Artykuł przygotowany przez pacjenta. Jest to swego rodzaju pamiętnik, który pokazuje, co pacjent odczuwa w czasie choroby.
Reklama:
1. LISTOPADA 2001 AD - WSZYSTKICH ŚWIĘTYCH
Dzisiaj wstałem rano (koło 7.30), bo Tata przyszedł mnie obudzić i pojechaliśmy, żeby pomodlić się i zapalić znicze na grobie Dziadków. W chwili, gdy byliśmy na cmentarzu, bardzo mocno padał deszcz i częściowo przemokliśmy, bo razem z wiatrem zacinało z boku. Brakowało mi Dziadka, który nas jednoczył jako Rodzinę nad grobem Babci. Pomyślałem też, że kochałem Go bardziej niż Babcię, bo się więcej nami (siostrą i mną ) zajmował i miał więcej cierpliwości, ale być może Babcia już była schorowana. Tak czy owak brakowało mi obecności krewnych i wspólnego posiłku w mieszkaniu Dziadków.
Na jedenastą poszliśmy na Mszę i nawet w kościele miałem myśli samobójcze. Zastanawiałem się nad pójściem do spowiedzi, ale nie miałem odwagi. Stwierdziłem, że wyspowiadam się albo kapelanowi szpital, albo jakiemuś kapłanowi, który mnie zna i najchętniej w bardziej prywatnych warunkach niż w kościele podczas mszy. Żałowałem, że mam takie myśli i przepraszałem Boga za to. Wspominałem czasy, kiedy moja wiara była wielka i bez problemu chodziłem do spowiedzi oraz z radością do Komunii świętej. Ale dziś jestem the „rotten Catholic”, jak to napisał Hemingway i zmurszały moje ideały. Moje serce pełne jest wątpliwości. A kontakty z rówieśnikami tylko je wzmacniają i powiększają. I znowu przypomina mi siê zdanie pewnej Amerykanki, że katolicyzm nie jest religią dla mnie. Jednak poprzez ciągły kontakt z Rodzicami mam również kontakt z tą religią. I nie jestem wobec tego kontaktu obojętny. W końcu w duchu tej religii zostałem wychowany. Dopiero zderzenie z Nikittą i jej grupą w koledżu zachwiało moją wiarą - niestety - na dobre. Ale, gdyby nie to zachwianie, to do dzisiaj pewnie nie miałbym żadnych kontaktów seksualnych. A może już bym był mężem i ojcem? Nie wiem.
Fakt jest taki, że mam 29 lat i jestem kawalerem. Nie mam ani dziewczyny, ani narzeczonej, ani kandydatki na żonę. To też mnie dołuje i wpędza w depresję i utrzymuje w tym stanie. Nie mam dla kogo żyć. Chociaż powinienem być podporą dla Rodziców na starość i , na wszelki wypadek, dla Siostry. Tylko że moje życie jest takie smutne - takie samotne i smutne. Nie ma w nim radości życia, zwłaszcza seksualnej. Problemy spiętrzają się, a ja nie potrafię ich rozwiązać. Umiem tylko o nich pisać. Większość ludzi, którzy mieli mi pomóc, nie potrafi tego zrobić. Dziś czekam na cud - na objawienie - może w postaci KOBIETY, która przywróciłaby mi chęć do życia. Nie wiem, jak długo jeszcze wytrzymam w tej depresji. To też jest męczące. Nie tak jak mania czy psychoza, bo człowiek się nie spala, ale powoli więdnie czy też usycha - także z braku uczucia. A tu ojciec znowu mówi o zastrzyku - i jak ja mam się cieszyć życiem? Co prawda, gdy w restauracji spojrzałem w lustro, to stwierdziłem, że szkoda byłoby zabiæć tę przystojną twarz. Ale ciężko jest człowiekowi , gdy nie ma się do kogo przytulić i nie ma z kim pogadać. Tym bardziej, jak się ma psychikę osłabioną porażkami i lekami. Moja siostra na przykład uważa, że już nigdy nie będę zdrowy. A ja wciąż mam nadzieję, że kiedyś to nastąpi, że znowu zobaczę sens w nauce i pracy , że znajdę się wśród ludzi, których lubię i podziwiam, że zaznam miłości, szczególnie erotycznej, z wzajemnością. I że nie będę musiał brać leków, albo takie, które nie osłabiają popędu, koncentracji i pamięci.
Za oknem już listopadowa noc - dla mnie noc depresji. Zdaje się, że w trakcie depresji poneuroleptycznej dorwała mnie jeszcze depresja jesienno - zimowa. Mam nadzieję, że przeżyję obie .TAK MI DOPOMÓŻ BÓG!!!
17.33 - DO NASTĘPNEGO RAZU! Może już zdołam wygrzebać się z leja albo chociaż zbliżyć do jego krawędzi, żeby zobaczyć więcej światła.