Forum: Psychiatria - grupa dla rodziny i pacjenta
Temat: Za bardzo chce przeżyć życie... (4)
- https://www.psychiatria.pl/forum/za-bardzo-chce-przezyc-zycie/watek/1315122/1.html#p1315122https://www.psychiatria.pl/forum/za-bardzo-chce-przezyc-zycie/watek/1315122/1.html Za bardzo chce przeżyć życie...
Witam. Trafiłem na forum przypadkiem, czytając posty innychy uświadomiłem sobie, że musze coś zmienić w swoim życiu bo nie ogarnę tej ciąglej presji, latania za pieniędzmi żeby godnie żyć.
Nie wiem od czego zaczac... Mam 25 lat. Kiedyś mielismy dużo pieniędzy, w młodości miałem co chciałem, teraz myślę że to był najwiekszy błąd moich rodziców. Niestety rodzice stracili duże kontrakty co doprowadziło do zamknięcia firmy. Nie są biedni ale nie dają mi tyle co w młodości.
Problem zaczął się gdy poszedłem do pracy w wieku 19 lat i zacząłem zarabiać sam na siebie i nie starczalo mi do pierwszego przy przecietnych wydatkach.
Wziąłem się w garść zacząłem studia, zmieniałem prace szukając lepszego zarobku, dorabiale po pracy siedząc w warsztacie. Pracowałem 10godzin + 8 w warsztacie i tak do teraz. Problem w tym ze zacząłem robić wszystko żeby zarobić na zachcianki typu buty za 1200zl czy inne rzeczy które miałem kiedyś.
Powoli zacząłem tracić znajomych. Zawsze odmawiałem gdy dzwonili aż przestali. Dziewczyna dla ktorej nie miałem czasu mnie zostawiła, ponieważ widzielismy się tylko wieczorami co 2 tydzień gdy miała ranne zmiany lecz byłem tak zmęczony ze nie miałem na nic ochoty tymbardziej na wyjścia...
Chęć zarobku doprowadziła mnie do samotności, teraz bardzo chce wyjść lecz nie mam z kim. Moje życie to praca. Wracam do domu i siedzę w 4 ścianach. Mam rodzenstwo, zauważyli co się dzieje i bardzo chcą mi pomóc lecz jestem juz tak odzwyczajony od kontaktów prywatnych ze nie mogę się odnaleźć w tym wszystkim. Brat wyciąga mnie na imprezy wyjazdy itp lecz dopadła mnie jakaś fobia, boje się wypić żeby mi nie odbiło po alkoholu nwm dlaczego. Na zabawie nie zatańcze nawet kawałka bo lek przed tym ze ktoś mnie obserwuje jest silniejszy od chęci przełamania się. Siostra zaprasza mnie codziennie do siebie żeby jakoś wypełnić mi czas kiedy jestem sam ale ile można siedzieć na głowie siostrze która ma rodzinę? Najgorsze jest to ze choć każdy chce pomóc to czuje się jakbym się od nich oddalal na własne zyczenie. Tak naprawdę nikt mnie nie docenia. Nie liczą się z moim zdaniem.
Wcześniej jak jeszcze nie bylo tak źle czułem ze rodzina odwiedza mnie tylko jak coś potrzebuje. Siostra podczas budowy domu pożyczala pieniądze. Brat samochody. Np na urodziny dostałem prezenty po 100zl a jeśli np siostra ma urodziany czuje ze chcą wyciągnąć ode mnie ile się da. Mama przychodzi i nie pyta czy mam tylko ze siostra potrzebuje pralkę albo coś do domu. Podczas jej budowy jako ze jestem ojcem chrzestnym jej syna urzadzilem mu cały pokuj. Nikt nie pytał czy na to mam tylko chcieli więcej, a może kup coś jeszcze?
W marcu mały Leos którego bardzo kocham (ajwazniejsza osoba w moim życiu uwielbiam go) miał roczek wydałem na prezent ogrom pieniędzy a siostra do mnie ze "nie mają telewizora w salonie i mam małemu kupić 55cali a jako że nie ogląda jeszcze u siebie bo śpi z nimi to ona będzie go miała w salonie"
Wtedy się bardzo zdenerwowałem i postanowiem zrobić im na złość i kupić coś dla Leona nie byli zadowoleni
Nie mam na nic siły chociaz nie przerabiam się w pracy.
Od jakiegoś czasu mam probiłem ze snem, jestem zmęczony ale nie mogr zasnąć. Myślę, o tym co będzie jutro ... chociaz nic się nie zmienia.
Lekarz zapisał mi tabletki lecz nic nie dały.
Udałem się za namową mamy do psychologa, opowiadał em wszystko ze szczegółami i stwierdził że moje życie jest normalne i nie ma problemu. Ze kazdy tak żyję i nie wie jak mi pomóc. A ja z każdym dniem czuje się gorzej...
Jestemu nieśmiały lecz doszły mnie słuchy iż swoim wyglądem, ciuchami i zachowaniem odpycham od siebie znajomych. Tak zostałem wychowany... Podobno nowo poznane osoby się mnie wstydzą. Dziewczyna z którą poznała mnie koleżanka brata wyznała jej ze jestem bardzo zapatrzony w siebie, w to co jestem ubrany, dziwnie czuła się w moim towarzystwie chociąż zdaniem innych jestem bardzo przystojny, zawsze ubrany "na bogato"
Ja samtak nie uważam, zmieniłbym w sobie wszystko. Idąc ulicą wydaje mi się ze każdy na.mnie patrzy co doprowadza mnie do szału..
Nie wiem co jeszcze dodać, życie niby normalne a jednak czegoś brakuje... 2 połowy? Jak się przełamać? Chociaż jestem bardzo spokojny, miły staram się być dobry to czasami potrafię bez powodu komuś dowalic. Czym to jest spowodowaNe. Mam waania nastroju jak dziewczyna w ciąży... niby jestem szczesliwy a w środku przygnębiony. Jestem tak miękki ze czytając posty na forum pewnej dziewczyny się popłakałam. Ludzie przeżywają koszmar w życiu a ja uzalam się nad sobą...
Macie dla mnie jakieś rady....Ostatnia edycja: - https://www.psychiatria.pl/forum/za-bardzo-chce-przezyc-zycie/watek/1315122/1.html#p1315140https://www.psychiatria.pl/forum/za-bardzo-chce-przezyc-zycie/watek/1315122/1.html Za bardzo chce przeżyć życie... GośćZalogowani użytkownicy mają możliwość budowania własnego statusu na forach grupy Medforum.
Po napisaniu odpowiedniej ilości postów przy avatarze pojawi się odpowiedni status.- Początkujący/ca - mniej niż 100 postów
- Wtajemniczony/na - pomiędzy 101 a 300 postów
- Forumowicz/ka - pomiędzy 301 a 1200 postów
- Komentator/ka - pomiędzy 1201 a 3600 postów
- Lider/ka opinii - pomiędzy 3601 a 6000 postów
- VIP - więcej niż 6001 postów
Wydaje mi się, ze ty i twoja rodzina przedkładacie wszelkie inne wartości na margines, bo liczy się tylko pieniądz. Kto komu ile i za ile...teraz płacisz "frycowe", czyli nadmiar stresu z powodu zarabiania
"pieniądza". A gdzie w tym wszystkim uczucia rodzinne i więzi? I nadal uczycie to najmłodsze pokolenie w twojej rodzinie tylko szacunek do wartości materialnych. Jesteś przyzwyczajony do "markowych rzeczy", a nie zawsze cię na nie stać. Dużo pracujesz, ale musisz teraz trochę zastopować, bo ci nerwy "wysiadają"-to z nadmiaru ciągłego stresu, który niszczy, gdy jest go za dużo i długo trwa, wtedy odzywa się nerwica. A u jakiego lekarza byłeś? Pewnie u ogólnego. Straciłeś znajomych, za duzo pracujesz, jesteś cały czs w stresie. Tabletki pomogą na jakiś czas - typu benzodiazepiny-usokajająco-nasenne. Ale twojego problemu nie rozwiążą. Powinieneś, jeśli masz jakieś oszczędności "wziąść sobie urlop", nazwijmy zdrowotny w celu odstresowania się i powrotu do równowagi psychicznej. Nawet gdzieś na drugi koniec Polski, choćby na tydzień. Odstawić wszystkie problemy "na bok". A może kogoś tam poznasz? Życie lubi "płatać niespodzianki".Lęku...odwal się ode mnie. J.
Kochajcie zwierzęta, a one się Wam odwdzięczą. - https://www.psychiatria.pl/forum/za-bardzo-chce-przezyc-zycie/watek/1315122/1.html#p1315209https://www.psychiatria.pl/forum/za-bardzo-chce-przezyc-zycie/watek/1315122/1.html Za bardzo chce przeżyć życie...
Jestem przerażona postepowaniem twojej rodziny. Jak widać liczy się tylko kasa a nie więzi rodzinne i tak samo ty zostałeś wychowany to smutne po pierwsze zluzuj z tą pracą bo się wykonczysz, po drugie odpocznij a po trzecie zastanów się czy buty za 1200zl są ważniejsze niż dobra relacja z drugim człowiekiem. Musisz sobie poukładać priorytety od nowa.A przede wszystkim oduczyć rodzinę od drogich prezentów, chrzestny nie jest od meblowania pokoju tylko rodzice! Przemyśl to wszystko na spokojnie, pokładaj sobie i zacznij działać powodzenia
"Zanim osądzisz błędy innych, zwróć uwagę na własne błędy. Ten, kto rzuca błotem, nie może mieć czystych rąk."
"Przechodzimy na wyższy poziom dopiero wtedy, gdy zaczynamy traktować innych lepiej, niż oni nas traktują." - https://www.psychiatria.pl/forum/za-bardzo-chce-przezyc-zycie/watek/1315122/1.html#p1361497https://www.psychiatria.pl/forum/za-bardzo-chce-przezyc-zycie/watek/1315122/1.html Za bardzo chce przeżyć życie...
Witaj
Już samo to, że tutaj napisałeś jest najlepszym dowodem na to, że naprawdę chcesz coś ze sobą zrobić, szukasz rozwiązania i jesteś gotowy na zmiany, a to już naprawdę dużo. Często samo uświadomienie sobie problemu trwa wiele lat albo nie przychodzi wcale. Masz więc ogromne szanse powodzenia, myślę, że to kwestia obrania odpowiedniej drogi i czasu.
Czy „zachcianki typu buty za 1200zl” nadal są dla Ciebie w pewnym sensie priorytetem? Nadal odczuwasz takie potrzeby? Czy może już teraz uświadomiłeś sobie, że to wcale nie jest takie ważne i ograniczyłeś takie zachowania?
Z tego co piszesz zrozumiałam, że Twoim problemem jest samotność, poczucie braku, niemożność odnalezienia się między ludźmi, złe samopoczucie/ stres podczas przebywania z nimi, dodatkowo problemy ze snem i wahaniami nastroju, zgadza się? Czy może jest jeszcze coś co nie daję Ci spokoju i przeszkadza?
Duży plus widzę w Twoim rodzeństwie, o którym wspominasz, to, że zauważyli, że dzieje się z Tobą coś złego i bardzo chcą pomóc może być dla Ciebie jedną z dróg.
Może być, ponieważ piszesz, że brat wyciąga Cię z domu, jest więc potencjalną osobą, z którą możesz się gdzieś wybrać, większy problem jest, gdy pojawia się sytuacja, o której napisałeś wyżej, sytuacja: „teraz bardzo chcę wyjść lecz nie mam z kim”.
Może być jedną z dróg, ale nie musi. Jeśli tak jak napisałeś „dopadła mnie jakaś fobia” i boisz się wypić, a jesteś w towarzystwie dla którego alkohol jest na wyjściach priorytetem, towarzystwie które nie daje spokoju osobie, która wypić nie chce i męczy ją w stylu „No, Maciej, z nami nie wypijesz?!”, to rzeczywiście czuć możesz presję i ogólnie źle się czuć i nie umieć odnaleźć się w takim otoczeniu. Ale taka sytuacja byłaby sytuacją całkiem naturalną, rozwiązaniem byłoby znalezienie się w odpowiednim i podobnym sobie towarzystwie.
Dałam taki przykład bo w sumie nie wiem jak podchodzisz do takich kwestii, jeśli będziesz chciał, napisz.
Nie musi być też dla Ciebie drogą wychodzenie np. z bratem, ponieważ może być tak, że jesteś teraz po prostu na takim etapie, że nie będzie Ci dane dobrze się czuć w towarzystwie czy na imprezie. Na wszystko musi przyjść odpowiedni czas, skoro źle się czujesz, skoro nie potrafisz się odnaleźć, to znak, że po prostu jest coś na rzeczy, problem, który nie pozwoli Ci iść do przodu dopóki nie zostanie rozwiązany.
Piszesz jeszcze o jednej rzeczy, mianowicie o tym, że „na zabawie nie zatańczę nawet kawałka bo lęk przed tym, że ktoś mnie obserwuje jest silniejszy od chęci przełamania się”
Tutaj zmiana towarzystwa nie miałaby żadnego znaczenia, bo problem tkwi gdzie indziej. Chociaż niewykluczone, że gdybyś miał obok siebie naprawdę dopasowane do siebie osoby, jedną lub kilka osób, w towarzystwie których czułbyś spokój, swobodę i bezpieczeństwo, niewykluczone (a nawet bardzo prawdopodobne), że wtedy Twoje zwracanie uwagi na innych i myślenie o tym, że jesteś obserwowany, zmalałoby lub może nawet całkowicie zniknęło, ponieważ skupiłbyś się na osobach wokół Ciebie i zapomniał o reszcie.
Tak to w sumie działa, jeśli czujemy spokój i jesteśmy swobodni, wtedy przecież nie stresuje nas otoczenie. Jeśli sami w sobie z jakichś powodów nie znajdujemy spokoju, swobody i nie potrafimy czuć się komfortowo, czasami dać nam to wszystko potrafi otoczenie się odpowiednimi ludźmi, takimi przy których po prostu będziemy czuć się dobrze.
Wyżej napisałam w sumie, że to może być kwestia towarzystwa, owszem, odpowiednie towarzystwo potrafi pomóc nam czuć się lepiej i jakoś funkcjonować, ale problem tkwi właśnie w tym, że nie masz takiego, a jeśli wyjdziesz np. z bratem, to nie potrafisz się odnaleźć, prawda? To inna sytuacja, przy której rzeczywiście kwestia odpowiedniego czy nieodpowiedniego towarzystwa nie ma znaczenia, bo nie ma wtedy tego towarzystwa wcale.
To takie błędne koło, chcemy ale nie bardzo mamy jak, nie mamy gdzie, nie mamy z kim, dodatkowo jeśli dochodzi nieśmiałość i różnego rodzaju lęki i stres, to już w ogóle jest dość trudna sprawa, bo jak ją ruszyć?
Napiszę z własnego doświadczenia, w ogóle kiedy przeczytałam o Twojej chęci wyjścia lecz braku osoby, z którą można by było to zrobić, niemożności odnalezienia się, lęku, który paraliżuje i nie pozwala się przełamać, to tak jakbym czytała o sobie, znam to doskonale jak i wiele innych tego typu wewnętrznych niepokojów i barier.
Ale wracając, z tego błędnego koła trzeba się wyrwać, jeśli chce się iść do przodu, to nie ma przecież innego wyjścia, to oczywiste.
Nie będziemy nigdzie czuć się dobrze jeśli nie czujemy się dobrze z samym sobą, to jest pierwsza i najważniejsza rzecz, to podstawa, bez tego nic nie zbudujemy. Żeby czuć się dobrze ze sobą musimy się poznać, zobaczyć wszystkie swoje zalety i wady. Docenić zalety, zaakceptować wady (te, których nie jesteśmy w stanie zmienić, te które, mimo bycia wadami budują przecież tak samo jak zalety nasz charakter, cudowne właśnie w nas wszystkich jest to, że jesteśmy tak różnorodni ze swoimi plusami i minusami). Łatwe to nie jest, ale pomaga w tym czas.
Czasami jedyne co jest nam do tego potrzebne i jedyne co jest w stanie pomóc to samotność. Tak, właśnie samotność, w niektórych przypadkach może wręcz izolacja. Może na pierwszy rzut oka wydaję się to dziwne, ale to może mieć sens. Jeśli nie wiemy kim jesteśmy, jacy jesteśmy i czego nam potrzeba, dowiemy się tego właśnie wtedy gdy damy sobie czas na bycie ze sobą.
Mówiąc to bazuje na sobie, mi osobiście poznać samą siebie pomogła właśnie samotność, a wręcz całkowita izolacja. Nie było to oczywiście przyjemne, o nie, ale jak wiadomo, lekarstwo nie zawsze jest smaczne, ale ostatecznie pomaga. Dla mnie więc ostatecznie jedynym lekarstwem okazała się gorzka w smaku samotność. Każdy jest jednak inny, naprawdę różnie to bywa.
Jedną z rzeczy przemawiającą za tym, że samotność może odegrać kluczową rolę w poznaniu samego siebie jest to, że kiedy przebywamy cały czas w czyimś towarzystwie, da się zauważyć, że upodabniamy się do tej osoby/ osób. Mniej lub bardziej, ale mimo wszystko się upodabniamy, z czasem podoba nam się ta sama muzyka, możemy zacząć ubierać się podobnie, przyjmować podobny styl wypowiadania się, ogólnie zachowania. Będąc cały czas w czyimś towarzystwie nie możemy być do końca pewni czy to co nam się podoba rzeczywiście takie jest, czy może jest to jednak w pewnym stopniu wpływ drugiej osoby.
Samotność tutaj pomoże, kiedy będziemy sami i z biegiem czasu zacznie nam się coś podobać, będziemy mieli pewność, że to nasz i tylko nasz wybór, tak poznamy siebie.
Czy to znaczy, że nie należy bać się samotności? Odczuwanie strachu i tak nic nam nie daje, prawda jest jednak taka, że samotność jest przerażająca, potrafi wyniszczyć i to właśnie robi, ale w niektórych przypadkach potrafi nam także z biegiem czasu pomóc. To coś w stylu „Co nas nie zabije to nas wzmocni” albo „Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”
Łatwiejszą drogą jest oczywiście spotkanie na swojej drodze kogoś, kto nam będzie w stanie pomóc. Może to być osoba, która jest w podobnej sytuacji jak nasza, może osoba, przy której dobrze się czujemy i pod jej obecność jesteśmy w stanie się rozwinąć, może osoba, która po prostu rozmawia z nami, która potrafi słuchać, która po prostu przy nas jest, ale prawda jest taka, że o taką osobę jest trudno a nawet jeśli ktoś taki jest, to czasami zdarza się też tak, że nie jest nam w stanie pomóc, bo jedyna osoba, która może tego dokonać to my sami.
Z jednej strony jednak mimo wszystko nie odkryjemy siebie w pełni jeśli nie damy sobie szansy zetknięcia z różnymi sytuacjami, w końcu to jak reagujemy na różne rzeczy, to z jakimi ludźmi stykamy się w swoim życiu, pokazuje nam jacy jesteśmy. Faktem jest jednak mimo wszystko to, że nawet jeśli zareagujemy na coś w pewien sposób raz, dwa czy piętnaście razy nie oznacza, że za szesnastym zareagujemy tak samo.
Osobiście jestem zdania, że cały czas się zmieniamy, raz na lepsze, raz na gorsze. Czasami zmiany następują dynamicznie, czasami nastają stopniowo i powolnie, ale uważam, że naprawdę potrafimy się zmieniać i można patrzeć na to jak na wielki plus, bo można więc starać się zmienić siebie i swoje życie na lepsze, prawda?
Co do dania sobie szansy zetknięcia się z sytuacjami i ludźmi, myślę, że powinieneś pomyśleć o jakimś hobby. Masz jakieś? Posiadasz może jakąś rzecz, którą zawsze chciałeś spróbować, ale nie udało Ci się tego zrobić do dziś?
Byłam w sytuacji, w której chciałam wyjść ale nie miałam z kim, jedyną możliwością jest wyjście samemu. Nie jest to łatwe, szczerze mówiąc jest cholernie trudne, początkowo wszystko się w nas buntuje, wszystko wręcz boli, stres potrafi być ogromny i robić wszystko byleby pokrzyżować jakiekolwiek nasze plany, ale jeśli przyjdzie odpowiedni (najbardziej sprzyjający) czas i jeśli nabierzemy sił, odwagi i zdamy sobie sprawę z tego, że to przecież dla nas, dla naszego dobra – jakoś to pójdzie. Początki są najtrudniejsze, jeśli jednak podejmiemy się czegoś co choć trochę nam się podoba i co chcielibyśmy robić i przetrwamy najgorsze – mamy ogromne szanse na sukces.
Mam na myśli pójście może na naukę sztuki walki, tańca, śpiewu, gry na instrumencie, strzelania z łuku, może wolontariat, opcji jest wiele, można znaleźć coś dla siebie. Dla osoby, która ma problem z kontaktami z innymi, każde zetknięcie z ludźmi może być bardzo dobrym ćwiczeniem, przełamaniem się i możliwością poznania kogoś ciekawego.
Jeśli chodzi o Twoją rodzinę, trudno jest cokolwiek powiedzieć, ponieważ nie znam waszych relacji, a to co napisałeś to mimo wszystko przecież bardzo mało informacji.
Na tę chwilę jedyne co mogę poradzić, to szczera rozmowa z nimi, w szczególności z siostrą. Po prostu szczera, usiądź z nią, nie denerwuj się nawet jeśli ona by się zdenerwowała, powiedz jej, że chcesz porozmawiać spokojnie i powiedz jej to co napisałeś tutaj, powiedz po prostu co czujesz i jak czujesz się z tym jak Cię traktują. Podstawą jest spokój, w nerwach nic się nie załatwi. Może Twoja siostra zrozumie jeśli się otworzysz, może nawet sama też postanowi się przed Tobą otworzyć (nie wiem w jakich relacjach byliście/jesteście, trudno mi powiedzieć). Jest przecież możliwość, że się dogadacie i może spojrzycie na siebie jak nigdy wcześniej, myślę, że warto spróbować.
Jest też możliwość, że siostra Cię nie zrozumie, że nie będzie nawet chciała rozmawiać, a nawet jeśli wysłucha to i tak nie przyjmie do wiadomości. Jest wiele możliwości. Jeśli miałaby miejsce jedna z takich sytuacji, to myślę, że może nawet nie powinieneś wtedy czuć do niej żalu, czy mieć pretensji, prawda jest taka, że jako ludzie jesteśmy tak różnie skonstruowani, że często naturalnym jest, że siebie nawzajem nie rozumiemy i to nawet nie nasza wina, po prostu jeśli czegoś sami nie przeżyliśmy to nie potrafimy często postawić siebie czy nawet wyobrazić sobie danej sytuacji, po prostu nie potrafimy czy tego chcemy czy nie, nie każdy obdarzony jest umiejętnością rozumienia innych.
Według mnie taka szczera rozmowa mogłaby całkowicie oczyścić relacje między wami (mam na myśli nie tylko siostrę, szczera rozmowa z całą rodziną jest wskazana).
Wiem, że „łatwo się mówi”, piszę jednak o tym w co wierzę, że może być jedynym wyjściem jeśli chodzi o poprawę relacji z rodziną, zdaję sobie sprawę z tego, że taka szczera rozmowa wymaga czasami ogromnej odwagi i może być trudniejsza niż cokolwiek innego w naszym życiu, wbrew pozorom otwarcie ust i mówienie po prostu z serca nie jest rzeczą prostą i łatwą. Nie jest łatwo jeśli w grę wchodzą nasi najbliżsi, osoby na których nam zależy, osoby, które są w jakiś sposób z nami od zawsze i z którymi trudno tak po prostu po wielu latach usiąść i porozmawiać po raz pierwszy naprawdę szczerze.
Myślę jednak, że warto, można wiele tym zyskać, a czy można wiele stracić? Jeśli zachowa się spokój i uzbroi się w cierpliwość i zrozumienie – nie ma nic do stracenia.
Jeśli jednak rozmowy nic nie dadzą, jedynym wyjściem wtedy jest pogodzenie się z tym, nie ma przecież nic na siłę. Nie powinieneś oczywiście robić tego czego wymaga od Ciebie rodzina, a na co Ty nie masz ochoty, najważniejsze to uzmysłowić sobie czego się chce i absolutnie nie robić niczego wbrew sobie, nie uginać się pod presją i wymaganiami innych.
Jeśli rodzina przychodzi do Ciebie po pomoc, a Ty chcesz i możesz pomóc, pomóż, ale porozmawiaj z nimi chociaż o tym, jak się czujesz w związku z ich zachowaniem. Powiedz, że forma w jakiej zwracają się do Ciebie sprawia, że czujesz się wykorzystywany.
Dobrze, że masz taką osobę jak Leon, że jest dla Ciebie ważny, że lubisz jego towarzystwo, jeśli możesz – spędzaj z nim czas.
Brak sił i problemy ze snem wynikają ze stresu, który jest w stanie zaburzyć dosłownie wszystko w naszym ciele.
Możesz czuć się zrezygnowany i sfrustrowany skoro wiesz, że czegoś Ci brakuje, a nie do końca wiesz czego. Będziesz czuć się źle jeśli nie znajdziesz czegoś co daje Ci szczęście.
Nie faszeruj się tabletkami. Jeśli chodzi o psychologa, to nie trafiłeś po prostu na odpowiednią osobę. Trudno jest trafić na dobrego specjalistę, jeśli czujesz się na siłach możesz próbować u innego. Osobiście byłam w swoim życiu u kilku psychologów i psychiatrów, nigdy nie trafiłam, nasłuchałam się wiele niezbyt miłych rzeczy, które pamiętam do dzisiaj. Wiem jednak, że gdzieś są lekarze z powołania i naprawdę potrafią niektórym pomóc, mimo wszystko czasami warto próbować, czasami nie ma innego wyjścia.
Zainteresowała mnie kwestia Twojego wyglądu, o którym piszesz, ale nie wiem jak na to spojrzeć, może napiszesz coś więcej?
„…zmieniłbym w sobie wszystko” może jednak rzeczywiście potrzebna Ci zmiana, np. niby banalna ale zmiana stylu ubierania się. Niby niewiele znaczące ubrania, ale czasami potrafią wiele zmienić. Prawda jest taka, że jeśli dobrze wyglądamy i jesteśmy tego świadomi – czujemy się o wiele pewniej, swobodniej, po prostu lepiej.
Co do wrażenia, że każdy na Ciebie patrzy albo masz tylko takie wrażenie albo naprawdę wielu ludzi się patrzy. W moim przypadku patrzą się, nie wydaje mi się. Zawsze tak u mnie było. Trwa to tak długo, że zdążyłam się przyzwyczaić. Zazwyczaj staram się nie zwracać na to uwagi, czasami jest mi to obojętne, a czasami potrafi mnie zdenerwować, to zależy od dnia.
Jeśli chodzi o ludzi, to patrzą się na wszystko co choć w 1% odbiega od przeciętności. Mogą patrzeć jeśli masz własny, nieco inny niż przyjęty ogół styl ubierania. Będą patrzeć jeśli jesteś przystojny/ masz nietypową urodę. Będą patrzeć… po prostu bo niektórzy uwielbiają się wpatrywać
Prawda też jest przecież taka, że ludzie mają oczy i trudno nimi nie biegać i nie zatrzymać ich na czymś co wydaje się w jakimś sensie inne. Drugą prawdą jest też jednak to, że ludzie nie potrafią się zachowywać, wpatrują się czasami bez opamiętania i potrafią tym wprawić w zakłopotanie.
Jak się przełamać? Przychodzą mi do głowy dwa wyjścia, albo spokojnie wszystko przemyśleć, postanowić coś i małymi krokami iść w danym kierunku, albo rzucić się od razu na głęboką wodę i np. będąc gdzieś podejść do pierwszej osoby, która jakoś Cię zainteresowała, podejść i po prostu zagadać, przełamać się. Jak już wspomniałam wyżej, początki bywają niewyobrażalnie trudne, zdaje sobie z tego sprawę, gdy to piszę, ale to kwestia czasu i próbowania, po prostu próbowania raz za razem.
Czasami wystarczy raz, żeby coś odblokować i pomóc nam spojrzeć na sprawy w całkiem inny sposób. Czasami coś co wydaję się nam niewyobrażalnie trudne okazuje się jednak wcale aż tak straszne nie być.
Nieśmiałość i problem z podejściem do nieznajomych to problem wielu ludzi, też należę do tej grupy.
Napiszę przykład z własnego życia, może to Ci w jakiś sposób pomoże.
Dla mnie osobiście podejście do nieznajomego, np. w kawiarni było rzeczą nie do wykonania, tak zawsze myślałam. Na samą myśl, że miałabym to zrobić potrafiłam źle się poczuć, dostać puls 120 i się spocić. Miałam z tym ogromny problem (to nie tak, że teraz podchodzę na luzie i nic mnie nie stresuje, nie, ale już nie reaguję na to tak źle).
Pewnego dnia przelała się chyba czara goryczy, siedziałam w kawiarni, nudziłam się okropnie i rozmyślałam o własnej samotności i o tym, że ludzie nie potrafią do siebie dotrzeć mimo, że mówią przecież jednym językiem i są z jednego gatunku, więc nie powinno być większych problemów. Przy jednym stoliku siedział chłopak w podobnym do mnie wieku. Nie miał w sobie niczego szczególnego, po prostu zwyczajny chłopak, uroda nie była tu priorytetem. W pewnym momencie pojawiła się w mojej głowie myśl o tym, że przecież mogłabym wstać, podejść do niego i zapytać czy nie chciałby się przysiąść. Na samą myśl, która uczepiła się mnie jak rzep psiego ogona – puls skoczył mi niemiłosiernie i zaczęłam się pocić. Zwlekałam, biłam się z myślami jak już wiele razy wcześniej. Po kilkuminutowej bitwie przyszła mi do głowy myśl, która zawsze powinna przychodzić w sytuacji w której mamy takie wątpliwości. Pojawiło się „Jeśli tego nie zrobisz, będziesz żałować, wrócisz do domu i będziesz żałować, że tego nie zrobiłaś a chciałaś”. Doskonale znam uczucie, gdy się żałuje, znam i uważam, że to jedno z najgorszych. Ta myśl więc zadziałała, pomyślałam, że lepiej spróbować, bo nie mam absolutnie nic do stracenia, niż żałować (bo żałowanie to coś co potrafi mnie męczyć). Wstałam niepewnie, podeszłam na nogach z waty i zapytałam nieco nie moim głosem czy miałby może ochotę się przysiąść. Wyglądał na zaskoczonego, nieśmiałego, zakłopotanego, zaczął nieco panikować i jąkać się nieco, że nie, że ma książkę, że nie może, że musi coś zrobić. Przeprosiłam, że przeszkodziłam i odeszłam. Kiedy doszłam na swoje miejsce nie czułam ciała, taka była we mnie adrenalina, że nie mogłam też uspokoić drżenia rąk, nóg, wszystkiego, czułam jakbym miała się przewrócić, ale na mojej twarzy był… uśmiech, szczery, byłam zadowolona, bo dokonałam tego, co jeszcze chwilę temu było niemożliwe. To było wyzwalające, oczyszczające, niesamowite uczucie. Później miałam nieco wyrzutów sumienia, że tak tego biedaka zestresowałam minął niemal rok, do dzisiaj widuję go w tej kawiarni, wychodzi na to, że to jego jak i moja ulubiona.
Wszystko we mnie mówiło mi, żebym tego nie robiła, czułam się bardzo źle, zrobiłam na przekór samopoczuciu, przełamałam się i przekonałam, że niemożliwe jest możliwe. Bariery nakładamy sobie sami, tak naprawdę to w rzeczywistości żadnych nie ma.
Ogólnie nie postrzegam nieśmiałości jako wady, nie wszyscy muszą być śmiali i przebojowi, wspaniałe jest właśnie to, że jesteśmy tak różni.
Bez powodu komuś dowalić? Jeśli miałbyś ochotę mógłbyś napisać o tym coś więcej, ale ogólnie to pewnie przez frustrację, która się w Tobie gromadzi i znajduje ujście w taki sposób, bo gdzieś kiedyś przecież musi się wydostać. Potrzebujesz spokoju, osiągnięcia wewnętrznego spokoju, przyjdzie to do Ciebie jak sobie wszystko poukładasz.
To, że się popłakałeś nie jest niczym złym, nie miej do siebie pretensji i nie mów, że jesteś miękki, jesteś człowiekiem, masz uczucia, jesteś wrażliwy, to są zalety, a nie wady.
Spróbuj zrozumieć siebie, nie być dla siebie surowym, życie jest dla nas dość surowe, nie musimy jeszcze my tacy dla siebie być.
Nie użalasz się nad sobą, a nawet jeśli, to każdy ma swoje problemy, nie patrz na to przez pryzmat tego, że „inni mają gorzej a ja…”, dla Ciebie priorytetem jest po prostu Twoje szczęście, nie ma w tym nic egoistycznego, kto o nie zadba jeśli nie Ty? Czasami też musimy się wygadać, to jest nam potrzebne, nie można dusić wszystkiego w środku, bo to potrafi zadusić.
Rozpisałam się okrutnie mam jednak nadzieję, że przeczytasz i znajdziesz w tym coś pozytywnego dla siebie (i nie tylko Ty, może jeszcze komuś innemu to pomoże)
Jeśli chciałbyś porozmawiać bardziej prywatnie śmiało napisz mi wiadomość, chętnie porozmawiam i spróbuję pomóc w miarę moich możliwości
PS Zainteresował mnie jeszcze tytuł „Za bardzo chcę przeżyć życie…” jeśli miałbyś ochotę, chętnie posłucham o tym co konkretnie miałeś na myśli.
Pozdrawiam Cię i życzę powodzenia - GośćZaloguj się , aby dodać odpowiedź
- Schizofrenia paranoidalna u mamy - pomyśły
Witam,Chciałem przedstawić wam sytuację mojej rodziny i zapytać o...
Forum: Schizofrenia - Psychoza po narkotykach
Witam, mój chłopak zerwał z nałogiem jakim była amfetamina. Nie wiem...
Forum: Uzależnienia - Grupa wsparcia dla rodzin chorych psychicznie w Warszawie i okolicach
Czy ktoś wie o istnieniu takich grup? Jestem u kresu sił, po 12 latach choroby syna....
- Mianseryna zły stan psychiczny.
Przyjmuję na chwilę obecną Trazodon z Mianseryną, miesiąc temu...