Forum: Psychiatria - grupa dla rodziny i pacjenta
Temat: Żona (2)
- https://www.psychiatria.pl/forum/zona/watek/1543423/1.html#p1543423https://www.psychiatria.pl/forum/zona/watek/1543423/1.html Żona
Jesteśmy z żoną małżeństwem od 13 lat, mamy 2 letnią córkę. Od początku trwania małżeństwa żona miała do mnie żale. Ja zaczynałem pracę jako młody prawnik po przeprowadzce do Warszawy, ona studiowała zaocznie. Udało mi się znaleźć dobrą pracę, a ona miała zajmować się domem. Spędzała jednak całe dnie przed komputerem, wracałem po pracy do domu, gdzie ona patrzyła w monitor od rana do wieczora, a w kuchni walały się jej naczynia, układane na blatach. Po studiach nie pracowała, za to ja wciąż słuchałem, że mało zarabiam, jestem nikim i byłoby jej lepiej z kimś innym. Brałem to do siebie, zastanawiałem się, czy nie ma racji. Do tego dochodziły emocjonalne szantaże. Mimo że wtedy nie klepaliśmy na pewno biedy, to jednak z jednej pensji w Warszawie w wynajmowanym mieszkaniu, szału też nie było (ale byliśmy młodym małżeństwem, nikt nie liczył, że od razu z nieba będą lecieć kokosy). Na wszystko jakoś starczało, ale w granicach rozsądku. Żony jednak nigdy nie interesowały rachunki, opłaty, czynsze itp. Miała swoje zachcianki, które musiałem spełniać, jak tłumaczyłem, że muszę zapłacić np. podatki to słyszałem - to twoje podatki, co mnie to obchodzi, torebkę mi kup. Jak próbowałem oponować, to szła do kuchni i tłukła naczynia i kazała mi sprzątać, bo wytłucze wszystko. Ulegałem, bałem się zareagować, tłumaczyłem sobie, że jej minie.
Przez całe małżeństwo pracowała dwa razy, z pierwszej pracy zwolnili ją po kilku miesiącach, a ponieważ jej pracodawca to mój znajomy, poprosił mnie, żebym się nie gniewał, ale ona potrzebuje psychiatry, że nie da się z nią funkcjonować. W drugiej pracy, trwającej kilka miesięcy, sytuacja się powtórzyła; przerażony pracodawca zapłacił jej pod stołem kilka tysięcy złotych, żeby nie żądała przedłużenia umowy, do czego miała prawo. Między czasie kilka razy chodziła do psychiatry i do różnych psychologów. Psychiatrzy zapisywali leki, które pozwalały jako tako funkcjonować w amoku, w którym była (potrafiła być w takim stanie psychicznym, że nie wstawała z łóżka, po nocach siedziała na jakichś forach, w dzień płakała, cięła się, wymiotowała wokół siebie, szantażowała mnie i wyzywała, nie wiadomo za co). Psychiatrzy zawsze nakazywali natychmiastową terapię psychologiczną. Po kilku nieudanych próbach trafiła na super terapeutę. Czuła się lepiej, wyglądała lepiej, ale po kilku miesiącach przestała chodzić i wracała do punktu wyjścia. Po kilku latach przyznała się, że nie zapłaciła za dwie ostatnie wizyty, tylko zabrała pieniądze i poszła na zakupy, stąd rzuciła terapię i nie pokazała się już u tego psychologa. Nie znosi mojej rodziny, nie znosi swoje rodziny (w tym matki i brata). W telefonie ma zapisane dwa numery: mój i swojej matki, do której dzwoni tylko po to, żeby na nią nawrzeszczeć i rzucić słuchawką. Poza tym żadnych przyjaciół i znajomych nie ma. Moja rodzina odwiedziła nas ze 2 razy przez 12 lat, z czego druga wizyta to była parodia, robiła wszystko, żeby okazać swoje niezadowolenie, że oni w ogóle przyjechali. I moja rodzina i jej rodzina od lat mówią, żeby ją leczyć, bo to osoba ciężko chora.
Z biegiem lat kupiliśmy swoje mieszkanie, ja z rokiem na rok zacząłem zarabiać co raz lepiej, aż doszedłem do już naprawdę dużych pieniędzy. Żona nadal nie pracuje, nie wyzywa mnie od nieudaczników, gó..wna, bo wszystko już ma (teraz wyzywa mnie bez powodu i podkreśla, że mnie nienawidzi), wydaje miesięcznie tysiące złotych na różne zakupy (podsyła mi w kółko listy zbędnych zakupów i prezentów) i jeszcze żąda co miesiąc 1000 zł. gotówki do ręki za to że siedzi w domu z dzieckiem. Płacę. Tyle, że ona to dziecko przetrzymuje w łóżeczku zamknięte na tyle długo, że jak ja wracam z pracy ok. 18.00-19.00, to kładziemy ją spać ok. 22.00, realne ja zajmuje się dzieckiem niedużo mniej niż ona. Oczywiście już jak staję w drzwiach, to ona podaje mi dziecko, ledwo zdążę iść do łazienki, zjeść już nie. Poza tym, odkąd dziecko skończyło pół roku, ja śpię w nocy bez stoperów w uszach, ona ze stoperami, ja wstaje w nocy jak tylko zapłacze, żona śpi. Dziś to już nie problem, ale przy niemowlaku były noce, że nie spałem pół nocy, tylko nosiłem i tuliłem dziecko, nie budziłem żony, a rano szedłem do pracy. Miała zajmować się przynajmniej domem, ale się nie zajmuje, ja robię zakupy, sprzątam, pracuję, sam robię sobie jeść, żona nie gotuje, chyba że dla siebie. Ona jest wciąż zmęczona, musi odpoczywać. Jak tylko dziecko wstanie po południu z drzemki, pisze do mnie gdzie jestem i kiedy wracam z pracy, bo ona już jest zmęczona (wie, że kończę pracę ok.17.00, ale już od 16.00 wysyła wiadomości, żebym szybko wracał).
Niby rozmawiamy ze sobą, ale śpimy osobno (początkowo dlatego, że jak wstaję do dziecka, to żebym jej niepotrzebnie nie budził), ale to już się przerodziło w standard, nie mamy żadnej styczności fizycznej (nawet już nie mówię o seksie, ale jak ją próbuję dotknąć ręką w rękę, to się odsuwa z jakimś obrzydzeniem). Od lat usiłuję z nią rozmawiać, dlaczego tak mnie traktuje, dlaczego nie jestem dla niej mężem, tylko bankomatem i sługusem, wrzeszczy, że robię jej wyrzuty, że nie chce ze mną rozmawiać. Jej jest dobrze, ma służącego, pieniądze, żadnych obowiązków. Na szkole rodzenia mieliśmy zajęcia z psychologiem, psycholog poprosiła każdą kobietę o kilka słów na temat wagi rozmowy z partnerem. Wszystkie kobiety się wypowiedziały, każda powiedziała, że rozmowa jest ważna, bo to jedyna szansa na dogadanie się po kłótni. Kiedy doszło do żony, ta wskazała na mnie i powiedziała, „to niech teraz głos zabierze dla odmiany mężczyzna”. Kwintesencja jej podejścia. Ona ze mną nie rozmawia, nie potrafi, nie potrzebuje, powoduje to wręcz atak agresji. Z każdym rokiem zwiększa sferę swoich uprawnień moim kosztem, wyzywa mnie, klnąc przy tym jak szewc (ty ***…ny sk… kur…. itp. to norma). Potrafiła kiedyś, będąc na mnie wściekła, napisać do mojej matki sms „Pani syn poszedł się powiesić”, kiedy ja po prostu wyszedłem z domu. Przy tym ma tendencję do patologicznego kłamania w żywe oczy o wszystkim, do przeglądania mojego telefonu, komputera, sama zaś panicznie nie chce, żebym nie zajrzał do jej telefonu, ale podkreśla, że nic tam i tak nie znajdę, bo ona wszystko kasuje.
Wszystkim w domu muszę zajmować się ja, nie pościeli sobie łóżka, nie zmieni sobie pościeli (kiedyś wracałem z Wrocławia i byłem w domu około północy, czekała aż wrócę, bo miała nie zmienioną pościel i nie mogła iść spać), nie wymieni dziecku baterii w zabawkach. Ma jakiś odrzut do mnie, nie chce mnie nawet dotknąć, jak proszę ją, żeby mi wymasowała plecy, bo mnie bolą, to mówi, żeby sobie wziął z szafy poduszkę masującą. Emocjonalne szantaże to nadal standard, tłuczenie naczyń trwało latami, teraz jak dziecko jest większe, to przestała, ale potrafi wziąć brudną pieluszkę dziecka i wysmarować mi kupką fotel, bo postawiłem kubek dziecka w lewym, a nie w prawym rogu szafki. To się nadaje na niebieską kartę.
Kocham moją córkę nad życie, chcę żeby miała mamę i tatę, chcę żyć z żoną normalnie, zaakceptowałem już tyle jej dziwactw, że nie oczekuję od niej już niczego, poza minimum szacunku i przyzwoitości. Ale każde moje ustępstwo otwiera jej drogę do kolejnych roszczeń. Jak zażądam, żeby przestała, to mnie szantażuje, że doprowadzam dziecko do nerwicy, żebym się jej nie sprzeciwiał, tylko schodził z drogi. Schodzę, przez co tracę do siebie szacunek, zwiększam dystans między nami jako małżonkami. Jej nie zależy na normalności, mówi, że to i tak nie ma sensu, jej jest dobrze, nie potrzebuje normalnego małżeństwa, a moje odczucia jej nie obchodzą. Do psychologa nie pójdzie za nic w świecie, na terapię małżeńską ze mną absolutnie nie, rozmawiać – absolutnie nie. Pat totalny.
Czy jej jestem idealny? Oczywiście, że nie. Życie w takim stanie doprowadzało mnie nie raz do furii, kłótni, wzajemnych wyzwisk, wypowiadania słów, których potem żałowałem i za które się obwiniałem. Dziecko jednak rośnie i nie chcę, żeby na to patrzyło. Mam potworny żal do żony, za to że co bym nie zrobił, jest gorzej. Mam przy tym ogromny emocjonalny brak bliskości. Patrzę już na przypadkowe kobiety, wyobrażając sobie, że mógłbym je chociaż przytulić i pocałować. Póki co, tylko sobie to wyobrażam, bo chcę, żeby moja córka miała normalną rodzinę, ale nie wiem ile jeszcze wytrzymam. Czy można zrobić cokolwiek w takiej sytuacji, żeby to małżeństwo wyglądało normalnie? Co zrobić z chodzącą definicją „wrednej baby”, odmawiającej rozmowy, terapii, czy psychologa? - https://www.psychiatria.pl/forum/zona/watek/1543423/1.html#p1544703https://www.psychiatria.pl/forum/zona/watek/1543423/1.html Żona
Witaj, tu nie chodzi moim skromnym zdaniem o to że jest wredna. Ona powinna się udać do psychiatry. Innej drogi nie widzę a Ty głową muru nie przebijesz. Ona nie widzi problemu w sobie, nie ma wogole samokrytycyzmu, próbuje za to przerzucić winę na Ciebie i ewidentnie manipuluje Tobą a jak córka podrosnie to zacznie też nią. Może jakieś ultimatum jej postaw żeby poszła do lekarza. Jeśli zagraża sobie tobie lub dziecku to jest podstawą do wezwania karetki i lekarz wtedy może, zadecydować żeby ją do szpitala psychiatrycznego zawieźć. Ponadto zbieraj dowody jej zachowania, zaniedbań itp. Pozdrawiam
- GośćZaloguj się , aby dodać odpowiedź
- PSSD - Czy viagra pomaga?
Witam.Lecze sie na nerwice natrectw. Chcialem tu poruszyc sprawe zjawiska jakim jest PSSD......
- Czy to mogą być zaburzenia odżywiania?
Jestem kobietą. Mam 21 lat. 158 cm wzrostu i waże 60 kg. Mój problem polega na...
- Jak wygląda chorobowe tytułem schizofrenii
Witajcie, piszę z takim zapytaniem ile dostajecie zasiłku chorobowego z ZUSu i jak...