nie zrealizowanych nawet w najmniejszym stopniu) na przyszłość i krótkich rozstań. Fajne momenty zniknęły na rzecz ciągłej walki i dzikich kłótni o wszystko, pomiędzy które nagle wkradały się momenty totalnego luzu śmiechu zabawy seksu i wspaniałego samopoczucia. Na chwilę wracał do mnie ON - wspaniały mężczyzna którego pokochałam i z którym planowaliśmy życie, wspólny dom może wspólne dziecko a po chwili był zimny nieobecny i zamknięty w sobie jak w zamku otoczonym fosą z krokodylami pływającymi dookoła. Teraz byłam złą kobietą. Nie mogłam tego znieść ale postanowiłam żyć dalej.
Po kilku miesiącach od ostatecznego rozstania spotkaliśmy się ponownie i ..... niczego nie żałuję bardziej jak tego, postanowiliśmy spróbować raz jeszcze. Tęskniliśmy za sobą - a na pewno ja za nim... on mnie potrzebował, a firma w której w miedzy czasie sprzedałam udziały była zadłużona po uszy a on w rozsypce totalnej. Dużo rozmawialiśmy i postanowiliśmy, że musimy się pobrać (na prawdę lub choćby umownie) i zacząć w końcu normalne życie razem - obiecaliśmy sobie, że już nigdy nie doprowadzimy do rozstania tylko będziemy ze sobą rozmawiać. Wiem, że to idiotyczne ale kupiliśmy sobie natychmiast obrączki, które miały być symbolem naszego związku. Dostałam też od niego drogi prezent, na który wiedziałam ze go nie stać ale uparł się, że to prawdziwy symbol naszej miłości. Nie pracował, leczył się na depresję, miał też inne problemy zdrowotne. Utrzymywała go mama u której mieszka nadal. Chciałam żeby coś robił - obiecałam, że mu pomogę, że nigdy go nie zostawię.... zaczęliśmy szukać wspólnego domu żeby w końcu razem mieszkać normalnie i być prawdziwą rodziną i dużo rozmawiać o przyszłości. On niby był szczęśliwy ale trzymał dystans - nie mogłam zrozumieć dlaczego. Gdy go pytałam mówił, że się czepiam. Ciągle się go czepiałam. Zrzucałam to na karb depresji. Był dziwny i zdystansowany nie taki jak kiedyś zapominał o spotkaniach nie pisał nie dzwonił ale brał leki. I twierdził, że mnie kocha. Większość czasu przesypiał i nic go nie interesowało. Martwiłam się o niego i namawiałam, żeby zmienił leki albo lekarza. Ale to było czepianie.... wszystko go we mnie wkurzało. to był czerwiec. Aż nagle któregoś dnia po prostu przestał odbierać ode mnie telefon od tak. nie i już. Zero odpowiedzi, zero smsa. NIC. Wydzwaniałam milion razy, pisałam prosiłam błagałam, żeby powiedział co się stało i o co chodzi? No kto robi coś takiego? po kilku dniach moich męczarni i błagań o informację wysłał mi super radosną wiadomość głosową - był wręcz rozbawiony moim dramatyzmem i rozpaczą - powiedział "weź dziewczyno się ogarnij i znajdź sobie kogoś, a mi wreszcie daj spokój bo i tak nic z tego nie będzie. nigdy już nie będziemy razem " i śmiech.... pomyślałam, ze to niemożliwe, że to jakieś nieporozumienie chory żart !!! jak to? tak bez powodu? tak po prostu? no mieliśmy problemy, ale kto ich nie ma? po tylu latach i tym wszystkim co razem przeszliśmy po prostu wyrzucił mnie jak stary kubek. Wyrzucił i zapomniał - w środę chciał mieć ze mną dziecko a w czwartek byłam dla niego obcą osobą. Wariatką co chce go kontrolować i mówić mu co ma robić a on już to przećwiczył z byłą żoną i nikt mu nie będzie mówił co i jak. Ja spadłam na dno. przez całe lato błagałam go żeby mi wyjaśnił, wybaczył nieistniejące winy, nie mogłam spać, jeść oddychać, myśleć o niczym innym... schudłam 12 kg i wyglądałam jak zombi.
Rodzina mnie wspierała - kuzynka, która go znała pierwsza zasugerowała, że jest chory na CHAD. A on po prostu zniknął i jeszcze na koniec nastawił przeciwko mnie naszą wspólną przyjaciółkę, która nagle oznajmiła, że jestem toksyczna i nie chce mnie znać! całe szczęście zostało mi jeszcze parę innych życzliwych mi osób - prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie.
Lato minęło. Kończył się wrzesień. Nagle ktoś spytał mnie czy wiem z kim teraz spotyka się mój facet.... wyśmiewali go, że biega jak szalony (on 45 lat) za dziewczyną (ona 34), która ma go w nosie i do tego interesują ja tylko imprezy i delikatnie mówiąc lubi się zabawić.
Byłam zdruzgotana po raz kolejny. Zadzwoniłam do niego - potwierdził.
Powoli pogodziłam się z sytuacją i życie zaczęło się powoli toczyć.
Nadszedł koniec października. gdy ja już dałam sobie spokój nagle odezwał się do mnie, że to była taka miłość, że strasznie mu żal, że tak to się potoczyło. Mi też było żal. Znajomi i rodzina mówili, że mnie zamordują jak się znowu w to wpakuje bo ten facet jest chory i że to się skończy dokładnie tak samo albo jeszcze gorzej!! ale.... przecież ludziom należy się szansa a wszyscy popełniają błędy.... o ja głupia !
Teraz dopiero się zaczęło. Rzuciła go nowa dziewczyna i cierpiał - nie miał się do kogo zwrócić. Więc przyszedł do mnie. Jazda bez trzymanki. On w depresji totalnej. Całe dnie w domu w piżamie. Ciągle opowiadał mi, że koleżanka z lata to była jego prawdziwa miłość i ta jednyna. A ja? Hmmm nie wiem o czym mówisz. Aż laska go zablokowała wszędzie gdzie się da i wyśmiała publicznie jego podchody. Wtedy stała się wrogiem a ja powierniczką jego nienawiści do niej i całego świata. Ja i nasz związek w ogóle już nie istniałam w jego świadomości. Jakby tego nie było. A to co było między nami to była w zasadzie zwykła znajomość a on nie wie czego chce i jest już innym człowiekiem. W końcu dało mi to do myślenia - powiedział mi wiele razy że nie mam pojęcia co mu jest i że ma dwie twarze. Pytałam jak mu pomóc - chciałam mu pomóc - mówił, że nikt nie może mu pomoc i że musi sam sobie poradzić ze swoimi problemami. A miał ich mnóstwo ! w pewnym momencie twierdził nawet że ma raka! i czeka na wynik biopsji ale okazało się że szpital zgubił wyniki jego badań! i tak dalej i tak dalej.... kłamstwo za kłamstwem. A moje serce było podziurawione jak durszlak a głowa coraz bardziej skołowana. Zmieniłam się nie do poznania. Z energicznej, wesołej i zawsze optymistycznej osoby stałam się zamyślona i ciągle smutna. A on śmiał się ze mnie – że ponoć nigdy nie byłam taka. Moja wileloletnia przyjaciółka wzięła mnie na poważną rozmowę i powiedziała, że się martwi o mnie bo nie jestem sobą i widać, że cierpię. Moja kuzynka błagała żebym trzymała się od niego z daleka. No ale jak miałam to ogarnąć? kto tak po prostu zapomina od tak o kilku latach związku, w którym opowiadasz wszystkim, że moje dzieci są dla niego jak nasze wspólne i wspólnych planach na resztę życia???
Zaczął się starać – przychodził do mnie. Na początku regularnie i chętnie. Spędzał czas ze mną i moimi dziećmi. Starał się. Ale ciągle coś mu nie pasowało. Wyśmiewał mnie – nagle byłam nudna, stara, brzydka, gruba. No i przede wszystkim wciąż go szpiegowałam i się go czepiałam. Zaczął opowiadać o aktorkach i piosenkarkach i w ogóle różnych laskach jakie są super seksi i piękne i pokazywać mi ich zdjęcia. Wysyłał mi różne niby śmieszne memy o tym jakie związki są beznadziejne i nudne. Gdy pytałam po co to robi i mówiłam, że nie chce takiej znajomości znów zaczynał się starać. Na chwilę. Ale szło mu coraz gorzej. W końcu powiedziałam, że pora to zakończyć ostatecznie bo nie zmierzamy w dobrym kierunku…. No więc powiedział, że on chce ale ma problemy i zaczął psychoterapię, że niby musi sobie wszystko poukładać i przegadać a ja mam czekać … albo nie jak tam sobie chce )) byłam znowu w szoku. (teraz wcale już nie jestem pewna czy była jakakolwiek terapia ale mniejsza z tym.) Masakra. Czułam ze mocno kręci ale obiecałam,że będę przy nim i że będę go wspierać a on zawsze miał jakieś logiczne wytłumaczenie sytuacji. A ja jestem nienormalna i powinnam się leczyć Aż koleżanka pokazała i jego konto na tinderze. Wysłałam mu screena i spytałam co to. Wyparł się – nie ma żadnego konta od miesięcy. Hmmm… założyłam swoje konto incognito – trafiłam na niego w 2 minuty. Był już niby anonimowy – pod swoim drugim imieniem, ale nie zmienił opisu…. Charakterystycznego Zaczepił mnie w minutę od polubienia go przeze mnie. No i w 10 minut opisał mi wszystko o sobie – imię, rodzinę, wysłał ulubione piosenki… wszystko.
A co zrobił gdy się z nim skonfrontowałam ? wyparł się! To nie on. nie mogłam uwierzyć! A to wszystko bzdury i nieprawda a ja przypinam mu jakieś konto na tinderze bo chce „ratować swoją dupę” a jego pogrążyć a to moja specjalność. Niszczenie ludzi to moja specjalność. A teraz on opowie wszystkim jaka jestem naprawdę – zimna i zła. I powie moim przyjacółkom jaka jestem i wszyscy mieli racje co do mnie, że taka jestem i że na pewno znowu to zrobię, że go zdepczę i zniszczę. Wiedział, że ta moja miłość jest nic nie warta i że się wcale nie starałam i nigdy go nie rozumiałam ….a on chciał w weekend ratować i do kina jechać (jak pytałam o plany na weekend odpowiadał, że nie wie co będzie robił jutro a co dopiero w weekend i że się czepiam) a ja jestem złą kobietą…. I tak dalej i tak dalej. Stek obelg i pretensji. Nie wytrzymałam….Powiedziałam, że nie chcę go znać. Że jest zerem…. Że zniszczył mi życie. Że się nim brzydzę….. i poszłam wyć w poduszkę…..
Następnego dnia przesłał mi screeny naszej rozmowy z tindera i oznajmił, że już wie kto ze mną rozmawiał (bo to oczywiście nie on….. i że jest mu niesamowicie wdzięczny, że mnie zdemaskował bo jestem taka żałosna … ))) że niby ja sobie szukałam kogoś ! niewiarygodne!
Mam nadzieję, że już nigdy go nie spotkam. Zniszczył mi 6 lat życia. Naraził na długi i zrujnował moją samoocenę i wyssał ze mnie energię życiową. Złamał moje serce sto razy i podeptał moją godność osobistą. Ośmieszył mnie i zdradził. Oszukiwał i manipulował mną przez lata. Dla niego odsunęłam się od przyjaciół i rodziny. Zaniedbywałam swoje obowiązki i dzieci. Doprowadził do stanu, w którym zaczęłam się zastanawiać czy to aby nie ja jestem chora? Całe szczęście kuzynka i pani psycholog przypomniały mi, że to jednak on od lat chodzi do psychiatry i bierze leki a nie ja. Nie wiem czy ma CHAD bo nie widziałam jego diagnozy ale jeśli ma to jest to najstraszniejsza choroba na świecie….. nie życzę najgorszemu wrogowi. - https://www.psychiatria.pl/forum/chory-zwiazek/watek/1495211/1.html#p1495296https://www.psychiatria.pl/forum/chory-zwiazek/watek/1495211/1.html chory związek
Szkoda, że to właśnie rodziny tak cierpią.
Zapewne chorzy również nie mają lekko.
Nadal uczę się tej choroby, bo mój małżonek
niestety mimo jako-takiego leczenia nie zna własnych zaburzeń.
Obserwacje i dawkowanie leków należy do mnie. Wszystko podporządkowałam pod niego. Zrezygnowałam z siebie. Na głowie mam dom, prace, dwoje małych dzieci i męża z CHAD i uzależnieniem alko.
Jakby było mało to jeszcze jestem ofiara przemocy psychicznej ze strony teściów, współuzależniona od choroby i alko męża, jestem posiadaczka depresji. Mimo 38 lat jestem wrakiem człowieka.
Kochałam, kocham i będę kochać męża.
Jest bardzo wartościowym i cudownym mężczyzną. Ale nie mam sił być już z nim.
Gdy tylko nabiorę sił i odwagi to przyjdzie czas na zakończenie małżeństwa. - https://www.psychiatria.pl/forum/chory-zwiazek/watek/1495211/1.html#p1495363https://www.psychiatria.pl/forum/chory-zwiazek/watek/1495211/1.html chory związek
Rozumiem Wasze kłopoty i rozterki. Jednak musicie twardo trzymać się faktów: nie pomożesz komuś kto pomocy nie chce.
Dwubiegunowiec czy jakikolwiek inny psychicznie chory musi 1.uznac że jest chory 2. Brać jakiekolwiek leki na to 3. Edukować się o chorobie jak najwięcej 4 szukać bardzo dobrego lekarza a nie byle.,... Kogo z przychodni byle wypisał receptę i o nic nie pytał.
Jeśli tego nie ma to ewakuujcie się dziewczyny bo faktycznie zrujnujecie sobie życie moim skromnym zdaniem. - https://www.psychiatria.pl/forum/chory-zwiazek/watek/1495211/1.html#p1495462https://www.psychiatria.pl/forum/chory-zwiazek/watek/1495211/1.html chory związek GośćZalogowani użytkownicy mają możliwość budowania własnego statusu na forach grupy Medforum.
Po napisaniu odpowiedniej ilości postów przy avatarze pojawi się odpowiedni status.- Początkujący/ca - mniej niż 100 postów
- Wtajemniczony/na - pomiędzy 101 a 300 postów
- Forumowicz/ka - pomiędzy 301 a 1200 postów
- Komentator/ka - pomiędzy 1201 a 3600 postów
- Lider/ka opinii - pomiędzy 3601 a 6000 postów
- VIP - więcej niż 6001 postów
Dobrze, że opisałaś to, co się działo. Tobie wyrzucenie tego przyniosło ulgę, a inne osoby mogą skonfrontować swoją rzeczywistość i zobaczyć, że bycie w takiej relacji, gdy brak zmian, leczenia u osoby chorej czy zaburzonej nie prowadzi w dobrym kierunku.
To, co opisałaś, to może być ChAD, może wskazywać na inne zaburzenia, np. narcyzm, w dodatku totalnie toksyczny, na psychopatię itp.
Generalnie wniosek jest zawsze ten sam, jeśli nie ma woli zmiany w osobie, która ma problemy psychiczne, nie ma szans na cokolwiek. Są zaburzenia, problemy, na które i tak nic się nie poradzi, trzeba uciekać dla własnego dobra. Są takie, które daje się leczyć, związek wtedy jest możliwy. Ale tylko wtedy, gdy to leczenie jest.
Natomiast ważna rzecz, że należy też sobie się przyjrzeć, zastanowić, dlaczego weszło się w taki związek. Dziś wyrwałaś się z tego, ale potrzebujesz chyba wsparcia, by znowu nie ulec, nie wrócić lub, by nie wejść ponownie w tego typu relację.
Może pomyśl nad wsparciem ze strony psychologa teraz. Przeszłaś wiele, do tego warto zminimalizować ryzyko powtórki na przyszłość.
Warto wzmocnić poczucie własnej wartości i być może przestać się obwiniać, że "dało się" sobie zmarnować ileś tam czasu na człowieka, który krzywdził.
Trzymaj się... - https://www.psychiatria.pl/forum/chory-zwiazek/watek/1495211/1.html#p1495476https://www.psychiatria.pl/forum/chory-zwiazek/watek/1495211/1.html chory związek
Miło jest przeczytać, to że zaczynasz brać pod uwagę, więcej niż jeżeli tylko Chad.Jeszcze kilka tygodni temu, niemalże wszędzie widziałaś epizody maniakalne, w przebiegu Chadu i tylko o tym pisałaś.Co okrutnie rzucało się w oczy.Teraz zdecydowanie lepiej to wygląda.Cieszy mnie to że wątek: Toksyczna żona, jak stawiać granicę.Wpłynął na ciebie i pokazał inną stronę.Bardzo możliwe że właściwszą.Tak się składa że objawy maniakalne w Chadzie.Przypominają wiele innych zaburzeń osobowości i chorób somantycznych, nie mających niczego wspólnego z Chadem.Już nawet w jednym swoim poście, zaczełaś wspominać o guzach( właśnie w temacie toksyczna żona ), bo może zauważywałaś że już naprawdę z tym chadem.Robił się nie mały problem.O charakterze obsesyjnym.Bałem się czytać twoje posty.
***Różnica pomiędzy chadowcem w mani, a osobą impulsywną w wyniku osobowości, wbrew pozorom jest wyjątkowo znacząca.Tyle że trzeba umieć to wychwytywać.
Pozdrawiam.Nadzieja jako światełko w tunelu... umiera razem z nami, by dać nam nowe życie wieczne.
- https://www.psychiatria.pl/forum/chory-zwiazek/watek/1495211/1.html#p1495484https://www.psychiatria.pl/forum/chory-zwiazek/watek/1495211/1.html chory związek GośćZalogowani użytkownicy mają możliwość budowania własnego statusu na forach grupy Medforum.
Po napisaniu odpowiedniej ilości postów przy avatarze pojawi się odpowiedni status.- Początkujący/ca - mniej niż 100 postów
- Wtajemniczony/na - pomiędzy 101 a 300 postów
- Forumowicz/ka - pomiędzy 301 a 1200 postów
- Komentator/ka - pomiędzy 1201 a 3600 postów
- Lider/ka opinii - pomiędzy 3601 a 6000 postów
- VIP - więcej niż 6001 postów
Brendi, daj spokój. Nie masz pojęcia o tym, o czym piszę z różnymi osobami na priv tu czy w innych miejscach.
Bynajmniej nie ma we mnie żadnej zmiany, tam gdzie jest ChAD, tam jest. Tam gdzie jest podejrzenie czego innego, jest podejrzenie czego innego.
Poza tym, nie wiesz, kim jestem, czym się zajmuję, więc tym bardziej przestań robić analizy mojej osoby. Masz ochotę zajmować się mną w swojej głowie, niech tam zostanie.
Nie dodawaj sobie splendoru moją osobą, ani żadną inną na tym forum.Ostatnia edycja: - https://www.psychiatria.pl/forum/chory-zwiazek/watek/1495211/1.html#p1495488https://www.psychiatria.pl/forum/chory-zwiazek/watek/1495211/1.html chory związek
Wyrazilem swoje zdanie, tyle.Jak każdy mam do tego prawo.Od tego właśnie jest forum.Po zatym nerwy ci puszczają.A je trzeba trzymać, niezależnie od okoliczności.Nie znamy się, co nie zmienia faktu, że widzę iż zmieniłaś podejście i bierzesz pod uwagę, więcej niż jeżeli jedną sprawę.To bardzo dobrze wygląda.Zwróciłem na to uwagę i się wypowiedziałem, gdyż rzuca się to w oczy.
Nadzieja jako światełko w tunelu... umiera razem z nami, by dać nam nowe życie wieczne.
- https://www.psychiatria.pl/forum/chory-zwiazek/watek/1495211/1.html#p1495491https://www.psychiatria.pl/forum/chory-zwiazek/watek/1495211/1.html chory związek GośćZalogowani użytkownicy mają możliwość budowania własnego statusu na forach grupy Medforum.
Po napisaniu odpowiedniej ilości postów przy avatarze pojawi się odpowiedni status.- Początkujący/ca - mniej niż 100 postów
- Wtajemniczony/na - pomiędzy 101 a 300 postów
- Forumowicz/ka - pomiędzy 301 a 1200 postów
- Komentator/ka - pomiędzy 1201 a 3600 postów
- Lider/ka opinii - pomiędzy 3601 a 6000 postów
- VIP - więcej niż 6001 postów
Tak sobie tłumacz...
I dalej żyj w swej chorej rzeczywistości. Może nadejdzie kiedyś dzień, gdy uznasz swoją chorobę i zaczniesz się leczyć. A może nie. - https://www.psychiatria.pl/forum/chory-zwiazek/watek/1495211/1.html#p1495493https://www.psychiatria.pl/forum/chory-zwiazek/watek/1495211/1.html chory związek
Bo nagle zaczełas pisać o narcyzach itd.Oczywiście nie bez powodu.A tak się składa że powód, piorunem wychwyciłem, gdyż nawet osobiście poruszałem ten temat i nie tylko, w wątku właśnie toksycznej żony.Juliap miałem ochotę to na szybko wyjaśnić, tyle.
Pzdr, jak to byś ty napisała.Nadzieja jako światełko w tunelu... umiera razem z nami, by dać nam nowe życie wieczne.
- https://www.psychiatria.pl/forum/chory-zwiazek/watek/1495211/1.html#p1503064https://www.psychiatria.pl/forum/chory-zwiazek/watek/1495211/1.html chory związek Gość 2020-02-09 16:43:34
witam wszystkich, czytam od kilku dni wpisy na forum i w końcu postanowiłam wygadać się tutaj bo nie mogę sobie poradzić, ze swoją sytuacją i swoim życiem.... a jestem w szoku, bo czułam, że wariuję... a teraz nareszcie czytam o tym co sama przeżyłam i przeżywam od 6 lat. Gdy przeczytałam pierwsze wypowiedzi osób mających partnerów chorujących na CHAD poczułam się jakby ktoś uderzył mnie w twarz.... a łzy nie chciały przestać płynąć...
Poznałam go prawie 7 lat temu w szkole mojej córki - nasze spojrzenia się skrzyżowały i to był koniec mojego życia. Oboje byliśmy w związkach - on miał żonę a ja wieloletniego partnera. Dzieci... życie poukładane... ale nudne. Tak się wtedy czułam - ogólnie byłam szczęśliwa ale mój związek szwankował. Jego był ponoć totalną katastrofą... ale teraz nie jestem tego już taka pewna.
Sprawy potoczyły się szybko i zaczęliśmy "romans bez zobowiązań" - było wspaniale, oboje fruwaliśmy 3 metry nad ziemią. genialny sex i mnóstwo zabawy, śmiechu i flirtu. Niesamowita energia... ale bardzo szybko zauważyłam, że wokół niego kreci się mnóstwo kobiet. No ale co w tym dziwnego - taki fajny facet, towarzyski i totalnie szalony to nic dziwnego. On zapewniał mnie, że liczę się tylko ja i że mnie kocha i nie czuł się tak z nikim nigdy wcześniej ale czułam, że cały czas kręci.... miał dwa telefony i czasem jak się zapomniał to dzwonił do mnie jako "nr prywatny" - gdy pytałam o to mówił, że załatwiał jakąś "sprawę" gdzie musiał być anonimowy i zapomniał przełączyć były setki takich drobiazgów ale jestem tolerancyjna niestety więc cóż trochę to dziwne ale co tam ludzie są różni ... a poza tym to miał być romans bez zobowiązań nie miałam więc prawa żądać od niego niczego poza dyskrecją. Nigdy nie byłam osobą podejrzliwą ani zazdrosną ale teraz nie mogłam się powstrzymać od myśli, że coś jest nie do końca tak jak to widzę. Czułam, że kręci ale mój pociąg do niego był większy niż jakikolwiek zdrowy rozsądek. To było jak narkotyk! Bałam się i czułam, że będzie źle ale nie mogłam się powstrzymać. a on traktował mnie jak 7 cud świata - dzwonił, pisał biegał... to było dziwne... ale przyjemne i nie powiem przyzwyczaiłam się do tego i podobało mi się to. no ale kłopoty w raju pojawiają się zawsze to pojawiły się szybko - nagle zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Jego żona dowiedziała się o naszym romansie. Ktoś napisał do niej sms o nas. Niby wszystko spoko ale on zaczął robić dochodzenie, ze się dowie kto i co itd. że policja wytropi ten numer nooo jazda bez trzymanki. nagle okazało się, że jakaś jego pracownica ponoć nas widziała i śledziła (siedziała w krzakach i nas obserwowała o 2 w nocy! i donosiła jego żonie! heheh tak wiem jak to brzmi ale wtedy jakoś w to wierzyłam później pojawiły się następne rzeczy smsy do żony smsy do mojego partnera itd i same teorie spiskowe! wszyscy dookoła byli źli i go wykorzystywali i oszukiwali uczuciowo finansowo zdradzali i okradali. całe życie miał pod górkę i był baaaardzo samotny - nikt go nie rozumiał (poza mną, niestety dla mnie.....) totalne szaleństwo nie wiedziałam co o tym myśleć. Był bardzo przekonujący i na wszystko miał dowody! On zaczął mieć nastroje zmienne na maksa - wszystko był super a 5 minut później zaczynał płakać, albo wściekać się totalnie (potrafił rozbić coś pięścią lub rzucić szklanką o podłogę a za 2 minuty klęczał przede mną i przepraszał i był najsłodszym facetem na ziemi). Kompletne szaleństwo czułam jak się spalam biorąc w tym udział.... to kompletnie nie byłam ja ale byłam już tak zaangażowana, że nie mogłam przestać! w między czasie niestety założyliśmy razem firmę (ja miałam pomysł i chciałam zainwestować i choć bałam się na maksa to w przypływie lekkomyślności zgodziłam się na to - żałuję tego do dziś...a on twierdzi, że ja go do wszystkiego namówiłam...) i wzięliśmy wspólnie kredyt na rozpoczęcie działalności. Próbowałam się jakoś bronić przed tym wszystkim ale jego ekstremalne huśtawki humorów doprowadzały mnie do kompletnego rozstroju. totalny roller coaster. były chwile, a nawet dni, że mnie nie dostrzegał - siedział i patrzył się tępo w ścianę albo w telefon. Nie chciał rozmawiać ani nic robić wspólnie - odcinał się totalnie ...ale gdy mówiłam, ze w takim razie idę sobie, zaczynała się jazda. Nigdy w życiu nikt tak o mnie nie zabiegał - był w stanie zrobić wszystko żeby mnie zdobyć i zatrzymać przy sobie. no i ten sex .... niesamowity, kosmiczny wręcz sex, dziki namiętny, czuły - wszystko co można sobie wymarzyć. Czułam, że wariuję przez niego. Raz byłam na szczycie żeby za chwilę spaść na ciemne dno. Namówiłam go na wizytę u psychologa - poszedł może z 4 razy i stwierdził, że mu lepiej i że jego problemy są wynikiem dzieciństwa, ojciec alkoholik, bił go i wyżywał się na rodzinie i na matce, jest DDA i że psycholog twierdzi, że żona też się nad nim znęcała i powinien jej założyć niebieską kartę.
W tym czasie nasze związki się już rozpadły co wiązało się z mnóstwem problemów i traumatycznych przeżyć dla obojga z nas a firma kulała bo nie zajmowaliśmy się niczym innym poza sobą nawzajem i naszymi dziwacznymi problemami, których przybywało z każdym wspólnym dniem! Długi, dziwni znajomi, pożyczał pieniądze i popadał w konflikty z policją, co chwilę dowiadywałam się o nowym komorniku, który zajął mu konto albo ze pobił kogoś kto według niego był mu winny pieniądze, dziwne telefony od pijanych zazwyczaj kobiet które chciały coś od niego, wyjścia w nocy żeby załatwić sprawę dla kolegi, wyłączanie telefonu ...ale zawsze szczegółowe tłumaczenie co robi gdzie po co i dla kogo. byłam przerażona ale moja czujność była uśpiona. bo przecież to nie była jego wina tylko całego świata, a on był po prostu ofiarą!!! Przecież sam z siebie mówił mi wszystko (teraz wiem, że mówił mi wszystko co trzeba i dokładnie to co chciałam usłyszeć) Moja rodzina i praca też ucierpiała na tym wszystkim bo nie byłam w stanie zajmować się niczym poza nim i jego ciągłymi problemami i pretensjami o wszystko do mnie. Zaczął mnie oskarżać o miliony spraw i przekonałam się, że jest nielojalny. Mówił za moimi plecami różne dziwne rzeczy na mój temat ale gdy próbowała to skonfrontować wypierał się wszystkiego. Kontrolował mnie i miał pretensje, że za dużo czasu spędzam z rodziną i że do nich jeżdżę a oni go nie akceptują. Twierdził, że gdy jestem u nich zapominam o nim i że to moje prawdziwe oblicze i że tak naprawdę wcale mi na nim nie zależy. A ludzie zaczęli się ode mnie odwracać twierdząc, że JA go krzywdzę.... byłam w szoku. coraz częściej po kontakcie z nim czułam się jakby przejechał mnie czołg. Zdeptana, wyczerpana, wykończona totalnie....
Ciągle twierdził, że poświęcam mu za mało czasu, ze nie zajmuję się firmą tak jak on, ze go krytykuję i mówię mu co mam robić zupełnie tak jak jego była żona (!!) zaczęłam być wrogiem numer jeden. Gdy nie mogłam już tego znieść.... znalazłam w sobie siłę i odeszłam od niego. Moja rodzina i przyjaciele z radości tańczyli kankana.... a ja wreszcie znowu poczułam spokój. Na krótko.
Popadł w depresję - poszedł do psychiatry i zaczął się leczyć. Twierdził, że to przeze mnie bo go nie wspierałam i nie wspieram i zostawiłam go w potrzebie. On sporadycznie pytał o moje sprawy - twierdził, ze jestem silną kobietą i sobie poradzę. wszystko kręciło się wokół niego i jego problemów. Minęło już kilka (a dokładnie ok 5 !) najdziwniejszych lat w moim życiu. Upadków i wzlotów, pięknych i równie szalonych planów (nigdy nie zrealizowanych nawet w najmniejszym stopniu) na przyszłość i krótkich rozstań. Fajne momenty zniknęły na rzecz ciągłej walki i dzikich kłótni o wszystko, pomiędzy które nagle wkradały się momenty totalnego luzu śmiechu zabawy seksu i wspaniałego samopoczucia. Na chwilę wracał do mnie ON - wspaniały mężczyzna którego pokochałam i z którym planowaliśmy życie, wspólny dom może wspólne dziecko a po chwili był zimny nieobecny i zamknięty w sobie jak w zamku otoczonym fosą z krokodylami pływającymi dookoła. Teraz byłam złą kobietą. Nie mogłam tego znieść ale postanowiłam żyć dalej.
Po kilku miesiącach od ostatecznego rozstania spotkaliśmy się ponownie i ..... niczego nie żałuję bardziej jak tego, postanowiliśmy spróbować raz jeszcze. Tęskniliśmy za sobą - a na pewno ja za nim... on mnie potrzebował, a firma w której w miedzy czasie sprzedałam udziały była zadłużona po uszy a on w rozsypce totalnej. Dużo rozmawialiśmy i postanowiliśmy, że musimy się pobrać (na prawdę lub choćby umownie) i zacząć w końcu normalne życie razem - obiecaliśmy sobie, że już nigdy nie doprowadzimy do rozstania tylko będziemy ze sobą rozmawiać. Wiem, że to idiotyczne ale kupiliśmy sobie natychmiast obrączki, które miały być symbolem naszego związku. Dostałam też od niego drogi prezent, na który wiedziałam ze go nie stać ale uparł się, że to prawdziwy symbol naszej miłości. Nie pracował, leczył się na depresję, miał też inne problemy zdrowotne. Utrzymywała go mama u której mieszka nadal. Chciałam żeby coś robił - obiecałam, że mu pomogę, że nigdy go nie zostawię.... zaczęliśmy szukać wspólnego domu żeby w końcu razem mieszkać normalnie i być prawdziwą rodziną i dużo rozmawiać o przyszłości. On niby był szczęśliwy ale trzymał dystans - nie mogłam zrozumieć dlaczego. Gdy go pytałam mówił, że się czepiam. Ciągle się go czepiałam. Zrzucałam to na karb depresji. Był dziwny i zdystansowany nie taki jak kiedyś zapominał o spotkaniach nie pisał nie dzwonił ale brał leki. I twierdził, że mnie kocha. Większość czasu przesypiał i nic go nie interesowało. Martwiłam się o niego i namawiałam, żeby zmienił leki albo lekarza. Ale to było czepianie.... wszystko go we mnie wkurzało. to był czerwiec. Aż nagle któregoś dnia po prostu przestał odbierać ode mnie telefon od tak. nie i już. Zero odpowiedzi, zero smsa. NIC. Wydzwaniałam milion razy, pisałam prosiłam błagałam, żeby powiedział co się stało i o co chodzi? No kto robi coś takiego? po kilku dniach moich męczarni i błagań o informację wysłał mi super radosną wiadomość głosową - był wręcz rozbawiony moim dramatyzmem i rozpaczą - powiedział "weź dziewczyno się ogarnij i znajdź sobie kogoś, a mi wreszcie daj spokój bo i tak nic z tego nie będzie. nigdy już nie będziemy razem " i śmiech.... pomyślałam, ze to niemożliwe, że to jakieś nieporozumienie chory żart !!! jak to? tak bez powodu? tak po prostu? no mieliśmy problemy, ale kto ich nie ma? po tylu latach i tym wszystkim co razem przeszliśmy po prostu wyrzucił mnie jak stary kubek. Wyrzucił i zapomniał - w środę chciał mieć ze mną dziecko a w czwartek byłam dla niego obcą osobą. Wariatką co chce go kontrolować i mówić mu co ma robić a on już to przećwiczył z byłą żoną i nikt mu nie będzie mówił co i jak. Ja spadłam na dno. przez całe lato błagałam go żeby mi wyjaśnił, wybaczył nieistniejące winy, nie mogłam spać, jeść oddychać, myśleć o niczym innym... schudłam 12 kg i wyglądałam jak zombi.
Rodzina mnie wspierała - kuzynka, która go znała pierwsza zasugerowała, że jest chory na CHAD. A on po prostu zniknął i jeszcze na koniec nastawił przeciwko mnie naszą wspólną przyjaciółkę, która nagle oznajmiła, że jestem toksyczna i nie chce mnie znać! całe szczęście zostało mi jeszcze parę innych życzliwych mi osób - prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie.
Lato minęło. Kończył się wrzesień. Nagle ktoś spytał mnie czy wiem z kim teraz spotyka się mój facet.... wyśmiewali go, że biega jak szalony (on 45 lat) za dziewczyną (ona 34), która ma go w nosie i do tego interesują ja tylko imprezy i delikatnie mówiąc lubi się zabawić.
Byłam zdruzgotana po raz kolejny. Zadzwoniłam do niego - potwierdził.
Powoli pogodziłam się z sytuacją i życie zaczęło się powoli toczyć.
Nadszedł koniec października. gdy ja już dałam sobie spokój nagle odezwał się do mnie, że to była taka miłość, że strasznie mu żal, że tak to się potoczyło. Mi też było żal. Znajomi i rodzina mówili, że mnie zamordują jak się znowu w to wpakuje bo ten facet jest chory i że to się skończy dokładnie tak samo albo jeszcze gorzej!! ale.... przecież ludziom należy się szansa a wszyscy popełniają błędy.... o ja głupia !
Teraz dopiero się zaczęło. Rzuciła go nowa dziewczyna i cierpiał - nie miał się do kogo zwrócić. Więc przyszedł do mnie. Jazda bez trzymanki. On w depresji totalnej. Całe dnie w domu w piżamie. Ciągle opowiadał mi, że koleżanka z lata to była jego prawdziwa miłość i ta jednyna. A ja? Hmmm nie wiem o czym mówisz. Aż laska go zablokowała wszędzie gdzie się da i wyśmiała publicznie jego podchody. Wtedy stała się wrogiem a ja powierniczką jego nienawiści do niej i całego świata. Ja i nasz związek w ogóle już nie istniałam w jego świadomości. Jakby tego nie było. A to co było między nami to była w zasadzie zwykła znajomość a on nie wie czego chce i jest już innym człowiekiem. W końcu dało mi to do myślenia - powiedział mi wiele razy że nie mam pojęcia co mu jest i że ma dwie twarze. Pytałam jak mu pomóc - chciałam mu pomóc - mówił, że nikt nie może mu pomoc i że musi sam sobie poradzić ze swoimi problemami. A miał ich mnóstwo ! w pewnym momencie twierdził nawet że ma raka! i czeka na wynik biopsji ale okazało się że szpital zgubił wyniki jego badań! i tak dalej i tak dalej.... kłamstwo za kłamstwem. A moje serce było podziurawione jak durszlak a głowa coraz bardziej skołowana. Zmieniłam się nie do poznania. Z energicznej, wesołej i zawsze optymistycznej osoby stałam się zamyślona i ciągle smutna. A on śmiał się ze mnie – że ponoć nigdy nie byłam taka. Moja wileloletnia przyjaciółka wzięła mnie na poważną rozmowę i powiedziała, że się martwi o mnie bo nie jestem sobą i widać, że cierpię. Moja kuzynka błagała żebym trzymała się od niego z daleka. No ale jak miałam to ogarnąć? kto tak po prostu zapomina od tak o kilku latach związku, w którym opowiadasz wszystkim, że moje dzieci są dla niego jak nasze wspólne i wspólnych planach na resztę życia???
Zaczął się starać – przychodził do mnie. Na początku regularnie i chętnie. Spędzał czas ze mną i moimi dziećmi. Starał się. Ale ciągle coś mu nie pasowało. Wyśmiewał mnie – nagle byłam nudna, stara, brzydka, gruba. No i przede wszystkim wciąż go szpiegowałam i się go czepiałam. Zaczął opowiadać o aktorkach i piosenkarkach i w ogóle różnych laskach jakie są super seksi i piękne i pokazywać mi ich zdjęcia. Wysyłał mi różne niby śmieszne memy o tym jakie związki są beznadziejne i nudne. Gdy pytałam po co to robi i mówiłam, że nie chce takiej znajomości znów zaczynał się starać. Na chwilę. Ale szło mu coraz gorzej. W końcu powiedziałam, że pora to zakończyć ostatecznie bo nie zmierzamy w dobrym kierunku…. No więc powiedział, że on chce ale ma problemy i zaczął psychoterapię, że niby musi sobie wszystko poukładać i przegadać a ja mam czekać … albo nie jak tam sobie chce )) byłam znowu w szoku. (teraz wcale już nie jestem pewna czy była jakakolwiek terapia ale mniejsza z tym.) Masakra. Czułam ze mocno kręci ale obiecałam,że będę przy nim i że będę go wspierać a on zawsze miał jakieś logiczne wytłumaczenie sytuacji. A ja jestem nienormalna i powinnam się leczyć Aż koleżanka pokazała i jego konto na tinderze. Wysłałam mu screena i spytałam co to. Wyparł się – nie ma żadnego konta od miesięcy. Hmmm… założyłam swoje konto incognito – trafiłam na niego w 2 minuty. Był już niby anonimowy – pod swoim drugim imieniem, ale nie zmienił opisu…. Charakterystycznego Zaczepił mnie w minutę od polubienia go przeze mnie. No i w 10 minut opisał mi wszystko o sobie – imię, rodzinę, wysłał ulubione piosenki… wszystko.
A co zrobił gdy się z nim skonfrontowałam ? wyparł się! To nie on. nie mogłam uwierzyć! A to wszystko bzdury i nieprawda a ja przypinam mu jakieś konto na tinderze bo chce „ratować swoją dupę” a jego pogrążyć a to moja specjalność. Niszczenie ludzi to moja specjalność. A teraz on opowie wszystkim jaka jestem naprawdę – zimna i zła. I powie moim przyjacółkom jaka jestem i wszyscy mieli racje co do mnie, że taka jestem i że na pewno znowu to zrobię, że go zdepczę i zniszczę. Wiedział, że ta moja miłość jest nic nie warta i że się wcale nie starałam i nigdy go nie rozumiałam ….a on chciał w weekend ratować i do kina jechać (jak pytałam o plany na weekend odpowiadał, że nie wie co będzie robił jutro a co dopiero w weekend i że się czepiam) a ja jestem złą kobietą…. I tak dalej i tak dalej. Stek obelg i pretensji. Nie wytrzymałam….Powiedziałam, że nie chcę go znać. Że jest zerem…. Że zniszczył mi życie. Że się nim brzydzę….. i poszłam wyć w poduszkę…..
Następnego dnia przesłał mi screeny naszej rozmowy z tindera i oznajmił, że już wie kto ze mną rozmawiał (bo to oczywiście nie on….. i że jest mu niesamowicie wdzięczny, że mnie zdemaskował bo jestem taka żałosna … ))) że niby ja sobie szukałam kogoś ! niewiarygodne!
Mam nadzieję, że już nigdy go nie spotkam. Zniszczył mi 6 lat życia. Naraził na długi i zrujnował moją samoocenę i wyssał ze mnie energię życiową. Złamał moje serce sto razy i podeptał moją godność osobistą. Ośmieszył mnie i zdradził. Oszukiwał i manipulował mną przez lata. Dla niego odsunęłam się od przyjaciół i rodziny. Zaniedbywałam swoje obowiązki i dzieci. Doprowadził do stanu, w którym zaczęłam się zastanawiać czy to aby nie ja jestem chora? Całe szczęście kuzynka i pani psycholog przypomniały mi, że to jednak on od lat chodzi do psychiatry i bierze leki a nie ja. Nie wiem czy ma CHAD bo nie widziałam jego diagnozy ale jeśli ma to jest to najstraszniejsza choroba na świecie….. nie życzę najgorszemu wrogowi.
Na 100% Chad. Mam tak samo od lat -niestety w stronę faceta. Najgorzej cierpią osoby/partnerzy którzy próbują wyleczyć chadowca. Współczuję - GośćZaloguj się , aby dodać odpowiedź
- URODYNAMIKA W GDAŃSKU
Kochani,czy zna ktos jakis gabinet w Gdansku,gdzie wykonuje sie badania urodynamiczne?
- Psychoza
Witam mam pewien problem. Mieszkam za granica wlanie tutaj jakiś czas temu u mojego...
- Psychoterapia online na NFZ
Czy wizyty u psychoterapeuty online są dostępne na NFZ?Czy wizyta online może...
- Pomocy
Witam mam taki problem trwa to około 3 lat od kad trafiłem do ośrodka...