Forum: Psychiatria - grupa dla rodziny i pacjenta
Temat: Związek z przyzwyczajenia??? :( (31)
- https://www.psychiatria.pl/forum/zwiazek-z-przyzwyczajenia/watek/25680/3.html#p488615https://www.psychiatria.pl/forum/zwiazek-z-przyzwyczajenia/watek/25680/1.html Związek z przyzwyczajenia??? :( Gość
werka widze ze Twoj post jest dosc "stary" czy znalazlas rozwiazanie? Ja mam dokładnie identyczny problem co Ty, identyczny... nie wiem co robic...
jesli mozesz odezwij sie prosze.. - https://www.psychiatria.pl/forum/zwiazek-z-przyzwyczajenia/watek/25680/3.html#p488669https://www.psychiatria.pl/forum/zwiazek-z-przyzwyczajenia/watek/25680/1.html Związek z przyzwyczajenia??? :( Gość
Inko świetnie to rozumiem, mam podobny problem tak jak pisałam wyżej, tylko moje dziecko ma dwa lata i jest mi trochę trudniej odejść. Chociaż z drugiej strony miałabym mniej tłumaczenia. Tak czasami mam wrażenie, że sama nie wiem czego chcę. Trudno mi podjąć decyzję, kiedy się wie, że to na pewno już nie ma sensu ratować?
N. - https://www.psychiatria.pl/forum/zwiazek-z-przyzwyczajenia/watek/25680/3.html#p488690https://www.psychiatria.pl/forum/zwiazek-z-przyzwyczajenia/watek/25680/1.html Związek z przyzwyczajenia??? :( Gość
Do N.
Mój związek chciałam zakończyć jak synek miał ok. 2 lat, tak jak twój synek. Wtedy myślałam "jakoś się ułoży póżniej" ale z każdym następnym rokiem oddalaliśmy się od siebie coraz bardziej. Każdy żył swoim życiem, przed rodziną udawaliśmy, że wszystko jest ok. Ale i tak wszyscy potwierdzili, że domyślali się, że tak wcale nie jest. Teraz żałuję, że nie byłam tak silna i nie odeszłam.
Jak nie ma uczucia, choćby z jednej strony, to i tak z tego nic nie będzie. Albo się kocha albo nie. Ja męża nie kochałam i stwierdziłam, że taki związek nie ma sensu. Uciekałam coraz bardziej w pracę, inne zajęcia byle by nie być w domu, z nim. Jednak nie poświęcałam też czasu tak cennego dla syna. To był błąd.
Oczywiście nie namawiam do niczego, to jest tylko moje zdanie z własnego doświadczenia.
INKA - https://www.psychiatria.pl/forum/zwiazek-z-przyzwyczajenia/watek/25680/3.html#p488795https://www.psychiatria.pl/forum/zwiazek-z-przyzwyczajenia/watek/25680/1.html Związek z przyzwyczajenia??? :( Gość
Do Inki,
Masz rację oszukujemy się, że będzie lepiej. Skoro przez 10 lat nic się nie zmieniło to raczej nic się nie zmieni. Mam wrażenie, że większość związków żyje w takiej beznadziei.
Mam dosyć słuchania, że jesteśmy teraz rodziną, mamy dziecko...Wmawia mi, że jak się rozejdziemy to będzie to tylko i wyłącznie moja wina. Wpędza mnie w masakryczne poczucie winy.
N. - https://www.psychiatria.pl/forum/zwiazek-z-przyzwyczajenia/watek/25680/3.html#p488805https://www.psychiatria.pl/forum/zwiazek-z-przyzwyczajenia/watek/25680/1.html Związek z przyzwyczajenia??? :( Gość
Ja tez tak miałam.
Wmawiał mi, że jak się rozstaniemy to synek będzie histeryzował, będzie się gorzej uczył w szkole, będę mieć problemy ze wszystkim. Jednak stało się odwrotnie...synek bardzo dobrze się uczy, zachowuje się normalnie, często rozmawiamy, śmiejemy się, żartujemy. Wcześniej to i mąż ze wszystkiego się wyśmiewał, komentował wszystko i tak zachowywał się nasz synek. A problemy mniejsze lub większe zawsze są, to ja zajmowałam się zupełnie wszystkim w domu, począwszy od naprawy dachu po ogród, i teraz będąc sama też to robię.
Ale mam to, czego mi brakowało....spokój wewnętrzny i zewnętrzny, kontakt z synem, bo z perspektywy czasu mogę napisać, że próbował mnie odizolować od niego.
Teraz próbuje mi wmówić, że to moja wina rozstania. W rozmowie wygadał się, że zależało mu tylko na mieszkaniu a ja sobie mogę robić co chcę. Oczywiście po czasie miałam wszystko "wygadane" nie tylko w domu ale przy obcych też.
Czy na tym opiera się związek dwojga, rzekomo kochających się ludzi?
INKA - https://www.psychiatria.pl/forum/zwiazek-z-przyzwyczajenia/watek/25680/3.html#p488894https://www.psychiatria.pl/forum/zwiazek-z-przyzwyczajenia/watek/25680/1.html Związek z przyzwyczajenia??? :( Gość
Oczywiście, że nie, ale w rozumowaniu mężczyzn zawsze trzeba znaleźć winnego i byleby to nie był on. Jestem dorosłą osobą, a cały czas się z czegoś tłumaczę przed nim, czuję się jak w więźieniu, a już zwłaszcza jak się pojawiło dziecko. Teraz już wie, że mi ciężko zrobić jakiś krok i pewnym sensie jest mnie pewny. Tak jak piszesz marzy mi się spokój wewnętrzny i zewnętrzny,
nawet jeżeli by się to wiązało z samotnością.
Wydaje mu się, że wszystko jemu zawdzięczam, tak w rzeczywistości po za swoją pracą nie robi nic, tak jak u Ciebie. Wszystko jest na mojej głowie, ale to nie jest ważne, ja nic nie robię, to nie jest praca. Mam tego serdecznie dosyć, jakiś koszmar.
N. - https://www.psychiatria.pl/forum/zwiazek-z-przyzwyczajenia/watek/25680/3.html#p488929https://www.psychiatria.pl/forum/zwiazek-z-przyzwyczajenia/watek/25680/1.html Związek z przyzwyczajenia??? :( Gość
Ja tez się tłumaczyłam ze wszystkiego... dokąd idę, z kim się spotykam, co kupuję mimo, iż rzekomo go to nie obchodziło. Jak nie mówiłam, to znaczyło, że coś ukrywam. Dzwonił po znajomych czy nie wiedzą gdzie ja jestem, kontrolował mój samochód, torebkę... Nie żyłam tylko "wegetowałam". Nie mogłam oglądać telewizora po 23, wieczorem siedzieć przed kompem bo będę zmęczona. Oglądać filmów dramatycznych bo będą w nocy mi się śnić koszmary itp. Wypominane miałam, że za ładnie się ubieram bo na pewno kogoś mam, że kupuję za dużo obrań, butów...itd.
I w pewnym momencie uświadomiłam sobie, że to się pogłębia coraz bardziej, żyję z kimś, do kogo tak naprawdę nic nie czuję, że to tylko przyzwyczajenie.
Moje odczucia, zdania się nie liczyły. Powiedziałam mu to i... nic się nie zmieniło. Wtedy podjęłam decyzję o rozstaniu.
INKA - https://www.psychiatria.pl/forum/zwiazek-z-przyzwyczajenia/watek/25680/3.html#p489150https://www.psychiatria.pl/forum/zwiazek-z-przyzwyczajenia/watek/25680/1.html Związek z przyzwyczajenia??? :( Gość
U mnie jest identycznie, niby go to nie interesuje, a we wszystko się wtrąca. Chce wiedzieć na co wydaję pieniądze. Tak mnie to drażni, masakra.
U mnie jest tragedia, bo siedzę w domu z dziecikiem i mam serdecznie dośc. Teraz wie, że jest panem sytuacji. Przed ciążą jak pracowałam, to było źle. Jak mała już była na świecie, chciałam wrócić do pracy, też było źle. jeszcze później dostałam dwie oferty i odmówiłam, bo w jego mniemaniu, będę wyrodną matką. Teraz siedzę w domu i mam wrażenie, że się uwsteczniam. Ale dla niego to jest idealna sytuacja.
Czekam tylko jeszcze parę miesięcy, córka pójdzie do przedszkola i muszę się ruszyć, uwierzyć w siebie. Bo to chyba jest najważniejsze. - https://www.psychiatria.pl/forum/zwiazek-z-przyzwyczajenia/watek/25680/3.html#p1035336https://www.psychiatria.pl/forum/zwiazek-z-przyzwyczajenia/watek/25680/1.html Związek z przyzwyczajenia??? :(
Witajcie, postanowilam tu napisac, pierwszy raz w zyciu o czymkolwiek osobistym w internecie, bo juz nie wiem co mam robic... Pogubilam sie w zyciu, w zwiazku i nie wiem co robic. Moze od poczatku. Od prawie 2 lat jestem w zwiazku, moj tak naprawde pierwszy prawdziwy,powazny zwiazek. Mamy date slubu, on mnie bardzo kocha i skacze wokol mnie,ale z drugiej strony przy byle klotni potrafi powiedziec ze zareczyny to byl blad itp. Oczywiscie potem przeprasza,mowi ze wcale tak nie mysli,ale skad mam to wiedziec?.. Nie jestem jego do konca pewna,tak jak wtedy gdy sie zareczylismy. Najgorsze ze nie ma tygodnia czy dwoch bez klotni, klocimy sie ostro i czesto, czasem z jego a czasem z mojej winy. Najczesciej w ostatnim czasie z mojej, bo mamy problemy finansowe i od dluzszego czasu ja juz sobie z tym wszystkim nie radze i wyladowuje sie mimowolnie na nim i naszym zwiazku. Kkocham go ale nie jestem gotowa na skub,zwlaszcza teraz. Zbyt czesto mysle o rozstaniu,a z drugiej strony,kiedy dzis w zasadzie powiedzielismy sobie ze to koniec(po kolejnej awanturze), to bylo mi potwornie zal i smutno, do tej pory zle sie czuje. Mieszkamy razem od roku,bylo dobrze, radzilismy sobie z wieloma problemami,ale juz tak nie jest. Przynajmniej z mojej strony cos caly czas w srodku podpowiada mi ze to nam nie wyjdzie,ze powinnam to skonczyc.. A z drugiej strony nie chce zyc bez niego bo wiem jak mnie kocha, nie chce tez go zranic. Nie wiem jak sprawic,zebysmy sie nie klocili,zebym nie byla tak nerwowa i zebym przestala myslec o rozstaniu. Te mysli nie daja mi spac, nie pozwalaja normalnie funkcjonowac,ale nie wiem skad sie biora. Dodam ze mam nerwice i coraz gorzej czuje sie z tym wszystkim psychicznie. Czuje ze powinnam isc do psychiatry,ale chwilowo mnie na to nie stac. Nie wiem co robic. Czy da sie tu cokolwiek uratiwac czy posluchac "wewnwtrznego glosu" i sie rozstac? Nie wiem co powinnam robic i nie wiem juz chyba nawet co czuje. Zauwazylam ze od jakiegos czasu nie bylo mi latwo powiedziec ze go kocham,i mu tego juz dawno nie mowilam,mimo ze on mi co chwile... Ech. Mam nadzieje ze ktos sie zlituje i mi cos doradzi,bo jestem bezsilna, wyladowana. Do tego stracilam prace. Dno. Pomozcie;
- https://www.psychiatria.pl/forum/zwiazek-z-przyzwyczajenia/watek/25680/3.html#p1228456https://www.psychiatria.pl/forum/zwiazek-z-przyzwyczajenia/watek/25680/1.html Związek z przyzwyczajenia??? :( Gość
Dziecko a rywalizacja i brak seksu w małżeństwie
• your_and 30.11.07, 15:39
W temacie ostatnich wątków o pantoflarstwie rodzinnym dziedzictwie i
kryzysach po urodzeniu dziecka mamy jak znalazł:
Rozmowa z Markiem Licińskim***, terapeutą
Pisze Pan w swojej pracy „Ojciec uciekł, bo go przegoniła mama
Jeżeli mężczyzna kocha kobietę, to nie ma szans w tej konfrontacji.
Bo ona bardziej kocha dziecko”
Marek Liciński***: Jako terapeuta rodzinny pracowałem pewnie z
tysiącem rodzin. Na palcach jednej ręki mogę policzyć te, w których
dominuje facet.
Dorota Frontczak, Piotr Pacewicz:
Dlatego rzuciliśmy hasło "powrót taty".
ML - Ale zrzucacie winę na facetów, za separację ojców od dzieci
odpowiedzialne są zwykle kobiety. Odsuwają ojców na wszelkie
sposoby. Po prostu dziecko jest dla matki tak atrakcyjnym partnerem
erotycznym...
???
ML- Idzie o głęboki związek uczuciowy. Małe dziecko kocha matkę
bezwarunkowo, jest od niej w pełni zależne, wdzięczne za wszystko,
co dla niego robi. Do tego ta szczególna więź, jaka powstała przez
dziewięć miesięcy ciąży! Facet z dzieckiem przegrywa, bo kobieta
lokuje w dziecku uczucia i energię, woli przebywać z nim niż z mężem
Często młode matki zaczynają z dzieckiem spać. I trwa to latami
tłumaczone potrzebą dziecka
ML- A faceci idą w kąt. Mają żal, uciekają w pracę, w alkohol albo w
inne kobiety. Matka budzi się po jakimś czasie, bo jeżeli weszła z
dzieckiem w zbyt bliskie relacje, to wytwarza w nim - jak mówią
terapeuci - trzecią płeć, czyli zakochanie w sobie, narcyzm.
Obwinia pan wyłącznie kobiety!
ML- Nie, to wy obwiniacie tylko facetów. Tymczasem problem - jak
wszystko w rodzinie - jest złożony. Nie wiem zresztą, na ile w
mediach można rozmawiać o sprawach, które są poza świadomością i
których wprowadzenie do świadomości rodzi silne emocje, poczucie
winy, agresję.
Taką rozmowę już zaczęliśmy. Z listów czytelników wylewa się ogrom
pretensji, żalu i bólu, jaki mają zwłaszcza synowie do ojców.
ML- Zaprosiłbym was na sesję terapeutyczną. Ktoś wychodzi na środek
przekonany, że został skrzywdzony przez ojca. Potem analizuje swoją
relację z rodzicami i dociera do niego, że to nie ojciec go
porzucił, ale matka go "uwiodła". Ojciec był jego rywalem i on, przy
pomocy mamy rzecz jasna, wygrał z własnym ojcem! Nieświadomie ma
poczucie winy wobec ojca, a przykrywa je agresją.
Ale chyba nie usprawiedliwia pan ojców do końca?
ML- To, że facet dał sobie odebrać dzieci, świadczy też o nim nie
najlepiej. Ale w większości domów rządzą kobiety, po partyzancku.
Jak ta przysłowiowa szyja, która obraca ojcem, głową rodziny. Jeżeli
mężczyzna kocha kobietę, to nie ma szans w tej konfrontacji. Bo ona
bardziej kocha dziecko i ma instrumentalny stosunek do mężczyzny.
Przyjmijmy na chwilę, że ma pan rację. Dlaczego mężczyźni nie
walczą?
ML- Tak zostali wychowani, przez kobiety oczywiście. Tu mamy
pewną ciągłością pokoleniową. W sferze relacji matka – córka
zawsze mamy do czynienia ze swego rodzaju dominującą rolą matki.
Jest to nawet w swoisty sposób uwarunkowane kulturowo, że synem
zajmuje się ojciec, jako wzór a córką matka. Problem to skala
owej matczynej dominacji. Sam proces rozpoczyna się dość wcześnie
w konsekwencji ojciec nie ingeruje w te relacje mimo wielu sygnałów negatywnych.
Tym czasem matka niekontrolowana z wolna przejmuje nad córką kontrolę całkowitą.
Brak domowej dyskusji, wiedzy i refleksji powoduje przenoszenie na
dziecko- córkę intuicyjnych zachowań, własnych wyobrażeń,
niezrealizowanych pragnień, marzeń wreszcie frustracji, lęków, przesądów i zabobonów.
Matka - tyran, którym się stała w tzw. miedzy czasie, kształtuje na swoją modłę i podobieństwo
swoją następczynię. Ta musi wejść w kolizję w swoim związku i tylko jest kwestią
czasu kiedy to nastąpi i jakie przybierze rozmiary, skalę.
To oczywista patologia tylko nie chcemy tego tak nazywać. Tak, w jakimś sensie odpowiada
za to również ojciec, który jak wiemy z podstaw psychologii winien być wzorem dla córki,
fundamentem wiedzy o jej relacjach męsko – damskich, drogowskazem w zakresie zachowań
postaw i co najważniejsze damsko - męskiej… komunikacji. Dziś matki i ojcowie zapominają o tym i
de facto wychowują jednowymiarową egocentryczkę pełna kompleksów, niepewną swojej wartości,
autonomii i potrzeb.
Czy jest wstanie zbudować normalny związek?
ML-Zdecydowanie nie. Nawet wówczas gdy w odwecie na matce
zechce swoją córkę „wychować” bez nad kontroli i dominacji, ponieważ popełni grzechy
zaniechań wynikających z przeciwstawnych zachowań. Ta pasywna postawa ojca,
bądźmy sprawiedliwi - mężczyzna czerpie z tej sytuacji profity. Ma pracę,
ma inną kobietę, ma swobodę, którą został zdemoralizowany. Wolność
od obowiązków wobec dzieci.
Ja bym szukał przyczyny w zmianach kulturowych. W ostatnich stu
latach realia zmieniły się zasadniczo, a stereotypy nie. Kobiety
chcą mieć jak za starych czasów przywileje, opiekę i pomoc, którą
dostawały za podporządkowanie się i posłuszeństwo. Jednocześnie mają
już nowe prawa i przywileje, takie jak mężczyźni. Jest kryzys
formuły rodziny i kryzys roli kobiecej.
Dziś kobieta kontroluje to, co decyduje o losach rodziny -
prokreację. W innych sprawach dorównuje mężczyźnie. Większość
małżeńskich niepowodzeń powstaje z nieadekwatnych wzajemnych
oczekiwań, w tym seksualnych - wewnętrznie sprzecznych i niezgodnych z realiami.
Kiedyś wierność, zgodność, lojalność była konieczna do przetrwania. Dziś
rodzina zaspokaja już tylko potrzeby psychologiczne.
(....)
A co z seksem o którym powiada Pan, że go brak w związkach,
tu też winne są kobiety?
ML- w tej materii bardziej niż w innych nie tyle winne ile odpowiedzialne.
„Modelowo” jest tak, że po urodzeniu już pierwszego dziecka sex w związku
zaczyna być mocno ograniczony przez żonę-matkę.
Im więcej obowiązków tym mniej seksu.
To jest w zasadzie norma. Na to nakłada się czas, rutyniarstwo,
spadek fascynacji partnerem i kilka pomniejszych czynników. Jest
w tym logika, uzasadnienie i… wytłumaczenie.
Biologicznie seks kobiecie jest potrzebny do prokreacji.
Urodzenie dziecka praktycznie powinno oznaczać zamknięcie
tego rozdziału, ale wiemy, że tak nie jest. Oboje partnerów ma
w tej materii swoje potrzeby lecz są one w sposób nierównomierny
zaspakajane i tu znowuż na plan pierwszy wychodzi ONA jako główny
decydent w tym zakresie. Dane statystyczne są tu bezwzględne
aż 84% wszystkich konfliktów małżeńskich bezpośrednio lub pośrednio
związanych jest z seksem w związku. Jest tak ponieważ dla kobiet
w jakimkolwiek konflikcie czy sporze z partnerem seks staje się
orężem, ostatnią instancją.
Co ważne ten oręż nie służy kobietom do załatwienia sprawy, ugrania czegoś,
przeforsowania swojej koncepcji czy racji. Tym jest dla kobiet mądrych
i odpowiedzialnych, ale one są w mniejszości.
W większości przypadków embargo na seks staje się zemstą, odwetem,
karą dla partnera za ten czy inny spór, postawę, zachowanie.
To jak wiemy skutkuje eskalacją emocji bo biologia mężczyzn
czyni ich mało odpornym na ten rodzaj „ataku” w konsekwencji mamy
kwadraturę koła z małymi rozejmami w których panie zaspakajają
swoje potrzeby.
Cała reszta to domowe piekiełka podtrzymywane lękiem, finansową zależnością
I bezradnością z którą trafiają do mnie i moich kolegów i koleżanek po fachu.
Co sami mogą zmienić by nie trafić do Pana?
ML-Na każde 10 tys. małżeństw sąd rozwiązuje ok. 80 rocznie. Średnia trwania związku
rozwiązywanego to ok. 14 lat i częściej są to ludzie słabiej wykształceni i z
niższym od średniej statusem finansowym. Byłoby więc nadużyciem stwierdzenie
że panaceum na tego typu problemy jest ucieczka od związku w np. inny związek.
Bez poprawiania siebie i korekty własnych postaw trudno liczyć, że kolejny związek
będzie udany tym bardziej, że czeka nas w nim cała masa niewiadomych. Od tych
całkiem prozaicznych jak ulubione danie, film i muzyka po bardziej złożone jak pragnienia,
oczekiwania, nawyki, preferencje i wymagania. W nowym związku
też po fascynacji przyjdzie codzienność z którą już raz nie daliśmy sobie rady.
W przypadku młodych związków jest łatwiej. Im starszy, tym trudniej bo też
trudniej na zmiany w nas samych.
Z mego doświadczenia wyłania się obraz dość pozytywny. Tam gdzie nie doszło do nienawiści,
rękoczynów, alkoholizmu i jawnej wrogości, tam daje się rozmawiać. W większości
przypadków wystarczy trochę wiedzy i wzajemnej otwartości. Każda rozmowa, dialog
posuwają sprawy do przodu. Słuchanie co partner ma do powiedzenia i konfrontowanie
tego z naszym widzeniem rzeczy to ta szklanka dla jednego do połowy pusta
a dla drugiego w połowie pełna.
Mitchell S. Levy specjalista seksuologii i psychologii małżeństw proponuje
permanentny i specyficzny dialog. Każda ze stron na swojej karteczce
wypisuje tematy na które chce rozmawiać. Następnie porównujemy tematy
i grupujemy, podkreślając takie same bądź podobne. W ten sposób otrzymujemy
ostateczną listę tematów. Losowo zaczyna jedno z partnerów omawiać pierwszy
z tematów i ma na to 25 minut. Kończy wypisaniem 3 – 4 wnioskami, postulatami
kierowanymi do partnera. Ten ma dobę na odniesienie się do nich i też ustnie ma na to
25 minut. Co istotne odpowiedź na te 3 - 4 wnioski, postulaty końcowe partnera
musi odpowiedzieć w formie pozytywnej co nie musi oznaczać całkowitej
zgody, potwierdzenia itp. Odpowiedź musi jednak mieć formę pozytywną.
Strony zapisują swoje wzajemne stanowiska by móc w przyszłości odwoływać
się do tych zapisów. Część z nich zapewne ponownie będzie tematem dialogu.
Ważny jest dialog. Warto zacząć od wzajemnego wypisania za co cenimy partnera.
W drugim rzucie spisać, każde z osobna, co uważam za słabe z mankamentem w sobie.
I najważniejsze, ludzie muszą mieć czas dla siebie i tylko dla siebie. To banalne
ale musimy chcieć się lubić by muc się kochać
To jak może wyglądać "powrót taty"?
ML- Co się stało, to się nie odstanie. On jej tego nie daruje, ma kupę
żalu. W większości znanych mi terapeutycznie przypadków ojciec zajmował się zresztą
małym dzieckiem i dopiero potem szedł na emigrację, bo kobieta się
odwróciła, zagarnęła dzieci, nastawiła je przeciwko niemu i go
upokorzyła. Spróbuj wrócić w takiej sytuacji! To emigracyjny znak czasu.
To smutne bo ludzie porzucają się jak dzieci szmaciane lalki. A gdzie empatia, ckliwość
Jakiś bilans całości z którego wynikałoby że ludzie zachowują się po ludzku? Zwłaszcza
tam gdzie są dzieci a więc przyszli mężowie, żony i… rodzice. - GośćZaloguj się , aby dodać odpowiedź
- Problem z głową
Witam wszystkich na imię mam Patryk mam problemy dla tego zwracam się do was o pomoc...
- Sytuacja bez wyjcia - mój brat zrezygnował z życia
Cześć,Chciałabym się z Wami podzielić problemem, który od wielu...
Forum: Uzależnienia - Sytuacja bez wyjcia - mój brat zrezygnował z życia
Cześć,Chciałabym się z Wami podzielić problemem, który od wielu...
Forum: Zaburzenia psychiczne