Forum: Psychiatria - grupa dla rodziny i pacjenta
Temat: Toksyczni rodzice? Nie wiem co mam robić (6)
- https://www.psychiatria.pl/forum/toksyczni-rodzice-nie-wiem-co-mam-robic/watek/1216836/1.html#p1216836https://www.psychiatria.pl/forum/toksyczni-rodzice-nie-wiem-co-mam-robic/watek/1216836/1.html Toksyczni rodzice? Nie wiem co mam robić Gość
WIEM ZE HISTORIA TROCHĘ DŁUGA ALE MAM NADZIEJĘ ZE CHOCIAŻ KILKA OSÓB TO PRZECZYTA I MI POMOŻE.
Cześć. ! Mam problem z moimi rodzicami i nie wiem co mam dalej z tym faktem zrobić. Jestem już na finiszu studiów ( we wrześniu obrona) i po powrocie z wakacji postanowiłam sobie dorobić i znalazłam pracę w piekarni jako ekspedientka. Traktuję tę pracę jako pracę na chwilę a nie na całe życie ale moi rodzice i tak ciągle pytają czy nie wstydzę się tej pracy przed znajomymi.
Mieszkam z narzeczonym na górze domu jego rodziców. Ostatnio moja matka zaczepiła na mieście matkę mojego narzeczonego i zaczęła pytać dlaczego wygonili mnie do roboty, ze ja powinnam w domu siedzieć i pracę mgr kończyć i że powinnam iść na jakiś staż bo przecież nie po to studiuję żeby w piekarni zapieprzać. Nie chce nawet myśleć co moja przyszła teściowa sobie o tym pomyślała i dodam ze nikt mnie do tej pracy nie zmuszał i jak już mówiłam jest to praca na chwilę bo póki mam status studenta nie mogę się zapisać do Urzędu Pracy i iść na jakiś staż związany z moim kierunkiem studiów.
Moi rodzice chyba nigdy nie będą ze mnie zadowoleni. Oczywiście kiedy przyjeżdżałam do nich w czerwcu czy lipcu to pytali „ co ja tam robię całe dnie ( jak mój chłopak jest w pracy, pracuje na 3 zmiany) i czemu nie idę do jakiejś pracy”. Co wizytę słyszę też oczywiście że powinnam schudnąć. Nie mam żadnej przyjemności z wizyt u moich rodziców, ale raz na jakiś czas musze pojechać ponieważ mieszka tam tez moja siostra z 5letnią córką – moją chrześniaczką. Moja siostra jest dwa lata młodsza ( ma teraz 22 lata) wiec córkę urodziła mając 17 lat. Oczywiście dziecko zrobiła sobie z totalnym patusem który teraz nie ma z córką kontaktu. Uciekała z domu, nie zajmowała się dzieckiem, wszystko na utrzymaniu moich rodziców. Mieliśmy dwupokojowe mieszkanie wiec w jednym pokoju ona z dzieckiem a ja w drugim z rodzicami dlatego po 3 latach się wyprowadziłam stamtąd. Teraz siostra ma faceta, który pracuje za granicą i ostatnio dowiedziałam się ze znowu jest w ciąży… A na dodatek ze moi rodzice chcą kupić jej i jej facetowi mieszkanie… Czy to waszym zdaniem jest normalne?
Ja studiuję i znalazłam sobie prace na chwile w piekarni i jestem gnojona a moja 22letnia siostra która będzie miała już 2 dzieci, nie ma matury i były z nią same kłopoty ma od nich dostać mieszkanie… Powiem szczerze ze mam już dosyć i nie chce mi się z nimi utrzymywać kontaktu i jestem wykończona psychicznie. Co Wy myślicie o tej sytuacji? - https://www.psychiatria.pl/forum/toksyczni-rodzice-nie-wiem-co-mam-robic/watek/1216836/1.html#p1216850https://www.psychiatria.pl/forum/toksyczni-rodzice-nie-wiem-co-mam-robic/watek/1216836/1.html Toksyczni rodzice? Nie wiem co mam robić Gość
Proszę o pomoc!
- https://www.psychiatria.pl/forum/toksyczni-rodzice-nie-wiem-co-mam-robic/watek/1216836/1.html#p1216894https://www.psychiatria.pl/forum/toksyczni-rodzice-nie-wiem-co-mam-robic/watek/1216836/1.html Toksyczni rodzice? Nie wiem co mam robić GośćZalogowani użytkownicy mają możliwość budowania własnego statusu na forach grupy Medforum.
Po napisaniu odpowiedniej ilości postów przy avatarze pojawi się odpowiedni status.- Początkujący/ca - mniej niż 100 postów
- Wtajemniczony/na - pomiędzy 101 a 300 postów
- Forumowicz/ka - pomiędzy 301 a 1200 postów
- Komentator/ka - pomiędzy 1201 a 3600 postów
- Lider/ka opinii - pomiędzy 3601 a 6000 postów
- VIP - więcej niż 6001 postów
Kochana, niestety z rodzina ciezko jest, niby fajnie ze jest, a najtrudniej z nimi rozmawiac i oczekiwac wsparacia. maltretuja nas psychicznie na rozne sposoby, nawet sobie nie zdaja sprawy. i chca dla nas jak najlepiej i to jest w tym wszystkim zabawne, i robia tak latami.
Problem w tym, ze jest nam trudno sie od tego schematu mentalnie uwolnic, bo podswiadomie potrzebujemy a raczej chcemy ich akceptacji a oni niestety robia inaczej. Im szybciejzaakceptujesz, ze TY jestes odpowiedzialna za siebie i masz prawo a wrecz obowiazek zajmowac sie soba, i zyc tak, zeby Tobie bylo dobrze. Nie zwazajac co mowia inni, niestety rodzice mysla, ze jak nas pscyhicznie maltretowali jak bylismy dziecmi, to maja do tego prawo cale zycie . Moze warto powiedziec, to moje zycie i ja robie to co uwazam za stosowne, a praca w piekarni, jak kazda inna. Zapachy na pewno niesamowite, jeden z najpiekniejszych zapachow - pieczony chleb. No i co, ze robisz magistra, znam ludzi, ktorzy szyja a maja tytuly magistrow, i sa szczesliwi. Im wczesniej im powiesz to jest moje zycie, nie bedziesz ich oceniac, ani tego jak i komu pomagaja, tym szybciej ta energia wroci do Ciebie . Oni jakby odzwierciedlaja Twoja energie - czuje sie winna, - to oni jeszcze Cie pomaltretuja.
Twoja siostra chyba szybciej ich rozgryzla . Powiedz im, ze nie sa Panami Twojego szczescia. Nie daj sie, najwazniejsza jestes TY, Twoje zdrowie fizyczne i psychiczne . Trzymaj sie .
ps jakos w okresie wakacyjnych mniej ludzi tutaj siedzi."May the Force be with you"
- https://www.psychiatria.pl/forum/toksyczni-rodzice-nie-wiem-co-mam-robic/watek/1216836/1.html#p1217487https://www.psychiatria.pl/forum/toksyczni-rodzice-nie-wiem-co-mam-robic/watek/1216836/1.html Toksyczni rodzice? Nie wiem co mam robić Gość
Moja Historia Też Długa.... I Podobna...
Przeczytałam co napisałaś i chyba dlatego w końcu się odważyłam mówić. W ogóle w końcu zaczęłam się odzywać bo wiecznie nie potrafiłam odpowiedzieć rodzicom nieważne jak mnie ranili i mi dogadywali. We wszystkim paraliżował mnie strach... Dlatego pomimo, że nie ma tu nic do "cieszenia się" cieszę się, ze jest ktoś kto mnie rozumie... Ale od początku...
Jestem młodą mężatką z cudownym, opiekuńczym, wiernym, i wspierającym mnie mężem bez którego już dawno chyba bym odpadła.... Nad którą rodzice wciąż chcą trzymać kontrole. Niby oni twierdzą, że się wycofali, ale na każdym kroku okazują swoje niezadowolenie, że nie jesteśmy na coniedzielnych obiadkach, że mamy inną wizję remontowania mieszkania, że mamy dość słuchania ze tylko im wszystko zawdzięczamy a inni maja nas w dupie ( co jest totalna bujdą), że nigdy nas nie obrażali, a nie raz byłam ladacznicą spod latarni, która myśli nie tą częścią całą co powinna, mą w ogóle nastawia mnie przeciw, na pewno mnie zostawi a ja wrócę zapłakana do nich.
W sumie wszystko zaczęło się od kąd miałam się urodzić, wiec mam czasem wrażenie że obwiniają mnie za każde swoje niepowodzenia życiowe. Mama świeżo zaręczona, z planami na przyszłość nagle zaszła w ciąże, ok data ślubu była ale do dziś słyszę że jakby nie ja to pewnie poszła by wcześniej do szkoły. Także na świat przyszłam niedługo po ślubie, ot taka wpadka. Oczywiście wcześniak z problemami. Problemy przerosły tatę, a że jego drodzy rodzice to niestety bardzo toksyczni ludzie, którzy uprzykrzyli życie nie tylko im ale i nam niszcząc nas miesiąc miodowy oraz przygotowania do ślubu i zmuszając do ucieczki i pozostawienia wszystkich rzeczy w znienawidzonym już teraz domu.... Ale to inna historia. Jak byłam dzieckiem tata poszedł w ***. Mama bez pracy, a ten ani alimentów ani nic tylko dziewki i dziewki jak to ludzie po wsi mówili.... Wychowywałam się w sumie u drugich dziadków. I nagle zmiana o 180. Tatuś wraca. I wraca "wielka miłość" i pragnienie kolejnego dziecka. I pojawia się po długich staraniach moja siostra, jedyne dobro jakie w moim "rodzinnym domu" zostało.... Ja jako nastolatka mam nowe obowiązki: nauka, siostra, dom, siostra, i najlepiej tyle. Całe gimnazjum czyli w sumie najbardziej burzliwy okres w życiu nastolatka przeżyłam zahukana w domu, naiwna opiekując się dzieckiem, które z powodu spędzania nadmiaru czasu ze mną czasem mówiło mi mamo.... Nie ogarniam tego szczerze. Nie byłam zła że siedzę z siostrą... raczej dobijały mnie szykany dzieciaków, że niania, że sprzątaczka, ze tylko nauka i nic więcej. Nie jest tak ze tylko siedziałam w domu i zero znajomych. Owszem miałam koleżanki i kolegów, ale zazwyczaj siedziałam uziemiona w domu, wychodziłam jak rodzice byli w domu, najlepiej oboje bo mama musiała odpocząć lub coś zrobić więc ktoś z młodą musiał być. Przecież takie dziecko nie będzie sprzątać zabawek itp. Jaki kolwiek bunt był wyśmiewany, że jestem niewdzięczna to tamto.
Liceum... Czas kiedy poznałam męża. ZAWSZE był problem że za często wychodzimy poza dom, że na imprezę sama nie że z nim tak ale samej broń Panie! A to i tak nawet jak byłam pełnoletnia najpóźniej 22, no koło 20-tki to tak koło 2-3 można było wrócić albo ewentualnie jak znali kogoś to może dłużej. Tysiące telefonów, gdzie jestem, z kim, co robię, nie puszczaj się nie pij bo się będę wstydzić jak się schlejesz, jak ty się ubrałaś, wyglądasz jak spod latarni, chcesz wrócić później pewnie, bądź jak ***.... Itp. same słodkości.... Zresztą studia też nie wyglądały ciekawiej.
Studia....
Specjalnie poszłam na zaoczne, żeby się wyrwać. Dostałam się na każde dzienne ale uparłam się ( o co była wojna) że chce iść do pracy i iść na zaoczne, tylko po to żeby szybciej uciec, o czym już myślałam od gimnazjum..... Miałam już wtedy chłopaka, a tym samym mojego obecnego męża. Żeby się widzieć musiałam po prostu jawnie oszukiwać. A to wykłady się przeciągnęły, a to egzamin przełożyli, aaa to zajęcia skończyły się normalnie pomimo że zwiałam z wykładu lub zostały przełożone, a bo szkoła taka chora i kombinują z planem.... Kosmos.... nie mówiąc już o tym że się nie uczyłam ( inżynier obroniony na 4,5) tylko romansowaliśmy i imprezowaliśmy... oni tyle stracili na te szkołę a ja miałam poprawkę.... Całość mi opłacili szkoły - to jest najwspanialsza teoria jaką rozpowiadają rodzinie i znajomym rodziny... Owszem dokładali się do szkoły, za co jestem wdzięczna ale tylko przez 1,5 roku, kolejne całe dwa lata plus wszystkie dodatkowe koszty szkoły pokrywałam sama. Nie mówię o jakiś materiałach, poprawkach, dojazdach, to musiałam od początku i przede wszystkim chciałam od początku pokrywać sama.
Wesele....
To już inna bajka bo od początku nie byli zachwyceni że w wieku 22 lat jestem zaręczona. Ślub chcieliśmy rok później po zaręczynach. I tu zaczęły się duże schody bo nie bo kasa, bo za młodzi bo to bo tamto. Najlepiej za 3-4 lata.... Mówimy nie ma opcji. Kolejna wojna to godzina w kościele. Ze względu na dużo osób przyjezdnych, które tak czy siak wyjeżdżały wczas na wesele chcieliśmy aby ślub był o 15, żeby do 19 nie czekali na jakiś posiłek. Przez tydzień nikt się w domu do mnie prócz siostry nie odzywał, bo powinno być o 17 bo ludzie będą krócej na sali i nikt do rana nie będzie. Na szczęście pomimo 34 stopni goście bawili się do białego rana i nikt nie chciał wcześniej jechać. Zresztą z wesele m problem był w każdej części bo sala nie ta bo powinna być speluna obok domu bo blisko i tanio. Kij że nie ma wyłączności sali i żule z osiedla wchodzą na wesele ( jak do znajomego) - nie to nie było ważne. Postawiliśmy na swoim. Wiecznie słyszałam że koleżanki jeżdżą z córkami i przyszłymi synami i wspólnie decydują. Tu nie było takiej opcji, bo każda nasza propozycja była negowana. Chciałam wziąć teściową na przymiarkę ostatnią połączoną z odbiorem suknie, ponieważ nie ma córki tylko 3 synów i wiem jakie są moje szwagierki, rozegrała się wojna. Kilka dni wcześniej usłyszałam ze mój tata chce z nami jechać dlatego powiedziałam teściowej ze my pojedziemy osobnym autem a oni osobnym i spotkamy się na miejscu bo we 4 nie damy rade bo suknia się nie zmieści. To samo powiedziałam rodzicom. usłyszałam że teściowa jest ważniejsza, a mama sama taki kawał nie pojedzie bo nie trafi. Mama o tym że tata chce jechać nie mówiła i kłamie perfidnie. oczywiście pojechałam sama z rodzicami. problemem było też opłacenie wesela. W czasie zaraz po zaręczynach zaczęłam mieć problemy z pracą, więc rodzice powiedzieli ze jako że to cytuję i tak ich obowiązek pomogą finansowo. I to był błąd. Kiedy w końcu dostałam normalną pracę, na 3 miesiące przed ślubem dowiedziałam że po 3 dniach w pracy nie potrafiłam przyjechać i zaproponować że sama coś opłacę bo tyle przecież zarabiam ( wcześniej tego nigdy owszem nie proponowałam, ale każdy dodatkowy grosz ile tylko mogłam dawałam na zaliczki i inne koszty weselne byle odciążyć rodziców). Dodatkowo dowiedziałam się że oczywiście tylko bym ich doiła i jestem niewdzięczna bo poprawiło mi się w życiu to nawet nie zadzwonię do nich ( w ciągu tych paru dni kontaktowałam się dwa razy z tatą, pisałam do mamy smsy i rozmawiałam z nią jak ona zadzwoniła). I odtąd wszystko się zaognia.
Zaproponowali nam mieszkanie w tym domu, z którego 3 dni po ślubie z obstawą policji musieliśmy uciekać. Nagle kiedy zostaliśmy bez domu i tułaliśmy się po rodzinie uwidzieli sobie kupno domu bo tata się będzie nudził. A i najlepiej wspólnie żebyśmy go na kredyt kupili i zamieszkali razem. Kategorycznie odmówiłam po tym co już przeszliśmy, i dopiero się zaczęło. Kredyt wzięliśmy z teściami. Oczywiście i tak moi rodzice uważają ze to ich zasługa bo ich znajoma zrobiła nam w banku ładną prognozę przed wysyłką do analityka. Nie wiem nie wnikam, nie znam się. Wiem tylko że jak odmówiliśmy domu nagle przestali nam proponować pomoc gdyby były problemy z kredytem w banku interesowało ich tylko czy ich nie zblokujemy w zakupie. Przy okazji dowiedziałam się że nie maja żadnych kredytów, gdzie jakieś 2 tygodnie wcześniej mówili mi że przez moje wesele musieli się zadłużyć i spłacają teraz kredyt. Nie wiem teraz kto z kogo robi głupiego.... Obecnie tułamy się po rodzinie oczekując końca remontu mieszkania o co też się obrazili bo nie chcieliśmy ich pomocy. A kiedy jednak poprosiliśmy o te pomoc i zaczęli nam dyktować swoje warunki obrażali się za każde "nie" w pracach wydłużających nasze przeniesienie się na to mieszkanie ponieważ zwyczajnie nie mamy gdzie mieszkać. Kiedy próbujemy się dogadać nigdy z ich strony nie słyszę że obie strony nawaliły o czym ja mówię bo zdaje sobie sprawę że nie jesteśmy święci i stałam się opryskliwa, w końcu, bo całe życie stałam jak ten ćwok i nie umiałam nic odpowiedzieć a teraz to za daleko zaszło. Tylko my jesteśmy winni, nie dociera do nich że nikt w rodzinie nie umie się z nimi dogadać. Ciągle słyszę że wykańczam ich, że chyba do tego dążę. Doszło do tego, że chcą nawet moich teściów wciągać w te ich wojny. Aż nie chce mi się żyć i jakby nie wsparcie męża to nie wiem... On się obwinia, że jakby się nie pojawił w moim życiu to bym miała spokój, ale z drugiej strony całe życie byłabym tylko gosposią i nianią, która ma spędzić młodość w 4 ścianach.
Niestety moi dziadkowie ze strony taty byli identyczni....Przeraża mnie tylko to, że mogę też być taka....
Dlatego Cię rozumiem..... Nie wiem czy coś z tego braku ładu i składu można zrozumieć, ale właśnie siedzę jak na szpilkach, bo rodzice potrafili zadzwonić do mnie do pracy wydrzeć się i zakomunikować że jada na nasze mieszkanie pogadać z teściem bo na pewno cytuje " zrobiliśmy z nich przed nimi i całą rodziną ***" przeraża mnie to co się będzie tam dziać, szczególnie że tata i teść maja chore serce. Przeraża mnie też to że będą nastawiać moją nastoletnią siostrę przeciw nam.... I po porostu już sobie nie radze.... - https://www.psychiatria.pl/forum/toksyczni-rodzice-nie-wiem-co-mam-robic/watek/1216836/1.html#p1217488https://www.psychiatria.pl/forum/toksyczni-rodzice-nie-wiem-co-mam-robic/watek/1216836/1.html Toksyczni rodzice? Nie wiem co mam robić GośćGość 2016-08-16 13:21:08
Moja Historia Też Długa.... I Podobna...
Przeczytałam co napisałaś i chyba dlatego w końcu się odważyłam mówić. W ogóle w końcu zaczęłam się odzywać bo wiecznie nie potrafiłam odpowiedzieć rodzicom nieważne jak mnie ranili i mi dogadywali. We wszystkim paraliżował mnie strach... Dlatego pomimo, że nie ma tu nic do "cieszenia się" cieszę się, ze jest ktoś kto mnie rozumie... Ale od początku...
Jestem młodą mężatką z cudownym, opiekuńczym, wiernym, i wspierającym mnie mężem bez którego już dawno chyba bym odpadła.... Nad którą rodzice wciąż chcą trzymać kontrole. Niby oni twierdzą, że się wycofali, ale na każdym kroku okazują swoje niezadowolenie, że nie jesteśmy na coniedzielnych obiadkach, że mamy inną wizję remontowania mieszkania, że mamy dość słuchania ze tylko im wszystko zawdzięczamy a inni maja nas w dupie ( co jest totalna bujdą), że nigdy nas nie obrażali, a nie raz byłam ladacznicą spod latarni, która myśli nie tą częścią całą co powinna, mą w ogóle nastawia mnie przeciw, na pewno mnie zostawi a ja wrócę zapłakana do nich.
W sumie wszystko zaczęło się od kąd miałam się urodzić, wiec mam czasem wrażenie że obwiniają mnie za każde swoje niepowodzenia życiowe. Mama świeżo zaręczona, z planami na przyszłość nagle zaszła w ciąże, ok data ślubu była ale do dziś słyszę że jakby nie ja to pewnie poszła by wcześniej do szkoły. Także na świat przyszłam niedługo po ślubie, ot taka wpadka. Oczywiście wcześniak z problemami. Problemy przerosły tatę, a że jego drodzy rodzice to niestety bardzo toksyczni ludzie, którzy uprzykrzyli życie nie tylko im ale i nam niszcząc nas miesiąc miodowy oraz przygotowania do ślubu i zmuszając do ucieczki i pozostawienia wszystkich rzeczy w znienawidzonym już teraz domu.... Ale to inna historia. Jak byłam dzieckiem tata poszedł w ***. Mama bez pracy, a ten ani alimentów ani nic tylko dziewki i dziewki jak to ludzie po wsi mówili.... Wychowywałam się w sumie u drugich dziadków. I nagle zmiana o 180. Tatuś wraca. I wraca "wielka miłość" i pragnienie kolejnego dziecka. I pojawia się po długich staraniach moja siostra, jedyne dobro jakie w moim "rodzinnym domu" zostało.... Ja jako nastolatka mam nowe obowiązki: nauka, siostra, dom, siostra, i najlepiej tyle. Całe gimnazjum czyli w sumie najbardziej burzliwy okres w życiu nastolatka przeżyłam zahukana w domu, naiwna opiekując się dzieckiem, które z powodu spędzania nadmiaru czasu ze mną czasem mówiło mi mamo.... Nie ogarniam tego szczerze. Nie byłam zła że siedzę z siostrą... raczej dobijały mnie szykany dzieciaków, że niania, że sprzątaczka, ze tylko nauka i nic więcej. Nie jest tak ze tylko siedziałam w domu i zero znajomych. Owszem miałam koleżanki i kolegów, ale zazwyczaj siedziałam uziemiona w domu, wychodziłam jak rodzice byli w domu, najlepiej oboje bo mama musiała odpocząć lub coś zrobić więc ktoś z młodą musiał być. Przecież takie dziecko nie będzie sprzątać zabawek itp. Jaki kolwiek bunt był wyśmiewany, że jestem niewdzięczna to tamto.
Liceum... Czas kiedy poznałam męża. ZAWSZE był problem że za często wychodzimy poza dom, że na imprezę sama nie że z nim tak ale samej broń Panie! A to i tak nawet jak byłam pełnoletnia najpóźniej 22, no koło 20-tki to tak koło 2-3 można było wrócić albo ewentualnie jak znali kogoś to może dłużej. Tysiące telefonów, gdzie jestem, z kim, co robię, nie puszczaj się nie pij bo się będę wstydzić jak się schlejesz, jak ty się ubrałaś, wyglądasz jak spod latarni, chcesz wrócić później pewnie, bądź jak ***.... Itp. same słodkości.... Zresztą studia też nie wyglądały ciekawiej.
Studia....
Specjalnie poszłam na zaoczne, żeby się wyrwać. Dostałam się na każde dzienne ale uparłam się ( o co była wojna) że chce iść do pracy i iść na zaoczne, tylko po to żeby szybciej uciec, o czym już myślałam od gimnazjum..... Miałam już wtedy chłopaka, a tym samym mojego obecnego męża. Żeby się widzieć musiałam po prostu jawnie oszukiwać. A to wykłady się przeciągnęły, a to egzamin przełożyli, aaa to zajęcia skończyły się normalnie pomimo że zwiałam z wykładu lub zostały przełożone, a bo szkoła taka chora i kombinują z planem.... Kosmos.... nie mówiąc już o tym że się nie uczyłam ( inżynier obroniony na 4,5) tylko romansowaliśmy i imprezowaliśmy... oni tyle stracili na te szkołę a ja miałam poprawkę.... Całość mi opłacili szkoły - to jest najwspanialsza teoria jaką rozpowiadają rodzinie i znajomym rodziny... Owszem dokładali się do szkoły, za co jestem wdzięczna ale tylko przez 1,5 roku, kolejne całe dwa lata plus wszystkie dodatkowe koszty szkoły pokrywałam sama. Nie mówię o jakiś materiałach, poprawkach, dojazdach, to musiałam od początku i przede wszystkim chciałam od początku pokrywać sama.
Wesele....
To już inna bajka bo od początku nie byli zachwyceni że w wieku 22 lat jestem zaręczona. Ślub chcieliśmy rok później po zaręczynach. I tu zaczęły się duże schody bo nie bo kasa, bo za młodzi bo to bo tamto. Najlepiej za 3-4 lata.... Mówimy nie ma opcji. Kolejna wojna to godzina w kościele. Ze względu na dużo osób przyjezdnych, które tak czy siak wyjeżdżały wczas na wesele chcieliśmy aby ślub był o 15, żeby do 19 nie czekali na jakiś posiłek. Przez tydzień nikt się w domu do mnie prócz siostry nie odzywał, bo powinno być o 17 bo ludzie będą krócej na sali i nikt do rana nie będzie. Na szczęście pomimo 34 stopni goście bawili się do białego rana i nikt nie chciał wcześniej jechać. Zresztą z wesele m problem był w każdej części bo sala nie ta bo powinna być speluna obok domu bo blisko i tanio. Kij że nie ma wyłączności sali i żule z osiedla wchodzą na wesele ( jak do znajomego) - nie to nie było ważne. Postawiliśmy na swoim. Wiecznie słyszałam że koleżanki jeżdżą z córkami i przyszłymi synami i wspólnie decydują. Tu nie było takiej opcji, bo każda nasza propozycja była negowana. Chciałam wziąć teściową na przymiarkę ostatnią połączoną z odbiorem suknie, ponieważ nie ma córki tylko 3 synów i wiem jakie są moje szwagierki, rozegrała się wojna. Kilka dni wcześniej usłyszałam ze mój tata chce z nami jechać dlatego powiedziałam teściowej ze my pojedziemy osobnym autem a oni osobnym i spotkamy się na miejscu bo we 4 nie damy rade bo suknia się nie zmieści. To samo powiedziałam rodzicom. usłyszałam że teściowa jest ważniejsza, a mama sama taki kawał nie pojedzie bo nie trafi. Mama o tym że tata chce jechać nie mówiła i kłamie perfidnie. oczywiście pojechałam sama z rodzicami. problemem było też opłacenie wesela. W czasie zaraz po zaręczynach zaczęłam mieć problemy z pracą, więc rodzice powiedzieli ze jako że to cytuję i tak ich obowiązek pomogą finansowo. I to był błąd. Kiedy w końcu dostałam normalną pracę, na 3 miesiące przed ślubem dowiedziałam że po 3 dniach w pracy nie potrafiłam przyjechać i zaproponować że sama coś opłacę bo tyle przecież zarabiam ( wcześniej tego nigdy owszem nie proponowałam, ale każdy dodatkowy grosz ile tylko mogłam dawałam na zaliczki i inne koszty weselne byle odciążyć rodziców). Dodatkowo dowiedziałam się że oczywiście tylko bym ich doiła i jestem niewdzięczna bo poprawiło mi się w życiu to nawet nie zadzwonię do nich ( w ciągu tych paru dni kontaktowałam się dwa razy z tatą, pisałam do mamy smsy i rozmawiałam z nią jak ona zadzwoniła). I odtąd wszystko się zaognia.
Zaproponowali nam mieszkanie w tym domu, z którego 3 dni po ślubie z obstawą policji musieliśmy uciekać. Nagle kiedy zostaliśmy bez domu i tułaliśmy się po rodzinie uwidzieli sobie kupno domu bo tata się będzie nudził. A i najlepiej wspólnie żebyśmy go na kredyt kupili i zamieszkali razem. Kategorycznie odmówiłam po tym co już przeszliśmy, i dopiero się zaczęło. Kredyt wzięliśmy z teściami. Oczywiście i tak moi rodzice uważają ze to ich zasługa bo ich znajoma zrobiła nam w banku ładną prognozę przed wysyłką do analityka. Nie wiem nie wnikam, nie znam się. Wiem tylko że jak odmówiliśmy domu nagle przestali nam proponować pomoc gdyby były problemy z kredytem w banku interesowało ich tylko czy ich nie zblokujemy w zakupie. Przy okazji dowiedziałam się że nie maja żadnych kredytów, gdzie jakieś 2 tygodnie wcześniej mówili mi że przez moje wesele musieli się zadłużyć i spłacają teraz kredyt. Nie wiem teraz kto z kogo robi głupiego.... Obecnie tułamy się po rodzinie oczekując końca remontu mieszkania o co też się obrazili bo nie chcieliśmy ich pomocy. A kiedy jednak poprosiliśmy o te pomoc i zaczęli nam dyktować swoje warunki obrażali się za każde "nie" w pracach wydłużających nasze przeniesienie się na to mieszkanie ponieważ zwyczajnie nie mamy gdzie mieszkać. Kiedy próbujemy się dogadać nigdy z ich strony nie słyszę że obie strony nawaliły o czym ja mówię bo zdaje sobie sprawę że nie jesteśmy święci i stałam się opryskliwa, w końcu, bo całe życie stałam jak ten ćwok i nie umiałam nic odpowiedzieć a teraz to za daleko zaszło. Tylko my jesteśmy winni, nie dociera do nich że nikt w rodzinie nie umie się z nimi dogadać. Ciągle słyszę że wykańczam ich, że chyba do tego dążę. Doszło do tego, że chcą nawet moich teściów wciągać w te ich wojny. Aż nie chce mi się żyć i jakby nie wsparcie męża to nie wiem... On się obwinia, że jakby się nie pojawił w moim życiu to bym miała spokój, ale z drugiej strony całe życie byłabym tylko gosposią i nianią, która ma spędzić młodość w 4 ścianach.
Niestety moi dziadkowie ze strony taty byli identyczni....Przeraża mnie tylko to, że mogę też być taka....
Dlatego Cię rozumiem..... Nie wiem czy coś z tego braku ładu i składu można zrozumieć, ale właśnie siedzę jak na szpilkach, bo rodzice potrafili zadzwonić do mnie do pracy wydrzeć się i zakomunikować że jada na nasze mieszkanie pogadać z teściem bo na pewno cytuje " zrobiliśmy z nich przed nimi i całą rodziną ***ysynów" przeraża mnie to co się będzie tam dziać, szczególnie że tata i teść maja chore serce. Przeraża mnie też to że będą nastawiać moją nastoletnią siostrę przeciw nam.... I po porostu już sobie nie radze....
Dla rozpoznania podpisze się jako Mężatka... Jakbyś chciała pogadać to napisz swój mail. - https://www.psychiatria.pl/forum/toksyczni-rodzice-nie-wiem-co-mam-robic/watek/1216836/1.html#p1219517https://www.psychiatria.pl/forum/toksyczni-rodzice-nie-wiem-co-mam-robic/watek/1216836/1.html Toksyczni rodzice? Nie wiem co mam robić Gość
Ja bym próbował w takim wypadku ograniczyć kontakt
- GośćZaloguj się , aby dodać odpowiedź
- Sam nie wiem...
Witam,Nazywam się Kamil, mam 28 lat.Sam nie wiem dlaczego zdecydowałem się...
- Potrzebuje pomocy
Chciałbym się dowiedzieć, co może oznaczać obecność w...
Forum: Zaburzenia psychiczne - bezsenność bez leków - trudności z zasypianiem
Cześć, nazywam się Michał i jestem tu nowy! To mój pierwszy temat...
Forum: Problemy ze snem - Parogen
Dzień dobry,od tygodnia przyjmuję Parogen - pierwsze dwa dni po 5 mg, kolejne...