Forum: Psychiatria - grupa dla rodziny i pacjenta
Temat: Toksyczna żona, czy toksyczny ja? (45)
- https://www.psychiatria.pl/forum/toksyczna-zona-czy-toksyczny-ja/watek/1514776/1.html#p1514776https://www.psychiatria.pl/forum/toksyczna-zona-czy-toksyczny-ja/watek/1514776/1.html Toksyczna żona, czy toksyczny ja?
Cześć.
Taka sytuacja. Siedem lat temu związałem się z moją obecną żoną, choć sam ślub odbył się kilka lat później. Oboje byliśmy po tzw. przejściach.
Ja, niewiele wcześniej rozwiodłem się z pierwszą żoną po niespełna rocznym stażu, a moja nowa wybranka była rozwódką z dziesięcioletnim stażem i dwójką pociech.
Moje małżeństwo zakończyło się, gdy żona mnie zdradziła. Na szczęście nie mieliśmy dzieci, ani żadnych innych współnych zobowiązań typu kredyt. Poszło więc gładko, bez orzekania o winie. Dla mnie to odległa przeszłość.
Obecną żonę poprzedni mąż zostawił, gdy była w ciąży.
Spotykaliśmy się, oczywiście było super, w końcu związaliśmy się ze sobą. Na samym początku gdzieś tam miałem takie poczucie, że ona mną manipuluje (np. wysyłanie przeciwstawnych syngałów), ale postanowiłem to zignorować, bo oboje mieliśmy swego rodzaju traumę po poprzednich związkach i mówiłem sobie, że jest to w tej sytuacj normalne.
Po pewnym czasie moja wtedy jeszcze partnerka zaszła w ciążę, zamieszkaliśmy wtedy razem wraz z jej dwuletnim dzieckiem.
Nadal było fajnie. Właściwie to czas ciąży był chyba najlepszym okresem naszego wspólnego życia. Nie mieliśmy za dużo stresu i cieszyliśmy się z nadejścia dzidziusia.
Oczywiście bywały kłótnie, czasem nawet poważne, ale miłość zawsze bez trudu wygrywała.
W tamtym czasie wspierałem całkowicie partnerkę w rozliczaniu się z jej przeszłością (różne batalie sądowe) i ogólnie, jak tylko mogłem. Zarabiałem wyraźnie lepiej i sam nie miałem jakichś wielkich problemów. Przez kilka pierwszych lat byłem w tej relacji wyraźnie silniejszy (dawałem wsparcie samemu go nie potrzebując).
W wyniku wspomnianych batalii zamieszkało z nami drugie dziecko mojej ukochanej. Była nas już zatem piątka. Wzięliśmy też ślub i wszystko wydawało się układać świetnie.
Zdawaliśmy sobie jednak sprawę, że mieszkanie jest dla nas za małe i zaczęliśmy myśleć o kupnie domu.
W końcu znaleźliśmy odpowiedni, ale wystąpiły różne komplikacje, przez które nieco musieliśmy zmodyfikować nasze plany. Bez wdawania się w szczegóły, dom kupiliśmy, wyremontowaliśmy w stopniu na który pozwalały nam nasze finanse i około 3 lata temu przeprowadziliśmy się do mniejszego miasta.
I wtedy, mam wrażenie, zaczęło się sypać. Nie od razu, powoli, ale to był ten moment, który ostatecznie doprowadził do "dziś".
Początkowo pojawiły się moje problemy z pracą, nie finansowe, ale znacznie większy stres związany z obowiązkami. Do tego jako osoba bez "fachu w ręku" nie potrafiłem na początku odnaleźć się jako gosodarz domu. Jednak wyzwanie okazało się trudniejsze i kosztowniejsze, niż myśleliśmy.
Do tego wszystkiego poważnie zachorował mój ojciec i ogólnie mówiąc nie było już tak lekko. Zacząłem dużo marudzić.
Wydawało mi się jednak, że cały czas idziemy do przodu, i że może nie jest rewelacyjnie, ale przynajmniej jest dobrze. Pojawiały się sygnały, że między nami robi się gorzej, ale jakoś oboje je ignorowaliśmy, zamiataliśmy je pod tzw. dywan. Zresztą, wyglądało na to, że cały czas, pomimo różnych trudności, darzymy się uczuciem.
Ostatnio jednak żona zaczęła się zmieniać, bardziej dbać o siebie i w siebie inwestować. Jednocześnie zaczęliśmy się oddalać. Nie ma jednak mowy o zdradzie, przynajmniej nie fizycznej, bo żona naprawdę nie miałaby jak tego przede mną w tej chwili ukryć.
Mówi, że już mnie nie kocha, a co gorsza, że nie chce nic naprawiać. Jednocześnie jednak, nie jestem w stanie skłonić jej do rozmowy, co dalej, bo mi takie życie nie odpowiada. Gdy kocha się kogoś, kto jest dla nas chłodny i nas nie szanuje (doszło i do tego), życie z taką osobą pod jednym dachem jest naprawdę trudne. A najwyraźniej żonie takie trwanie odpowiada. Być może chodzi o wygodę.
Szczerze mówiąc nie poznaje jej i albo się bardzo zmieniła, albo od początku miała na twarzy maskę i ukrywała prawdziwe oblicze.
Oczywiście jest w tym wszystkim dwójka ciągle małych dzieci i ani ja, ani ona nie chcemy ich w żaden sposób krzywdzić. Tylko, że atmosfera, która u nas panuje i tak na nie wpływa, i taka patowa sytuacja, jeśli będzie trwać, niczego dobrego nie przyniesie.
Mam też wrażenie, że żona mną manipuluje oraz że w tej relacji zawsze dawałem więcej, i że było dobrze, dopóki byłem w stanie dawać dużo, a sam wiele nie potrzebowałem. Jak u mnie zaczęło się psuć (potrzebowałem wsparcia), to stałem się be.
Gdy tak czytam o toksycznych związkach, to wiele z tych przesłanek widzę właśniej w mojej żonie.
Sęk w tym, że ona twierdzi między innymi, że to ja wyssałem z niej cały optymizm, że nie podoba się jej mój rozwój, ani moja relacja z jej najstarszym, już prawie pełnoletnim dzieckiem.
Jak wiele osób, też mam swoje deficyty i zdaje sobie sprawę, że część z jej zarzutów jest trafna. Tyle, że większość tego co ona mi zarzuca, ja mógłbym z powodzeniem zarzucić jej i ona o tym wie. Chyba zresztą nie na tym polega dojrzałość, by przerzucać się winą i stale wypominać coś, co miało miejsce lata temu. Szczególnie, że nigdy nie wyrządziliśmy sobie żadnego świństwa.
Jakimś cudem wszelkie pojednawcze rozmowy, które inicjuje tylko jedna strona (ja), zawsze kończą się tym, że to ja się tłumaczę, muszę coś zmienić, muszę przyjąć winę na siebie. I ona jakoś zawsze tak pokieruje rozmową, że zchodzimy z meritum na jakiś poboczny tor, który najczęściej dotyczy mojej osoby (oczywiście w sposób negatywny).
I faktycznie w tym wszystkim już zaczynam się gubić. Kto tu właściwie jest tokosyczny? Ona? Ja? Oboje? No i czy można znaleźć z tego jakieś rozwiązanie?
Kocham ją i uważam, że warto, bo suma powodów "za" zdecydowanie przewyższa "przeciw". No, ale do tanga trzeba dwojga... - https://www.psychiatria.pl/forum/toksyczna-zona-czy-toksyczny-ja/watek/1514776/1.html#p1514807https://www.psychiatria.pl/forum/toksyczna-zona-czy-toksyczny-ja/watek/1514776/1.html Toksyczna żona, czy toksyczny ja?
Toksyczny człowiek to egoista, nie liczy się z innymi, brakuje mu empatii oraz wrażliwości emocjonalnej, nie potrafi wczuć się w Twoje położenie, nie rozumie Twoich emocji, ma również problemy z nazywaniem i kontrolowaniem własnych zachowań,działań
jest nieprzewidywalny, nigdy nie wiesz, w jakim nastroju go zastaniesz, czego się po nim spodziewać, czy będzie miły czy zaraz wpadnie w gniew. Łatwo go sprowokować. Bywa cholerykiem i furiatem.
Osoba toksyczna stawia siebie w roli kozła ofiarnego, zawsze jest pokrzywdzona przez los, potrzebuje Twojej pomocy i wsparcia, ale sama nie kwapi się do tego, aby komuś pomóc. Pamiętasz, ile razy już ratowałeś ją z opresji? jak piszesz wspierałeś..pomagałeś,wyręczałeś
osoby takie bywają bezwzględne podłe chamskie nie stronią od przemocy psychicznej i fizycznej. Stosują szantaż emocjonalny i często kłamią właściwie zawsze...dlaczego mąż ją zostawił? Zastanowiłeś się nad tym czy teraz masz głębszy i bardziej klarowny obraz jej osoby?
są aroganccy wobec innych, życzą im źle
uwielbiają osądzać, krytykować innych, bardzo źle reagują jednak na próbę oceny siebie.
Twoja żona potrafi doskonale wzbudzić poczucie winy u Ciebie wszystko po to, aby przejąć nad tobą kontrolę. Cieszy się, gdy może kogoś od siebie uniezależnić, zarówno emocjonalnie, jak i finansowo,
Człowiek toksyczny niejako karmi się cudzym nieszczęściem: lubi, gdy coś Ci się nie uda, gdy poniosłeś porażkę np.brak pracy czy problemy u rodziców akurat w Twoim przypadku wtedy jest przy Tobie i czerpie z Twoich negatywnych emocji ogromną satysfakcję (dopamina serotonina) Okrutne? Właśnie tak funkcjonuje toksyczny człowiek przyjacielu a nigdy nie jest to przypadek wzorzec to rodzic matka,ojciec a jednocześnie towarzyszące zaburzenie lub choroba psychiczna .Jak jesteś wstanie sprawdzić że nie ma możliwości że Ciebie nie zdradza ? Dlaczego odszedł od niej poprzedni partner ?(powtórzę pytanie) Oczywiście usłyszałeś jedyną prawidłową wersję i Twój następca ..identyczną usłyszy a Twój krótki poprzedni związek,małżeństwo też dużo mówi o Twojej osobie w sensie psychologicznym ..właśnie dlatego związałeś się z tak "sympatyczną "kobietą jak piszesz.. ale to Twoje życie i dalsze decyzję aczkolwiek nie podejmiesz ich Ty,tylko żona ... PozdrawiamOstatnia edycja: - https://www.psychiatria.pl/forum/toksyczna-zona-czy-toksyczny-ja/watek/1514776/1.html#p1514824https://www.psychiatria.pl/forum/toksyczna-zona-czy-toksyczny-ja/watek/1514776/1.html Toksyczna żona, czy toksyczny ja? GośćZalogowani użytkownicy mają możliwość budowania własnego statusu na forach grupy Medforum.
Po napisaniu odpowiedniej ilości postów przy avatarze pojawi się odpowiedni status.- Początkujący/ca - mniej niż 100 postów
- Wtajemniczony/na - pomiędzy 101 a 300 postów
- Forumowicz/ka - pomiędzy 301 a 1200 postów
- Komentator/ka - pomiędzy 1201 a 3600 postów
- Lider/ka opinii - pomiędzy 3601 a 6000 postów
- VIP - więcej niż 6001 postów
Jeśli Ci zależy na małżeństwie i rodzinie, a nie możecie sami się porozumieć, to wskazana byłaby terapia par.
Jeżeli Twoja żona się nie zgodzi, to idź sam do psychologa. Zmiany w Tobie wpłyną i na otoczenie.
Tak na już, by polepszyć komunikację między Wami, warto sięgnąć po książkę M. Rosenberga nt. porozumienia bez przemocy. Na you tube znajdziesz, także z polskimi napisami, nagrania wykładów (bardzo przystępnych i obrazowych) tego psychologa. - https://www.psychiatria.pl/forum/toksyczna-zona-czy-toksyczny-ja/watek/1514776/1.html#p1514829https://www.psychiatria.pl/forum/toksyczna-zona-czy-toksyczny-ja/watek/1514776/1.html Toksyczna żona, czy toksyczny ja?
@Mohic,
Według tej definicji moja żona ma znamiona osoby toksycznej i faktycznie ze zrozumieniem mnie ma ciężko. Zdecydowanie też jest choleryczką. Zawsze musiałem uważać na to co i w jaki sposób do niej mówię. Tylko, że ona zarzuca mi to samo "obchodzenie się jak z jajkiem". Jedna rzecz, która się kompletnie nie zgadza to bycie aroganckim. Nigdy nie dawała po sobie poznać, by komukolwiek życzyła źle.
Oczywiście wiem, czemu mąż ją zostawił. Przechodząc przez te wszystkie batalie sądowe bardzo wiele dowiedziałem się i o żonie, i o nim. Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale jeśli zostawiasz żonę z drugim dzieckiem w ciąży, w dodatku robiąc to na odległość, nie możesz być dobrym człowiekiem. Bo o ile przy pierwszym dziecku byli bardzo, bardzo młodzi i mogli popełnić wiele błędów, o tyle przy drugim była to już decyzja dwojga dorosłych ludzi, kilkuletnich rodziców. Niezależnie więc jaka była dla niego na co dzień (tego przecież nie wiem, nie żyjąć z nimi pod jednym dachem), nie zostawia się kobiety w ciąży w takiej sytuacji.
Wracajać do mertium - u siebie też widzę znamiona osoby toksycznej. Co prawda nie jestem nieprzewidywalny, a cholerykiem byłem za młodu i wyrosłem z tego. Potrafię też dawać wiele wsparcia i praktycznie zawsze jestem gotów pomóc innym, jeśli o to proszą. Na pewno nie brak mi empatii. Niemniej jednak, mimo że nie życzę nikomu źle, nie ukrywam, że gdy widzę osoby w gorszej sytuacji, czuję jakieś zadowolenie, że nie mam najgorzej, że inni też mają problemy. Lubię też oceniać innych, zawsze wydwało mi się, że szybko i trafnie oceniam ludzi. Czy to podchodzi pod "karmienie się cudzym nieszczęsciem"?
Wspomniałeś o kontroli. Prawda jest taka, że dom (i kredyt) jest mój, mimo że oboje włożyliśmy w niego podobny wkład finansowy, ale tylko tak z bankiem dało się dogadać. Nie byliśmy w stanie dostać kredytu razem. Tylko, że ja wcale, a wcale nie czuję się w pozycji siły. "Kasa" mnie nie obchodzi. Mój syn jest dla mnie najważniejszy i nie chcę się od niego oddzielać. Innymi słowy nie mam gdzie iść, a żyjąc tu, męczę się codziennie, co wpływa negatywnie na moją wydajność i z punktu widzenia rodziny jako całości, na pewno nie jest niczym dobrym.
Co do zdrady, w obecnej covidowej sytuacji, oboje pracujemy z domu. Nie ma też wiele okazji do spotkań towarzyskich. Żona nie "pilnuje" swojego telefonu, itd. Poza faktem, że bardziej dba o siebie i stała się chłodna dla mnie, nie widzę nic, co mogłoby być czerwoną flagą. A jestem na to wyczulony, bo w końcu tak się rozpadło wcześniejsze małżeństwo.
I wreszcie o tej sympatyczności. Zawsze miałem poczucie, że żona mną manipuluje, ale to nie jest tak, że mnie nieustannie unieszczęśliwiała. Mamy masę dobrych wspomnień i wiele wspólnie osiągnęliśmy.
Jesteśmy razem już siedem lat. To kawał czasu. I właśnie nie umiem zrozumieć, czemu akurat teraz jest źle. Teraz nagle żona mówi, że tak naprawdę to ona nigdy w tym związku nie była szczęśliwa. Pozostaje pytanie, czemu tak długo w nim tkwiła (i w sumie nadal tkwi, bo nie kwapi się, by cokolwiek zmienić). Czemu też chciała domu, czemu włożyła w ten dom swoje pieniądze. To wszystko nie trzyma się kupy i nie wiem, co o tym wszystkim myśleć.
Również pozdrawiam. - https://www.psychiatria.pl/forum/toksyczna-zona-czy-toksyczny-ja/watek/1514776/1.html#p1514830https://www.psychiatria.pl/forum/toksyczna-zona-czy-toksyczny-ja/watek/1514776/1.html Toksyczna żona, czy toksyczny ja?
@juliap,
Ciekawe, że o tym piszesz, bo akurat wczoraj robiłem rozeznanie, gdzie w okolicy można zapisać się na taką terapię.
Dziękuję za namiary na Rosenberga. Na pewno zajrzę.
Pozdrawiam. - https://www.psychiatria.pl/forum/toksyczna-zona-czy-toksyczny-ja/watek/1514776/1.html#p1514832https://www.psychiatria.pl/forum/toksyczna-zona-czy-toksyczny-ja/watek/1514776/1.html Toksyczna żona, czy toksyczny ja?
Myślę (zdarza mi się to czasami) pierwsze kroki to psycholog i wizyta u niego, Twoja indywidualna bez żony na początek a w dalszej perspektywie wspólna którą i tak zaproponuję, podpowiadając jednocześnie jak "skłonić" do niej Twoją żonę( lecz się sam to usłyszysz od Niej) ..A manipulacja to właśnie przyjacielu cyt"Jesteśmy razem już siedem lat. To kawał czasu. I właśnie nie umiem zrozumieć, czemu akurat teraz jest źle. Teraz nagle żona mówi, że tak naprawdę to ona nigdy w tym związku nie była szczęśliwa. Pozostaje pytanie, czemu tak długo w nim tkwiła (i w sumie nadal tkwi, bo nie kwapi się, by cokolwiek zmienić). Czemu też chciała domu, czemu włożyła w ten dom swoje pieniądze. To wszystko nie trzyma się kupy i nie wiem, co o tym wszystkim myśleć." i jej wynik właśnie dlatego TY nie wiesz co o tym myśleć zadając te wszystkie pytania,odnosząc się do zdrady również cyt."Poza faktem, że bardziej dba o siebie i stała się chłodna dla mnie, nie widzę nic, co mogłoby być czerwoną flagą." to nie jest stwierdzenie faktu że istnieje ale takie symptomy mogą ją zapowiadać..Pozdrawiam
Ostatnia edycja: - https://www.psychiatria.pl/forum/toksyczna-zona-czy-toksyczny-ja/watek/1514776/1.html#p1514879https://www.psychiatria.pl/forum/toksyczna-zona-czy-toksyczny-ja/watek/1514776/1.html Toksyczna żona, czy toksyczny ja?
Witam Cię do...
Faktycznie czytając Twoje posty można odnieść wrażenie że coś się tu nie zazębia i któregoś tryba brakuje w tym mechanizmie.
Powiedz mi dlaczego Twoja żona nie chce z Tobą rozmawiać o emocjach, o związku i konsekwencjach dalszego "takiego" trwania w nim?
Czy według Ciebie ta niechęć pochodzi od tego że jest osobą zamknięta w sobie, nie chce rozmawiać o emocjach( czy pytałeś ją kiedykolwiek o to czy ma problemy z wyrażaniem uczuć) boi się rozmawiać o "przyszłości"?, czy ma jakikolwiek inny powód do tego, żeby Cię zbywać w przypadku podjęcia jakiejkolwiek przez Ciebie próby?
Zastanawia mnie to, bo tu może tkwić klucz do tego dlaczego nie podejmuje chęci dialogu i pojednania.Każda normalna osobowość dąży do próby skonfrontowania się z partnerem aby zrozumieć uwarunkowania leżące u podstaw braku kompromisu.
Proponuję Ci usiąść z nią do szczerej rozmowy, zaznacz że prosisz ją o szczerość w jej odpowiedziach.Zaznacz że jesteś zaniepokojony obecnym stanem rzeczy i dalsze funkcjonowanie małżeństwa na takim pułapie może ponieść realne konsekwencje nie tylko już nadszarpniętego związku,ale też może rzutować na wspólne wychowywanie dzieci(odwołaj się do wspólnego dobra jakim są dzieci)
Najzwyczajniej w świecie powiedz jej że każdy ma prawo znać prawdę jaka by ona nie była dołująca.
Może jest coś o czym nie chce Ci powiedzieć, a jednocześnie, nie chce Cię jakąś informacją na Twój temat urazić.
Jeżeli jakimś cudem zechce z Tobą zamienić kilka słów to:
Obserwuj ją jak się zachowuje podczas rozmowy, czy nawiązuje z tobą kontakt wzrokowy,czy ucieka wzrokiem, generalnie chodzi o to, czy jest w miarę szczera i zaangażowana w tą rozmowę (jeżeli rozmowa jest spokojna ziewnij sobie, zaobserwuj czy też ziewnęła) To pozwoli Ci zorientować się czy myśli o rozmowie,czy buja w obłokach, a samą rozmowę potraktowała na odczepnego.
Cyt."Zdecydowanie też jest choleryczką. Zawsze musiałem uważać na to co i w jaki sposób do niej mówię. "
Rozumiem że nieuzasadniona chwiejność emocjonalna też występuje,a czy to jest chwiejność typu- notoryczny spadek nastroju, czy też może występują okresy euforii, bądź okresy na zmianę.
Tak, żona już Cię nie kocha tak Ci powiedziała. To jakie relacje że tak zapytam występują pod względem satysfakcji seksualnej.Co z tą dość istotną sferą?, bo w przedstawionej przez Ciebie sytuacji, wyłącznie jest to dla nas źródłem domysłów.
Cyt."Początkowo pojawiły się moje problemy z pracą, nie finansowe, ale znacznie większy stres związany z obowiązkami. Do tego jako osoba bez "fachu w ręku" nie potrafiłem na początku odnaleźć się jako gospodarz domu."
A co sadzisz o oczekiwaniach Twojej żony? czy przypadkiem te oczekiwania nie były zbyt wysokie, a Ty nie sprostałeś jej wyobrażeniom o perfekcyjnym panu domu. (nie każdy się musi na wszystkim znać i być w każdej dziedzinie perfekcjonistą, jak w niektórych ludzi mniemaniu powinno tak być, patrz- choleryk)
Zdajesz sobie pewnie sprawę że nie możecie w takim zawieszeniu tkwić, musisz wystawić kawę na ławę, bo na dłuższą metę się wykończysz "chłopie" Nie wiem dlaczego jest to jej na rękę, aby odmawiać Ci propozycji dialogu, ale jest to co najmniej zastanawiające. Zapytaj ją, powiedz żeby Ci powiedziała tak po ludzku co jest powodem tego iż Cię już nie kocha. Masz prawo!!! wiedzieć co jest powodem zakotwiczonej w niej niechęci do Ciebie, może by mogła sprecyzować gdzie w jakich dziedzinach, okolicznościach,emocjach i wreszcie zdarzeniach,które miały miejsce bądź mają, tkwi ta ów antypatia.
Faktycznie musisz znaleźć jakąś instytucję która na ten czas korona wirusa pomogła by wam .
Jeżeli coś Ci z moich wskazówek pomoże to fajnie, jak nie to też nic się nie stało,ale pamiętaj na przyszłość - nie zastanawiaj się co Ty od partnerki (związku) byś chciał otrzymać najcenniejszego, a to co Ty możesz wnieść w ten związek, jednocześnie nie oczekując nic w zamian. Takie obopólne spojrzenie na związek może znacząco poprawić każdą relację partnerską i warto się nim kierować w codziennym życiu.
Pozdrawiam Wszystkich życząc miłego wieczoru!Ostatnia edycja: - https://www.psychiatria.pl/forum/toksyczna-zona-czy-toksyczny-ja/watek/1514776/1.html#p1514919https://www.psychiatria.pl/forum/toksyczna-zona-czy-toksyczny-ja/watek/1514776/1.html Toksyczna żona, czy toksyczny ja?
Wczoraj byłem uparty i udało nam się z żoną trochę porozmawiać, i chyba zaczynam łączyć fakty.
W czasie jednego z procesów sądowych żona była poddana badaniu w RODK. W opinii napisano "W zakresie funkcjonowania psychospołecznego (..) predysponowana do zachowań uległo - zależnych, do podporządkowywania się w relacji, by zyskać oparcie, pomoc."
Od samego początku żona mówiła mi, że od mężczyzny przede wszystkim oczekuje wsparcia. Opinia również jasno o tym mówi.
Wczoraj na pytanie co dziś jest inaczej, niż np. rok temu, że tak się ode mnie oddaliła, odpowiedzła, że dawniej nie była wystarczająco silna i rzeczy, które jej przeszkadzały zamiatała pod dywan, znosiła.
Idąc dalej, w ostatnim czasie praca stała się dla niej znacznie ważniejsza. Gdy się poznaliśmy, pracowała na mało odpowiedzialnym stanowisku, potem albo była na macierzyńskim, albo był taki czas, że w ogóle nie pracowała. Z jakieś dwa lata temu wróciła na pół etatu, już na inne stanowisko, i od niespełna roku pracuje na pełny etat. Widać, że rozwija się w pracy i się tam spełnia.
Do tego gdzieś na początku roku żona umówiła wizytę u psychiatry, bo "nie potrafiła zatrzymać natłoku myśli". O tym natłoku mówiła od zawsze, ale ja też mam nieustanną "rozkminę" i nawet się cieszyłem, że jesteśmy podobni, i jakoś nie widziałem w tym niczego niepokojącego. Mówiłem jej wtedy, że warto spróbować, jeśli faktycznie ma z tym problem i miałoby to pomóc. W każdym razie od czasu tej wizyty bierze leki antydepresyjne, escytalopram, 10mg dziennie.
Warto też dodać, że żona w domu rodzinnym nie miała lekko (alkohol, śmierć rodzica). U mnie też były niedostatki (choroba psychiczna mamy).
I to się teraz zaczyna układać w logiczną całość. Związała się ze mną, bo potrzebowała wsparcia. Dopóki to wsparcie było potrzebne i dopóki je dawałem, na powierzchni było OK. Teraz raz, że ja też potrzebowałem wsparcia, dwa, że ona może już go w takim stopniu nie potrzebuje, w jakiś sposób mnie odtrąca.
W sferze seksualnej nie ma całkowitej posuchy. Zdarza się to rzadziej, najczęściej w weekendy i raczej jest ostrzej. Zdecydowanie mniej w tym uczucia, niż dawniej.
Ostatnim razem nawet się zbliżyliśmy, w spojrzeniach była miłość. "Po" popłynęły jej łzy i niespodziewanie rzuciła czymś w stylu "jak można jednocześnie kogoś tak wielbić i nienawidzić" - w sensie, opisywała moje uczucia do niej. Tylko, że ja do niej nie czuję nic poza miłością. Jasne, jak traktuje mnie źle, czy gdy w kłótniach mnie prowokuje (a przyznam, że żadna wcześniejsza partnerka nie potrafiła tak uderzyć w czułe struny), czasem we mnie kipi, ale piszę o stanie na co dzień. Kocham ją i nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Są pretensje, ale o żadnej nienawiści nie ma mowy.
Wczoraj powiedziała też, że ma do mnie żal, że w różnych kłótniach / dyskusjach sięgałem po argument jej dzieci z porzedniego związku, powodując u niej poczucie winy.
Przed nami jeszcze dłuuuuga droga i naprawdę mamy ogromny problem z komunikacją, bo nigdy nie chciałem u niej wzbudzać poczucia winy.
Ponoć mężczyźni w rozmowach ustalają fakty. I ja tymi faktami posługiwałem się, próbując żonie uzmysłowić, że nie jestem wszechmocny i że ona też musi mnie zrozumieć, że sytuacja nie jest łatwa nie tylko dla niej, ale dla nas obojga.
Natomiast wydaje mi się, że podejście w stylu: dopóki potrzebuję i dajesz, biorę, a jak nie potrzebuję lub nie dajesz, spadaj, jest mega nieuczciwe. Tak samo jak nieuczciwe jest podejście, przemilczam problemy, bo Cię potrzebuję, sama sobie nie poradzę, ale jak tylko ze mną będzie lepiej, to nie omieszkam Ci spraw wypomnieć.
I choć nie mówi tego wprost, to mam takie poczucie jakoby ona biedna, ja - tyran - robiłem jej źle, ale ona była za słaba, by się bronić. Teraz, gdy jest silniejsza, to nie wiem? Karze mnie za coś, czy po prostu zwyczajnie nie potrzebuje?
Najważniejsze, że daliśmy radę w ogóle porozmawiać i że żona jest otwarta na dalsze rozmowy (chyba, że jedynie powiedziała, co chcę usłyszeć, żeby jak najszybciej zakończyć dyskusję).
Zobaczymy, czy (i jak) te rozmowy potoczą się dalej. Na pewno na razie muszę być bardzo otwary, i bardzo pozytywny, i nie używać "języka szakala", przyjąć cierpliwie jej słowa nawet, gdy się kompletnie z treścią nie zgadzam. Inaczej znów się w sobie zamknie.
Dzięki za "wysłuchanie" i wszystkie wskazówki. Chętnie poczytam / wyjaśnię więcej, jeśli ktoś się skusi ocenić tą sytuację. - https://www.psychiatria.pl/forum/toksyczna-zona-czy-toksyczny-ja/watek/1514776/1.html#p1514940https://www.psychiatria.pl/forum/toksyczna-zona-czy-toksyczny-ja/watek/1514776/1.html Toksyczna żona, czy toksyczny ja?
Witam ponownie .
Super! pierwszy krok poczyniłeś. Wiesz przynajmniej czego się zaczepić aby w miarę dobrze uporządkować wasze sprawy. A zatem jak Ci na niej na prawdę zależy i jesteś przekonany o swoich uczuciach... Zaskocz ją oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu, niech poczuje że Ci na niej zależy, otwórz się na wszelakie sygnały które świadomie, bądź podświadomie wysyła do Ciebie. Inwencja twórcza teraz "chłopie" należy do Ciebie, masz już pewną wiedzę co lubi co preferuje, pokarz jej że jesteś wdzięczny za to że się otworzyła na dialog, że zechciała z Tobą porozmawiać.Powiedz jej że jeżeli kiedykolwiek będzie miała jakieś wątpliwości, obojętnie w jakiej dziedzinie to może mieć oparcie w Tobie, wystarczy że Ci zasygnalizuje chęć rozmowy i wyjaśni o co chodzi. Musi wiedzieć że rozmowa,rozmowa i jeszcze raz rozmowa to droga do porozumienia w każdym aspekcie codziennego życia.
Musisz też zrozumieć iż sam fakt opisanego "natłoku myśli" może mieć podłoże psychiczne(emocjonalne) i brane przez nią leki mogą wypaczać rzeczywisty obraz codziennych spraw z którymi musi się zmierzyć. To postrzeganie rzeczywistości może być trochę zaburzone i nie zawsze to co będziesz jej chciał przekazać w dobrej wierze będzie za takowe odebrane.
Wspieraj ją, daj jej odczuć że Ci mega na niej zależy i analizuj czy takie zachowanie przynosi wymierne pozytywne skutki.
Pozdrawiam wszystkich jak zwykle życząc miłego dnia!!!Ostatnia edycja: - https://www.psychiatria.pl/forum/toksyczna-zona-czy-toksyczny-ja/watek/1514776/1.html#p1514946https://www.psychiatria.pl/forum/toksyczna-zona-czy-toksyczny-ja/watek/1514776/1.html Toksyczna żona, czy toksyczny ja? GośćZalogowani użytkownicy mają możliwość budowania własnego statusu na forach grupy Medforum.
Po napisaniu odpowiedniej ilości postów przy avatarze pojawi się odpowiedni status.- Początkujący/ca - mniej niż 100 postów
- Wtajemniczony/na - pomiędzy 101 a 300 postów
- Forumowicz/ka - pomiędzy 301 a 1200 postów
- Komentator/ka - pomiędzy 1201 a 3600 postów
- Lider/ka opinii - pomiędzy 3601 a 6000 postów
- VIP - więcej niż 6001 postów
Plus za sięgnięcie tak szybko po Rosenberga.
Z opinii sądowej wychodzi, że Twoja żona może mieć osobowość zależną, tudzież skłonność do współuzależnienia. Także na to wskazywać może jej dzieciństwo
Dobrze by było, aby oprócz pomocy psychiatrycznej przeszła terapię DDA.
Natomiast Twoje przejścia z chorobą psychiczną mamy też mogły wpłynąć na Twoją osobowość, styl przywiązania w związkach.
Może być tak, że oboje potrzebujecie własnego wparcia psychologicznego.
Natomiast, na pewno warto wybrać się na terapię par.
Napisałeś, że Twoja żona zaczęła się rozwijać, stawać na nogi, robić się samodzielna. To bardzo dobrze. Ale wymaga zmiany pewnego układu sił i wszystkiego, co się z nim łączyło do tej pory. Możliwe, że to, czym imponowałeś żonie, teraz, gdy ona już sama bardziej jest w stanie zadbać o siebie, nie jest już wystarczające.
I nie jest to kwestia winy, którejś ze stron. Po prostu, Twoja żona mogła na nowo spojrzeć na Ciebie, na Wasz związek. Może potrzebuje czegoś innego, więcej.
Czasem jest tak, że ludzie bardzo zafiksowują się na codziennych sprawach, zarabianiu pieniędzy, zapewnieniu utrzymania, że wszystko inne schodzi na dalszy plan lub w ogóle gdzieś znika.
Twoja żona może potrzebuje interesującego faceta, z którym można robić różne rzeczy, dyskutować na interesujące tematy, który ma swoje pasje, który potrafi docenić ją, jej sukcesy.
Generalnie kłótnie, wytykanie czegoś, osobiste wycieczki nie tworzą związku, tylko go niszczą.
Uważaj też na stereotypy płci, takie słowa, opinie, nie przejdą przy inteligentnych kobietach. To odrzuca.
Każdy chce być szanowany i traktowany indywidualnie. Przeszkadza to też w komunikacji, tekst, że faceci posługują się konkretami, Twoja żona może odebrać jako obrazę, przytyk, jakoby ona nie miała takiej umiejętności. Nie zajedziecie w taki sposób daleko.
Jeśli zależy Ci na żonie, na rodzinie, to pora zadbać o nią, nie dolewać oliwy do ognia. Jeśli Twoja żona ma te skłonności do opierania się na innych ludziach, partnerze, to szybko może znaleźć się inny mężczyzna, który jej braki emocjonalne wyłapie i może już nie być, co ratować. I paradoksalnie, gdy już jest bardziej samodzielna, łatwiej jej może być zaryzykować rozstanie z Tobą.
Także, jeśli rzeczywiście nie jest najlepiej między Wami, są duże problemy z komunikacją, ranicie się słowami, to im szybciej wejdzie terapia, tym lepiej. - GośćZaloguj się , aby dodać odpowiedź
- Nie panuje nad strachem
Dlugo zbierałam się aby tu napisać. Piszę bo potrzebuje rady albo kubła...
Forum: Stres - Perazin 25, Asertin 50
Witam, mam pytanie odnośnie leków asertin 50 oraz perazin 25. Czy coś się...
- Jak sobie z tym radzić?
Hej,Choruję od ponad 10 lat, wstępnie zdiagnozowano nawracającą...
- Pomocy
Pomocy! Jestem od 3,5 roku w związku z mężczyzną z Chad. Dopiero się...