Forum: Psychiatria - grupa dla rodziny i pacjenta
Temat: toksyczna miłość.. (50)
- https://www.psychiatria.pl/forum/toksyczna-milosc/watek/61867/1.html#p61867https://www.psychiatria.pl/forum/toksyczna-milosc/watek/61867/1.html toksyczna miłość.. Gość
Nie wiem od czego zacząć.. Jestem w związku od ponad roku. Na początku było fajnie, spokojnie, dużo rozmawialiśmy i wydawałoby się, że się rozumiemy, teraz coraz bardziej zaczyna przekształcać się w związek niszczący, toksyczny. Oboje jesteśmy po rozwodzie, mamy nieco ponad trzydziestkę. Mój partner ma do mnie pretensje dosłownie o wszystko. Robi awantury i obraża się np. o to, że telefon odbiorę nie takimi słowami jak powinnam, że mówię w pracy „dzięki” zamiast „dziękuję” (bo to zmniejsza dystans i ludzie nie będą mnie szanować), że kontaktuję się i spotkałam z koleżankami (a kontakty ograniczyłam już do minimum), jeśli dzwoniąc do niego lub odbierając tel. (sms także) nie przywitam go słowami „kochanie” lub podobnymi obraża się, o to, że koleżanka przyśle mi zdjęcie swoich wnuków (bo niby za bardzo angażuję się w życie innych), o to, że jestem związana z rodzicami i martwię się nimi i chcę czasem im pomoc. Niedawno zadzwoniła do mnie szefowa (fakt, że w sobotę, ale w ważnej sprawie), rozmawiałyśmy krótko, a on zrobił mega aferę, ktorą ona częściowo słyszała i teraz mam nieprzyjemności w pracy. Codziennie musi słyszeć zapewnienia, o mojej miłości i oddaniu, aż do przesady domaga się dowodów miłości, a jeśli nie sprostam jego oczekiwanio lub nie odzywam się jakiś czas ma pretensje i twierdzi, że jestem oschła i nie kocham go, bo nie umiem Jestem czuła, i ja też lubię i pragnę usłyszeć czasem miłe, kochane słowa, ale nie można tego żądać, na to nie można naciskać, nie można wywierać presji, bo odnosi odwrotny skutek. Jest bardzo zazdrosny i apodyktyczny, zawsze ma rację, tylko jego uczucia i zdanie się liczy. Przed związkiem z nim próbowałam ułożyć sobie życie i o to tez ma do mnie pretensje i to wielkie, i przy każdej okazji nie omieszka mi tego wypomnieć, dogryźć. Nie może mi tego wybaczyć. Przecież to było dawno, i nie znaliśmy się nawet wtedy. Mam 32 lata i tez chciałam ułożyć sobie wcześniej życie, przecież to chyba normalne. Nie udało mi się,już chyba dosyc wycierpiałam, by jeszcze teraz mieć o to do mnie pretensje, nie będę go za to przepraszać, chcę o tym zapomnieć, a on ciągle przypomina. Nie raz próbowałam rozmawiać z nim o tym, prosiłam, by zapomnieć o przeszłości, nie dokuczał mi, by zacząć żyć teraźniejszością, ale im więcej proszę tym jest gorzej. W ogole nie liczy się z poimi odczuciami, słowami, prośbami. Nie przebiera wtedy w słowach, a one bardzo ranią i bolą. Jest niesprawiedliwy. Wyrobił sobie o mnie swój obraz, wypaczony, skrzywiony i tkwi przy nim, ktory z rzeczywistością ma niewiele wspólnego. Zachowuje się, jakbym była….ech..Jestem z natury pogodna i wesoła, lubię ludzi i myślę, że tez wzbudzam w nich sympatię (taka zawsze byłam i dobrze mi z tym, nie chciałabym się zmieniać, bo to chyba nic złego) i to też ma mi za złe, twierdzi, że jestem zbyt wylewna (ja się z tym nie zgadzam, zawsze znam granice), że jestem z tych ludzi, którzy muszą się uśmiechać, bo inaczej nie będą mnie szanować, że za bardzo wczuwam się w życie innych, ( a to, że interesuje się losem znajomych, chcę im pomoc, chociaż rozmową to taki wielki grzech?) Dodam, że on nie ma żadnych znajomych. Tak myślę, że jest chyba w ogóle przewrażliwiony na punkcie szanowania, godności, ambicji. Trzeba być sztywnym, oschłym, ponurym, wtedy będą Cie szanować. Kurcze teraz jak sobie myślę, to ma pretensje w zasadzie o wszystko. Dla mnie najważniejsza jest rozmowa, spokojna rozmowa, o którą z nim coraz trudniej. Zaraz jest irytacja, krzyki, obrażanie się. Ja tez jestem zazdrosna, a on, zamiast mnie uspokoić to jeszcze bardziej ja pobudza słowami. Ma pretensje, i nie rozumie jak mogę być zła, gdy kontaktuje się z byłą żoną - ma z nią ciągły kontakt, kilka razy w miesiącu telefon, kilkadziesiąt smsów, broni jej gdy o niej mówię, wychwala ją i to wg niego jest w porządku. Ale twierdzi, że nic do niej nie czuje. Ja z moi byłym nie mam żadnego kontaktu. Nie czuję się przez niego kochana, doceniana, a co najważniejsze szanowana i akceptowana taka, jaka jestem. Rzadko mnie chwali, czy coś mu się we mnie w ogóle podoba? Nie mogę być sobą, a przecież nie jestem chyba taka zła.. Twierdzi, że mnie kocha. Boże, czuję sie takak niedowartościowana, spychana na niziny..Czasem przy nim czuję się jak najgorsza… Ma o sobie wysokie mniemanie, od małego wpajane mu było, że jest kimś wyjątkowym. Mówi, że chce być moim partnerem, przyjacielem, a ja boje się mu cokolwiek powiedzieć, nawet głupotę, bo zaraz ma pretensje ( w zasadzie nawet nie wiem o co) – i wtedy najważniejsze jest nie sens moich słów, ale w jakich okolicznościach to się zdarzyło, np. opowiem mu dowcip usłyszany w pracy to nieważne czy fajny i śmieszny, ale że miałam czas na pogawędki i to pewnie z jakimś facetem, no i że jestem takim „bawichłopkiem” w pracy. Wtedy odechciewa się wszystkiego. Jestem z nim szczera i lojalna, ale on ciągle w to wątpi i podważa. Jak tak dalej będzie to po co mam mu mówić cokolwiek i prawdę, skoro i tak mi nie uwierzy a jeszcze ja przekręci po swojemu i wmówi mi, że tak jest. Mówiłam mu o tym nie raz, ale nic to nie przyniosło. Gdy się wkurzy nie przebiera w słowach, często obraża, poniża. A zaraz potem pyta, czy go kocham i jak bardzo. I wkurza się, że nie odpowiadam jak on oczekuje, że potrzebuje czasu. A jak ja mam mu powiedzieć, że go kocham, zaraz po tym jak zmieszał mnie z g***? Uwagi z mojej strony traktuje jak atak. Zamiast szukac rozwiązań, porozumień wytyka moje błędy lub winy z przeszłości. Chciałby byśmy zamieszkali razem, ja tez tego chcę ale boję się, cholernie się boję, że wtedy już zupełnie stracę kontrolę nad sobą, że podporządkuje mnie sobie i stłamsi do końca. Teraz płacz u mnie jest na co dzien. Najgorsze, że on tego nie rozumie, nie widzi swojej winy. Ja wiem, że nie byłam i nie jestem aniołem, ale próbuję pracować nad sobą, nie zachowuję się tak jak on-nie poniżam, nie obrażam, szanuję jego i jego uczucia. Ta sytuacja niszczy mnie, nie potrafię już myśleć pozytywnie. Czuję się jakby ktoś wypuścił za mnie powietrze. Kocham go, chciałabym z nim być, ale nie wiem, czy dam radę, czy wytrzymam. Mówi, że mnie kocha, ale co z tego, gdy tak się zachowuje? Czuję się zaszczuta, kontrolowana przy każdym geście, myślach. Cokolwiek zrobię jest źle, tylko krytyka. Znajomi pytają co się ze mnie dzieje, bo zmieniłam się nie do poznania, smutna, sprawiam wrażenie, jakbym stale kontrolowała myśli, zachowanie, słowa, spojrzenia. Czasem mam wrażenie jakbym przeszła pranie mózgu. Co mam robić? Kocham go, chciałabym byśmy byli razem szczęśliwi, ale czuję że jestem w psychicznym dołku, biorę już tabletki uspokajające. A miłość podobno jest piękna i uskrzydlająca, pełna ciepła i zrozumienia.. Chaotycznie piszę, przepraszam..Nie mogę jeść, nie mogę skupić się, nie mogę myśleć, najchętniej nie wstawałabym z łóżka i nie musiała rozmawiać z ludźmi. Nie mam już siły na łzy.. Czy ten związek ma szanse przetrwać? Dlaczego on nie rozumie, że tez popełnia błędy i nie wszystko co robi jest właściwe? Co robić? Kaja
Ostatnia edycja: - https://www.psychiatria.pl/forum/toksyczna-milosc/watek/61867/1.html#p126188https://www.psychiatria.pl/forum/toksyczna-milosc/watek/61867/1.html toksyczna miłość.. Gość
Cóż... Uważam, że jestem przestrogą dla Ciebie. Ja przez toksyczny związek przechodziłem podobnie jak Ty i długotrwały stres wpędził mnie w bagno. Zachorowałem. Powiem od razu: nie warto się angażować. Ofiara takiego związku często się o wszystko obwinia, o każde wypowiedziane słowo, a jak wpadnie w tę machinę manipulowania poczuciem winy, to nie umie już odróżnić prawdy od fałszu. Wg psychologów niektórzy ludzie dlatego tkwią w toksycznych związkach, gdyż mają podświadomy lęk przed utratą. Nie umieją sobie wyobrazić sytuacji, że nie są z tą osobą, że nastąpi pustka. Prawdą jest, że ta pustka występuje - ale tylko przez określony czas po zerwaniu, później jesteśmy w stanie obiektywnie spojrzeć na swój związek, z boku i się przekonujemy, że nie ma sensu tego ciągnąć. Dopiero wtedy "tyran" w związku staje się słodziutki jak miód, niczym do rany przyłóż i obiecuje poprawę. Ja zalecam posłuchanie swojego serca i nie dać się zwieść, bo to tylko wątpliwe mrzonki, a za chwilę będzie to samo. Ja niestety miałem kilka takich sytuacji i niestety ulegałem. Zamiast zerwać po 2 tygodniach, związek trwał 2,5 roku, a ja popadłem później w jarzmo schizofrenii. Co prawda związek trwał, jak miałem 18, 19 lat, ale przeżyłem piekło. Masz dobrych przyjaciół, którzy mówią ci, że coś jest nie tak. Oni chcą dla ciebie dobrze, więc posłuchaj ich, zwierz się komuś. Wiem, że to jest bardzo trudne, ale zobaczysz, jaką ulgę potem poczujesz. Może będziesz ryczała jak bóbr, ale to pomoże. Ja niestety nie miałem z kim porozmawiać, gdyż u mnie nikt nie zauważał, że coś się ze mną dzieje, a w środku aż się paliło. Sam bałem się powiedzieć, że coś jest nie tak. Pomóż sobie! Najlepiej zrobisz dla siebie, jak to skończysz tak po prostu, przeciąć nić, a i dla niego zrobisz przysługę, bo się może w końcu opamięta. Ale nie wracaj do niego, gdyż to zniweczy wszystko. Bądź mądrzejsza ode mnie i nie daj się zwieść, że ten związek ma przyszłość. Wtedy będziesz pewna, że odzyskujesz siebie, swoje dobre samopoczucie i pogodę ducha. Pozdrawiam i życzę wszystkiego najlepszego w budowaniu fundamentów pod lepszą przyszłość.
piotr6Ostatnia edycja: - https://www.psychiatria.pl/forum/toksyczna-milosc/watek/61867/1.html#p126189https://www.psychiatria.pl/forum/toksyczna-milosc/watek/61867/1.html toksyczna miłość.. Gość
Wiem, jak to jest, gdy się kocha, a ta miłość rani.. Nie wiem, ale na Twoim miejscu zastanowiła bym się, czy ten związek ma sens. Twój partner stosuje wobec Ciebie typowy terror psychiczny. Mimo, że kocha, lub mu się tak wydaje, niszczy Cię psychicznie. A będzie jeszcze gorzej.. Nie wiem, czy sam sobie z tym problemem poradzi. Może się opamięta, choć nie bardzo w to wierzę Tym bardziej, że jak w większości takich przypadków, osoby takie nie zdają sobie sprawy ze swojego zachowania. Może postaraj się go namówić na terapię, na wizytę u jakiegos specjalisty. Najlepiej wybierzcie się razem. Jesli nie będzie chciał, zastanów się, szkoda Twojego zdrowia. Wiem, że trudno podjąc takie decyzje, gdy się kocha, a u Ciebie miłość i chęć porozumienia jest, ale powinnaś to zrobić dla swojego dobra, dla swojego zdrowia psychicznego. Byłam w podobnej sytuacji, więc wiem co mówię. Zasługujesz na miłość, taką, która przynosi radość i spokój. Życzę Ci tego z całego serca, powodzenia
Ostatnia edycja: - https://www.psychiatria.pl/forum/toksyczna-milosc/watek/61867/1.html#p126190https://www.psychiatria.pl/forum/toksyczna-milosc/watek/61867/1.html toksyczna miłość.. Gość
Niestety jezeli nie podejmiesz radykalnych kroków w celu zmiany partnera (jego zachowan) to sie wykonczysz. Moze mala separacja sprawiłaby ze grozba utraty Ciebie otworzyłaby wam oczy i pozwolila na nowo pokazac co pasuje odbu stronom w zwiazku a co nie? Jezeli bedziesz tkwila nadal w takim zwiazku choroba psychiczna murowana. Na pewno depresyjka o ile nie cos wiekszego!! Nie daj sie tłamsic. Na poczatek spróbuj rozmawiac. Jak nie zadziała spróbuj nim wstrzasnac. Na poczatek mała awantura i walniecie drzwiami powinno załatwic sprawe i postawic faceta w permanentny szok! Takiego tyrana albo sie zostawia albo załatwia jego metodami.
Ostatnia edycja: - https://www.psychiatria.pl/forum/toksyczna-milosc/watek/61867/1.html#p126191https://www.psychiatria.pl/forum/toksyczna-milosc/watek/61867/1.html toksyczna miłość.. Gość
Jest coraz gorzej..spokojne ani burzliwe rozmowy nie pomagają..kocham go, ale nie mam juz chyba siły...nie poznaję sama siebie, jestem psychicznym wrakiem,..czasem chwytam się nadziei, że juz zaczyna być lepiej, ze zaczynamy wychodzic z kryzysu, ale za chwile jest tak samo..a za moment święta, podobno radosny okres...a mój nastroj gdzieś się ulotnił..co robić, kurcze, co robić..?Kaja
Ostatnia edycja: - https://www.psychiatria.pl/forum/toksyczna-milosc/watek/61867/1.html#p126192https://www.psychiatria.pl/forum/toksyczna-milosc/watek/61867/1.html toksyczna miłość.. Gość
Uciekaj jak najdalej .....,masz jeszcze sporo życia przez sobą,masz prawo być kochaną,docenianą i szanowaną.MASZ PRAWO BYĆ SZCZĘŚLIWA
Mam nadzieję,że nie obudzisz się za parę lat,,z ręką w nocniku''
pozdrawiami -weź los w swoje ręce!!!!!!!!!!!!!Ostatnia edycja: - https://www.psychiatria.pl/forum/toksyczna-milosc/watek/61867/1.html#p126193https://www.psychiatria.pl/forum/toksyczna-milosc/watek/61867/1.html toksyczna miłość.. Gość
Kobieto, uciekaj od niego, póki jeszcze możesz... Przeszłam przez takie piekło, polecenia: "śmiej się, ciesz się" - chwilę po awanturze o dobre traktowanie naszego syna (ojciec odrzucił go emocjonalnie, gdy ten dorastając próbował wybierać swoją drogę życia)... On zniszczy nie tylko Ciebie, ale i Twoje (Wasze) dzieci.... Jeśli teraz nie podejmiesz odważnej decyzji o rozstaniu, całe życie będziesz musiala walczyć o szczątki autonomii! To tyran, nawet, jeśli uda się go choć trochę zmienić, Ty poniesiesz ogromne koszty psychiczne... Nie marnuj swego życia z tym człowiekiem!
Ostatnia edycja: - https://www.psychiatria.pl/forum/toksyczna-milosc/watek/61867/1.html#p126194https://www.psychiatria.pl/forum/toksyczna-milosc/watek/61867/1.html toksyczna miłość.. Gość
Dobrze ze masz czas jestes mloda.jestem w takiej samej sytuacji jak ty.Mam dziecko i teraz mam dylemt?zostawic go a co z dzieckiem czy jej nieskrzywdze pozbawie kontaktow z ojcem.gdyby niebylo dziecka juz dawno bym go zostawila. ale rozwazam to bo nieidzie z nim wytrzymac,dodamm ze przed slubem to byl zupelnie inny czlowiek,100 procent inny.Dziewczyny poznajcie swoich chlopakow dobrze przd slubem, mi 2 lata niewystrczyly.Pozdrawiam.
Ostatnia edycja: - https://www.psychiatria.pl/forum/toksyczna-milosc/watek/61867/1.html#p126195https://www.psychiatria.pl/forum/toksyczna-milosc/watek/61867/1.html toksyczna miłość.. Gość
03-12-2008 o 23:42, gość :
Nie wiem od czego zacząć.. Jestem w związku od ponad roku. Na początku było fajnie, spokojnie, dużo rozmawialiśmy i wydawałoby się, że się rozumiemy, teraz coraz bardziej zaczyna przekształcać się w związek niszczący, toksyczny. Oboje jesteśmy po rozwodzie, mamy nieco ponad trzydziestkę. Mój partner ma do mnie pretensje dosłownie o wszystko. Robi awantury i obraża się np. o to, że telefon odbiorę nie takimi słowami jak powinnam, że mówię w pracy „dzięki” zamiast „dziękuję” (bo to zmniejsza dystans i ludzie nie będą mnie szanować), że kontaktuję się i spotkałam z koleżankami (a kontakty ograniczyłam już do minimum), jeśli dzwoniąc do niego lub odbierając tel. (sms także) nie przywitam go słowami „kochanie” lub podobnymi obraża się, o to, że koleżanka przyśle mi zdjęcie swoich wnuków (bo niby za bardzo angażuję się w życie innych), o to, że jestem związana z rodzicami i martwię się nimi i chcę czasem im pomoc. Niedawno zadzwoniła do mnie szefowa (fakt, że w sobotę, ale w ważnej sprawie), rozmawiałyśmy krótko, a on zrobił mega aferę, ktorą ona częściowo słyszała i teraz mam nieprzyjemności w pracy. Codziennie musi słyszeć zapewnienia, o mojej miłości i oddaniu, aż do przesady domaga się dowodów miłości, a jeśli nie sprostam jego oczekiwanio lub nie odzywam się jakiś czas ma pretensje i twierdzi, że jestem oschła i nie kocham go, bo nie umiem Jestem czuła, i ja też lubię i pragnę usłyszeć czasem miłe, kochane słowa, ale nie można tego żądać, na to nie można naciskać, nie można wywierać presji, bo odnosi odwrotny skutek. Jest bardzo zazdrosny i apodyktyczny, zawsze ma rację, tylko jego uczucia i zdanie się liczy. Przed związkiem z nim próbowałam ułożyć sobie życie i o to tez ma do mnie pretensje i to wielkie, i przy każdej okazji nie omieszka mi tego wypomnieć, dogryźć. Nie może mi tego wybaczyć. Przecież to było dawno, i nie znaliśmy się nawet wtedy. Mam 32 lata i tez chciałam ułożyć sobie wcześniej życie, przecież to chyba normalne. Nie udało mi się,już chyba dosyc wycierpiałam, by jeszcze teraz mieć o to do mnie pretensje, nie będę go za to przepraszać, chcę o tym zapomnieć, a on ciągle przypomina. Nie raz próbowałam rozmawiać z nim o tym, prosiłam, by zapomnieć o przeszłości, nie dokuczał mi, by zacząć żyć teraźniejszością, ale im więcej proszę tym jest gorzej. W ogole nie liczy się z poimi odczuciami, słowami, prośbami. Nie przebiera wtedy w słowach, a one bardzo ranią i bolą. Jest niesprawiedliwy. Wyrobił sobie o mnie swój obraz, wypaczony, skrzywiony i tkwi przy nim, ktory z rzeczywistością ma niewiele wspólnego. Zachowuje się, jakbym była….ech..Jestem z natury pogodna i wesoła, lubię ludzi i myślę, że tez wzbudzam w nich sympatię (taka zawsze byłam i dobrze mi z tym, nie chciałabym się zmieniać, bo to chyba nic złego) i to też ma mi za złe, twierdzi, że jestem zbyt wylewna (ja się z tym nie zgadzam, zawsze znam granice), że jestem z tych ludzi, którzy muszą się uśmiechać, bo inaczej nie będą mnie szanować, że za bardzo wczuwam się w życie innych, ( a to, że interesuje się losem znajomych, chcę im pomoc, chociaż rozmową to taki wielki grzech?) Dodam, że on nie ma żadnych znajomych. Tak myślę, że jest chyba w ogóle przewrażliwiony na punkcie szanowania, godności, ambicji. Trzeba być sztywnym, oschłym, ponurym, wtedy będą Cie szanować. Kurcze teraz jak sobie myślę, to ma pretensje w zasadzie o wszystko. Dla mnie najważniejsza jest rozmowa, spokojna rozmowa, o którą z nim coraz trudniej. Zaraz jest irytacja, krzyki, obrażanie się. Ja tez jestem zazdrosna, a on, zamiast mnie uspokoić to jeszcze bardziej ja pobudza słowami. Ma pretensje, i nie rozumie jak mogę być zła, gdy kontaktuje się z byłą żoną - ma z nią ciągły kontakt, kilka razy w miesiącu telefon, kilkadziesiąt smsów, broni jej gdy o niej mówię, wychwala ją i to wg niego jest w porządku. Ale twierdzi, że nic do niej nie czuje. Ja z moi byłym nie mam żadnego kontaktu. Nie czuję się przez niego kochana, doceniana, a co najważniejsze szanowana i akceptowana taka, jaka jestem. Rzadko mnie chwali, czy coś mu się we mnie w ogóle podoba? Nie mogę być sobą, a przecież nie jestem chyba taka zła.. Twierdzi, że mnie kocha. Boże, czuję sie takak niedowartościowana, spychana na niziny..Czasem przy nim czuję się jak najgorsza… Ma o sobie wysokie mniemanie, od małego wpajane mu było, że jest kimś wyjątkowym. Mówi, że chce być moim partnerem, przyjacielem, a ja boje się mu cokolwiek powiedzieć, nawet głupotę, bo zaraz ma pretensje ( w zasadzie nawet nie wiem o co) – i wtedy najważniejsze jest nie sens moich słów, ale w jakich okolicznościach to się zdarzyło, np. opowiem mu dowcip usłyszany w pracy to nieważne czy fajny i śmieszny, ale że miałam czas na pogawędki i to pewnie z jakimś facetem, no i że jestem takim „bawichłopkiem” w pracy. Wtedy odechciewa się wszystkiego. Jestem z nim szczera i lojalna, ale on ciągle w to wątpi i podważa. Jak tak dalej będzie to po co mam mu mówić cokolwiek i prawdę, skoro i tak mi nie uwierzy a jeszcze ja przekręci po swojemu i wmówi mi, że tak jest. Mówiłam mu o tym nie raz, ale nic to nie przyniosło. Gdy się wkurzy nie przebiera w słowach, często obraża, poniża. A zaraz potem pyta, czy go kocham i jak bardzo. I wkurza się, że nie odpowiadam jak on oczekuje, że potrzebuje czasu. A jak ja mam mu powiedzieć, że go kocham, zaraz po tym jak zmieszał mnie z g***? Uwagi z mojej strony traktuje jak atak. Zamiast szukac rozwiązań, porozumień wytyka moje błędy lub winy z przeszłości. Chciałby byśmy zamieszkali razem, ja tez tego chcę ale boję się, cholernie się boję, że wtedy już zupełnie stracę kontrolę nad sobą, że podporządkuje mnie sobie i stłamsi do końca. Teraz płacz u mnie jest na co dzien. Najgorsze, że on tego nie rozumie, nie widzi swojej winy. Ja wiem, że nie byłam i nie jestem aniołem, ale próbuję pracować nad sobą, nie zachowuję się tak jak on-nie poniżam, nie obrażam, szanuję jego i jego uczucia. Ta sytuacja niszczy mnie, nie potrafię już myśleć pozytywnie. Czuję się jakby ktoś wypuścił za mnie powietrze. Kocham go, chciałabym z nim być, ale nie wiem, czy dam radę, czy wytrzymam. Mówi, że mnie kocha, ale co z tego, gdy tak się zachowuje? Czuję się zaszczuta, kontrolowana przy każdym geście, myślach. Cokolwiek zrobię jest źle, tylko krytyka. Znajomi pytają co się ze mnie dzieje, bo zmieniłam się nie do poznania, smutna, sprawiam wrażenie, jakbym stale kontrolowała myśli, zachowanie, słowa, spojrzenia. Czasem mam wrażenie jakbym przeszła pranie mózgu. Co mam robić? Kocham go, chciałabym byśmy byli razem szczęśliwi, ale czuję że jestem w psychicznym dołku, biorę już tabletki uspokajające. A miłość podobno jest piękna i uskrzydlająca, pełna ciepła i zrozumienia.. Chaotycznie piszę, przepraszam..Nie mogę jeść, nie mogę skupić się, nie mogę myśleć, najchętniej nie wstawałabym z łóżka i nie musiała rozmawiać z ludźmi. Nie mam już siły na łzy.. Czy ten związek ma szanse przetrwać? Dlaczego on nie rozumie, że tez popełnia błędy i nie wszystko co robi jest właściwe? Co robić? KajaOstatnia edycja: - https://www.psychiatria.pl/forum/toksyczna-milosc/watek/61867/1.html#p126196https://www.psychiatria.pl/forum/toksyczna-milosc/watek/61867/1.html toksyczna miłość.. Gość
ja załozyłam ten post..no i rozstaliśmy się.. to co napisałam to było apogeum, potem jakoś uspokoiło się i zrobiło normalniej..mówi, że zachowywał się tak,bo tak bardzo kochał, że sam nie mógł tego zrozumieć..a teraz zwątpił.. nie wiem jak żyć bez niego..tak bardzo cierpię..spadam..
Ostatnia edycja: - GośćZaloguj się , aby dodać odpowiedź
- Panika, lęki
Witam wszystkich! Potrzebuje porady bardziej doświadczonych osób, spojrzenia na...
- Bardzo dziwne zachowanie
Witam jestem z chłopakiem 8 lat od tamtego roku kwietnia zaczął się bardzo...
- Pomoc osobie chorej
Witam. Podejrzewam u mojej mamy schizofrenię, widzi i słyszy rzeczy, które...
Forum: Zaburzenia psychiczne - Czuję, że zmarnowałam sobie życie
Mam 20 lat, od 13 do 19 roku życia zmagałam się z depresją, teraz jest ze...
Forum: Kółko wsparcia psychicznego