Forum: Psychiatria - grupa dla rodziny i pacjenta
Temat: Obsesja tak silna, że aż boli. W głowie wiecznie ten sam temat. (21)
- https://www.psychiatria.pl/forum/obsesja-tak-silna-ze-az-boli-w-glowie-wiecznie-ten-sam-temat/watek/1209150/1.html#p1209150https://www.psychiatria.pl/forum/obsesja-tak-silna-ze-az-boli-w-glowie-wiecznie-ten-sam-temat/watek/1209150/1.html Obsesja tak silna, że aż boli. W głowie wiecznie ten sam temat.
Cześć.
Jestem płci żeńskiej, mam 20 i pół roku.
Będzie długo. Będzie bardzo długo. Nie wiem, czy ktokolwiek to przeczyta.
***Teoria wstępna:
Od wczesnej podstawówki - ba, od przedszkola - byłam w jakiś sposób nienormalna i były problemy z tym, żeby otoczenie mnie zaakceptowało
***przedszkole - tańczyli dookoła w kółeczku, śpiewając że nie lubią K,
***podstawówka - problem ledwo się pojawiłam, potem wracał jeszcze 2 czy 3 razy, rodzice + wychowawca torpedowali,
***gimnazjum - zmienione po miesiącu bo też uznano mnie za dziwoląga, w drugim początkowo spory problem, storpedowany przez zaangażowaną dyrektorkę - później było okej,
***w liceum byłam po prostu klasowym klaunem/dziwakiem, bo ja po prostu... hm, nie umiem zachowywać się normalnie? Nie wiem, jak to określić.
Już za wczesnych lat rodzice zauważyli,że relacje towarzyskie na wakacyjnych wyjazdach mam okej, póki jestem ja i jeden dzieciak, jak pojawia się trzeci, to razem mnie olewają. Pewnie, zdarzały się środowiska, w których z marszu znalazłam jakąś tam akceptację, ale to mniejszościowe. (Teraz na studiach sobie radzę - mam jedną koleżanke i kilku dalekich znajomych). W życiu na różnych etapach miałam kilka osób, które mogłabym określić mianem przyjaciela, chociaż wybitnie niewielu i większość z internetu.
W dodatku moja matka od wczesnego dzieciństwa miała obsesję na punkcie mojej wagi - diabelnie chciała, żebym była szczupła, niewybrednie i godzinami obrażała mnie za moje górne granice BMI lub ich przekraczanie. Obrażała przy mnie także ludzi z zewnątrz, jesli mieli nadwagę (tak, że słyszałam tylko ja i rodzina). Nawet Harrego Pottera skomentowała pod kątem "widzisz, jak ieprzyjemnie wygląda się jak jest się grubym?", gdy oglądaliśmy rodzinnie Komnatę Tajemnic a ja byłam w jakiejś hm, 4 klasie?
***Pierwsza obsesja - muszę ją opisac, żeby wyjaśnić, czemu tak bardzo obawiam się drugiej
Prawdopodobnie z dwóch powyższych przyczyn wzięła się moja obsesja na punkcie własnej zbyt wysokiej masy ciała, czyniącej mnie we własnych oczach "nienormalną", podludziem i totalnym przegrywem.
1. Chore teorie matki
2. Silne poczucie własnej nienormalności, podsycane na kolejnych etapach życia relacjami rówieśniczymi, i znalezienie sobie konkretnego symbolu "bycia nienormalną" nad którym w teorii mogłam zapanować - kilogramów.
Płaski brzuch jako wyraźnie widoczny symbol normalności, a kto gruby, ten wyśmiewany, obrzydliwy i nic nie wart. Chudość jako najwyższe błogosławieństwo i szczęście. Już w nauczaniu zintegrowanym zostałam bulimiczką. Temat mojego wyglądu przewijał mi się w myślach 24/7, zadając coraz większe cierpienie. Tysiące razy próbowałam coś z tym zrobić, ale to nie takie łatwe, gdy równoległym zwyczajem było wpier*** kompulsywne wszystkiego, co wpadło mi w ręce, miejsce miało nawet maczanie sucharów w rondlu, nie w szklance (potrzeba więcej wody) i żarcie do oporu sucharów - do dziś przeginam ze słodyczami.
Apogeum nastąpiło w 3 gimnazjum, 1 liceum: wtedy to przestałam znosić natręctwa myślowe ponuro, ale względnie dzielnie: skończyło się tak:
- urzadzilam sobie 7 dni głodówki i prawie nie picia w ciepłym kraju,
- potem 14 dni głodówki jak waga wrocila,
- rzygalam nawet do 3 razy na dzień,
- pocięłam się paskudnie i bardzo głęboko po wielokroć,
- depresja głęboka jak rów Mariański,
- mało nie zawalilam 1 liceum,
- bralam asentre żeby być w stanie chodzić do szkoły tak bałam się normalnych rówieśników i ze zaraz będą się śmiać,
- zaczynałam i krótko trzymałam dosłownie setki absurdalnych diet skrajnie nisko kalorycznych,
- przetestowalam na sobie najgorsze zagrażające zdrowiu syfy z czarnego rynku od których ponoć się chudlo,
- wpadłam w alkoholizm przed 16 tymi urodzinami (odkryłam, że stan świadomości można zmieniać na euforię, co więcej, mogłam zamanifestować niezależność od rówieśników upijając się sama... no i poszło),
- probowalam wyciąć sobie tłuszcz nożem w szkolnym kiblu.
Po 2 liceum poszłam do dietetyka. Schudłam z 73 do 64 przy wzroście 166 i pół. Dziś ważę 65. Temat do dziś czasem wraca i do dziś jestem świadoma masy ciała nieco podwyższonej w stosunku do przeciętnej. Próbuję ją zrzucić, ale bez większych skutków ani bez większej męki. Obsesja wyciszyła się, żeby pozostać gdzieś na bocznym nurcie.
***Druga obsesja
Do siedemnastych urodzin sprawy damsko-męskie praktycznie mnie nie obchodziły - widziałam je jako jeden z niedostępnych elementów świata ludzi normalnych. W 1 liceum jedne z ataków autoagresji był pod kątem "na wypadek, gdyby zachciało ci się ***" - w domyśle: mieć relacje z płcią przeciwną. Gdy matka złapała mnie na tamtej manianie powiedziała, że żaden chłopak mnie nie zechce, a ja na to "I TAK NIE ZECHCE!". Bardzo denerwowały mnie podrywane przez znajomych z klasy, płaskie w pasie znajome. Na wakacjach po 16-tych urodzinach zauważyłam ze smutkiem, że chuda nastolatka trzyma się za rękę z chłopakiem. Ale to jedyne przykłady z okresu minus 17, jakie pamiętam - w ogóle, wychodziłam raczej z założenia, że to jedna z dziedzin które mnie zupełnie nie dotyczą.
Styczeń 2013, wesele koleżanki mojej o osiem lat starszej, poznanej przez internet przyjaciółki, jedynego autorytetu. Patrzę na parę młoda i pojawia się myśl; "patrz, czego nigdy nie będziesz miała". Za nią idę kolejne: "Czyli NIGDY nie będę normalna?! Po tylu latach walki?! Przecież tego już nie przeskoczę!" - bo zawsze liczyłam, że wagę jednak przeskoczę... ale to? Dobrze pamiętam tamto wesele, moje uchlanie się i szczegóły. Grom z jasnego nieba. W jednej sekundzie świadomość, że tak zwani normalni ludzie otrzymują i tę dziedzinę życia (w różnych postaciach). 100% pewności, że mnie nigdy nikt.
Starsza przyjaciółka, zastępczyni mamusi, zaraz później również poznała faceta. W czerwcu 2013 wręczyła mi zaproszenie i w wynikłej rozmowie poinformowała mnie że:
-> ona już nie pisze, bo ma normalne życie (ciekawostka: kochałam pisac opowiadania, żadna inna czynność nie dała mi tyle szczęścia co to hobby, trwające od lat)
-> nie lubi już kotów, może trochę je lubiła mając zadatki na starą pannę; koty są głupie i śmierdzą, a stare panny je mają, bo przywykły, że nikt ich nie kocha, bo przecież koty ich nie kochają (ciekawostka nr2: od małego kochałam koty, bardzo).
Totalne załamanie. W moim nie do końca zdrowym mózgu sformułowały się proste wnioski - będę pogardzaną starą panną, a wszystko co kocham - czyli pisanie i koty, rzeczy dające życiu sens - nie mają znaczenia. Do alkoholu dołączył tramal, opioidowy środek przeciwbólowy. Nie miałam oporów, bo i tak eksperymentowałam już z używkami. Poza tym, byłam uzależniona od alkoholu, który przestał działać euforycznie, potrzebowałam czegoś do niwelowania skutków ubocznych i ponownego osiągnięcia przyjemnego stanu. Na następne 2 lata tramal i wódka stały się moim ulubionym połączeniem. Próbowałam nawet uczłowieczać tramal i twierdzić, że to z nim jestem w związku/dzięki niemu doznam tego, co ludzie sparowani, pomagał mi znieść nowy ból/nową obsesję. Przykładowo, na lekcji zobaczyłam, że szczuplutka koleżanka ma z tyłu zeszytu jakieś wyznanie miłosne od stałego partnera - skutecznie zdusiłam frustrację, pisząc u siebie na tyle zeszytu "T" z koroną i myśląc, że on mnie nie zdradzi.
W okolicach studniówki próbowałam umówić się na sprzedaż dziewictwa (prawdopodobnie miałam porządnie zjechany używkami mózg) pod kątem "nie masz szans na dobre pier***, utratę cnoty z miłości, to chociaż zarób!" Chciałam sobie dowalić. Nienawidziłam się. Gdyby nie moje blizny, pewnie bym się sprzedała w ramach kary.
Dobrze zdałam maturę. Tramal działał coraz gorzej, kontynuowałam ćpanie. Obsesja damsko-męska, ból na widok cudzych związków, trwały. Dostałam się na wymarzone studia. W pewnym momencie po tramalu robiło się tylko gorzej - godzinami wyłam że jestem starą panną tak rozpaczliwie, jakby mi płonął dom, tak przykładowo.
Na studiach dobrze mi szło, dostałam stypendium za 1 rok. W czerwcu 2015 rzuciłam tramal (już ponad rok trzeźwości), w sierpniu - eksperymenty, we wrześniu - alkohol (z pewnymi potknięciami, ale obecnie jestem trzeźwa od 8 pełnych miesięcy). Nie było łatwo. Przez chwilę naiwnie myślałam, że trzeźwość załatwi obsesję, ale nic z tego.
(Nie żałuję tych używek. Bez nich miałabym mniej szczęśliwych wspomnień a na pewnym etapie życia byłabym strasznym emo, jeszcze bardziej sfrustrowanym, nie wiadomo, co jeszcze gorszego przyszłoby mi do głowy).
***Próba pogodzenia się z losem w czerwcu 2016. Przytoczone ku jeszcze lepszemu wyjaśnieniu, o co mi chodzi
"Z powodu swojego:
→ dotychczasowego braku damsko-męskich relacji. To nie jest normalne, by kogoś w tym wieku nikt nigdy nie chciał.
→ trybu życia (nie, nie jestem towarzyska i tak, troje to tłum, dopuszczalna liczba: ja+jedna osoba, inaczej czekam aż spotkanie się skończy; w dodatku teraz nawet nie ma jak znieczulić towarzystwa alkoholem) – jednak w domu się nie poznaje partnera
→ wyglądu – no nie mam w naturze wyglądania w sposób przyciągający płeć przeciwną
→ charakteru – po pierwsze, potrzebny mi mężczyzna by był, który nie pchałby mi języka do ust i nie chciałby potomstwa
→ podejścia do sprawy, którego nie potrafię (nawet nie chcę, bałabym się złudnej nadziei) zmienić – wierzę, że ludzie jednak wyczuwają takie kwestie, jak desperacja itp., po części wierzę też w samospełniające się przepowiednie, zwłaszcza w tego typu kwestiach. Z roku na rok będę bardziej przekonana, że oto dalszy brak zainteresowania jest dowodem na moją tezę. W dodatku jakąś częścią siebie widzę w partnerze wroga, którego trzeba okłamać, żeby nie gardził mną jako kimś kogo nikt nigdy nie chciał i z kim można pozwolić sobie w tejże sprawie na wiele, któreog trzeba utemperować, żeby nie pchał łap na cyce. Co jeszcze więcej, jestem świadoma, że prawdopodobnie mój związek byłby chory, a ja byłabym gotowa na wiele, żeby nie stracić tej szansy na uniknięcie wszystkiego, co wiąże się ze staropanieństwem
→ pierwszego zareagowania na bodziec świadomości istnienia spraw damsko-męskich, który pozostał głęboko w głowie
Wedle prawdopodobieństwa nigdy nie będę w związku, nigdy nawet nie będzie starał się o moje względy jakiś facet normalniejszy od tego szajsbusa z facebooka.
Żeby zmniejszyć cierpienie, powinnam przestać walczyć, pogodzić się z faktami, że:
(... i tu mamy wypisane wszystko, co mnie przeraża)
→ ludzie znacznie młodsi ode mnie są już w związkach i to normalne
→ ludzie uważają za oczywiste, że ktoś ich zechciał, nie za cud z nieba – i oni mają rację, to jest normalne, powszechne i ogólnodostępne, instynktowne
→ ludzie w moim wieku bywają w poważnych związkach ze stażem kilku lat
→ będę regularnie widywać zakochane pary typu „ona szczupła i szczęśliwa, on nie widzi poza nią świata” i będzie powodować to ból; w autobusach, na ulicach, na portalach społecznościowych
→ niektórzy będą oczekiwali ode mnie entuzjazmu wobec ich związków, a ja będę musiała udawać, tak już bywało
→ będę dowiadywała się o coraz to nowych związkach wśród znajomych, a przyjdzie chwila, że wszystkie będą sparowane; będę wiedziała nawet, kto komu się oświadczył, może otrzymam zaproszenie na jakiś ślub
→ przyjdzie chwila, w której rodzice uświadomią sobie, że coś jest nie tak i będą w jakiś sposób dawać mi to do zrozumienia, nie mówiąc już o dziadkach; na Wigilię będę słyszeć życzenia znalezienia sobie kogoś, sugestie szukania, jakby to było proste – to będzie bolało. Wieczna świadomość, że oni uważają mnie za kogoś, komu w życiu nie wyszło
→ przyjdzie chwila, której bardzo się boję, gdy dla społeczeństwa zostanę starą panną, a wiadomo, że z taką coś nie tak
→ nigdy nie dowiem się, jak to jest być dla kogoś tą jedyną, atrakcyjną, idealną; nikt nie będzie patrzył na mnie jak na ósmy cud świata
→ nigdy nie będę przytulała się do mężczyzny, z którym mogę porozmawiać o wszystkim jak z Sylwią kilka lat temu, do przyjaciela na wyłączność, również co najmniej lubiącego koty, cns
→ nigdy nie dowiem się, co ludzie widzą w tym całym seksie, nie przekonam się, że nie jest ohydny, nie doświadczę euforii z nim związanej
→ nie doświadczę dumy z samej siebie i ogromnej ulgi, że pomimo wszystkich przejść mogę mieć to, co normalni ludzie
→ nie poznam naturalnego ućpania płynącego z zakochania; będe mogła wyobrazić sobie ten stan tylko odwołując się do mglistych (oby) wspomnień połączenia opioidów z wódką
→ nigdy nie pokażę światu dumnego, chwalebnego certyfikatu normalności; nie ustawię statusu „w związku” i nie ujrzę/usłyszę dziesiątek gratulacji; nie będę mogła pokazać się przed sąsiadkami
→ będę zmuszona utrzymać się sama i całkiem sama, co w tym kraju jest trudne
→ będę wracać do pustego mieszkania
→ będę musiała sama radzić sobie z każdą chorobą, nawet ciężką – być może nawet przedwcześnie skończyć życie, bo wolę być martwa niż w domu opieki, w którym byłabym zupełnie nieszanowana
→ przyjdzie czas, gdy nie będę miała z kim spędzić czasu lub opowiedzieć o swoich problemach; związki wszystkich dookoła zaabsorbują im czas, a rodzice... no bez żartów, nigdy nie byli odpowiedni na 90% problemów. To skończy się chroniczną samotnością, prawdopodobnie.
→ będę narażona na większe ryzyko powrotu do nałogów, niż gdybym mieszkała z kimś
→ pozostanę świadoma, że nie mam tego, co dla prawie każdego jest tak oczywiste
→ kwestia ta będzie mniej lub bardziej, ale jednak czynić moje życie gorszym, znacznie gorszym niż gdyby spełnić moje roszczenia
Nie dam rady całkowicie wyeliminować emocji z tym związanych (frustracja, zazdrość złe życzenie parom, radość z rozpadów związków, smutek, czy rozpacz?), ominąć staropanieńskich niedogodności życia. Ale... let it go. Spokój. Bierne godzenie się z cierpieniem. Tylko głupcy walczą przeciwko nieuniknionemu. Mogę to załagodzić, nie szarpiąc się. Zrobić wszystko, żeby nie czuć wściekłości i nie próbować dodatkowo krzywdzić się za ten los. Nie wybrałam tego świadomie."
***Co dalej?
Deklaracje swoje, życie swoje. Nie pomogło. Nie potrafię tak.
Mam ten temat w głowie 24/7: czy to sesja, czy praca, czy choroba: mocniej już słabiej, ale mam go TOTALNIE DOSYĆ Dręczę siebie od obudzenia do zaśnięcia, z różną intensywnością. taka prawda. nie wiem, co ja mam w tym mózgu nie tak. ale teraz to już mam DOSYĆ. To trwa już 3 i pół roku, jest następcą tematu wagi.
Jestem straszną desperatką, straszną - z 1 str nie wierze, z 2 wybucham dziką nadzieją na związek przy poznaniu faceta, z którym potem jestem chociażby na "czesć" (na bank nie okazuję tej desperacji, jestem dobra aktorką, wprawa od dziecka).
Potrafię świadomie i sadystycznie szukać par na faceeboku. Odgrażam się sobie zmuszeniem do seksu z kimś z sieci "żebyś chociaż *** się jak normalni". Kilka razy już się biłam z tej frustracji, odgrażam się "codziennym wpier***em aż ktoś cię zechce". Na widok par chce mi się chlać (gdy jeszcze piłam, nieraz wlewałam sobie setkę do gardła po ujrzeniu jakiejś pary z hasłem "bo tylko tyle potrafisz!"). Gdy ze sobą zerwą, mam chwilę euforii. Zżera mnie zazdrość - dobrze wiem, że większość normalnych ludzi zaczyna życie damsko-męskie jako nastolatkowie, to samo do nich przychodzi, cudze zainteresowanie widzą jako zwyczajne.
Perspektywa mieszkania kiedyś samej i tego, że rodzina będzie wiedziała że jestem starą panną mnie przeraża. Nie chcę znosić tego bólu latami. Nie wiem też, do czego będę zdolna, gdy będę miała skrajnie dość, jak w obsesji nr1 i jej skutkach.
Znacznie pogorszyło się, odkąd partnera znalazła i moja koleżanka z dzieciństwa, nienormalniejsza i brzydsza niż ja (to chamskie, no ale takie są fakty).
Czy wiem, że to wyimaginowany problem i ludzie mają poważniejsze? Jasne, że tak. Emocje i tak są w 100% realne, nie umiem tego przezwyciężyć.
Na żywo nie miałam komu o tym opowiedzieć - mojej rozdziewiczonej, niemal osiemnastoletniej, chudej przyjaciółce, naturalną koleją rzeczy od roku mającą związek?
Wątpię w uzyskanie pomocy psychiatrycznej. Niewiele mi pomogli, gdy miałam 15 lat, a próbowałam w wielu miejscach. Aha, i wstydzę się opowiadać o tym twarzą w twarz.
Prawdę mówiąc, myślę, żeby po 24/25 urodzinach po prostu to zakończyć (na razie robimy szansę na cud + ciekawią mnie moje studia, później musiałabym zamieszkać sama i zbliżałabym się już do wieku staropanieńskiego), mimo że chcę żyć, pomagać kotom i rozwijać się. Nie potrafię tego pokonać, jak nie umiałam poprzedniej obsesji. Nie dam rady być starą panną. Po prostu nie.
Myślę, że może uzyskam tu trochę zrozumienia, biorąc pod uwagę tematykę forum. O ile ktokolwiek przeczyta, ale krócej się nie dało.
Jeśli ktoś miał podobne stany, to czym je łagodziliście? Z góry dziękuję za odpowiedź. - https://www.psychiatria.pl/forum/obsesja-tak-silna-ze-az-boli-w-glowie-wiecznie-ten-sam-temat/watek/1209150/1.html#p1209232https://www.psychiatria.pl/forum/obsesja-tak-silna-ze-az-boli-w-glowie-wiecznie-ten-sam-temat/watek/1209150/1.html Obsesja tak silna, że aż boli. W głowie wiecznie ten sam temat. Gość
Przeczytałem.
Myślę, że musisz zmienić podejście. Wiem, że to dla Ciebie bardzo trudne, ale nie możesz się poddać i przez resztę życia pluć sobie w brodę - spróbuj, nawet jeśli się nie uda raz czy dwa co masz do stracenia? Pamiętaj, szczęściu trzeba pomóc. Twój wygląd nie jest problemem - nie próbuj mieć płaskiego brzucha na siłę, to absolutnie nie jest konieczne. Nie poganiaj się w szukaniu mężczyzny. Nie przejmuj się swoim brakiem towarzyskości, przecież są też inni ludzie wolący mniejszą liczbę osób. Jestem przekonany, że dasz radę przełamać się i uwierzyć, że nie jesteś gorsza od innych, że miłość teź jest dla Ciebie.
Poza tym nie zgodzę się, że wszyscy w Twoim wieku mieli już jakieś związki - moim zdaniem wszystko przed Tobą i jeszcze spokojnie doczekasz się swojego ukochanego.
Trzymam za Ciebie kciuki. - https://www.psychiatria.pl/forum/obsesja-tak-silna-ze-az-boli-w-glowie-wiecznie-ten-sam-temat/watek/1209150/1.html#p1209239https://www.psychiatria.pl/forum/obsesja-tak-silna-ze-az-boli-w-glowie-wiecznie-ten-sam-temat/watek/1209150/1.html Obsesja tak silna, że aż boli. W głowie wiecznie ten sam temat. Gość
Woow...ile Ci czasu zajęło dziewczyno spisanie tego wszystkiego?...
No, ale tak bez żartów to dziękuję Ci za spisanie Twojej historii. Mimo że długie, mega ciekawie mi się czytało te rozważania o życiu.
Rozumiem Cię. Tak się składa, że też jestem w Twoim wieku. Mnie też nikt nigdy nie chciał, znam ten ból. Wszystkie moje znajome miały już po kilku chłopaków. Jak idę gdzieś z moją przyjaciółką, to faceci dosłownie lecą do niej jak pszczoły do miodu. Tymczasem ja cały czas jestem obok i staję się powietrzem. Robi się głupio, przeszkadzam im w tej słodkiej sztuce flirtu, czuję że do mnie i tak nikt sam z siebie nie zagada. To boli bardziej niż wbicie mi noża w serce. Nie wiem, co jest nie tak. Nie jestem jakąś szkaradą, taka przeciętna.
Jak przeczytałam Twój post uświadomiłam sobie, że są jeszcze na świecie takie stare niechciane dziewczyny jak ja i przyzam, że dzięki Tobie jakoś tak na chwilę lżej mi się na duszy zrobiło. Dziękuję.
Ty przynajmniej w przeciwieństwie do mnie coś sobą reprezentujesz. Wymienię Ci kilka Twoich cech, które mimo że Cię nie znam, wywnioskowałam czytając Twój post:
- musisz mieć bardzo silną osobowość, skoro od dzieciństwa znosisz takie docinki ze strony rodziców i rówieśników. Potrafisz wiele przetrwać i masz mocno rozbudowaną świadomość. Tacy silni psychicznie ludzie( bo też taka jesteś) to skarb dla narodu, wspanialszy niż ten cały bezmózgi motłoch "normalnych" ludzi.
- to, że udało Ci się zrzucić koło 10 kg lub to że umiałaś sama z własnej woli odstawić alkohol też świadczy, że jesteś zawzięta i jeśli chcesz to możesz. Nie ma rzeczy niemożliwych.
- jesteś odważna, ja mimo tego wstrętu jaki czasem do siebie czuję, nigdy nie spróbowałabym nawet się pociąć czy coś z tych rzeczy. Ja jestem tchórzem.
- Masz wspaniały styl pisania! Dziewczyno, zastanów się poważnie nad zostaniem zawodową pisarką. To może być Twoja ścieżka życia, bo masz prawdziwy talent. Szkoda byłoby gdyby się zmarnował. Na Twoim miejscu poświęciłabym się pisaniu, genialnie Ci to wychodzi. Zobaczysz, oprócz satysfakcji da Ci to też pieniądze i będziesz mogła napluć w twarz tym wszystkim szczupłym laskom, którym teraz zazdrościsz powodzenia.
- Lubisz koty. Zauważyłam na podstawie swoich obserwacji, że ludzie kochający zwierzęta są bardziej pomocni i wrażliwi niż reszta społeczeństwa. Duża szansa, że to dotyczy także Ciebie.
- Dobrze zdałaś maturę, jesteś na wymarzonych studiach. Doceniaj to. Ja np. bardzo się starałam, uczyłam się non stop, a i tak nie dostałam się na żadne studia. To też jest straszny ból i wstyd, skacz z radości, że życie nie dało Ci tego doświadczyć. Jesteś pod tym względem farciarą, tysiące ludzi Ci zazdroszczą.
Podsumowując, uważam że nie masz się czym załamywać. Reprezentujesz sobą bardzo wiele, a to że nie masz chłopaka o niczym nie świadczy. Jesteś jeszcze młoda, masz dopiero 20 lat, życie przed Tobą! Rozumiem z własnego doświadczenia, że samotność to takie powolne umieranie, ale mając 20 lat jeszcze nie ma co mówić o staropanieństwie. Ja się tak pocieszam i to jest prawda. Teraz czasy się zmieniły, niektóre kobiety zaczynają się rozglądać za facetem dopiero kiedy zrobią już karierę, są niezależne. Nie sp***l sobie młodości narzekaniem, to bez sensu.
Wierzę, że kiedyś wszystko się u Ciebie ułoży. Życie jest pełne niespodzianek. U każdego kiedyś zdarza się ten moment załamania, ale gdy osiągnie się dno, niżej upaść już nie można i może być tylko lepiej. Tak więc trzymaj się ciepło i głowa do góry
A i tak w ogóle to wspomniałaś w swojej wypowiedzi, że piszesz opowiadania... czy byłaby szansa, że wysłałabyś mi jakieś na email? Po prostu strasznie podoba mi się Twój styl pisania.
Jakby co mój email to [email protected] Byłabym wdzięczna - https://www.psychiatria.pl/forum/obsesja-tak-silna-ze-az-boli-w-glowie-wiecznie-ten-sam-temat/watek/1209150/1.html#p1209261https://www.psychiatria.pl/forum/obsesja-tak-silna-ze-az-boli-w-glowie-wiecznie-ten-sam-temat/watek/1209150/1.html Obsesja tak silna, że aż boli. W głowie wiecznie ten sam temat. Gość
Spisanie tego zajęło mi... cóż, tyle ile trzeba żeby wklepać prosto z głowy + przeczytać, żeby wyeliminować rażące błędy Jestem zdziwiona, że dla kogoś okazało się to ciekawe - zwykle takie historie życia czyta się jednnym okiem, pomiędzy rozmową z kolegą a słuchaniem muzyki.
Taak, kwestia tego, czemu jedni "mają" od gimnazjum, a innych się nie chce nawet jak stuknie im 25 (mam stara pannę w rodzinie) jest bardzo ciekawa, jeśli sprawa nie jest oczywista (bo np. ktoś co trzy minuty pluje).
Z rana jest mi zawsze lepiej, więc odpisuję sobie na luzie. Właściwie mam pełną świadomość, że moje reakcje emocjonalne na brak chłopa są chore (zwłaszcza że zaczęły się po siedemnastce), byłyby adekwatne gdybym rozpaczała tak np. o nogi urwane miną i cała kwestia leży w zaburzonym mózgu. Czasem myślę nawet, że danie mi faceta mogłoby nie załatwić problemu, tak jak problemu nie załatwiło schudnięcie. Kto wie, czy nie znalazłabym sobie kolejnego absurdu.
Wiem, że psuję sobie życie, które I TAK jest w najlepszym okresie z możliwych (lepiej było tylko na początku używek wiodących, no i na krótko po tym jak minęło mi największe ciśnienie na kontynuowanie przygody z nimi - taki miesiąc miodowy od wdzięcznego mózgu, wątroby, trzustki i spółki). Chętnie coś bym z tym zrobiła. Załamuję się głównie dlatego, że jeśli coś pokonam i myślę że z głową będzie już spokój, to zaraz wyskakuje kolejne, równie absurdalne lub nawet jeszcze bardziej (Przykładowo, czy piętnastka która samotnie wali czystą, robiąc toasty ze ścianą i radując się własną niezależnością od rówieśników nie jest wręcz groteskowa? Albo osiemnastka, która dzień w dzień wyzywa się od starych panien, a za najbliższy substytut partnera uznaje butelkę ze środkiem przeciwbólowym?).
Staram się docenić moje studia i to, że mogę objąć swojego kota (śpi mi na nogach, właśnie mi, chociaż ma do wyboru innych domowników ^^). Nie podoba mi się właśnie fakt, że natręctwa myślowe przeszkadzają w pełniejszym docenianiu innych spraw (takich jak fizyczne zdrowie, chociażby).
Bardzo dziękuję za listę komplementów. Powoli wracam do pisania, bo tramal z wódą wyżarły to, jak już się rozkręciły. Możliwe, że będe próbowała kiedyś wydać swoje dzieło z dzieciństwa, odpicowywane setki razy (ono nie było dziecinne, ono było popieprzone xD Przyjaciółka o 8 lat starsza zaprzyjaźniła się ze mną właśnie dlatego, że uznała, że jestem dzieckiem chorym, bo chore rzeczy wypisuję).
Jeśli chodzi o odstawienie alkoholu - nie było łatwo przestać, przyznam, ale bodźcem było to, że nie dawałam sobie już z nim rady fizycznie (koszmarne bóle nóg, kwestia krążenia) i psychicznie. Co więcej, byłam świadoma, że z nim i z tramalem będzie już tylko gorzej. Więc po prostu uciekłam przed cierpieniem Zaś pocięcie się to żadna odwaga, w tamtych chwilach byłam w tak przesranym stanie, że ledwo to pamiętam, nie panowałam nad sobą.
Moje pisanie poszło na Twój mail. - https://www.psychiatria.pl/forum/obsesja-tak-silna-ze-az-boli-w-glowie-wiecznie-ten-sam-temat/watek/1209150/1.html#p1209267https://www.psychiatria.pl/forum/obsesja-tak-silna-ze-az-boli-w-glowie-wiecznie-ten-sam-temat/watek/1209150/1.html Obsesja tak silna, że aż boli. W głowie wiecznie ten sam temat.
Do Gościa Numer 1 - tak, ale w jaki sposób zmienić podejście? I jak uwierzyć, nie mając żadnych dowodów (nie, niemal propozycja jednorazowego i szybkiego seksu w pociągu, klepanie po dupie sąsiada alkoholika oraz przeżałosna próba wejścia ze mną w związek na podstawie fotoszopowanego zdjęcia na facebooku się nie liczą (przeżałosna, bo gościu podsyłał mi jako argument zdjęcia swoje i swojego wozu gdy widział, że przegrywa sprawę... a zaczął przegrywać, bo podsyłał mi zdjęcia panienek topless) xD)
Problem w tym, że jak spróbuję pomyśleć inaczej - coś w rodzaju, że przecież nie mogę być aż taka popieprzona, żeby odrzucać jakąś swoją aurą (?), że przecież wyglądam względnie przeciętnie, to zaraz dostaję niemal piany na pysku z gniewu na siebie, że chcę sobie coś takiego wcisnąć a potem będzie bardziej bolało - np. koło 25-tki, znam i takie przypadki. Wychodzi na to, że panicznie boję się, że będzie jeszcze gorzej, po prostu ("jeszcze gorzej" znam z doświadczenia).
Bardzo, bardzo chętnie pozbyłabym się tego tematu z głowy, bo jestem nim już porządnie zmęczona i znudzona, ale on nie chce iść. Jestem świadoma, że takie zadręczanie się czymś całe życie jest po prostu chorobą, w dodatku bardzo trudną w leczeniu.
No, po prostu - stoję sobie i nie wiem, jak spróbować się tego pozbyć. zmienić tok myślenia, cokolwiek. A staram się od wytrzeźwienia.
Dziękuję za odpowiedź, bardzo doceniam sam fakt, że ktoś to czyta - https://www.psychiatria.pl/forum/obsesja-tak-silna-ze-az-boli-w-glowie-wiecznie-ten-sam-temat/watek/1209150/1.html#p1209453https://www.psychiatria.pl/forum/obsesja-tak-silna-ze-az-boli-w-glowie-wiecznie-ten-sam-temat/watek/1209150/1.html Obsesja tak silna, że aż boli. W głowie wiecznie ten sam temat. Gość
No to teraz pomyśl sobie, że ktoś może mieć jeszcze gorzej zjechaną psychikę, jeszcze bardziej aspołeczną i introwertyczną; do tego pewnie równie duże oczekiwania ze strony otoczenia jeśli chodzi o zaangażowanie w studia i wygląd, i wreszcie na dobitek-zainteresownie płci przeciwnej, którego Ty tak bardzo od życia oczekujesz.
Uwierz mi, że to mieszanka wybuchowa. To jak marchewka na kiju, którą *** Ci przed oczyma życie, a Ty jak ten osioł próbujesz złapać w paszczę kęsa normalności lecz nigdy się to nie udaje.
Mam podobnie jak Ty, straciłam w wiarę w to, że kiedyś może być jeszcze ze mną normalnie.
A największym bólem mojego życia są właśnie te możliwości, które co rusz wyłaniają się zza horyzontu; łapię je w dłonie, a one nagle znikają jak płatki sniegu, które topnieją zaraz po otwarciu piąstki.
To kusi. I powoduje jeszcze większy ból.
Nie wiem czy chciałabyś tego doświadczyć.
Ale podobno wszędzie dobrze gdzie nas nie ma. - https://www.psychiatria.pl/forum/obsesja-tak-silna-ze-az-boli-w-glowie-wiecznie-ten-sam-temat/watek/1209150/1.html#p1209454https://www.psychiatria.pl/forum/obsesja-tak-silna-ze-az-boli-w-glowie-wiecznie-ten-sam-temat/watek/1209150/1.html Obsesja tak silna, że aż boli. W głowie wiecznie ten sam temat. Gość
Jeśli dobrze rozumiem, masz na myśli szanse na związek i rozbudzone nadzieje, które kończą się porażką?
Jeśli tak - współczuję (nie gonię za szerokim zainteresowaniem ze strony płci przeciwnej, tu chodzi o coś trochę innego). - https://www.psychiatria.pl/forum/obsesja-tak-silna-ze-az-boli-w-glowie-wiecznie-ten-sam-temat/watek/1209150/1.html#p1209468https://www.psychiatria.pl/forum/obsesja-tak-silna-ze-az-boli-w-glowie-wiecznie-ten-sam-temat/watek/1209150/1.html Obsesja tak silna, że aż boli. W głowie wiecznie ten sam temat. Gość
Szybka odpowiedź.
Nie mówię, że coś kończy się porażką. To za duże słowo.
Każde bliskie doświadczenie z drugim człowiekiem jest jak skarb, który odkładasz na półkę i kolekcjonujesz jak porcelanowe słonie.(brzmi to tanio, ale tak jest)
Z Twoich wcześniejszych wypowiedzi wynika, że Twój głowny problem polega na niedoborze wiary w siebie opartym na "braku dowodów"(...zainteresowania ze strony płci przeciwnej), który argumentujesz niemoralnymi i niepoważnymi propozycjami w pociągu czy "klepaniem po tyłku" przez siąsiada alkoholika lub sztucznej fejsbukowej namiętnej dyskusji z kimś nieukształtowanym intelektualnie.
Chodzi mi tylko o to, że u mnie to zainteresowanie objawia się bardziej - godnie- jakkolwiek by to nie zabrzmiało.
Absolutnie nie chcę Cię tutaj w żaden sposób obrazić, ale Ty po prostu szukasz zainteresowania u facetów, którzy być może szukają kogoś innego. - https://www.psychiatria.pl/forum/obsesja-tak-silna-ze-az-boli-w-glowie-wiecznie-ten-sam-temat/watek/1209150/1.html#p1209478https://www.psychiatria.pl/forum/obsesja-tak-silna-ze-az-boli-w-glowie-wiecznie-ten-sam-temat/watek/1209150/1.html Obsesja tak silna, że aż boli. W głowie wiecznie ten sam temat. Gość
No, po aktywnych dniach zwykle po prostu siadam przed komputerem i szukam wymówek (np. czyjejś wiadomości), żeby jeszcze nie zajmować się poprawką ^-^
Nie czuję się urażona (słowo "godnie" naprawdę pasuje, gdy porównać takie ee, zaloty, do tradycyjnych). Nie, nie szukałam zainteresowania u napaleńca z pociągu czy zalanego sąsiada, to wyszło samoczynnie -> i oczywiście zareagowałam oburzeniem, taki odruch. Sąsiad od tego czasu nie może liczyć na żadną pomoc, niech sam trafia kluczem w zamek czy zbiera się ze schodów, obraził mnie.
Ja szukam zainteresowania po prostu u mniej więcej rówieśników. Chciałabym, żeby wyglądało to jak u normalnych ludzi (przez całe życie nie umiem odczepić się od tego słowa) - oni po prostu dostają tę dziedzinę, prawie wszyscy jeszcze w wieku nastoletnim. Zanim w ogóle zdążą pomyśleć, że coś mogłoby być z nimi nie tak. To dla nich oczywiste, że ją dostają. Tak to widzę i wściekam się (głównie na siebie) że mam w sobie coś "nie tak" i funkcjonuje to inaczej, aczkolwiek po wczorajszym bełkocie trochę mi się poprawiło. Jestem też świadoma, że o taki związek niezwykle trudno, gdy ktoś od 3 i pół roku tak zatruwa samemu sobie dupę.
Właściwie podejrzewam, że może nie chodzić mi stricte o faceta, skoro schemat z wagą powtarza się z kwestią związku (na litość, mogłabym wybierać sobie nieco mniej psute obsesje, mniejszy wstyd opowiadać...). Po prostu mam coś nie w porządku w głowie - zdrowi ludzie raczej nie odwalają takich manian nawet jeśli mają sto kilo, 25 lat i są bez chłopa itp. Rozumiesz, mam na myśli wytykanie sobie 24/7.
Hm, równolegle wiem, że (na obecnym etapie życia) można ze mną normalnie pogadać, że włosy to mam fajne, dużo wyniosłam ze studiów itp, czyli nie ma mowy o skrajnie niskiej samoocenie. Ale na pierwszą myśl o własnym potencjalnym życiu romantycznym zareagowałam pewnością, że nigdy. Trudno jest to przełamać, skoro strasznie się na siebie wściekam, jak próbuję. (Właściwie kwestia autoagresji to... dłuższa sprawa. W wieku przedszkolnym rwałam sobie włosy z głowy po okrzyczeniu mnie, co wiem od rodziców. W podstawówce wiecznie po sobie jechałam, w gimnazjum potrafiłam się sprać za nieudane ściąganie... jakbym reprezentowała mentalność typowego dresa - wtłuczesz, zadziała. Nigdy nie zadziałało xD To mało fajne, bo naparzam się na odruchu w reakcji na to, że czegoś nie umiem osiągnąć chyba właśnie w próbie "nauczenia siebie", żeby potem zrobić dobrze...?)
PS. Napisz wprost, jeśli te biegunki treści są przesadą - https://www.psychiatria.pl/forum/obsesja-tak-silna-ze-az-boli-w-glowie-wiecznie-ten-sam-temat/watek/1209150/1.html#p1209492https://www.psychiatria.pl/forum/obsesja-tak-silna-ze-az-boli-w-glowie-wiecznie-ten-sam-temat/watek/1209150/1.html Obsesja tak silna, że aż boli. W głowie wiecznie ten sam temat. Gość
Musisz chyba trochę zwolnić, bo z tego co widzę jesteś strasznie niecierpliwa i wszystko chciałabyś mieć na już. Rozumiem, że pewnie czujesz na sobie sporą presję otoczenia- Twoja matka uparcie naciskała na Ciebie(z tego co piszesz) odnośnie Twojej wagi, a Ty sama ciągle wmawiasz sobie, że na pewno zostaniesz starą panną w wieku 25 lat.
Nie obraź się, ale brzmi to naprawdę bardzo zabawnie. Zwłaszcza, że studiujesz i pewnie te studia pochłaniają sporo Twojego wolnego czasu.
Nie masz powodów do zmartwień, chociaż ja sama nie wyobrażam sobie nawet furii, która owładnęłaby moim ciałem i umysłem gdyby jakiś stary gnojek klepnął mnie po tylko/zaczepiał proponując szybki sex. Prawdopodobnie przy mojej nerwicy cała sprawa zakończyłaby się interwencją policji, bo nie ręczyłabym za siebie(lecz na szczęście po mnie najwyraźniej widać gniewi furię- bo zawsze w takich sytuacjach nawet te tzw dresy trzymają się z dala).
Sam fakt, że nie masz jeszcze chłopaka TO JEST PIKUŚ, nic strasznego(wiele dziewczyn w Twoim wieku nie zaznało nawet takiej dziwnej rozmowy przez fejsa z osobnikiem przeciwnej płci!), w przeciwieństwie to natrętnych myśli które Cię trapią- to one są rzeczywistym problemem.
Nie Twój wygląd, nie waga, nie brak chłopaka, lecz zbyt wielkie pobudzenie impulsów w istocie szarej.
Jeśli nie chcesz truć się medykamentami, to po prostu zacznij ze sobą rozmwiać i przekonywać tego potworka w Twojej głowie jak błahe są problemy. z którymi się "zmagasz".
Z tego jak i co piszesz wydaje mi się, że jesteś raczej inteligentną osobą i rozsądne argumenty do Ciebie trafiają. Jeżeli sama sobie nie wpoisz jak bardzo dręczysz sama siebie- nikt inny tego również za Ciebie nie zrobi(nawet najświętszy i najbardziej idealny kawaler). - GośćZaloguj się , aby dodać odpowiedź
- Dobry psychiatra na NFZ w Toruniu?
Mieszkam w pobliskim mieście gdzie obecnie nie przyjmuje żaden psychiatra na NFZ,...
- Potrzebuje pomocy
Chciałbym się dowiedzieć, co może oznaczać obecność w...
Forum: Zaburzenia psychiczne - Uzaleznienie od porno i masturbacji
Witam jestem mężczyzną mam 32 lata od bardzo dawna się masturbuje prawie...
Forum: Uzależnienia - Uciec od schizofreników i zacząć nowe życie. Współuzależnienie.
Witam. Chciałbym się podzielić moją historią, może ktoś...
Forum: Kółko wsparcia psychicznego