Forum: Zaburzenia afektywne dwubiegunowe - CHAD
Temat: Mój partner jest chadowcem (2128)
- https://www.psychiatria.pl/forum/moj-partner-jest-chadowcem/watek/496759/163.html#p770855https://www.psychiatria.pl/forum/moj-partner-jest-chadowcem/watek/496759/1.html Mój partner jest chadowcem
Maxymalnie skróciłam swoją poprzednią wypowiedź bo byłam zdenerwowana. Nie chcę burzyć Twojej Arci młodej wrażliwości na los chorych. Ale.... jeżeli poświęceniem ze strony osób chorych jest branie lekarstw ( większość z nas osób związanych z chadowcami też bierze leki codziennie, najczęściej antydepresanty i nie jest to poświęcenie ) to co tu więcej pisać. Jeżeli stany manii i hipomanii bywają kreatywne i dają poczucie sprawstwa - to ja mam wątpliwości co do całego systemu lecznictwa gdzieś przecież w badaniach uczestniczysz ktoś już zaangażowany w pracę na stanowisku psychiatry to nadzoruje, chyba czyta.?
Ja pomimo całej mojej sympatii do osoby, która się uczy jestem w osłupieniu Czytałam te Twoje "fakty" już kilkukrotnie z nadzieją że coś przeoczyłam, ale nie. Takie są Twoje fakty. Może tylko jedno mnie trzyma. Napisałaś to pod jakby nie było pod wpływem faktów od strony osób chorych na chad. Tylko, że to co czują, to co mówią i myślą i robią to są odrębne historie.
I jeszcze trud psychoedukacji który mamy sobie zadać o ironio!
czy Ty tak na powaznie? Przepraszam ale nie, no nie mogę tego przełknąć. SOS.
Mimo wszystko serdecznie Cię pozdrawiam, może jestem niesprawiedliwa, może zbyt surowa w ocenie. Ale... sugerowanie osobom z manią, że są w stanie kreatywnym - to co najmniej nietakt.Ostatnia edycja: - https://www.psychiatria.pl/forum/moj-partner-jest-chadowcem/watek/496759/163.html#p770860https://www.psychiatria.pl/forum/moj-partner-jest-chadowcem/watek/496759/1.html Mój partner jest chadowcem
Witaj Brit
cieszę, ze piszesz, bo w tym, co piszesz też jest dla mnie sporo racji i dziękuję Ci też za odzwierciedlenie tego, co we mnie
odwołam się najpierw do zrozumienia wiesz co, moja przygoda z tym zagadnieniem zaczęła się właśnie od uwagi poświęcanej wyłącznie partnerom osób z ChAD. zawsze sobie mowiłam - tyle się gada o biednych chorych, a co z tymi, co im towarzyszą?! i wtedy do mnie dotarło. przecież to są właśnie osoby pierwszego kontaktu, to one mają wplyw na chorego, a chory na nie.. najabardziej.
wiec uwierz mi, rozumiem zdrowych. rozmawiam z nimi, ankietuje ich, wiem, że potrafią cierpieć bardziej, niż chorzy, bo nie mają taryfy ulgowej - bo nikt się nie opiekuje nimi, bo chdza do pracy, bo się muszą tłumaczyć z chorego i znosić jego objawy.
uważam, że każdy zdrowy towarzyszący choremu powinien otrzymywać pomoc i móc mieć prawo do skupiania się na sobie.
mój wpis w pewnym sensie tyczy właśnie granic i praw. zdrowy ma swoje granice i powinien je szanować, ale chory to też nie tylko przedmiot, co nim się manipuluje, bo jest chory i sprowadza na rodzinę tragedię.
wiem, że zdrowi chcą pomóc chorym, chorzy też to wiedzą. ale czasem trzeba przetłumaczyć, że nie wszystko leży po tej stronie chorego. że są takie leemnty, za które już tylko sam zdrowy jest odpowiedzialny - np. że czasem musi się wycofać, ze właśnie nie da się zrozumieć chorego, że czasem można i nawet chyba trzeba poczuć się słabym, ale za te słabość nie winić tyko choroby, ale zastanowic się, czy nie jest ona wynikiem czegoś innego... np. własnie moich emocji, mojego lęku. jak się złapie może kontakt ze sobą, zadba o sibie, to też łatwiej wspomóc chorego w walce? bo się wówczas nie udarza w niego... może ma się wtedy większą akceptację? nie wiem. ale znam takie doświadczenia ludzi.
co do lekarzy: wręcz przeciwnie - uważam, że Ci to podstawa. i szlag mnie trafia, jak ludzie, z którymi pracuje tarfiaja do konowałów. uważam, ze leczenie ChAD to sztuka i trzeba być bardzo dobrym specjalistą, aby leczyć te chorobe. na szczęście ja takich poznałam i zawsze proponuje osobom, z którymi pracuje, żeby się do takich właśnie zgłąszały.
to samo psychoedukacja - dla mnie nieodzwony element. ale rodziny czasem nie chcą, bo mówią - eee to wszystko po stronie chorego.
a szkoda, bo chyba tak właśnie nie jest. bo choroba to też ten dynamiczny układ chory-bliscy.
i dlatego uważam, ze bliscy takich osób powinni też zaglądać w siebie i to mocno - choć to wymagajace. nie znosic wszystkiego, ale pracować ze sobą, a nie tylko skupiać sie na chorym (w pozytwnym i w negatywnym tego słowa znaczeniu).
szanować siebie i szanowac chorego, kóry też znajduje się przecież w niebywale trudnej sytuacji i zmaga się ze swoim wnętrzem.
i czasem dobrze jest się martwić i działać!
a czasem dobrze jest mówić STOP choremu (i to też jest forma dbania o niego)
a w końcu czasem, po czasie, posluchać go, bo on ma w gruncie rzeczy wiele do powiedzenia, ale nie zawsze jest w stanie to przekazać (ze wzgledu na obawy, strach, swoje własne niezrozumienie etc.)
ale masz racje, Brit, chyba nieralistycznie oczekuje wzajemnego zrozumienia, próbując wyczarować pomost pomiędzy chorym a zdrowym... i może to jest błąd. bo tak się nie da... ale czy na pewno?
ja będę jeszcze próbować
podzrawiam Cię też i dziękuję! - https://www.psychiatria.pl/forum/moj-partner-jest-chadowcem/watek/496759/163.html#p770865https://www.psychiatria.pl/forum/moj-partner-jest-chadowcem/watek/496759/1.html Mój partner jest chadowcem
Figgo, fajnie, że wróciłaś
Słuchaj, wiem, że to mogło zabrzmieć kontrowersyjnie, ale...
sama wiesz, jak to jest kiedy nagle coś tak bardzo rozwala Ci życie. dla chorych to jest JEGO WŁASNA choroba, dla Ciebie CHOROBA KOGOŚ. czujesz, ze to jednak bardziej zewnętrzne? trudne, ale jednak zewnętrzne.
i jeśli chodzi o leki, to tak uważam, ze to poświęcenie. bo oni nie dostają tylko antydepresantów... wiadomo, monoterapia jednym lekiem, to prościzna.
oni się miotaja miedzy antydepami, neuroleptykami, normotymikami... ja czuję, ze jakbym była na ich miejscu, to bym umarła ze strachu, że nie dałabym rady.
i ta myśl, że tak juz będzie...
i nie wierzę, że dla osób zdrowych nie jest to poświęcenie, bo w przeciwnym razie by tego aż tak nie podkreślały: "bierzemy przez to leki", "sami od tego już chorujemy" - to, co to jest, jak nie poświęcenie? łykasz tabletki dla przyjmeności? nie. i pewnie, gdybyś mogła to byś nie łykała. i oni pewnie też nie, ale muszą - i ten imperatyw jest chyba jednak mocniejszy, niż w przypadku osób zdrowych, kóre potrzebują wsparcia framkologicznego.
a poztywne aspekty choroby? cóż... nie każdy chory je widzi, ale są tacy, co w ten spośób próbują sobie z tym radzić.. tak własnie próbują akcpetować te chorobę, a ja chciałam tylko zwrócić uwagę na to, żeby im tego wobec tego nie wydzierać na siłę. ne pokazywać, jaki jest cały niedoskonały z powodu teg zaburzenia.
zrozumieć, że to nie jest coś, co ot tak można wyciąć... to jest ich życie... to fakt,a nie problem, kóry sie rozwiązuje i po sprawie.
wiem, że to jest też Wasze życie i dlatego tak bardzo staram się próbować ogarniać, co się dzieje w tej przestrzeni pomiędzy.
i wiem, że jestem niedoświadczona. ale ktoś kiedyś powiedział mądrze: "nie wiadomo, kto odkrył wodę, ale na pewno nie było to ryby".
bo trudno coś czasem uchwycić, jak się jest w tym zanurzonym.
ja nie jestem i staram się mocno wyławiać różne rzeczy.
ale gdyb nie Wy, nie udało by mi się, więc dziękuję, bo to, co piszecie, jest dla mnie bardz cenne.
i wspieram Was!
pozdrawiam
ps. Figgo, zdziwłabyś się, jak mało osób ogarnia psychoedukacje... być może Ty nie, być może Ty zrobiłaś już wszytsko, co mogłaś, ale jest wiele osób, które nie zdają sobie z tego sprawy, a byłoby to pomocne i dla nich i dla chorych.
aha i: sugerowanie? ja nie sugeruje? dzielę się - chorzy to wiedzą i czują po fakcie. czasem w stanach hipo (najczęściej, bo w manii zwykle się to nie zdarza) osoby naprawde są bardziej produktywne i kreatywne, co nie oznacza, że nalezy im pobłażać w tym stanie, kiedy przekroczy on granice... sorry, ale jakoś strasznie skrajnie rozumujesz.
Ale na koniec:
Dziewczyny wiem, że po Waszej stronie jest ogrom racji oraz ogrom poświęcenia. nie umiem sobie wyobrazić siebie w takiej sytuacji.
I nie chcę kwestionować Waszego funkcjonowania. chcialbym tylko pokazać, co mi udało się wyłuskać z takich relacji. i pokazać, że poświęcenie nie zawsze musi być tylko Waszą katorgą - może też być Waszym rozwojem.
i tak samo jest czasem z ChAD.
a chorujący, to tak samo jak Wy, mądrzy, ciepli ludzie, którzy znajdują sie w trudnej sytaucji.
i każdy stara się sobie jakoś poradzić. i każdemu to czasem nie wychodzi.
a ja wierzę i w Was i w Osoby Chorujące!Ostatnia edycja: - https://www.psychiatria.pl/forum/moj-partner-jest-chadowcem/watek/496759/163.html#p770923https://www.psychiatria.pl/forum/moj-partner-jest-chadowcem/watek/496759/1.html Mój partner jest chadowcem
Mądre to co napisałas, ale fakt, jak to zauważyła moja przedmówczyni, to teoria. Poczytałam sobie wszystko jeszcze kilka razy i hmmm gdzie mam siebie umiejscowic? Bo mąż jest chory i córka tez! Syn własnie mi wykrzyczał,ze pali zioło i tylko czekam az z nim tez zacznie sie cos dziac. Psychoedukacja?? Heh chyba tylko ja sie edukuję, bo oni mają to gdzieś. Nie widzę tez u nich, ani u męza ani u córki specjalnych zmartwień i smutków na twarzy, w przeciwieństwie do mnie. Ona juz zniszczyła jeden zwiazek, teraz jest w drugim i wykancza faceta jak tylko moze i nie widzę w tym zagubienia. Mąz wniósl sprawe o rozwód i ma zamiar wyjechac w siną dal, a ze problem z synem, to co on biedaczek ten mój mąz zrobi, on taki mało zaradny i nie ma wpływu.
Jak się mają teorie o psychoedukacji, braniu leków, których nie biorą!! nie widzę tez zadnego poświęcenia z ich strony. Jak to ja mam z nimi wsolpracowac skoro maja mnie gdzies. A moze mam powiedziec STOP, pogonic męża, córkę a potem syna i zostanę sama na placu boju z palmą zwycięstwa. Rozwalic rodzinę do końca?Chociaz i tak w sumie rozwalona.
Teorie, teorie...po analizie odstają od życia mimo że ładnie i mądrze brzmią. a prawde mówiąc to oni, chorzy są bez uczuc, zadnego ciepła u nich nie widzę,chyba że chcą cos uzyskac. Mówie to tez o swoim dziecku, a tu nie ma złosci, matka mimo wszystko kocha swoje dziecko. Dla obcych moze i oni są mili i pełni dobra, bo są obcy i daleko, a życie hmmm z kims takim to całkiem inna bajka.
Pozdrawiam - https://www.psychiatria.pl/forum/moj-partner-jest-chadowcem/watek/496759/163.html#p770959https://www.psychiatria.pl/forum/moj-partner-jest-chadowcem/watek/496759/1.html Mój partner jest chadowcem
Arci, wystawiłaś tak piękną laurkę chorym, że mam ochotę wydrukować, powiesić w korytarzu i niech każdy w domu czyta jaka jestem biedna.
Ale najgorsze, że wszystko sprowadza się do banałów. Piszesz o ludziach, którzy chcą się leczyć a gros opisywanych tutaj przypadków nie uznaje swojej choroby.
Postępowanie z chorym to chyba mniejszy problem niż skłonienie go do uznania swojej choroby, pójścia do lekarza i chęć w leczeniu. Czy na to medycyna zna już odpowiedź: Jak skłonić chorego do leczenia?
A jak wyleczyć niszczoną rodzinę przez chorego, który się nie leczy? Banalna rzecz - zdrady. Pewnie część kobiet do końca życia będzie sobie zadawać pytanie: dlaczego mnie zdradził, czy to choroba czy nie? Czy wina leży też po mojej stronie? Czy każde upokorzenie da się zrzucić na chorobę? - https://www.psychiatria.pl/forum/moj-partner-jest-chadowcem/watek/496759/163.html#p770972https://www.psychiatria.pl/forum/moj-partner-jest-chadowcem/watek/496759/1.html Mój partner jest chadowcem
Hej, witaj Daneczko!
No teoria, teoria - ale ona tez ważna, bo sie na niej praktyka czasem zasadza, nie? ale jasne, rozumiem twoja uwagę, jak zreszta innych
Ale do meritum, bo cos mnie tknęlo, jak zaczęłam czytac twoja wypowiedz i odpamietywac inne. Od dawna piszesz, ze u męża nic sie nie zmienia, prawda? Piszesz tez, ze w sumie mąż nigdy nie był tak do końca zdiagnozowany - rozumiem ze podobnie jak córka, bo tej o ile pamietam, psycholog zasugerował ChAD tak?
No wlasnie!
Tez mówisz i specyficznej sytuacji... Bo jednak z chadem to jest tak, ze cykliczność i fazowosc tej choroby tyczy sie rownież okresów remisji, a co a tym idzie prędzej czy pózniej nawet przy nieleczonym chad, moment przebłysku o zrozumienia, ze cos sie dzieje, przychodzi. Ty twierdzisz, ze twoj maz w manii jest od dawna, prawda? Widzisz, z punktu widzenia lekarskiego, to trochę nie przystaje do rozpoznania. Bo jeśli jakies wydarzenia maja miejsce nieustannie, to moze ta rzekoma mania nakłada sie na cos innego? Wspominasz tu o uywaniu substancji psychoaktywnych (z drugiej strony marihuana moze u niego podtrzymywać ten stan, ale bez przesady, on sie w koncu kiedyś musi wysycić)... Byc moze tez problem dotyczy osobowości? A wtedy to przecież postępowanie wyglada inaczej, na nic tu opisy jak sobie z ChAD radzić i jak to wyglada po stronie osoby chorej na ChAD.
Piszesz ze trochę tkwisz w takiej matnii (przynajmniej dla mnie tak to brzmi). Nie chcesz rozwalac rodziny, a ta i tak rozwalona. I jesteś w tym. A próbowałaś nie byc? Wiesz jak to wyglada, kiedy w tym nie jesteś? Tak pytam po prostu z ciekawości.
Tak czy inaczej wydaje mi sie, ze tutaj ten problem z ChAD moze byc bardziej złożony.
A co do poświęcenia chorych, to nie mowię ze oni zawsze sie poświęcają, ale ze stoją przed takim poświęceniem i ja nie dziwie sie, ze czasem uciekają i sie poddają.
Jednocześnie wy nie dziwcie sie, ze bronię chorych. Przecież same tez trochę dalej za nimi stoicie. Bo kochacie, bo jest wam trudno, bo dzieci etc. etc.
I w sumie tez juz sama nie wiem, czego oczekujcie. Czy chcecie zeby wam przyklasnąć i mowić: ok. Macie prawo miec do nich żal i obwiniać ich... Czy chcecie, zeby mowić: nie poddawajcie sie, macie prawo o nich walczyć, bez względu na wszystko... O co chodzi?
Bo ja sobie myśle, ze macie prawo i do tego i do tego. Tylko chciałam tez zaznaczyć, ze jak juz narzekać, to tez nie na wszystko po stronie chorego, a jak juz walczyć, to tez z głowa i z możliwością mówienie STOP.
Także powtórzę znowu: szanuje bardzo osoby zdrowe w takich związkach! I szanuje tez odoby, które chorują.
Wiem Daneczko, ze jesteś na tym forum bipolardisorder i mam wrażenie, ze trochę wyciągasz same złe rzeczy. Ale dlaczego? Moze dlatego, ze nie widzisz juz ani kawałka ich zdrowej, ludzkiej (jakbyście to mogły określić) części? A rozumiem, ze nie widzisz, bo dostałas mocno po głowie od swojego chorego i teraz juz każdego innego traktować chcesz jak złego i przez każdego czujesz sie traktowana jak wróg. Czy taka postawa nie utrudnia Ci poradzenia sobie? Zaznania spokoju, ktorego potrzebujesz?
I dlatego mowię tez o zajmowaniu sie sobą, zwłaszcza kiedy chory juz tak odleciał. A kiedy wróci z depresja (o ile ta depresja sie pojawi, bo moze to jednak cos innego), to moze warto nabrać sił, zeby moc powiedzieciec: albo sie teraz lecz, albo koniec i nie ulegac ich nastrojom. Nie rezonowac z ta częścią.
Ja, stykając sie z chorymi, tez oczywiście doświadczam ich irracjonalnej odsłony i tez sie emocjonuje i sie wkurzam. Ale potem widzę szereg innych rzeczy.
A potem np. widzę zdrowych i tez sie czasem załamuje ich postawa... Ale znowu, po czasie rozumiem wiecej.
Ale masz racje, ze życie z chorym to pewnie inna bajka. I współczuje Ci.
Przykro mi z powodu twojej sytuacji. I gdyby mogła, chętnie bym pomogła.
Wiec jeśli jest cos, pisz!
Denna: wlasnie uważam ze nie, nie zwala sie wszystkiego na chorobę. I ze można próbować leczyć rodziny. I czy ja pisze ze osoba zdrowa ma byc odpowiedzialna za zdradę? Nie wiem, gdzie to wyczytałas.
No ale ok. Nie ma tez co pisac, bo jednak zawsze jest pokusa, zeby odeprzeć wywód. A ja tu nie chce szerzyć prawdy, ktora macie weryfikować, ale dziele sie po prostu. Chcecie to kwestionować - ok
A jak macie pytania w stylu co medycyna na to, jak skłonić chorego do leczenia - to tak sa na to odpowiedzi, ale nikt nie powiedział, ze to jest łatwe. A czasem odpowiedz brzmi i dla chorego i dla zdrowego tak, ze nie chce sie jej przyjąć.
I chorzy i zdrowi chcą rozwiązania, ale jak ktoś przychodzi i próbuje z zewnątrz cos dać, to jest sprzeciw. Dlaczego? Bo w gruncie to sami uznajecie sie za specjalistów. I to moze dobra droga. Bo wy i zdrowi i chorzy, wiecie najlepiej o co chodzi.
Trzymam kciuki wiec i bardzo wierze, ze uda sie kiedyś to rozwiązać - na tyle na ile bedzie to możliwie! - https://www.psychiatria.pl/forum/moj-partner-jest-chadowcem/watek/496759/163.html#p770974https://www.psychiatria.pl/forum/moj-partner-jest-chadowcem/watek/496759/1.html Mój partner jest chadowcem
Dzieki Denna za ten głos- tez odnosze wrazenie, że w mojej sytuacji tylko ode mnie sie wymaga jakis zachowań, od niego nic. większość lekarzy z którymi rozmawiałam, stiwerdziła, ze skoro sie nie leczy trzeba traktowac jego zachowania jak zdrowego i takie wyciagac konsekwencje
- https://www.psychiatria.pl/forum/moj-partner-jest-chadowcem/watek/496759/163.html#p770978https://www.psychiatria.pl/forum/moj-partner-jest-chadowcem/watek/496759/1.html Mój partner jest chadowcem
arci -mam pytanie -poniewz zarówno lekarz, któego poleciłas tez sugerował po rozmowie ze mna oczywiscie to zadna diagnoza) ze u podłoza moga byc zaburzenia osobowosci, jak i moja psycholog,-co to onzacza, ze to przypadek bardziej beznadziejny? ze z refleksja u niego na temat swojego zachowania moze byc kiespko?
- https://www.psychiatria.pl/forum/moj-partner-jest-chadowcem/watek/496759/163.html#p770979https://www.psychiatria.pl/forum/moj-partner-jest-chadowcem/watek/496759/1.html Mój partner jest chadowcem
ja też coraz bardziej się skłaniam w kierunku zaburzeń osobowości, bo u mojego nie zauważyłam tak strasznej depresji po manii jak opisujecie
- https://www.psychiatria.pl/forum/moj-partner-jest-chadowcem/watek/496759/163.html#p770986https://www.psychiatria.pl/forum/moj-partner-jest-chadowcem/watek/496759/1.html Mój partner jest chadowcem arci8 2013-11-04 10:21:11
Denna: wlasnie uważam ze nie, nie zwala sie wszystkiego na chorobę. I ze można próbować leczyć rodziny. I czy ja pisze ze osoba zdrowa ma byc odpowiedzialna za zdradę? Nie wiem, gdzie to wyczytałas.
Gdzie wyczytałam? W poradnikach dla kobiet i na forach z czym zdradzeni muszą się zmierzyć.
Nie chce mi się tego rozwijać teraz, bo to wątek poboczny ale pewnie zdradzeni, oszukani wiedzą o co mi chodzi.
Dla mnie współpraca chorego z rodziną to już cały krok milowy dalej niż to co się tutaj opisuje - jak kogoś przekonać do uznania choroby.
Przecież to lekarze wciąż wmawiają nam, chorym, że bez leków nie ma leczenia, leki, wizyty u lekarza to podstawa. Jak zmusić chorego do tego pierwszego kroku - oto jest pytanie.
A potem możemy się bawić w zrozumienie bliskich dla problemu.
To trochę jak mówienie rodzinie alkoholika - no pije, bije, wynosi meble ale przecież on tak strasznie cierpi. Poza tym wódka w smaku wcale nie jest dobra. - GośćZaloguj się , aby dodać odpowiedź
- Ogromne problemy natury somatycznej
Hejka witam jestem tu nowy. Problemy z natury somatycznej występują u mnie od...
- Jestem załamany, nie wiem jak sobie pomóc
Cześć mam 32 lata i przegrałem życie. Pochodze z dobrej, wierzącej...
Forum: Kółko wsparcia psychicznego - Citabax, objawy po 2 tygodniach
Witam wszystkich,Wszystkie badania serca mi wyszły dobrze, brzucha itd....
- Samotność,
Witam wszystkich użytkowników. W ostatnim czasie byłem w szpitalu na...
Forum: Kółko wsparcia psychicznego