Forum: Psychiatria - grupa dla rodziny i pacjenta
Temat: Nie wiem, kim jestem. (9)
- https://www.psychiatria.pl/forum/nie-wiem-kim-jestem/watek/744164/1.html#p744164https://www.psychiatria.pl/forum/nie-wiem-kim-jestem/watek/744164/1.html Nie wiem, kim jestem.
Witam. Jestem tu, bo nie wiem, co mogę zrobić żeby było dobrze. Jest ze mną coś nie tak, patrzyłam na siebie chyba już z każdej możliwej strony, ale dalej nie wiem co. Mój konflikt tożsamości ciągnie latami...często zmienia postać, a teraz czuję, że również się pogłębił. We wczesnym dzieciństwie miał postać alienacji, zamknięcia we własnym świecie, do którego nie dopuszczałam prawie nikogo. W tle alkoholizm rodziców. Zamiast nawiązywać kontakty z rówieśnikami przesiadywałam i godzinami rysowałam, pisałam bajeczki. Bałam się chodzić do przedszkola ze względu na okropne baby, które tam pracowały i dzieci, które mnie wyśmiewały i znęcały się nade mną. Byłam dziwna, cicha, zamknięta i w dodatku utuczona jak prosię. Matka przystała na moje prośby i przestała posyłać mnie do przedszkola, za jej zgodą obowiązkową zerówkę odwiedzałam od święta. Jednak częstsze kontakty z rówieśnikami odbiły się czkawką. Ogryzałam paznokcie do krwi, przejawiałam też natręctwa w postaci mycia rąk co parę minut. Gdy skóra była pomarszczona i przesuszona, a paznokcie krwawiły, matka zabroniła mi robienia tych rzeczy. Podejrzewam, że "zatroskane" wychowawczynie spytały ją o to. Przestałam to robić. Pamiętam, że przez pewien czas chodziłam do logopedy, bo nie wymawiałam "r" i czasem się jąkałam. Gdy byłam trochę starsza (podstawówka) ojciec przyniósł do domu rower treningowy. Postanowiłam schudnąć. Jeździłam na nim w praktycznie każdej wolnej chwili, aż padałam z sił. Schudłam trochę. Zaczęłam więcej mówić. Zaprzyjaźniłam się nawet z taką dziewczynką, ale jak przyszło co do czego to zostawałam sama, bo ona wolała towarzystwo elitki klasowej, a raczej bała się mieć własne zdanie. Potem zniknęła z mojego życia, przeprowadziła się, a ja nie miałam bliskich koleżanek. Potem było gimnazjum...nowe środowisko, obowiązki, ludzie...i znowu czułam się jak w piekle. Często wagarowałam, zupełnie nie odnalazłam się w tej szkole. Odskocznią było jedzenie - fast-foody, słodycze. Rodzice założyli mi internet, bardzo spodobał mi się ten wirtualny świat, zaangażowałam się w niego całą sobą. Byłam "guru" na forum. Poznałam wielu ludzi za pośrednictwem sieci, między innymi moją obecną, jedyną przyjaciółkę. Odbiło mi. Bardzo bałam się szkoły. Żeby rodzice pozwalali mi do niej nie iść symulowałam chorobę, a jeśli to nie wystarczało wywoływałam wymioty, samookaleczałam się . To był obłęd, pamiętam jak próbowałam sobie łamać rękę wersalką albo pić domestos, żeby tylko uniknąć szkoły...potem znowu mi przeszło. Bardzo pomogła mi przyjaciółka. Zaczęłyśmy się spotykać, już nie czułam się samotna. Zajmowała część mojej uwagi sobą i jej problemami, także zapominałam trochę o swoich. W drugiej klasie gimnazjum odzyskałam wiarę w siebie, zaczęłam mówić i okazało się, że wyróżniam się inteligencją na tle rówieśników. Czasem też zajmowałam się tworzeniem - pisanie, malowanie naprawdę dobrze mi szło. Nauczyciele mnie chwalili, coraz bardziej wierzyłam w swoje możliwości. Odkrywałam siebie. Miałam kryzys wiary - stwierdziłam, że chyba tak naprawdę to nigdy nie wierzyłam w Boga. Modliłam się ze strachu, gdy pijani rodzice robili awantury. Nawiązałam w szkole bliższą relację z jedną koleżanką, z którą ścigałam się w osiągnięciach naukowych, było to jednak nieco beznamiętne z mojej strony. Za sprawą naszych politycznych dyskusji i moich refleksji stałam się wegetarianką, maniaczką zdrowego stylu życia. Odchudzanie stało się moim stylem życia. Schudłam ok. 20 kilogramów. Miałam objawy anoreksji. Głodziłam się, gdy organizm nie wyrabiał i kończyłam dietę zaczynałam się objadać a potem wywoływać wymioty - objawy bulimii. Pokonałam największy kompleks, jedyną barierę(jak mi się wówczas wydawało) odgradzającą mnie od ludzi. Zaczęłam chodzić na koncerty punkowe razem z moją przyjaciółką poznaną przez internet. Popadłam w narcyzm i obsesję na punkcie mojej nowej ideologii. Czasami piłam alkohol, ale narkotyków odmawiałam. Poznałam jakichś tam ludzi, ale tylko nieważnych dla mnie. Znajomych do picia wódki, o. Pojechałam na woodstock. Zaczęłam więcej pić i moje płytkie życie towarzyskie zaczęło kwitło. Coraz więcej znajomych do picia wódki. Zaczęłam powoli łamać swoje zasady, które były dla mnie najważniejsze. Nie wracałam na noc do domu, zawalałam szkołę, w końcu spróbowałam marihuany. Nie smakowała mi. Za jakiś czas przygoda z amfetaminą, która przypadła mi do gustu. Teraz byli też znajomi od ćpania, ale wciąż żadnych bliższych relacji. W końcu stwierdziłam, że to wszystko pieprzę i wycofałam się. Ograniczyłam kontakty ze wszystkimi. W sumie nikt za mną nie płakał. Była tylko moja przyjaciółka, która nie chciała wytrzeźwieć...od niej też się odsunęłam. I znowu był rozwój osobisty, udoskonalanie siebie, spokój i samotność...potem szkoła średnia. Zaczęło się znakomicie. Wyróżniałam się na tle klasy - czułam, że jestem ponad nimi. Zbierałam same piątki, dostałam stypendium na półrocze. Miałam kolejnego adoratora, któremu dałam kosza, bo był beznadziejny. (W ogóle zawsze trudno było mi docenić innych ludzi, zwłaszcza potencjalnych partnerów) Miałam więcej kontaktów z ludźmi, jednak czułam, że się nie dogadamy, bo jestem bardziej inteligentna. Czułam się wyjątkowa. Ale znów sobie odpuściłam, drugi semestr zaczął się od długiej nieobecności...potem nie chciało mi się chodzić, olewałam to. Rodzice pili coraz więcej. Ja poleciałam w bajlando. Hulaj dusza, piekła nie ma. Dopóki byłam pijana, czy naćpana mogłam się porozumiewać z ludźmi bez oporu. Przespałam się z gościem, który nie był nikim wyjątkowym dla mnie. Przytyłam. Rzuciłam wegetarianizm. Przestałam wierzyć w cokolwiek...wróciłam do szkoły, napotkałam wrogość klasy. Czego się mogłam spodziewać? Powodziło mi się, zazdrościli...teraz, gdy powinęła mi się noga pozostawało tylko szydzić. Wrócił strach przed szkołą, ledwo zdałam - załatwiłam sobie nauczanie indywidualne. Zajadałam stresy, dalej tyłam. Spałam nadzwyczaj długo. Przez jakiś czas chodziłam do psychoanalityka, ale chyba nic mi to nie dawało, tylko uszczuplało portfel rodziców. Matka nazywała mnie upośledzoną, downem. W domu było coraz gorzej. Biłam się z ojcem. Dla mnie przyszło otrzeźwienie, jak kubeł zimnej wody i czuję, że nie mam gruntu pod stopami. I tak jest do tej pory. Przestałam wierzyć w swój intelekt, w to, że kiedyś nie będę samotna, że coś mi się uda. Na początku nie wierzyłam słowom mojej matki, ale teraz myślę, że to prawda. Tydzień temu nałykałam się psychotropów, próbowałam się zabić, ale skończyło się na zmęczeniu i "fazowaniu" przez parę dni. Coraz większy mętlik w głowie, refleksje stały się płytkie, odnoszę wrażenie, że brzmię jak remiks. Gdy rodzice mniej piją i jest spokojnie, jestem jeszcze bardziej smutna. Już nie jestem wyjątkowa, jestem gównem, zresztą rzadkim. Towarzyszy mi okropna depersonalizacja. Gardzę sobą. Biegam w kółko, ciągle wracam do punktu wyjścia. Nienawidzę tego. Z tygodnia na tydzień jest coraz gorzej. Jest koło mnie moja przyjaciółka, teraz ona mi pomaga. Chcę iść do psychiatry, ale muszę o tym pogadać z matką, a ona twierdzi, że żaden lekarz nie pomoże, jeżeli człowiek sam sobie nie poradzi. Czy moje objawy pasują do czegoś? Przeszukiwałam internet wiele razy, ale nie mogę niczego dopasować.
Jeśli komukolwiek będzie się chciało to czytać, będę bardzo wdzięczna. Dziękuję. - https://www.psychiatria.pl/forum/nie-wiem-kim-jestem/watek/744164/1.html#p744171https://www.psychiatria.pl/forum/nie-wiem-kim-jestem/watek/744164/1.html Nie wiem, kim jestem. Treść zablokowana przez moderatora
- https://www.psychiatria.pl/forum/nie-wiem-kim-jestem/watek/744164/1.html#p744391https://www.psychiatria.pl/forum/nie-wiem-kim-jestem/watek/744164/1.html Nie wiem, kim jestem.
Absolution natychmiast do psychologa, a być może tez do psychiatry.A propos psychiatry to uważaj na przepisane leki.Dobrze by było, żeby ktoś zaufany przeczytal ulotke i znal skutki uboczne.Ty lepiej tego nie czytaj, bo możesz się zasuigerowac i czuc objawy, których nie masz
- https://www.psychiatria.pl/forum/nie-wiem-kim-jestem/watek/744164/1.html#p744398https://www.psychiatria.pl/forum/nie-wiem-kim-jestem/watek/744164/1.html Nie wiem, kim jestem.
Dzięki za odpowiedzi. ;]
Słyszałam już o DDA. W sumie nie ma co się dziwić, jak się żyje w takiej patologii tyle lat to się musi odbić na psychice.
Po psychologach się już nalatałam, ale na prywatną terapię nas nie stać, a pani z publicznego oddziału wydaje się być niekompetentna. Poza tym nastąpiła już drastyczna zmiana mojego "doła", teraz chyba już tylko psychiatra. W poniedziałek działam, bo dzisiaj żaden z warszawskich publicznych zakładów nie raczył mi pomóc.
Najbardziej martwi mnie to pogorszenie sprawności intelektualnej, mam nadzieję, że to stan przejściowy. - https://www.psychiatria.pl/forum/nie-wiem-kim-jestem/watek/744164/1.html#p987059https://www.psychiatria.pl/forum/nie-wiem-kim-jestem/watek/744164/1.html Nie wiem, kim jestem.
Witajcie.
Otrzymałam dzisiaj powiadomienie o ocenieniu tego wątku na maila i coś mnie tchnęło.
Pamiętam, że kiedyś czytałam dużo takich historii i zawsze martwiło mnie, że osoby szukające pomocy, piszące tak rozwlekle o problemach zostawiają potem niedokończony-wątek, tak jakby chodziło tylko o wylanie z siebie tych emocji w kryzysowej sytuacji, a tak NIE JEST.
Piszę do Was po półtorej roku, bo może ktoś chciałby przeczytać ciąg dalszy?
Obecnie jestem już osobą pełnoletnią. 19 lat kończę w kwietniu, mam za sobą pobyt w szpitalu psychiatrycznym - trafiłam tam w sierpniu 2013 po próbie samobójczej, indukowanej nadmiernym spożyciem alkoholu i narkotyków na festiwalu woodstock - cóż, typowe xD byłam wtedy bardzo zagubiona i zanim się do tego posunęłam naprawdę WOŁAŁAM o pomoc.
Zostałam na oddziale w szpitalu w Józefowie miesiąc. Diagnoza - zaburzenia adaptacyjne i obserwacja w PZP pod kątem ChAD. Trafiłam na świetnego lekarza, który zamiast wcisnąć mi koktajl leków i kazać leżeć naprawdę ze mną rozmawiał i zawdzięczam tym rozmowom wygrzebanie się z wielkiego dołka. Na oddziale miałam epizod hipomanii, dopiero wtedy zostałam poddana leczeniu kwasem walproinowym. Po wyjściu, byłam jeszcze niepełnoletnia, nie wytrzymałam presji rodziców i przerwałam leczenie, sama też nie widziałam sensu. Trafiłam do LO przy ośrodku socjoterapii, dalej jednak mieszkałam z rodzicami, okazjonalnie zażywałam narkotyki, ale radziłam sobie, byłam jednak strasznie samotna i zagubiona.
Na początku 2014 poznałam przez forum obrazkowe chłopaka. Zakochałam się, niedawno obchodziliśmy rocznicę i to, że udało mi się utrzymać tę relację dało mi ogromną nadzieję. Mieszkamy w innych miastach, przez pół roku mieszkaliśmy pod dachem moich rodziców. Mieliśmy zarobić na mieszkanie, wyprowadzić się i się uwolnić, no ale cóż, nie wszystko jest takie różowe, szczególnie gdy w grę wchodzi uzależnienie.
Obydwoje popłynęliśmy, pławiliśmy się w ulotnym szczęściu i straciliśmy kilka szans na prawdziwe wzięcie się w garść i zbudowanie czegoś. Obydwoje używaliśmy narkotyków, ale obydwoje też zaznaliśmy normalności, poczucia bezpieczeństwa. Przetrwaliśmy duży kryzys i ogólnie tworzymy bardzo zgrany duet. Duet z niewątpliwymi zaburzeniami adaptacyjnymi, ale złączony niebywale silną więzią. I bez wątpienia mogę powiedzieć, że nie jest to zwyczajne uzależnienie.
Dlatego słowa "DDA nie potrafią utrzymać relacji" można wpisać między bajki. Potrafią, ale niestety kosztem czegoś. bo niestety mam niemałe trudności z edukacją i prawdopodobnie będę musiała powtarzać trzecią klasę LO w przyszłym roku.
Od grudnia 2014 chodzę na terapię DDA, zdecydowałam się tam iść żeby uzdrowić swój związek, w miarę pracy z terapeutką rozumiem jednak coraz lepiej, że związek tworzą dwie osoby i jeśli ja będę żyć w zgodzie ze sobą, mój związek będzie mocniejszy. I tak rzeczywiście jest. Chociaż trudno, cholernie trudno wygrać ze strachem przed porzuceniem.
Korzystam też z pomocy psychiatry. Zapisałam się do PZP. Niestety, istnieje duże prawdopodobieństwo, że cierpię na chorobę dwubiegunową. Stosuję leczenie takie jak przy tej chorobie. Tzn stabilizator nastroju + antydepresant/neuroleptyk.
F31 mam wpisane w karcie, będę rozmawiać z lekarzem na temat renty, bowiem naprawdę okresami tracę kontakt z rzeczywistością i bardzo ciężko mi funkcjonować, nie mam w to takiego wglądu jak kiedyś. Każdy kolejny epizod jest potężniejszy, ale moja świadomość jest też większa i powoli uczę się to oswajać.
Pozdrawiam. Za jakiś czas może napiszę co tam, może jakiejś zbłąkanej duszy to się przyda? - https://www.psychiatria.pl/forum/nie-wiem-kim-jestem/watek/744164/1.html#p1214016https://www.psychiatria.pl/forum/nie-wiem-kim-jestem/watek/744164/1.html Nie wiem, kim jestem. Gość
Hej Absolution
Czytając ten temat w dużej mierze odnalazłem siebie. Sam mam od dłuższego czasu problem z dragami, alkoholem, otaczającymi mnie ludźmi +/- nieciekawe dzieństwo (Ouitsider, Ojciec ćpun i pijak, Matki jeszcze wtedy nie znałem i do tego Rudy). W dużym stopniu w twoich dwóch postach odnalazłem siebie i widząc że nie jestem sam z takimi problemami dostałem mega kopa żeby wstać i zabrać się za siebie. I tak miałaś rację, twój post przydał się pewnej zbłąkanej duszy, za co dziękuje . Jeżeli to kiedyś przeczytasz to zostaw znak życia po sobie, ciekawi mnie czy udało Ci się w choć małym stopniu zwalczyć to dziadostwo zwane własną psychiką. Trzymam kciuki - https://www.psychiatria.pl/forum/nie-wiem-kim-jestem/watek/744164/1.html#p1240347https://www.psychiatria.pl/forum/nie-wiem-kim-jestem/watek/744164/1.html Nie wiem, kim jestem.
Dawno nie czytałam czyjejś historii z takim zaangażowaniem. Świetnie ujmujesz swoje myśli w słowa.
Trafiłam tu po wpisaniu tagów 'nie wiem kim jestem' w wyszukiwarkę, szukając chyba jakiejs magicznej odpowiedzi, ktora rozwialaby moje watpliwosci.
Teraz nadchodzi mnie jednak refleksja czy te watpliwosci sa uzasadnione. Czytając Twoje opowiadanie wcale nie miałam poczucia, ze nie znasz siebie.
Chyba obie tak naprawde wiemy kim jestesmy - jedynie fałszywe uczucia nam te wiedzę przysłaniają.
Pozdrawiam Cie i życzę powodzenia.
J. - https://www.psychiatria.pl/forum/nie-wiem-kim-jestem/watek/744164/1.html#p1241979https://www.psychiatria.pl/forum/nie-wiem-kim-jestem/watek/744164/1.html Nie wiem, kim jestem. Gość
Dobra historyjka... nawet ci zazdroszczę. Na pewno nie możesz powiedzieć że nie wiesz jak to jest żyć
- https://www.psychiatria.pl/forum/nie-wiem-kim-jestem/watek/744164/1.html#p1271471https://www.psychiatria.pl/forum/nie-wiem-kim-jestem/watek/744164/1.html Nie wiem, kim jestem. Gość
Hej, tu absolution. Pamietam o tym watku.
Pisalam ostatnia godzine komentarz, ktory mial byc dalszym ciagiem mojej historii.
Niestety w trakcie zostalam wylogowana i cala tresc przepadla.
Moze to i lepiej, moze da sie to troche skrocic...
Niestety jest to opowiesc bez happy endu.
Ale na dniach na pewno napisze kontynuacje.
Zabawne jest to, ze ten watek to chyba najdluzsza, a na pewno najszczersza "historia zdrowia i choroby"...
Dziekuje Wam za odpowiedzi. - GośćZaloguj się , aby dodać odpowiedź
- Nie chcę żyć
Witam od 16lat mam problemy z zdrowiem diagnoza to zaburzenia schizotypowe ale nie wiem czy jest...
- CZY ZNA KTOS JAKIES INNE PORTALE DLA NIEPELN.ONLINE
bARDZO POTRZEBUJEE ROZMOWY,AKCEEPTACJI,A TU OSTATNIO Z TYM SLABO
- Jak sobie z tym radzić?
Hej,Choruję od ponad 10 lat, wstępnie zdiagnozowano nawracającą...
- Bardzo dziwne zachowanie
Witam jestem z chłopakiem 8 lat od tamtego roku kwietnia zaczął się bardzo...