Forum: Psychiatria - grupa dla rodziny i pacjenta
Temat: Chwila prawdy (1)
- https://www.psychiatria.pl/forum/chwila-prawdy/watek/1280227/1.html#p1280227https://www.psychiatria.pl/forum/chwila-prawdy/watek/1280227/1.html Chwila prawdy Gość
Um... hej?
Piszę tu, ponieważ potrzebuję miejsca, gdzie mogłabym się wyżalić, a nie mam nikogo z kim mogłabym porozmawiać.
Odkąd pamiętam byłam sama. Znaczy, mam rodzinę, rodzice mieszkają razem, nie kłócą się, rodzeństwo starsze też jest w miarę okey, ale nie pamiętam kiedy ostatni raz czułam się kochana. Częściej miałam wrażenie, że nie jestem chcianym dzieckiem. Cóż, miałam rację. Jestem wpadką. A że najmłodsza z rodziny, to - skoro reszta nie podołała - można na mnie przelać wszystkie swoje niespełnione ambicje i marzenia. Dopóki w podstawówce uczyłam się źle, było okey. Gdy nagle zmienili się nauczyciele i zaczęłam rozkwitać, stałam się z roku na rok klasowym prymusem, zaczęły pojawiać się wymagania. Początkowo najsłabszą oceną, jaką mogłam mieć była dwója. Potem trója. W chwili obecnej, jeżeli dostanę stopień niższy niż pięć mam robione wyrzuty, że jestem leniem, że skończę na ulicy, że będę ćpać, że opuściłam się w nauce, że jestem nikim, ect. Boję się każdego sprawdzianu, każdej kartkówki. Gdy dostanę czwórę i muszę wrócić do domu, boję się. Dostaję paniki. Muszę być najlepsza. Nikt nie może mieć lepszych stopni ode mnie. W domu jest wyzywanie od nieudaczników, przed ludźmi,,a bo moja córusia, to to, to tamto, bo ona tak mądra, że...". Powoli wykańcza mnie to psychicznie, chociaż jest to najlżejszy z moich problemów.
Nigdy nie byłam lubianym dzieckiem. Od małego robiłam za kozła ofiarnego, ciągłe kpiny, wyzwiska, izolacja, zabieranie zabawek, czasami bicie. Nikt nie reagował. Kiedy odważyłam się naskarżyć, wina spadła na mnie. Cała klasa (i nie tylko... nie wiem czym, ale podpadłam ludziom ze starszych klas, którzy, mimo iż są już w liceum, nigdy nie przepuszczają okazji, by mnie upokorzyć) przeciwko jednej osobie. Wychowawczyni mnie nienawidziła. Celowo wstawiała niższe stopnie, gdy przyszłam cała zapłakana, kazała mi się nie mazać i przestać być skarżypytą. Trzy lata nieustannego horroru. Potem było odrobinę lepiej, zaczęłam się uczyć, jednak z "znienawidzonego rudego bezmózga" awansowała do "tej głupiej, grubej, rudej kujonki, którą można wykorzystać". Nie miałam przyjaciół. Klasa okazywała mi przychylność tylko wtedy, gdy trzeba było coś załatwić; przełożyć sprawdzian, odwołać kartkówkę, ect. W tym samym czasie "przyjaźniłam" się z dwa lata starszym chłopakiem. Chociaż tak naprawdę przyjaźnią tego nazwać nie można. Wyzywał mnie z innymi, dokuczał i... molestował. Odkąd skończyłam sześć lat. Przez lata byłam przekonana, że to cena, którą muszę zapłacić za to, że gdy jesteśmy sami, jest dla mnie miły. W głębi duszy wiedziałam, że to, co robi jest złe, ale za bardzo się bałam, że stracę jedyną przychylną mi osobę.
Potem, w moje dwunaste urodziny, "zdradził" mnie jeden z niewielu dorosłych, którym ufałam. Pana X uważałam za miłą osobę. Zawsze mnie komplementował, śmiał się, żartował. Ale tamtego dnia pozostawił trwały uraz na mojej psychice. Zaczął mnie obmacywać. Był pijany. Cudem uciekłam... Nikt nie wie. Bo co miałam powiedzieć? Bałam się. Tak cholernie się bałam. I wiem, że nikt by mi nie uwierzył.
Gdy byłam w pierwszej klasie gimnazjum, mój brat mieszkający poza granicami kraju, zachorował, a ja nie miałam o tym żadnych informacji. Strasznie to przeżywałam. Wtedy też pierwszy raz zaczęłam się załamywać. Płakałam nocami, przypominając sobie to, co zrobił mi mój "przyjaciel". Czułam (i dalej czuję) się brudna. Ból psychiczny koiłam lekkimi przypaleniami i cięciami na palcach. Nowa klasa mnie nienawidziła jeszcze bardziej niż poprzednia. Bo kto lubiłby rudą kujonkę ze wsi? Z dnia na dzień coraz bardziej bałam się szkoły, ludzi, krzyku. Matka mnie nienawidziła, bo nie miałam samych szóstek. Na koniec roku zrobiła mi awanturę. Stwierdziła, że skończę jako ćpunka na ulicy. Wtedy pierwszy raz chciałam uciec i zabić się. Myśl o tym, że mogłabym skrzywdzić moich "bliskich" zwyciężyła i nic nie zrobiłam.
Druga klasa była w miarę spokojna. Dalsze gnębienie psychiczne, coraz większa nienawiść do samej siebie i do mojego ciała, jeszcze większy strach przed ludźmi, przerażenie na samą myśl o rozczarowaniu matki. Znalazłam jedną znajomą.
Teraz jestem w trzeciej i jest chyba najgorsza. Wymagania, brak pochwał, awantury o tróje i czwóry. O to, że miałam jeden punkt mniej niż Y. Gdy ktoś podnosi głos, zaczynam panikować. Dostaję ataków duszności w stresujących sytuacjach. Czyjkolwiek dotyk wywołuje u mnie atak paniki. Na zewnątrz jestem w stanie to kontrolować, ale w środku wszystko we mnie krzyczy, żebym uciekała. Cudem udaje mi się odganiać łzy. I chyba powoli zaczynam wpadać w anoreksję. Nienawidzę swojego ciała. Jestem zbyt gruba. Nienawidzę jedzenia. Zdarza się, że się głodzę. Brzydzę się sobą. Na myśl, że mogłabym przytyć mam łzy w oczach. Widok kilku dekagramów więcej zamiast mniej na wadze wywołuje u mnie płacz. Nie wiem już, co mam robić. Jedyny powód, dla którego jeszcze żyję, to to, że nie mogę tego zrobić bliskim. Wiem, że oni mnie nienawidzą, momentami też ich nienawidzę za to, że nie zauważyli niczego, ale kocham ich zbyt mocno, by ich skrzywdzić. - GośćZaloguj się , aby dodać odpowiedź
- Jak pomóc przyjaciółce zmanipulowanej przez terapeutę zboka?
Cześć, piszę na Forum, bo nie wiem jak mam pomóc mojej...
Forum: Uzależnienia - Uciec od schizofreników i zacząć nowe życie. Współuzależnienie.
Witam. Chciałbym się podzielić moją historią, może ktoś...
Forum: Schizofrenia - Uciec od schizofreników i zacząć nowe życie. Współuzależnienie.
Witam. Chciałbym się podzielić moją historią, może ktoś...
Forum: Kółko wsparcia psychicznego - Pytanie o lek.
Witam Serdecznie.Od paru lat mam problem z nerwica natręctw, depresja,dziwne jakieś...
Forum: Depresja