Forum: Stres
Temat: Silna reakcja na stres (22)
- https://www.psychiatria.pl/forum/silna-reakcja-na-stres/watek/1502046/1.html#p1502046https://www.psychiatria.pl/forum/silna-reakcja-na-stres/watek/1502046/1.html Silna reakcja na stres
Witam wszystkich
Jestem tu nowy wiec proszę mi wybaczyć za słabe obeznanie w sprawie i brak właściwych sformułowań.
Może na początek opisze swój problem, mam 38 lat jestem żonaty, z żoną znamy się od 14lat, mamy 2 dzieci i odkąd pamiętam sie kłócimy, a prędzej małżonka wyładowuje swoje emocje (nie było jednej kłutni która byłaby zaczęta przeze mnie ) i najprawdopodobniej przez ciągły stres w domu od 4 lat mam symptomy które mnie niepokoją, takie jak problemy ze snem, zawroty głowy, drgania rąk, bule w klatce piersiowej w okolicy serca, omdlenia, bule brzucha i problemy z układem trawiennym.
Omdlenia i ciągłe zawroty głowy dołączyły niedawno około 3 do 4 miesięcy temu.
Konsultowałem się z psychiatrą który przepisał mi Asertin 50mg, niestety po 3 tabletkach zrezygnowałem bo czułem się jeszcze gorzej, przy czym nie wiem czy to powód medycyny czy zwiększonego poziomu stresu (kolejna kłótnia). Wiec skonsultowałem się z lekarzem.
Lekarz rodzinny przepisał mi Propranolol co pomogło uspokoić niektóre symptomy jak drgania rąk i bule w klatce piersiowej, oczywiście pod warunkiem ze w danym dniu nie ma żadnej secesji z żoną. Niestety pozostały zawroty głowy, które udało mi się ostatnio usunąć na kilka godzin dziennie
chodzeniem po górach. Niestety zawroty powracają już w drodze do domu a nawet wczoraj zauważyłem ze w momencie odebrania telefonu od żony, czyli praktycznie od razy jak zaczynam spowrotem myśleć o kłótniach.
Pytanie do was mam takie, czy spotkaliście sie z taką sytuacją iż ktoś może reagować tak silnie na drugą osobę?
Czy spotkaliście się z takim przypadkiem?
I czy może znacie sposób jak se z tym radzić?
Pozdrawiam Darek
Z góry dziękuje za odpowiedź. - https://www.psychiatria.pl/forum/silna-reakcja-na-stres/watek/1502046/1.html#p1502070https://www.psychiatria.pl/forum/silna-reakcja-na-stres/watek/1502046/1.html Silna reakcja na stres GośćZalogowani użytkownicy mają możliwość budowania własnego statusu na forach grupy Medforum.
Po napisaniu odpowiedniej ilości postów przy avatarze pojawi się odpowiedni status.- Początkujący/ca - mniej niż 100 postów
- Wtajemniczony/na - pomiędzy 101 a 300 postów
- Forumowicz/ka - pomiędzy 301 a 1200 postów
- Komentator/ka - pomiędzy 1201 a 3600 postów
- Lider/ka opinii - pomiędzy 3601 a 6000 postów
- VIP - więcej niż 6001 postów
Takie reakcje się zdarzają, jako odpowiedź na długotrwałą przemoc (psychiczną, fizyczną), traumy. Oczywiście także z innych powodów.
Rozmawiałeś z lekarzem, podałeś symptomy, ale czy nie opowiedziałeś o tym, co się dzieje w małżeństwie?
Nie piszesz, od jak dawna i na jakim tle są te awantury. Czy stresujący dla Ciebie jest powód tych kłótni czy przebieg czy lęk, że Wasze małżeństwo/rodzina mogą się rozpaść przez to
Jednak można przypuszczać, że przydałaby Wam się terapia małżeńska. Tak, jak i indywidualna dla Ciebie.
Możesz także teraz skorzystać z bezpłatnej porady, dzwoniąc/wysyłając e-mail, do którejś z kryzysowych linii wsparcia.
Trzymaj się - https://www.psychiatria.pl/forum/silna-reakcja-na-stres/watek/1502046/1.html#p1502146https://www.psychiatria.pl/forum/silna-reakcja-na-stres/watek/1502046/1.html Silna reakcja na stres
Ślicznie dziękuje za tak szybką odpowiedź.
Co do pytania o lekarza, to tak, rozmawiałem z lekarzem i opowiedziałem wszystko dość skrupulatnie (pierwszy raz do lekarza zostałem wysłany ze szpitala po tym jak zasłabłem).
Do lekarza trafiłem z podejrzeniem cukrzycy bo poza wysokim ciśnieniem po kolejnej kłótni miałem podwyższony cukier. Lekarz rodzinny zlecił badanie krwi, by wykluczyć problemy z cukrzycą, nerkami i wątrobą, i jak to powiedział, by być pewnym ze to jest spowodowane stresem.
Awantury są własciwie od 13 lat przy czym starsza córka ma 9 a młodsza 3lata. Wspominam tu o wieku córek by dać pełen zarys sytuacji.
Pierwsze kłótnie były o to że kupiłem profesjonalną piłę do cięcia płyt meblowych. Powód zakupu był taki że miałem zlecenie wykonania zabudowy wnęki. Dzięki temu zleceniu całkowity koszt piły sie zwrócił na tym jednym zleceniu, koszt około 460 funtów czyli na tamte czasy około 2600zł. ( natomiast powód kłótni był że nie liczę sie z jej zdaniem----a byłbym zapomniał że w tamtych czasach prawie każka kłutnia pokrywała sie z terminem nadchodzącej miesiaczki co jest dosć zrozumiałe, za to przebieg kłótni moim zdaniem już nie.) Co najbardziej zabawne/przygnębiające kutnia/wyrzuty o to samo pojawiała/y sie potem przez kolejne lata przy następnych miesiączkach.
Oczywiście nie tylko o to chodziło zdarzły sie kłutnie o to ze mieszkamy w szkocji o to ze zatrąbiłem na kogos na skrzyzowaniu. O to, że jej samochód się popsuł i holowanie kosztowało 80funtów, a gościu pracował tylko 1 godzinę. (co do holowania że probowałem wytłumaczyć, że oni muszą mieć takie stawki, bo czasami mają 1 holowanie dziennie i ze wszyscy mają takie stawki, no ale jak tylko cos nie odpowiadało to sie zaczynały kłutnie a logika odchodziła w dal).
Do momentu, dopóki nie mieliśmy pierwszego dziecka i momentu, w którym nie słyszałem, że mam się wyprowadzić albo one się wyprowadzą (wyjadą do polski) kłótnie były tylko uciążliwe. Dopiero później były stresujące a same ramy zachowań bardzo powtarzalne. I do dnia dzisiejszego się nie zmieniły tylko sie rozbudowują o kolejne agrumenty i typy zachowań.
Przed zdecydowaniem się na drugie dziecko mówiłem, że warunkiem jest zrobienie czegoś z tymi kłótniami, to było w roku 2016.
Niestety żona, argumentując że może później nie być czasu na drugie dziecko namówiła mnie na, odłożenie terapii do momentu jak będzie na to czas. A po zajściu w ciąże usłyszałem, że "jeżeli sami se z tym nie poradzimy, to nikt obcy nam nie pomoże" wycofała się z terapii.
Co do terapii małżeńskiej to po wielu latach nakłaniania, udało mi się żonę zmusić do terapii po pewnym poważnym incydencie. (wcześniej usłyszałem tekst "że zastanowię się nad psychologiem jak przez rok,nie wypijesz ani jednego piwa" nie będę ukrywał, że przez ostatnie 2,5 roku---żona twierdzi, że 4lata, średnie spożycie piwa wynosiło około 8 tygodniowo w porywach do 12. Ale bywały tygodnie w których nie sięgnąłem nawet po 1 a kłótnie i tak sie pojawiały tak samo).
Zaczęliśmy terapie małżeńska 3 miesiące temu, ale okazało się to całkowitą porażką (po każdej sesji znajdowała powód do kłótni)
Prawdę mówiąc, nie udało się nam nawet dojść, do jakichkolwiek ćwiczeń, skończyło się na gromadzeniu informacji przez panią psycholog. (pani psycholog powiedziała mi na sesji indywidualnej, iż jedynym rozwiązaniem w naszym przypadku jest chyba rozwód i że mam unikać żonę na tyle na ile to jest możliwe)
Najbardziej zdumiewający/śmieszny argument, który usłyszałem to "powinienem się cieszyć z tych kłótni, bo dzięki temu mamy dzieci" Miało to być nawiązanie do miesiączek.
Ale ja widze to inaczej, dzięki tym kłótnią albo raczej przez nie mogę stracić osoby, które najbardziej kocham.
( w tym momencie mówię już tylko o dzieciach).
Proszę nie zrozumieć mnie źle mimo tego że teraz kłótnie potrafią być z częstotliwością 7 dni i trwają zazwyczaj 3 to w przerwach pomiędzy nimi żona potrafi być naprawdę wspaniałą kobietą i czego jestem pewien to tego że jest naprawdę dobrą i zorganizowaną mamą dla naszych dzieci.
Chciałem zaznaczyć iż kótnie 3 dniowe to te, w których jak, emocje opadną to żona niepotrafi znaleźć żadnego argumentu na to by poprzeć swoje zachowanie, a w ramach przyznania sie do błędu zazwyczaj słyszę "zrobić ci kawę?"
Na koniec pozwolę sobie wrzucić żart z internetu, który idealnie opisuję rodzaj naszych prowadzonych rozmów i 99% powodów eskalacji konfliktu. (Pani psycholog miała problem z nakłonieniem mojej żony by wysłuchała do konca, a niejedno krotnie musiała jej tłumaczyć znaczenie mojej wypowiedzi)
Poradnia małżeńska. Przed biurkiem siedzi dość nerwowa para.
- Na czym polega państwa problem? – pyta Poradnik.
- Bo żona nie daje mi... – zaczyna mąż
- Uch, ty jełopie zakłamany! – przerywa żona – Ja ci nie daję, napalona fujaro złamana?! Ja, ja?! Teraz to ci dupczenie w głowie, co?!
- ...nie daje mi dojść...
- O ty kutafonie wygięty! Ja ci dojść nie daję?! Jak ty masz niby dojść, impotencie *** z dziada pradziada, hipokryto ty ?!?!?
- ...do słowa.
Takim pozytywnie negatywnym akcentem pozwolę se zakończyć ten, prawie poemat który nie opisuje nawet 1/10 całej sytuacji
Pozdrawiam i dziękuję za wszelkie porady
Darek - https://www.psychiatria.pl/forum/silna-reakcja-na-stres/watek/1502046/1.html#p1502183https://www.psychiatria.pl/forum/silna-reakcja-na-stres/watek/1502046/1.html Silna reakcja na stres GośćZalogowani użytkownicy mają możliwość budowania własnego statusu na forach grupy Medforum.
Po napisaniu odpowiedniej ilości postów przy avatarze pojawi się odpowiedni status.- Początkujący/ca - mniej niż 100 postów
- Wtajemniczony/na - pomiędzy 101 a 300 postów
- Forumowicz/ka - pomiędzy 301 a 1200 postów
- Komentator/ka - pomiędzy 1201 a 3600 postów
- Lider/ka opinii - pomiędzy 3601 a 6000 postów
- VIP - więcej niż 6001 postów
Kawał dobry.
Wiesz, i może oddający rzeczywistość. Czasami po latach ludzie już tak dobrze się znają (lub tak im się wydaje), że wiedzą już, co druga osoba powie, więc nie ma już tej woli słuchania do końca, uważnie, jak na początku znajomości. Oczywiście to nie jest norma. Jednak tak się zdarza i to chyba właśnie w przypadku konfliktów, kryzysów, powtarzających się sytuacji. Czasem ktoś ma coś nowego do przekazania, ale ta druga strona, będąc pewną, co nastąpi, tzn., jakie słowa padną albo, co gorsze, ma wrażenie, że jakiekolwiek nie padną słowa, wyjaśnienia, tłumaczenia, propozycje, deklaracje, nic to nie zmieni.
I tu jest pole do zastanowienia być może dla Ciebie, jak to bywało od początku. Czy od zawsze nie byliście w stanie żadnej rozmowy na spokojnie przeprowadzić, nie było dobrej komunikacji na co dzień i w tych kłótniach, czy to z czasem się pojawiło. Czyli, np. co do czegoś się dogadaliście lub tak się wydawało, a potem zmiana postanowień przez jedną stronę następowała.
Jak dogadujecie się z innymi ludźmi? Czy te konflikty są tylko między Wami? Czy, np. Twoja żona ma dobre, spokojne relacje z innymi, a Ty także dogadujesz się z innymi osobami?
Druga kwestia, to jak sobie wyobrażaliście związek, każde z osobna? Czy te kłótnie są o "strefy wpływów"? Jaki model chcieliście mieć? Z jakich rodzin pochodzicie, kto tam rządził, decydował?
Może być tak, że trudno Wam o partnerstwo...
A jak Twoja żona reaguje na te słowa o miesiączce, jeśli o tym jej wspominasz? Może czuje się, wtedy, jak głupia baba, którą sterują hormony a nie rozum? A czując się nieszanowana, afera się rozkręca.
Na to są generalnie dwie rady, więcej troski o żonę, nie wspominanie już o tym, a dla niej wyregulowanie napięcia przedmiesiączkowego lekami.
Jeśli chodzi o alkohol, to zdaje się, że tu też leży przyczyna kłopotów. Bez względu na to, czy masz realny problem z alkoholem, to ewidentnie Twoja żona zauważa jakieś skutki tego, nazwijmy to, okresowego picia. Może ona chciałaby nie czuć, np. przez ten tydzień codziennie alkoholu od Ciebie, widzieć, że jesteś w pełni trzeźwy. Gdybyś napił się od czasu do czasu, to może dla niej O.K., a codziennie już nie. W zw. z tym, nawet, jak potem masz okresy abstynencji, to już nie jest to samo, bo wie, że za kilka dni będzie znowu tydzień codziennego pica... Myślę, że martwi się o Ciebie, o Waszą rodzinę i pewnie chciałaby ograniczenia alkoholu. I wiesz, nie cieszą jej w takim układzie te przerwy w piciu. Ty myślisz, że robisz gest w jej stronę, ograniczasz, a ona patrzy na to inaczej, "czeka" w napięciu, kiedy znowu przez tydzień będzie ten alkohol codziennie.
Może do tego, jeśli tak się zdarza, nie ufa już niczemu, bo obiecywałeś zaprzestania picia w większej ilości czy częstym wymiarze i ona inaczej widzi to zaprzestanie.
A Ty widzisz to w taki sposób, że jak to, przecież się ograniczam, robię coś z tym.
Brak porozumienia zupełny.
Z tego, co piszesz, ewidentnie widać, że trudno będzie Wam się samym dogadać. Nie wiem, na jakiej podstawie tamta terapeutka powiedziała, że ona nie widzi szans. Czy oceniła Wasze charaktery (lub jednego z Was) czy, np. po rozmowie z Twoją żoną zobaczyła, że ona ma inne potrzeby, cele, których nie jest w stanie od Ciebie dostać i z Tobą zrealizować... Może też terapeutka chciała Wami potrząsnąć, to się zdarza.
Natomiast to, co można wywnioskować, pewnie przydałaby się Wam indywidualna część terapii z każdym z Was osobno i wtedy próby dopiero wspólnej pracy z Wami razem. Czasem na terapii pracuje dwu psychologów zamiast jednego.
Nie można też zapominać, że nie każdy terapeuta jest wystarczająco dobry, doświadczony, by pociągnąć każdy przypadek. Tak, jak i nie każda para zgłaszająca się na terapię ma gotowość do podjęcia tej pracy, wiarę, że to coś da. Wtedy najlepszy terapeuta niewiele zdziała, bo przecież on za nikogo się nie zmieni.
Moim zdaniem, dobrze by było jeszcze raz spróbować z terapią małżeńską. Natomiast druga sprawa, że możesz też sam się zgłosić na terapię, powiedzieć, co się dzieje, jak wygląda sytuacja, że razem się nie udało, ale próbujesz jeszcze coś zrobić. Taka indywidualna terapia też potrafi dużo dać. Nawet często jest to łatwiejsze o tyle, że jesteś sam, możesz się otworzyć, nie starasz się grać swojej roli, dbać o wizerunek, bać się, że jak do czegoś się przyznasz czy zastanowisz głębiej, to druga strona to wykorzysta, wypomni, można okazać słabość itd.
Wiesz, nie udało Wam się zmienić na razie Waszego małżeństwa, nie ruszyliście ze zmianą osobistą na tej terapii. To warto ruszyć może z własną zmianą. Tu nie chodzi o nagięcie się, tylko zobaczenie, co może działać na niekorzyść związku, co samemu można zmieniać. Twoja zmiana będzie miała wpływ na zmianę relacji w małżeństwie, na żonę. Wtedy się okaże, co dalej.
W tym dotychczasowym układzie nic samo się na lepsze nie zmieni.
A skoro jesteście już sporo lat razem, nie z musu zdaje się, nie zaliczyliście "wpadki", macie trudność w dogadywaniu się, a mimo to jesteście razem, to znaczy, że chyba miłość tam jest?
Może warto o to powalczyć i dla Was dwojga, i dla Waszych dzieci.
Pamiętaj o jednym, możesz odejść, tylko, że to nie rozwiąże Waszych problemów w żaden sposób. Mało tego, konflikty tylko się zaognią. Tak czy siak musielibyście nauczyć się dogadywać.
To czy nie lepiej w małżeństwie, dając dzieciom szanse na szczęśliwe dzieciństwo i potem na założenie przez nich szczęśliwych swoich rodzin?
Tak czy siak będziecie musieli się porozumiewać, bo macie dzieci. I bez tego dogadania, to życie osobne tylko może spotęgować konflikty między Wami. Skoro teraz jest Wam trudno rozmawiać, ustalić coś, gdy jesteście razem, to potem się polepszy sytuacja, gdy będziecie osobno, może w innym kraju nawet? Jak wtedy będzie wyglądać rozmowa, ustalanie czegoś, jak będziecie decydować o sprawach dzieci? A gdy dojdą do tego z czasem nowi partnerzy?
Tak na koniec, myślałeś kiedyś, że żona może straszy tą wyprowadzką, by Tobą potrząsnąć? Wiesz, nie ma zdolności komunikowania czy duma jej nie pozwala lub po prostu czuje się już bezsilna i to jest wg niej forma wpłynięcia na Ciebie.
Może obojgu Wam zależy, tylko kompletnie z jakichś względów nie potraficie się dogadać. Są po obu stronach jakieś niefajne cechy, zachowania, ale ten brak umiejętności komunikacji czy co tam jeszcze nie pozwala Wam zmienić sytuacji. Nie potraficie chyba także zadbać wzajemnie o siebie, o potrzeby każdego z Was, siłujecie się, no i jest walka, zamiast szczerej rozmowy.
A to sprawia, że sytuacja się rozkręca i nakręca, każde uważa, że to drugie jest wszystkiemu winne i z czasem maleje chęć oraz możliwości porozumienia się.
Tak zupełnie na marginesie, może w takich sytuacjach, jak żona nie jest w stanie zrozumieć tych finansowych kwestii, np. ad. kosztów naprawy samochodu, to wyjaśnij raz i nie wkręcaj się dalej, po prostu wysłuchaj, co ona mówi i tyle. Ona może tylko chce ponarzekać, zredukować stres po tym przeżyciu, może jest bardziej oszczędna, może czuje się ignorowana, że nie może się wypowiedzieć, wygadać, bo zaraz jest banowana. Może też czuje się zaniedbana, bo czuje, że na coś są pieniądze, a np. na wspólne wyjście do kina czy kawiarni nie. Wiesz, bardzo możliwe, że Twoja żona nie zna się na finansach, możliwościach zarobku, biznesie. Nie rozumie, że ta inwestycja w maszynę, to właśnie... inwestycja, która przynosi większe dochody dla Was. Ale może, chciałaby, byś bardziej brał jej zdanie pod uwagę, by miała wrażenie, że ma udział w procesie decyzyjnym. Czyli z Twojej strony więcej spokoju, cierpliwości, dłuższe wytłumaczenie.
Podejrzewam, że jak Ty czujesz się niezrozumiany, to tracisz zapał do dalszej rozmowy, a znowu ona czuje, że nic jej nie mówisz lub od razu się denerwujesz. Ty wtedy wkurzasz się jeszcze bardziej. Błędne koło.
Może warto to wszystko przemyśleć...
Jedno jest pewne, dotychczasowe "metody" nie działały. Należy je zweryfikować i zobaczyć, jaki skutek to da.
A czy próbowałeś kiedyś na spokojnie, usiąść, pogadać z żoną? Wiesz, nie tak zaraz po 5 min. z pretensjami obopólnymi, bronieniem swojego stanowiska itd. Tylko pełen spokój, uśmiech, nastawienie, że nie dasz się wyprowadzić z równowagi (wtedy możliwe, że Twoja żona przestanie atakować broniąc się) i pytanie, czego ona chce, czego oczekuje, jak się czuje, co możecie zrobić, jak chce, by wyglądało Wasze wspólne życie, ale i jak swoje sobie wyobrażała, czego chce, jak uważa, że wspólnie to możecie zrealizować, jak ulepszyć.
I zero z Twojej strony wtedy też przyjmowania postawy obronnej, tłumaczenia się, ataku. Po prostu, wysłuchaj, co ma do powiedzenia, nie odpowiadaj od razu, przemyśl, nawet kilka dni, daj coś z siebie. Potem możecie w drugą stronę spróbować.
Jak trudno Wam się dogadać, to napiszcie do siebie listy, a po przeczytaniu znowu, spokój, przemyślenie, a nie obrona, usprawiedliwianie, jednym słowem atak.
Wtedy zobaczysz, co się da, co dalej.
Tak czy siak, terapia dla Ciebie wskazana, mówię teraz o takiej nawet krótkiej, kryzysowej na początek. Niepokojące jest, co się dzieje z Tobą, nie możesz dopuścić, by zrujnować sobie zdrowie. Może w tym małżeństwie jest źle, ale może też za bardzo pewne rzeczy bierzesz do siebie. A nawet, jak nie za bardzo, tylko sytuacja jest na tyle poważna i długotrwała, że psychika już daje znaki. Może w dodatku, któreś z Was wykazuje cechy toksyczne. Warto to wszystko sprawdzić. Jednak do tego wszystkiego nie zapominaj, że alkohol nie pomaga, ani na psychikę, ani na fizyczne zdrowie. Pomyśl, czy nie warto go ograniczyć, przyjrzeć się jego wpływowi, nie tylko na relacje z żoną, ale i na swoje zdrowie.
PozdrawiamOstatnia edycja: - https://www.psychiatria.pl/forum/silna-reakcja-na-stres/watek/1502046/1.html#p1502267https://www.psychiatria.pl/forum/silna-reakcja-na-stres/watek/1502046/1.html Silna reakcja na stres
"Wiesz, i może oddający rzeczywistość. Czasami po latach ludzie już tak dobrze się znają (lub tak im się wydaje), że wiedzą już, co druga osoba powie, więc nie ma już tej woli słuchania do końca, uważnie, jak na początku znajomości. Oczywiście to nie jest norma. Jednak tak się zdarza i to chyba właśnie w przypadku konfliktów, kryzysów, powtarzających się sytuacji. Czasem ktoś ma coś nowego do przekazania, ale ta druga strona, będąc pewną, co nastąpi, tzn., jakie słowa padną albo, co gorsze, ma wrażenie, że jakiekolwiek nie padną słowa, wyjaśnienia, tłumaczenia, propozycje, deklaracje, nic to nie zmieni.
I tu jest pole do zastanowienia być może dla Ciebie, jak to bywało od początku. Czy od zawsze nie byliście w stanie żadnej rozmowy na spokojnie przeprowadzić, nie było dobrej komunikacji na co dzień i w tych kłótniach, czy to z czasem się pojawiło. Czyli, np. co do czegoś się dogadaliście lub tak się wydawało, a potem zmiana postanowień przez jedną stronę następowała. "
Co do słuchania, to tak sytuacja wyglądała od samego początku. Większość kłótni jest i była takich samych, ale nic się nie zmieni jeśli obie osoby nie wychodzą z inicjatywą. Moim zdaniem problem jest w tym, że już nie mam siły tłumaczyć, poza tym żona nie chce słuchać. Tak jak kiedyś powiedziała, że nie będzie zemną rozmawiać, bo ja jej udowodnie, że jest winna. (a prawda jest taka, że wina jest zawsze po 2 stronach. Mniejsza lub większa, ale zawsze… przynajmniej w małżeństwie). Z innymi ludźmi porozumienie i zawiązywanie przyjaźni/znajomości w obu przypadkach jest dość dobre, mimo tego, że żona powtarza, iż to ona nie lubi poznawać nowych ludzi. Jeżeli chodzi o sfery wpływów. Tu chyba jest pies pogrzebany… umnie w domu zawsze rządziła mama, natomiast tata był osobą, która musiała się podporządkować i sytuacja wyglądała niestety analogicznie jeśli chodzi o kłótnie, tak jak w moim małżeństwie. (matka krzyczała, a ojciec póki mógł to uciekał, i z perspektywy osoby dorosłej podziwiam mojego tatę za wytrwałość, bo powinien uciec, a nie wysłuchiwać niczym nie potwierdzonych fanaberii). Co do rodziny żony to miałem przyjemność mieszkać pod jednym dachem z teściami, ale niedawno największą wiedzę na ten temat przybliżył mi szwagier młodszy brat żony. Powiedział, że, ze względu na to, że moduł rodziny jest jaki jest, on ma pewne problemy. Które żona moim zdaniem też ma, od. Wielu lat mówiłem, że te rzeczy mi przeszkadzają. Tam osobą żądzącą też jest jej mama, aczkolwiek w tym przypadku jest to dość zrozumiała sytuacja, ponieważ poza pracą na roli, teść jest bardzo nieporadnym człowiekiem i rzeczywiście trzeba go pilnować na każdym kroku. Co do wybuchów przed miesiączką, to potrafi przyznać po miesiączce, chyba że doszuka się jakiegoś haczyka z przeszłości, na którego będzie można zwalić. Typu ta piła, którą kupiłeś. Muszę dodać, iż zacząłem prowadzić działalność budowlaną w Polsce, z możliwością ciągłości pracy na 8 miesięcy do przodu, A dom wybudowany w 2011 przez moją firmę był pierwszym domem w PL z paneli konstrukcyjnych. (firmę zamknąłem, bo żona lepiej wiedziała jakie narzędzia potrzebuję, a jakie nie i jakich mam zatrudniać pracowników itp. itd.…). Do alkoholu to zdaję se sprawę, że jest jednym z czynników depresyjnych, i może tylko pogarszać moją sytuację. Usprawiedliwiać mogę się tylko tym, iż ot pewnego czasu, około 2 lat tylko piwo i audiobook pomagał wyciszyć ciągłe kłótnie, jakie w głowie się toczyły (a raczej szukania prawidłowego zwrotu by nie wywołał kłótni). Poza tym zgodziłbym się z cała wypowiedzią o alkoholu, gdyby nie fakt, że kłótnie regularne zaczęły się dużo wcześniej, niż moje piwo. Jeżeli rzeczywiście mogłaby mieć o coś do mnie pretensję to oto, że jeśli jest możliwość to dużo pracuję, (ale tu są za to 2 sposoby na przysłowiowe odbicie piłeczki. Pierwszy to taki, że zawsze słyszałem na temat pieniędzy i o to też były kłótnie. A drugi to taki, że tylko w pracy wypoczywam, przynajmniej psychicznie).
" Ty myślisz, że robisz gest w jej stronę, ograniczasz, a ona patrzy na to inaczej, "czeka" w napięciu, kiedy znowu przez tydzień będzie ten alkohol codziennie."
Dokładnie tak ja się czuję w czasie kiedy nie ma kłótni, a poprzednie sprzeczki nie zostały wyjaśnione.
Poza tym tez bym chciał ograniczyć alkohol, tym bardziej, iż niedawno udało mi się rzucić palenie.
Mimo kolejnej kłótni. (ale postawiłem se za cel, że prędzej się rozwiodę, niż wezmę jeszcze jednego papierosa. I muszę przyznać, że jest ciężko).
Co do spokojnej rozmowy, to tak próbowałem nawet porozmawiać po położeniu dzieci spać przygotowaniu kąpieli i zrobieniu fajnie prezentującej się kolacji. Mimo tego, że z mojej strony było bardzo spokojnie, to sam sens jaki próbowałem przekazać, odbił mi się z nawiązką i do dzisiaj od czasu do czasu się odbija.
Co do pisania listów… tu trafiła Pani w 10, bo to jedyna prawie bezpieczna forma komunikacji,
Ale jak dowodzi historia w SMS-ach, nawet słowo pisane potrafi przekręcić tak by był kolejny powód do kłótni.
Co do terapii to wiem, że muszę wznowić, tym bardziej że mam problemy z utrzymaniem emocji, w momencie, kiedy dzieci zrobią coś słodkiego, najczęściej jednak się rozklejam przy młodszej córce. Poprostu czysta słodycz przez cały czas.
Od wielu lat mam wrażenie, że małe dziecko jest bardziej elementem, który jest wykorzystywany jako rodzaj szantażu. Gdyż starsza córka już większość rozumie i potrafi nad wyraz dojrzale pocieszyć, albo sama z siebie potrafi powiedzieć że jakby co, to chciałaby zostać zemną . (a dzieci nie powinny być od tego).
"Tak na koniec, myślałeś kiedyś, że żona może straszy tą wyprowadzką, by Tobą potrząsnąć? Wiesz, nie ma zdolności komunikowania czy duma jej nie pozwala lub po prostu czuje się już bezsilna i to jest wg niej forma wpłynięcia na Ciebie."
Chciałbym by tak było, w takim przypadku nie było by tych wypowiedzi od wielu wielu lat (przynajmniej . Niestety moim zdaniem sprawa wygląda tak:
Przychodzi zły humor (depresja/ załamanie nerwowe czy cokolwiek pochodnego, jak zaburzenie gospodarki hormonalnej…) i zaczynają się słowa/zachowanie, których raczej nie da się zapomnieć, a trudno wybaczyć. Co gorsza, po tym jak kurz opadnie, żona pamięta w większości tylko przeinaczone fragmenty moich wypowiedzi, a to, co już mówiła bądź zrobiła niestety już nie. (co do zapamiętanych sytuacji, to jest to jeden z czynników najbardziej przerażających. Ponieważ w moim mniemaniu są trzy możliwości a żadna z nich nie jest zadowalająca. Pierwsza to że żona jest dobrą aktorką i tak naprawdę to pamięta, ale nie potrafi się przyznać. Druga to, ze nie pamięta większości jak dochodzi do sytuacji stresujących- do tego się wiele razy przyznała. Trzecia to taka, że to ja nie pamiętam co się działo bądź odbieram otoczenie w sposób niewłaściwy- w takim przypadku to podlegałoby jak najszybszemu leczeniu.)
Przez 10 lat szukałem problemu w sobie, gdyż wiem, że moduł mojej rodziny (wspomnienia z dzieciństwa) nie był idealny, co za tym idzie, z całą pewnością wyniosłem niektóre zachowania odbiegające od normy społecznej. W miarę możliwości sukcesywnie eliminowałem wszystkie podstawy do kłótni, jakie przez te wszystkie lata napotkałem na drodze. Głównie zapewnienie stabilności w związku.
Np. – oświadczyny, dziecko, małżeństwo, kupno mieszkania, drugie dziecko. Niestety w moim mniemaniu im bardziej stabilną pozycję żona miała tym większe były kłótnie,
i zwiększała sie ich częstotliwość.
A jakiekolwiek prośby o udanie się o pomoc do specjalisty, było jak pisanie patykiem po wodzie.
Najgorsze jest to, że mam wrażenie iż żona ma jakby 2 charaktery. Jeden bardzo łagodny a drugi, ten który sie ujawnia pod wpływem negatywnej emocji. (i tego drugiego się boje) Od wielu lat prosiłem żonę również by niemiała nic przeciwko nagraniu przebiegu naszej kłutni, przewidzenie kłutni jest bardzo prostę, wystarczy uważnie obserwować zmianę mimiki twarzy, i drobnych zachowań.
Niestety żona na wyciągnięty telefon reaguje jak, byk na czerwoną płachtę. W jaki inny sposób mogę pokazać że czegoś nie powiedziałem. Bądź ona powiedziała albo zrobiła.
Skoro nie do końca pamięta co się dzieję jak jest kłutnia.
"Podejrzewam, że jak Ty czujesz się niezrozumiany, to tracisz zapał do dalszej rozmowy, a znowu ona czuje, że nic jej nie mówisz lub od razu się denerwujesz. Ty wtedy wkurzasz się jeszcze bardziej."
No niestety tu chyba jest na odwrót, możliwe że w tym jest problem.
A mianowicie mam taki charakter, że nie potrafię pozostawić sprawy nierozwiązanej, żadnej sytuacji nie wytłumaczonej, nawet jeśli to ja mam przeprosić a druga osoba nie chce na ten temat rozmawiać,
Nawet po latach czuje, że muszę zakończyć niewyjaśnione sytuacje, bo mnie zżerają od środka. (mówię tu o nieporozumieniach z dzieciństwa bądź z wieku dojrzewania. W pewnym momencie musiałem się spotkać z pewnymi znajomymi, by przeprosić za sytuacje sprzed np. 8 lat, o której dowiedziałem się po 7 latach albo bardzo późno zdałem se sprawę z własnego zachowania.
Z drugiej strony sytuację odwrotne, uwalniają we mnie dojść duże pokłady gniewu,energii i wytrwałości do wyjaśnienia sytuacji, (mówię tu o sytuacjach, w których ktoś mnie oczernił, powiedział słowa nieprawdy, które stawiają mnie w złym świetle, albo są sprzeczne z moim kodeksem moralnym, w takim przypadku czekam nawet 2 lata by się spotkać wyjaśnić sprawę)
Wracając do kodeksu moralnego i wiary w samego siebie, to muszę przyznać, iż jednym z powodów, dla którego myślę o rozstaniu jest fakt, iż do tej pory, nie dopuściłem się zdrady. A nawet miałem na tyle siły/ woli, iż 5 razy w przeszłości odmówiłem bezpośrednim propozycjom seksualnym (poza małżeństwem). Niestety na dzień dzisiejszy czuję, że raczej niemiałbym tyle woli i samozaparcia w takich stacjach po wypiciu tak dużej ilości alkoholu.
-"Może w dodatku, któreś z Was wykazuje cechy toksyczne."
Co to są te cechy toksyczne?
Mam nadzieję, że udało mi się odpowiedzieć na każdy aspekt naszej konwersacji.
Pozdrawiam
Darek - https://www.psychiatria.pl/forum/silna-reakcja-na-stres/watek/1502046/1.html#p1502274https://www.psychiatria.pl/forum/silna-reakcja-na-stres/watek/1502046/1.html Silna reakcja na stres
Mi się zdaje,że to nie jest kwestia słuchania, zrozumienia, wytłumaczenia sobie. Taka pusta gadanina w emocjach, udowadnianie sobie czegoś na wzajem godzinami. Sprzeczka o przekręcone słowa. Kto jest winny? Kto ma się kajać? O to chodzi? Serio chcesz jest po prostu udowadniać winę? i co dalej ? Pełni pretensji do życia - no tak, jeśli miałeś firmę i dałeś decydować żonie ( bo rozumiem,że przez te lata nie wyrobiłeś sobie własnego zdania i decyzyjności), to Twoja wina,że upadła - byłeś za nią odpowiedzialny. Wie,że może na tobie wieszać psy całymi godzinami, wyżywa się i karmi się tym. A Ty będziesz z nią rozmawiać o niczym, myśląc że udowodnisz jej WINE, jakby to było ważne w tym wszystkim kto zawinił. Jesteście w tym obydwoje, razem, bo jesteście małżeństwem i porażki są wspólne, a teraz gotujecie się we własnym sosie. Każdy tutaj pełni jakąś rolę. Ale coś się pomieszało i musicie to na nowo poukładać. Myślę,że rozmowa o niczym i udowadnianie sobie racji odpada. Jeśli jedna strona podchodzi emocjonalnie, wtedy tłumaczysz,że poczekasz aż opadną emocję i wtedy będziecie mogli porozmawiać, niestety nie jesteś w stanie zrozumieć o co jej chodzi lub zarzuty są absurdalne. Jeśli będzie chciała porozmawiać na serio to niech da znać. Wychodzisz, idziesz na długi spacer. Nigdy na spotkanie lub piwo - to nie będzie świadczyło o Twoich dobrych intencjach. Niszczą Was kłótnie i są bezzasadne? Może rozpocznij od tego, zmień zasady. To bardzo trudne, bo jesteście w utrwalonym, dobrze znanym scenariuszu...
- https://www.psychiatria.pl/forum/silna-reakcja-na-stres/watek/1502046/1.html#p1502281https://www.psychiatria.pl/forum/silna-reakcja-na-stres/watek/1502046/1.html Silna reakcja na stres GośćZalogowani użytkownicy mają możliwość budowania własnego statusu na forach grupy Medforum.
Po napisaniu odpowiedniej ilości postów przy avatarze pojawi się odpowiedni status.- Początkujący/ca - mniej niż 100 postów
- Wtajemniczony/na - pomiędzy 101 a 300 postów
- Forumowicz/ka - pomiędzy 301 a 1200 postów
- Komentator/ka - pomiędzy 1201 a 3600 postów
- Lider/ka opinii - pomiędzy 3601 a 6000 postów
- VIP - więcej niż 6001 postów
Aha, czyli już wiemy, czemu myślisz o rozwodzie, ciągnie Cię do fajków...
Z tym alkoholem tym bardziej uważaj, jeśli boisz się, że jego wpływ mógłby skutkować brakiem oporów przed zdradą. To żadne rozwiązanie, jak się jednak domyślasz. Jeśli już się nie da, to trzeba odejść, przemyśleć jeszcze samemu ew., zobaczyć reakcję żony. Zdrada czy romans lub wyjście ze związku przez osobę trzecią nigdy nic dobrego nie daje. Ani oczywiście dla ratowania obecnego związku, ani dla przyszłości tego następnego.
Słuchaj, a jak w takim razie to wszystko wyglądało na samym początku, tzn. jeśli chodzi ty razem o Twoje myślenie, reakcje. Piszesz, że te kłótnie, problemy komunikacyjne były od początku znajomości. To jak wtedy na to reagowałeś? Nie było to tak widoczne czy poważne? Przechodziłeś nad tym do porządku dziennego?
Teraz się to pogłębiło w takim razie czy brak Ci cierpliwości, którą miałeś kiedyś?
Tu od razu pyt., skoro brak cierpliwości, to czym spowodowany, czy czymś dodatkowym?
A czym była spowodowana rezygnacja z pomysłów, możliwości rozwijania firmy, zarabiania, jak to się odbiło na Tobie? Wiem, jaki był powód, sprzeciw żony, ale ostatecznie Ty podejmowałeś decyzję, dlaczego ulegałeś? Czy to może wyniesione z domu, powielony ten schemat, że mama wszystkim rządziła, a tata schodził z drogi, ulegał? Jak z tym się czujesz?
Wygląda na to, że to ustępowanie powoduje u Ciebie potem skutki. Niby ulegasz, ale to siedzi w Tobie i stosunków nie poprawia między Tobą a żoną...
Sporo rzeczy dopisałeś, i tu pojawia się ta kwestia toksyczności, o którą zapytałeś. Z tego, co piszesz można wywnioskować, że coś może być na rzeczy.
Pewne zachowania żony mogą na to wskazywać, ten przebieg kłótni, to, że nie ma rozmowy (mniej lub bardziej burzliwej) o przedmiocie sporu, tylko jakieś poboczne jazdy się zaczynają, a w końcu dochodzenie i udowadnianie, kto, co i kiedy powiedział i co powiedział.
Toksyczne może być także to, że żona chce decydować o wielu sprawach (gdzie może ostateczna decyzja nie koniecznie należy do niej), Ty często ulegasz, ale potem i tak jesteś zły, masz pretensje. Każda z osób w takim przypadku jest i "ofiarą", i "katem".
Czy Twoja żona ma swoją pracę? Dlaczego tak bardzo ingeruje w Twoje sprawy zawodowe?
Rozumiem, że poważniejsze decyzje dot.Twojej firmy, spraw finansowych z nią zw. powinny być razem omawiane, jeśli macie wspólnotę małżeńską. Tu się nie ma co dziwić, ale z drugiej strony wygląda to tak, jakbyście razem prowadzili firmę. Czy tak jest/było? Jeśli tak, to macie/mieliście prawo wspólnie decydować tym bardziej, jednak jeśli to inna sytuacja, to dlaczego żona ingerowała w bardzo podstawowe kwestie nawet? Inna sprawa, że tym bardziej te komunikacyjne problemy powinny być rozwiązane.
Napisałeś o dzieciach, a czy one oprócz obserwowania Waszej sytuacji, same też mają problemy z dogadaniem się z mamą? Te ich rozmowy czy ew. konflikty przypominają Wasze z żoną?
Czy ten Wasz styl komunikacji przypomina Ci ten Twoich rodziców i/lub rodziców żony?
Rozwinę temat toksyczności, ale jeszcze dobrze by było, jeśli masz siły i ochotę, gdybyś odp. na to, co dzisiaj napisałam.
A w kwestii formalnej, na forum jesteśmy per "ty".
Pozdrawiam - https://www.psychiatria.pl/forum/silna-reakcja-na-stres/watek/1502046/1.html#p1502284https://www.psychiatria.pl/forum/silna-reakcja-na-stres/watek/1502046/1.html Silna reakcja na stres GośćZalogowani użytkownicy mają możliwość budowania własnego statusu na forach grupy Medforum.
Po napisaniu odpowiedniej ilości postów przy avatarze pojawi się odpowiedni status.- Początkujący/ca - mniej niż 100 postów
- Wtajemniczony/na - pomiędzy 101 a 300 postów
- Forumowicz/ka - pomiędzy 301 a 1200 postów
- Komentator/ka - pomiędzy 1201 a 3600 postów
- Lider/ka opinii - pomiędzy 3601 a 6000 postów
- VIP - więcej niż 6001 postów
Hermenegilda- 2020-04-22 16:54:54
Mi się zdaje,że to nie jest kwestia słuchania, zrozumienia, wytłumaczenia sobie. Taka pusta gadanina w emocjach, udowadnianie sobie czegoś na wzajem godzinami. Sprzeczka o przekręcone słowa. Kto jest winny? Kto ma się kajać? O to chodzi? Serio chcesz jest po prostu udowadniać winę? i co dalej ? Pełni pretensji do życia - no tak, jeśli miałeś firmę i dałeś decydować żonie ( bo rozumiem,że przez te lata nie wyrobiłeś sobie własnego zdania i decyzyjności), to Twoja wina,że upadła - byłeś za nią odpowiedzialny. Wie,że może na tobie wieszać psy całymi godzinami, wyżywa się i karmi się tym. A Ty będziesz z nią rozmawiać o niczym, myśląc że udowodnisz jej WINE, jakby to było ważne w tym wszystkim kto zawinił. Jesteście w tym obydwoje, razem, bo jesteście małżeństwem i porażki są wspólne, a teraz gotujecie się we własnym sosie. Każdy tutaj pełni jakąś rolę. Ale coś się pomieszało i musicie to na nowo poukładać. Myślę,że rozmowa o niczym i udowadnianie sobie racji odpada. Jeśli jedna strona podchodzi emocjonalnie, wtedy tłumaczysz,że poczekasz aż opadną emocję i wtedy będziecie mogli porozmawiać, niestety nie jesteś w stanie zrozumieć o co jej chodzi lub zarzuty są absurdalne. Jeśli będzie chciała porozmawiać na serio to niech da znać. Wychodzisz, idziesz na długi spacer. Nigdy na spotkanie lub piwo - to nie będzie świadczyło o Twoich dobrych intencjach. Niszczą Was kłótnie i są bezzasadne? Może rozpocznij od tego, zmień zasady. To bardzo trudne, bo jesteście w utrwalonym, dobrze znanym scenariuszu...
Jedna uwaga, jeśli są w toksycznej relacji, to samo ochłonięcie niestety nie wystarczy.
Każda próba rozmowy będzie kończyć się tak samo bez względu na jej przedmiot. I osobę, która ją zainicjuje. Nawet, jak jakimś cudem nie wracaliby już do starych spraw, wytykań przeszłych błędów itp. To zawsze będzie sałatka słowna, odwracanie kota ogonem, łapanie się za słówka, podejrzliwość wobec drugiej strony i jej intencji itp. itd.
Tu pomóc może tylko uświadomienie tego schematu i próba zmiany tych mechanizmów. Bez terapii marne szanse.Ostatnia edycja: - https://www.psychiatria.pl/forum/silna-reakcja-na-stres/watek/1502046/1.html#p1502336https://www.psychiatria.pl/forum/silna-reakcja-na-stres/watek/1502046/1.html Silna reakcja na stres
Nie nie boje się o wpływ alkoholu na podejmowane decyzję. Prędzej borykam się, jak jestem zupełnie trzeźwy z niezaspokojonymi chęciami, i chyba pragnieniem przynajmniej jednego tygodnia beztroski. U mnie zdrada nigdy nie wchodziła w grę nie potrafił bym z tym przejśc do pożadku dziennego, więc nie, o to się nie boję.
W drugim roku znajomośći jak to sie zaczeło, wydaje mi sie że bardzo mnie to niepokoiło. I zachowywałem sie podobnie jak teraz oczywiście bez złego samopoczucia.
Wyglądało to w ten sposób że, jak była reakcja/jakieś złe odzywki bądź wyrzuty, to odrazu chciałem wiedzieć co sie dzieję i oczywiście to naprawiać. Po jakimś czasie zauważyłem że najlepszym rozwiązaniem jest siedzieć cicho (od czasu do czasu coś odpowiedzieć niech sie zastanawia rozkręca powoli) i dać jej dojść do punktu kulminacyjnego. Teraz nazywam to wybuchem. Wtedy, było to poprostu niepotrzebne ***. Przyszedł okres/miesiączka i po 2-3 dniach wszystko wracało do normy na około 21 dni, a czasami nawet na 2 albo 3 miesiące . I znowu życie było piękne. Kluczem było to, by nie wracać i nie próbować pokazać całej sprawy z innego punktu widzenia. To chyba był 3 rok znajomości i tak to trwało aż do narodzin pierwszej córki. Czyli rok 2010/11
około 4/5 lat.
Jaka była zmiana pomiędzy wtedy a teraz?
Chyba taka, że kiedyś potrafiłem znieść do tygodnia uszczypliwości, bądź raczej zachowania "pasywno-agresywne" (na tą terminologię trafiłem kiedyś w bajce i musiałem sprawdzić co to jest)
Potem do modułu kłótni doszła groźba, że zabierze córkę i wróci do pl. Teraz, że obie.
Fakt jest taki, iż mimo tego, że razem podejmowaliśmy decyzje, że jak znajdę klienta w pl to pojadę i wybuduje dom w max 2 miesiące w celach reklamowych i wrócę. (została wtedy sama z rocznym dzieckiem niestety na dłużej bo miałem wypadek i prawie bym stracił nogę, rehabilitacja w pl trwała 3 miesiące. Ale pomysł bym miał rehabilitację w pl był jej.)
Z tym się mogę zgodzić, że mogła mieć pretensje o to, że przez prawie 6 miesięcy była w UK z dzieckiem. Ale tu pojawia sie, ALE które mnie zastanawia. A mianowicie czemu nie było wtedy żadnej z tych kłótni? Czemu wtedy wszystko było ok na jakieś pór roku po moim powrocie albo i dłużej. A jeszcze muszę zaznaczyć, że pomysł firmy był zapoczątkowany przez ciągłe kłótnie, a raczej marudzenie, że ona nie chce w tym kraju mieszkać. ( w Polsce ja w przeciwieństwie do żony pracowałem, więc miałem jakieś doświadczenie i wiedziałem, ile kosztuje wynajem mieszkania i życie, i jak ciężko jest wiązać koniec z końcem za prace dla kogoś)
Po wypadku firmę zawiesiłem i wróciłem do UK nadal aktywnie działając w wolnym czasie na forach internetowych w branży budowlanej, gdzie zostałem zaproszony jako moderator po okresie chyba 1 roku na 3 różne fora . Służyłem dobrą radą a jednocześnie, promowałem nową technologię. 6 lat temu uzbierało się kilku zainteresowanych Konstrukcją SIPs
W tym podpisałem kontrakt na budowę osiedla domków letniskowych 10 szt plus możliwośc pensjonatu jak starczy funduszy inwestorowi.
Na tej realizacji zarobiłem dość dobre pieniądze mimo tego, że to było raptem 390m2 .
Ale kłopoty z żoną były non stop, nie interesował ją proces produkcji paneli ani ich montażu, ale za to ile wydaje na narzędzia to już tak. Z dzisiejszego punktu widzenia śmieszy to, że nawet zapewnienia, iż jest na tym zarobek i mogłem w tamtym czasie podpisać kolejne 2 kontrakty, jej nie przekonywały.
Dopiero pod koniec realizacji jak pokazałem prawie siłą, że mam tyle i tyle pieniędzy na kocie i wpłynie tyle i tyle... dopiero wtedy przestała mi mówić tego, co wszyscy sceptycy do około "że to się w Polsce nie przyjmie, że nie da się na tym zarobić itp itd..."
A brak możliwości porozumienia się z żoną, o to co mam zrobić z zarobionymi pieniędzmi skłonił mnie do zaprzestania pracy na własny rozrachunek i powrót do Szkocji.
Żona chciała bym, wybudował z tych pieniędzy domek, niestety żadne tłumaczenia, że muszę mieć zapas na materiały bo do produkcji klient pokrywa tylko 30% i że jeżeli to wydam, to nie ma firmy i możliwości zarobku na godnym poziomie. Wtedy usłyszałem kolejny absurd "znajdziesz gdzieś sobie pracę i będziesz pracował jak każdy" a jak zapytałem się co zrobimy jak nie bedzie wystarczająco pieniędzy na życie, z normalnej pracy zarobkowej, to usłyszałem "co mnie to obchodzi, ty jesteś facetem i masz zarobić na rodzinę"... to przesądziło sprawę zamkniecie firmy było najlzejszą linią oporu. Ale wtedy w końcu miałem wystarczająco pieniędzy odłożone, by wyprawić tak upragnione wesele i mieć na wpłatę na mieszkanie w UK i jego remont.
Wiem wiem, jak to teraz brzmi z mojego puntu widzenia... rzecz w tym, że wtedy już żona zgodziła się na psychologa dla par. A potem ja się zgodziłem na wesele KOŚCIELNE i drugie dziecko. Potem było wesele. Zaraz po weselu kupiliśmy mieszkanie w Szkocji, 2 miesiące później drugie dziecko było w drodze.
A jak wszystkie rzeczy już nie szło wycofać, żona wycofała się ze zgody na poradę u psychologa.
"Wygląda na to, że to ustępowanie powoduje u Ciebie potem skutki. Niby ulegasz, ale to siedzi w Tobie i stosunków nie poprawia między Tobą a żoną... "
Wydaje mi się, że w tamtym momencie bardziej miałem na myśli wyeliminowanie wszystkich aktualnych powodów do kłótni. I miałem nadzieję, że jak będę pracował dla kogoś i zajmę się rodziną i tylko rodziną, to wszystko jakoś się ułoży. Niestety trochę się przeliczyłem, bo życie zawsze podeśle nowe kłopoty i sytuację kore mogą prowadzić do kłótni.
"Toksyczne może być także to, że żona chce decydować o wielu sprawach (gdzie może ostateczna decyzja nie koniecznie należy do niej)"
Do tego zdania to mam dosłownie bombę. A mianowicie kłótnie o to, że chciałem wciągnąć do pracy starego kolegę. Żona przez kilka dni chodziła za mną, by mnie przekonać, że on się do tego nie nadaję, albo że mu, nie zależy itp itd...
Po 6-8 miesiącach wciągnąłem go do swojej pary/pracy, co dla mnie oznacza same korzyści;
-lepsza praca,
-łatwiej znaleźć pracę dla pary stolarzy,
-połowa kosztów dojazdu i narzędzi potrzebnych do pracy
-łatwiejsze prace kontraktowe.
Ale oczywiście skończyło się to 3 tygodniową kłótnią, bo jak zwykle nie liczę się z jej zdaniem. Kur*** ja nie ustawiam jej koleżanek przy taśmie w Amazonie. Pracy jej też nie wybierałem.
A taka ciekawostka przez 6 lat nie miałem kontaktu osobistego z żadnym z moich wcześniejszych znajomych. (jedynie na urodziny i rzadkie okazje ).
Ale na kawę bądź piwo to muszę się umówić z minimum kilkudniowym wyprzedzeniem. A jak ktoś chciał wpaść np. w piątek, to ile razy akurat wtedy nie pasowało? ....(natomiast zaprosić kolegów Szkotów na grila nie mogłem przez 2 lata, a jak zaprosiłem jak była w pl z dziećmi na urlopie, to oczywiście kłótnia.
Koniec końców przez kilka lat byli tylko jej znajomi i jej koleżanki.
A one na kawę mogą wpadać kiedy chcą. I nieważne że wracam z pracy po 13 godzinach i chcę zjeść kolację a tu siedzą gości i nawet, niema jak sie wykąpać, bo za chwile ktoś będzie chciał z toalety skorzystać. A żeby się polożyć spać to przecież nie wypada.
"Napisałeś o dzieciach, a czy one oprócz obserwowania Waszej sytuacji, same też mają problemy z dogadaniem się z mamą? Te ich rozmowy czy ew. konflikty przypominają Wasze z żoną?"
Nie nawet jak ma te napady (ja to tak nazywam) to dzieci ją uspokajają przynajmniej to młodsze.
Trudno tu by było inaczej, jak Klaudia zobaczy łezkę, to zetrze pocałuje w czułko i przytuli, pytając sie coś w stylu "epiej nie bojy" (Klaudia ma 2 lata i 10 miesięcy)
Co do starszej córki to zauważyłem tylko wybuch jak żona była w pl na 2 miesiące. Angelica nie chciała rozmawiać ze mną przez telefon, bo oglądała bajkę. Dość zrozumiałe w tym wieku, tym bardziej że w Szkocji nie mamy telewizji, tylko bajki z internetu (wybór osobisty, od 2006 staramy się nie tracić czasu przed TV) i to tylko Albo aż 1 godzina dziennie przed snem.
Tylko/Aż zależy od punktu odniesienia i czasów, w których się żyje. Ja oglądałem 20 minut dziennie + teleranek w niedzielę. Jedyne co się obawiam to to, że jeśli zabraknie worka treningowego, w postaci mojej osoby to moje miejsce przejmie starsza córka. W każdym innym, podejściu do dzieci, to ja odgrywam rolę tego surowego rodzica.
"Czy ten Wasz styl komunikacji przypomina Ci ten Twoich rodziców i/lub rodziców żon"
Może forma tego pytania jest dość prosta ale odpowiedź na nie jest dość złożona i problematyczna....
Hmmmm....
Na pewno sam początek się zgadza, czyli to jak są formułowane zdania od płci żeńskiej do męskiej i na odwrót. (przepraszam za takie sformułowanie, ale nie przychodzi mi do głowy żaden pasujący zamiennik)
A mianowicie;
-kobieta ma-- tryb rozkazujący i oznajmiający (daj Klaudi kolacje!/jak dasz Klaudi kolacje to...)
-facet-- tryb pytający i proszący ( możesz dać Klaudi kolacje?/ Daj Klaudi kolację, to ja zrobię...)
Natomiast moduł zachowań w moim, domu a w domu żony to 2 różne sprawy.
Mimo to że mój tata został zdominowany to nadal ma włsne zdanie i chodzi swoimi ścieżkami.
Jak jest głodny to se coś ugotuje do jedzenia i zje.
Jak ma ochotę na piwo, to se kupi i wypije ( nie przesadza z alko, ale od czasu do czasu potrafi się nieźle ***- raz na kilka lat) Jest coś do zrobienia typu płot szopa jakiś remont to robi, tak jak jest lepiej, mimo że musi się nasłuchać. (podziwiam go, za to że zejdzie z drogi i nic nie odpowie. Aczkolwiek kiedyś próbował tłumaczyć. Chyba wszyscy probowaliśmy...)
Za to w domu teściów, Teść przychodzi do obiadu ostatni i bierze co zostało,(ten aspekt pokazał mi szwagier, bo teściowa mówi co ma se wziąć, a co ma nie brać, bo to dla kogoś innego.
Teść jakby miał se sam coś w kuchni przygotować to tylko pętko kiełbasy i suchy chleb, poprostu nieporadny na maksa). Co do tego, co ma robić i kiedy to teściowa rządzi, nie może tylko kontrolować jak długo karmi bądź doi krowy. A jak sie można domyślić Jemu się do domu nie... spieszy.
A jak ktoś mu przywiezie piwko to w siódmym niebie (nie ma własnych pieniedzy wszystko tesciowa zgarnia, wiec piwo przywożą mu synowie bądź zięć raz na jakiś czas)
"Rozwinę temat toksyczności, ale jeszcze dobrze by było, jeśli masz siły i ochotę, gdybyś odp. na to, co dzisiaj napisałam.
A w kwestii formalnej, na forum jesteśmy per "ty". "
Wiesz co To ja właściwie "Ci" muszę podziękować, bo czasami dobrze się po prostu wygadać/wypisać czy co tam kur*** ja tu robię, oprócz tego, że mniej spędzam czasu z dziećmi, bo w każdym wolnym czasie przed kompem siedzę.
AAA jeszcze jedno, sorki za pisownie ( mam na to żółte papiery)
Pozdrawiam DarekOstatnia edycja: - https://www.psychiatria.pl/forum/silna-reakcja-na-stres/watek/1502046/1.html#p1502339https://www.psychiatria.pl/forum/silna-reakcja-na-stres/watek/1502046/1.html Silna reakcja na stres
Juljo.
Czy mam tylko takie wrażenie czy jesteś Psychologiem bądź psychjatrą? - GośćZaloguj się , aby dodać odpowiedź
- Problem
Dzień dobry,Od trzech dni zmagam się z pewnym problemem i chciałabym...
- Pogardą wobec swojej osoby - chce porozmawiać
Witam Wszystkich serdecznie! Postanowiłem chwilę temu założyć konto...
Forum: Kółko wsparcia psychicznego - Mania polekowa
Czy ktoś z forumowiczów przeszedł manię/hipomanię polekową?
- Czy już mam się martwić ?
Mam zaburzenie borderline. Od paru tygodni czuję pogorszenie samopoczucia. Zaczęlo...
Forum: Zaburzenia psychiczne