Forum: Psychiatria - grupa dla rodziny i pacjenta
Temat: Nie radzę sobie z rozstaniem (3)
- https://www.psychiatria.pl/forum/nie-radze-sobie-z-rozstaniem/watek/1261808/1.html#p1261808https://www.psychiatria.pl/forum/nie-radze-sobie-z-rozstaniem/watek/1261808/1.html Nie radzę sobie z rozstaniem Gość
Ten temat jest banalny w porównaniu z innymi tutaj poruszanymi, jednak bardzo potrzebuję wsparcia a nie mam zbytnio do kogo zwrócić się w tym świątecznym czasie. Mam 30 lat i dwa tygodnie rozstałam się z mężczyzną mojego życia. Byliśmy razem dwa lata, z czego półtora roku mieszkaliśmy razem, było już wspólne życie, wydatki, plany. On ma 28 lat, jest trochę młodszy, poznałam go, kiedy kończył studia a ja już pracowałam, sama sobie ze wszystkim radziłam. W naszym związku były różne problemy, największym była jego życiowa nieporadność oraz uzależnienie od rodziny. On w chory sposób dawał sobą manipulować przez rodziców, pierwszy raz widziałam coś takiego. Telefony po kilka razy dziennie, spotkania prawie codziennie, uzależnienie finansowe, mimo, że pracował i miał całkiem dobre dochody. Rodzice mnie oczywiście nie akceptowali, jednak wprost nic mi nie powiedzieli, mówili to jemu za mojemu plecami a on mi to później powtarzał jako zarzuty. Naprawdę starałam się mieć z nimi poprawne kontakty, jednak ciągle wyczuwałam niechęć i brak aprobaty. Ta cała sytuacja doprowadziła mnie do nerwicy, tak silnej, że przed spotkaniem z jego rodzicami wymiotowałam i miałam bóle brzucha. W naszym związku było jednak dobrze, dopóki na horyzoncie nie pojawiali się rodzice. Dwa tygodnie temu wszystko jeszcze było dobrze, kupowaliśmy prezenty, planowaliśmy sylwestra. Nic nie wskazywało na grom z jasnego nieba. Mój były partner zjadł ze mną śniadanie, później pojechał na chwilę do rodziców, wrócił, rozmawialiśmy. W pewnym momencie zapytałam go o wspólne plany, co sądzi o ślubie, kupnie mieszkania, że chciałabym już tego...odpowiedział mi, że nie wie a jeszcze kilka dni wcześniej wiedział, rozmawialiśmy o dzieciach, zaczęliśmy się o nie starać. Jako powód swojej "niewiedzy" podał moje rzekomo złe kontakty z jego rodzicami, to, że przez związek ze mną się od nich oddala i zaprzepaszcza relację z nimi. Dodał, że nie zamierza mnie blokować w drodze do szczęścia i że mnie kocha. Po rozmowie ze mną po prostu wyszedł a następnego dnia, kiedy byłam w pracy, zabrał wszystkie swoje rzeczy i przeprowadził się do jednego z mieszkania rodziców, które akurat przestali komuś wynajmować. Po trzech dniach od tego wydarzenia rozmawialiśmy, on tłumaczył swoje zachowanie stresem, emocjami, presją, nawałem pracy, że tak naprawdę żałuje tego, co się stało. Odpowiedziałam mu, żeby wziął sobie wolne, odpoczął, przemyślał, byłam pewna, że do mnie wróci. Jednak w poniedziałek tydzień temu spotkaliśmy się ponownie i on oświadczył, że chce się definitywnie rozstać, ponieważ związek go męczył, czuł się jak w pętach, zdominowany i stłamszony, nasze charaktery się różnią, on mnie kocha, ale wie, że swoim zachowaniem mnie krzywdzi i nie chce, żebym była przez to nieszczęśliwa. Był bardzo zimny, oschły i pozbawiony emocji, jakby ten czas razem się dla niego nie liczył. Od tego czasu moje życie to jakiś koszmar. Wstaję rano, jem coś co popadnie mi pod rękę, idę do pracy, tam kiedy nikt nie widzi, wybucham płaczem, wracam do domu, łykam tabletki ziołowe nasenne i śpię, w nocy budzę się i płaczę. Nie sprzątam, nie gotuję, nie czytam, nie oglądam TV, po prostu albo płaczę, albo śpię albo gapię się w sufit. Schudłam w 2 tygodnie około 6 kg, włosy wyłażą mi z głowy garściami. Farbowałam je dzień przed rozstaniem a mam już kilka siwych włosów. Uczucia mieszają mi się, raz czuję ból i tęsknotę, raz lęk, że nie dam sobie sama rady, raz samotność i brak wiary, że jeszcze z kimś kiedyś będę, czasem gniew na niego, poczucie winy, czasem budzę się i nie wierzę, że go nie ma. To wszystko jest tak silne i kompletnie wytrąciło mnie z życia. Zupełnie nie wiem jak się pozbierać, szczególnie, że planowałam z nim przyszłość, myślałam, że to mężczyzna na całe życie.
- https://www.psychiatria.pl/forum/nie-radze-sobie-z-rozstaniem/watek/1261808/1.html#p1262602https://www.psychiatria.pl/forum/nie-radze-sobie-z-rozstaniem/watek/1261808/1.html Nie radzę sobie z rozstaniem Gość
Hej, nie wiem czy moja wypowiedz bedzie dzisiaj wsparciem dla Ciebie, natomiast za trzy, cztery miesiace gdy powrocisz do tego tekstu uznasz, ze faktycznie nie warto bylo ronic lez.
Twoja historia troche przypomina mi moje eks-malzenstwo. Troche mlodszy maz, totalny brak akceptacji mojej osoby ze strony rodzicow, idiotyczne pretensje o zle kontakty z tesciami, ktore nawet w pozwie rozwodowym umiescil jako przyczyne ustania naszego malzenstwa. Dodam, ze w chwili rozwodu rodzice jego juz od dawna nie zyli. Tez planowalismy sylwestra, zaprosilismy gosci, wszyscy bawili sie cudownie oprocz mnie bo w ta noc przestal mnie dostrzegac a w nowy rok oswiadczyl mi, w sposob nieparlamentarny, ze to koniec. Historia natomiast rozni sie tym, ze ja bylam w zwiazku malzenskim przez 15 lat, mamy syna... no i te 15 lat malzenstwa bylo jedna wielka przemoca fizyczna i psychiczna wobec mnie i dziecka. Pomijam zdrady i upokorzenia, ktore znosilam latami. Nie raz slyszalam od innych kobiet - "gdyby na mnie maz podniosl reke to w tej samej chwili wystawilabym jego walizki za drzwi". Niestety to tak nie dziala. Latami czlowiek staje sie ofiara uzalezniona od sprawcy. Nie bede tu opisywala jak walczylam o malzenstwo. Wystarczy, ze powiem - walczylam wszelkimi sposobami. Rozpacz, placz i niemoc pogarszaly moj stan psychiczny. Dodam, ze mialam ojca alkoholika, ktory bil mnie od poczawszy od dziecinstwa do momentu gdy wyprowadzilam sie z domu (21lat). Jestem bardzo wrazliwa i uczuciowa osoba a pragnienie milosci i czulosci jest we mnie ogromne wiec zestawienie tych potrzeb z tym co otrzymywalam w zyciu mocno koliduje. Teraz powiem Ci cos czego pewnie nie zaakceptujesz dzisiaj. Stare przyslowie, ktore jak mantre powtarzali moi przyjaciele po rozwodzie - czas leczy rany. Powiedziano mi o magicznych trzech miesiacach, ktore mialy byc czasem potrzebnym na przepracowanie kryzysu psychicznego. Czekalam trzy miesiace... przepracowalam swoj kryzys i odnalazlam sie w nowym, logicznym swiecie i dopiero wtedy zaczelam racjonalnie myslec. Poczulam sie wolna, niezalezna nikt mnie nie ponizal, nie krzyczal, nie bil. Stanelam na nogi.
A teraz Ty... nie jest to czas na prawidlowe myslenie, masz za soba szok i stan rekacji na to wydarzenie... chudniesz, nie jesz, nic Cie nie cieszy. To minie. Pozniej przyjdzie faza odnajdywania sie w rzeczywistosci i proby radzenia sobie z codziennoscia i myslenie o sobie o terazniejszosci w ktorej sie znajdziesz i proby myslenia o przyszlosci. Kolejna faza i ostatnia bedzie odnalezienie sie w dobrym, nowym zyciu, nabierzesz powietrza w pluca, odetchniesz z ulga i uznasz, ze wreszcie jest wspaniale. Myslisz, ze to dyrdymaly? Nie... ja tez myslalam, ze model Cullberga na czterofazowe przepracowanie kryzysu jest tylko teoria. Mylilam sie. Przeszlam przez to ksiazkowo.
Chce Ci powiedziec, chociaz w tej chwili nie powinnam Cie dobijac bo i tak nie wykazesz zrozumienia... za wczesnie... ale jesli chcesz uslyszec moje zdanie to Twoj partner nigdy Cie nie kochal i nigdy nie mial planow zwiazanych z Wasza przyszloscia. Nie jest prawda, ze kocha i nie chce Ci sprawiac przykrosci wiec odchodzi. Totalna bzdura. Jego pretensje odnosnie rodzicow i twierdzenie, ze przez zwiazek z Toba oddala sie od nich. Boze jaki on jest cyniczny i podly. Jest zwyczajnie zyciowym tchorzem i nie potrafi wlasnymi slowami zdefiniowac siebie... zdefiniowac swoje uczucia, tzn brak tych uczuc i wymysla chore powody. Sprawa jest prosta albo kochamy albo nie kochamy. Nie jest mozliwe aby on Cie kochal i po dwoch tygodniach stwierdzil ze odchodzi. To jakis zart. Manipuluje Toba, Twoimi uczucimi, Twoja wiara w niego... cala Toba. A Ty zaslepiona miloscia tlumaczysz drania. Rozumiem to. Tez tak robilam. Pomysl o sobie... kim jestes, czego od zycia pragnisz, co jest dla Ciebie najwazniejsze, w jaki sposob i z kim chcialabys budowac zycie. Gdy wyznaczysz sobie priorytety postaw sobie cel. Pozniej wiesz co robic. Ten czlowiek nie zasluguje na to abys poswiecila mu sekunde swojego myslenia. Wykorzystal Cie. Podeptal Twoja milosc. Prawde mowiac caly czas ja deptal ale dopiero ten mega stres czyli rozstanie spowodowalo, ze zaczelas cierpiec. Przed tym zdarzeniem uwazlalas, ze Twoja milosc zdziala cuda... ze wystarczy. Nie, nie wystarczy. Bo dwoje ludzi musi kochac. Piszesz dwa lata, to bardzo mlody zwiazek. W tym czasie jest czas, jak ja to mowie na "zielona milosc". Czyli szalenstwo, gorace uczucia i zaslepienie z obu stron. Tego u Was nie bylo. To tylko Ty kochalas. To wyrachowany facet... egoista i jak wczesniej napisalam - tchorz.
Zycze Ci abys przeszla przez to cierpienie "z glowa", aby to wydarzenie jak najmniej wplywalo na Twoj stan psychiczny. Wiem, ze to w chwili obecnej jest trudne ale mysl o sobie, o tym, ze stac Cie na krolewicza z bajki, ktory pokocha Cie bezwarunkowo a jego milosc bedzie priorytetem. I Ty bedziesz priorytetem a nie inni... nie rodzice. Rodzicow kochamy ale zycie ukladamy sobie z druga polowa i ta osoba musi byc najwazniejsza. Na dobre i na zle. Zycze Ci spokoju w swieta i w nowym roku, ktory bedzie dla Ciebie na pewno lepszy. I jeszcze jedno jesli moge Ci doradzic... nie zamykaj sie ze swoim problemem, rozmawiaj o tym z najblizszymi, z przyjaciolmi i wysluchaj co maja do powiedzenia. Mow o swoich przemyslaniach nawet tych nieracjonalnych nawet sto razy... mnie to pomoglo. Ludzie, ktorzy mnie otaczali dali mi ogromne wsparcie nawet wtedy gdy zajmowali stanowisko odmienne od mojego. Juz niedlugo zobaczysz, ze swiat bez niego jest piekniejszy.
PS. Ja po latach dramatow znalazlam krolewicza z bajki... spotkalam go gdy mialam 43 lata. Mimo, ze odgrazalam sie, ze juz nigdy wiecej zadnego faceta, zadnego malzenstwa po 6 miesiacach znajomosci wzielismy slub. To byl szok dla wszystkich i mieli mnie za wariatke. Mojego meza poznalam przez internet. Tym wiekszy szok dla rodziny i znajomych. Dzisiaj mam 51 lat a my kochamy sie jak dzieci. Jest to chyba nagroda za moje koszmarne zycie. Moje anioly jednak czuwaly
Ciemna strona mojego zycia jest to, ze demony przeszlosci dopadly mnie i mimo najpieknieszego malzenstwa na swiecie, najlepszego meza na swiecie, przeszlosc wrocila podstepnie i lecze sie na depresje i PTSD. Unikaj w zyciu tych, ktorzy sa trucizna dla Ciebie. Pozdrawiam i chetnie przeczytam co u Ciebie za kilka miesiecy. - https://www.psychiatria.pl/forum/nie-radze-sobie-z-rozstaniem/watek/1261808/1.html#p1264706https://www.psychiatria.pl/forum/nie-radze-sobie-z-rozstaniem/watek/1261808/1.html Nie radzę sobie z rozstaniem Gość
Witaj, dziękuję Ci bardzo za odpowiedź. Nie zaglądałam tutaj jakiś czas, bo przez nerwicę i szok dużo rzeczy się posypało, zasłabłam z braku jedzenia i "ogarniałam się". Bardzo dziękuję Ci za odpowiedź, bardzo mnie poruszyła i dała do myślenia. Jesteśmy do siebie podobne, bo ja też mam ojca alkoholika. Wobec mojego partnera zachowywałam się tak samo jak wobec ojca: sprzątałam, gotowałam, brałam na siebie wszystkie domowe obowiązki, byleby tylko był. Kiedy ojciec pił, a mój były partner się oddalał, ja starałam się jeszcze bardziej. W końcu gdzieś zatraciłam siebie, bo moją codziennością było przyjście z pracy, zrobienie zakupów, przyniesienie siat, przygotowanie mu kolacji, przygotowanie obiadu na następny dzień, bo on nie gotował, nastawienie prania, wyprasowanie mu ubrania...on pracował np 2 dni a 2 dni miał wolne, ten czas wykorzystywał na pomoc rodzicom, wspólne z nimi zakupy, pomaganie im w administracji firmy, którą prowadzili. Teraz przychodzę do domu i jestem ogłupiała, bo nic nie muszę. Zamiast trzech siatek przynoszę jedną małą. Mogę od razu położyć się do łóżka i coś poczytać. Czuję pustkę, dziwne poczucie wypalenia, zmęczenia. Jestem też wściekła na niego i na siebie, że dawałam się tak wykorzystywać. W dzień odejścia on jeszcze zdążył pójść ze mną do łóżka. W Święta wysłał mi i mojej rodzinie zdawkowego smsa: życzę tobie i wszystkim zdrowych oraz wesołych świąt. Nie odpowiedziałam. Nie chcę mieć z tym człowiekiem nic wspólnego. Powodu nie znam do tej pory prawdziwego, jednak znajomi mówią mi, że muszę liczyć się z tym, że jest trzecia osoba, bo powody podane przez niego są tak niedorzeczne, że na kilometr pachną próbą ukrycia prawdy o zdradzie i odejściu do kogoś innego. Jest ciężko, ale staram się sobie radzić, jeść, panować nad nerwicą. W końcu jestem wolna od jego toksycznych rodziców, od ich fałszywej sztucznej uprzejmości a później obgadywania mnie do mojego byłego partnera. Nie wiem jak będzie za jakiś czas. Dziękuję jeszcze raz za posta, bardzo wiele dla mnie znaczy. Pozdrawiam.
- GośćZaloguj się , aby dodać odpowiedź
- Bliska osoba w szpitalu psychiatrycznym.
Dzień dobry, mam nadzieję że jest to poprawny kanał forum do mojego...
- Staram się schudnąć
Hej, mam 176 i waze 51/52 kilo. Troche wystaje mi brzuch i bardzo mi to przeszkadza i...
Forum: Kółko wsparcia psychicznego - Jak sobie z tym radzić?
Hej,Choruję od ponad 10 lat, wstępnie zdiagnozowano nawracającą...
- Nie panuje nad strachem
Dlugo zbierałam się aby tu napisać. Piszę bo potrzebuje rady albo kubła...
Forum: Stres